Pasztet z selera z migdałami

Obiecałam Ewie wypróbowany przepis na pasztet z selera. Lubiłam zawsze przeglądać książki z przepisami. Kolorowych broszurek-zeszycików w rodzaju „Przepisy czytelników”, „Przyślij przepis” itp. mam mnóstwo, namiętnie je kupowałam w pracowym kiosku
przewidując, że na emeryturze to już mało co sobie kupować będę, a ponieważ przepisy są ponadczasowe, dobrze robiłam. Książek oczywiście też mam masę, bo to jedyne dobra, które od dzieciństwa lubiłam najbardziej. Największą radością było na każdą okazję w
rodzaju imieniny, urodziny itd. otrzymać nową. Myślę sobie, że nawyk czytania wynosi się w pierwszym rzędzie z domu. Z tatą nurkowałam po księgarniach od najwcześniejszych lat, od zawsze – jak pamiętam. Z mamą wyrywałyśmy sobie książki, bo czytałyśmy te same.
Zobaczywszy „Winnetou” w księgarni potrafiłam przez całe miasto przebiec do domu (to było w Opolu, na początku podstawówki), żeby wziąć pieniądze (swoje uzbierane na książki) i kupić. Kochałam się wtedy w wodzu Apaczów, wymyślałam jakim sposobem ocalał
(oczywiście ja go od śmierci uratowałam, jakby inaczej;) ), przetrzymywałam książkę z biblioteki szkolnej nie mogąc się z niż rozstać.
Kupiłam wtedy i od tej pory miałam swojego Winnetou. Mam ten sam egzemplarz cały czas. Wprawdzie schowany w pudełku bo się rozpada ze starości, ale jest. Tak samo „Baśnie z 1001 nocy”, które od mamy dostałam będąc u babci w Tenczynku, jeszcze zanim poszłam do szkoły.
I się rozgadałam. Gadać to ja mogę „na piśmie”, używanie strun głosowych mnie męczy i ogólnie nie posiadłam zdolności oratorskich.
Miałam przecież tylko podać przepis na pasztet. No to podaję:)

Pasztet z selera i migdałów

– 2 duże selery korzeniowe
– duża cebula
– 3 łyżki oleju
– 30 dkg migdałów
– 2 łyżki musztardy sarepskiej
– 2 jajka
– olej i bułka tarta do formy
– sól, pieprz

1/ seler i cebulę pokroić w kostkę, przesmażyć na oleju
2/ migdały zalać wrzątkiem, po kilku minutach odcedzić, obrać ze skórki, dodać do selera z cebulą, zmiksować
3/ do powstałej masy dodać musztardę, jajka, przyprawy, dokładnie wymieszać
4/ keksówkę natłuścić olejem, wysypać bułką, piec 40min/ 180 st.

Upiekłam ten pasztet Małemu na jakąś okazję, w formie z Ikea w kształcie serca. Wyszedł smaczny i dał się pokroić.

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

30 odpowiedzi na Pasztet z selera z migdałami

  1. bognna pisze:

    Nie bede ukrywac: za selerem akurat nie przepadam. Ale kto wie; moze warto sprobowac?
    Ja przepisow mam cale mnostwo. Ksiazek kucharskich takze sporo. No i czesto korzystam „w tym temacie” z netu.

    • anka pisze:

      Bognna:-) Mnie się zawsze wydawało, że nie lubię selera. Ale zjadłam kiedyś w krzeszowickim „Frykasie” surówkę i była pyszna. Potem zrobiłam zupę krem selerową i byłam kompletnie zaskoczona, nie przypuszczałam, że może być taka smaczna.
      Poza książkami i broszurkami, zeszytami z przepisami zebranymi przed laty mam jeszcze tony wycinków z gazet. Właśnie ostatnio stwierdziłam, że to lekka przesada i część wycinków poszła na makulaturę (do żółtego worka z segregowanymi odpadami). Oczywiście po kolejnym ich przejrzeniu. Zbieram siły, żeby pozbyć się reszty…

  2. BBM pisze:

    Zdecydowanie bardziej wolę czytać o książkach a już Winnetou- to wiadomo: miłość idealna wielu nastolatek!
    Ale roślinny pasztet też może być intrygujący! ;))

    • anka pisze:

      BBM:-) Zakochałam się w Winnetou mając 4 latka i do tej pory mi nie przeszło:) Pewnie dlatego uwielbiam długie włosy u mężczyzn;)))

  3. Mysza w sieci pisze:

    Niestety selera nie lubię, ale przepisy różne też podczytuję i na miarę swych (niewielkich) kulinarnych możliwości, coś tam czasem nowego się upichci 😉 Koleżanka namawia mnie na pieczeń rzymską, ponoć proste w wykonaniu, to może się skuszę.. Piekłaś kiedyś?
    A co do książek, to dla synka muszę „Winnetou” zdobyć! Baśnie, Muminki, Anię z Zielonego Wzgórza, wiersze Poświatowskiej, Jeżycjadę w komplecie i całą serię książek Chmielewskiej wyniosłam z rodzinnego domu, a to akurat się Bratu dostało 😉

    • anka pisze:

      Myszko:-) W sprawie selera przeczytaj odpowiedź dla BBM:)
      Pieczeń rzymską już się nauczyłam piec (dopiero będąc na wolności, czyli na emeryturze), przedtem nie wychodziła mi za nic na świecie, albo się rozpadała i nie dawała się pokroić, albo była niedobra po prostu. Jeśli chcesz, napiszę jak robiłam, że wreszcie wyszła.
      O Ani Shirley już kiedyś mówiłam, że mam i nie oddam, na bezludną wyspę zabiorę – wszystkie książki L. Maud Maontgomery. Chmielewską – co tylko mam w domu – w poprzednie wakacje dla poprawy humoru sobie przypomniałam. Ukochane książki trzymam w sypialni, żeby mi nagle gdzieś nie wyparowały:)))

  4. fuscila pisze:

    Chyba czas przejść na dietę bezmięsną! Zapisałam przepis, i mam zamiar go wypróbować!

    • anka pisze:

      Fusilko:-) Na pewno nie zaszkodzi wprowadzenie większej ilości bezmięsnych potraw. Gdyby nie Mąż i babcia D. to ja bym wcale nie kupowała nieboszczyków, i tak tylko kurczak, indyk i ryby. Kurczak z konieczności, indyk z zemsty – jak byłam mała to mnie jeden gonił, gulgotał za mną i się bardzo bałam, ryby dla zdrowia ale to wszystko w niedużych ilościach. Od jakiegoś czasu razem z ziemniakami do obiadu gotuję marchewkę i podaję samą, bez niczego, i psy jedzą i ludzie. Jest porcja warzyw:)))

  5. Ewa pisze:

    Ania, dzieki stokrotne, może twoja wersja będzie pyszna i nierozwalająca się… Bo moje wiesz, ani dobre, ani ładne 😉

    • anka pisze:

      Ewuś:-) Wtedy naprawdę dobry wyszedł. Nie wiem jak byłoby za drugim razem, może spróbuję, tylko… to obieranie migdałów mnie zniechęca;(
      I nie pleć, że Twoje ani dobre, ani ładne bo nie uwierzę;)

      • Ewa pisze:

        Och, o tym już dyskutowałyśmy :-/ A co do Winnetou, to czytałam z dwieście razy i WCALE mi nie przeszkadza, że się w nim kochasz, bo ja wolę Old Shatterhanda. Ale i tak zawsze chciałam mieszkać w Bullerbyn!

        • anka pisze:

          Ewuś:-) TWOJE SZCZĘŚCIE! Biały brat jest OK, możesz go sobie woleć. W Bullerbyn krótko chciałam mieszkać, potem na Wyspie Księcia Edwarda, jeszcze w międzyczasie w chacie na palach nad Amazonką, w domku na drzewie, w Tenczynku w ogródku babci w wymyślonym domu całym ze szkła, a teraz bym chciała mieć święty spokój we własnej chałupie i móc często jeździć do Szczawnicy.

  6. cieniewiatru pisze:

    Też myślę, że nawyk czytania wynosi się z domu 🙂 czytający rodzice lub chociaż jeden rodzic przekładają się na czytające dziecko

    • anka pisze:

      Cieniewiatru:-) Masz rację, dziecko naśladuje rodziców. Przypomniała mi się śmieszna scena. Duży był malutki, zaobserwował, że przy lampie leżała zawsze ostatnio czytana książka i moje okulary (wtedy tylko do czytania używałam), wpadał do pokoju, siadał szybciutko, zakładał patrzałki i brał książkę do łapek. Najczęściej w pośpiechu do góry nogami, patrzył oczywiście spoza szkieł lecz był zadowolony, że mnie uprzedził, był szybszy. A widok jaki bezcenny- szkrab z książką:)))

  7. wilma pisze:

    Ja kiedyś podobnie „polowałam” na „Tomki…” Szklarskiego.
    Nie byłam już nastolatką, tylko studentką, ale coś sobie ubzdurałam, ze wszystkie muszę mieć.
    Później bardzo przydały się synowi;).
    ps. przepisałam przepis na pasztet.

    • anka pisze:

      Wilmo:-) Wszystkie „Tomki” oczywiście mam, te pierwsze też w rozsypce, czytałam je „na okrągło”, a moja siostra maturę z geografii zdała dzięki wiadomościom z nich nabytym. Wieczorami leżąc już w łóżkach wymyślałyśmy aktorską obsadę międzynarodową, wyobrażałyśmy sobie, że kręcimy film oparty na „Tomkach”. Oczywiście kłóciłyśmy się przy tym strasznie, ja się wtedy kochałam w Delonie, ona w Mikulskim:)))

  8. marynia pisze:

    Twój przepis sobie zapisałam. Przy najbliższej okazji go wypróbuję. Marysia.

  9. kariatyda2017@gmail.com pisze:

    Twój przepis sobie zapisałam. W najbliższym czasie go wypróbuję.

  10. Marysia pisze:

    Twój przepis zanotowałam.

    • anka pisze:

      Maryniu:-) Kochana, jak dobrze, że dotarłaś tutaj! Baaardzo się cieszę:)))
      Przepis wykorzystałam raz dopiero ale rezultatem byłam mile zaskoczona. Uściski najserdeczniejsze dla Ciebie:)))

  11. Mysza pisze:

    Bardzo chętnie się dowiem, cóż zrobić żeby się pieczeń nie rozpadła 🙂 A co do selera, to całkiem możliwe że kiedyś polubię, bo to chyba u mnie jak z oliwkami.. kiedyś nie mogłam przełknąć, a teraz mogę zjeść wszystkie na raz i jeszcze mi mało tego smaku 😉

    • anka pisze:

      Myszo:-) Zapomniałam dopisać, jutro poszukam o pieczeni, żeby Ci dokładnie podać. Dziś już padłam jak pies Pluto, Szkrabusia kazała siostrze i mnie kręcić się w kółko i śmiała się na cały głos. Pewnie z babcinej głupoty;)

  12. Mysza w sieci pisze:

    Widzę, że mamy te same ulubione książki 🙂

    • anka pisze:

      Myszko:-) Oliwek nie udało mi się polubić, czasem zjem ale ze wstrętem;( Natomiast seler mnie po prostu zaskoczył, bo w niczym smaku selera nie przypominał;)
      Skoro należymy do ludzi, którzy znają Józefa to lubimy te same książki:)))

  13. marijana2 pisze:

    O, bardzo fajny przepis. Lubię takie eksperymenty w kuchni. Spróbuję zrobić. Niedawno piekłam pasztet z soczewicy i kaszy jaglanej z suszonymi śliwkami. Rodzinie smakował i zniknął bardzo szybko. Właściwie to za szybko 🙂

    • anka pisze:

      Marijanko:-) A podzieliłabyś się przepisem? Coś nowego ale wypróbowanego przydałoby mi się na urodziny Małego.
      Jeśli szybko znika potrawa to znaczy, że naprawdę smakuje i nadaje się do ponownego przyrządzenia, czyli – gwarancja smaku:)

      • marijana2 pisze:

        Proszę, oto przepis:

        200 g suchej zielonej soczewicy
        100 g suchej kaszy jaglanej
        1/3 szklanki oliwy
        2 cebule
        10 suszonych śliwek
        3 łyżki sosu sojowego
        2 liście laurowe
        3 ziarna ziela angielskiego
        2 ziarna jałowca
        łyżeczka majeranku
        pół łyżeczki cząbru
        szczypta gałki muszkatołowej
        oliwa do podsmażenia
        sól i pieprz

        Soczewicę namoczyć kilka godzin wcześniej. Potem ugotować ją do miękkości. Kaszę jaglaną ugotować w 1,5 szklanki wody. Ziele angielskie i jałowiec zmielić. Pokrojoną w kostkę cebulę zeszklić na oliwie wraz z liśćmi laurowymi i zmielonymi uprzednio przyprawami. Na koniec wyjąć z cebuli liść laurowy. Cebulę, soczewicę i kaszę jaglaną połączyć, dodać wszystkie pozostałe składniki oprócz śliwek i zmiksować razem, nie na gładką masę, tak tylko do wymieszania składników. Doprawić solą i pieprzem do smaku. Formę wyłożyć papierem do pieczenia. Włożyć 2/3 masy do formy. Pośrodku ułożyć śliwki, lekko wciskając je w masę. Na wierzch wyłożyć resztę masy. Piec w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni około 50 minut, do lekkiego zbrązowienia wierzchu. Wystudzić i wyjąć z formy dopiero po całkowitym ostygnięciu.
        Smacznego 🙂

        • marijana2 pisze:

          Aniu, może wiesz, ale na wszelki wypadek napiszę. Suchą kaszę jaglaną, jeszcze przed gotowaniem, najlepiej na sicie sparzyć wrzątkiem, a później przelać zimną wodą. Traci swoją naturalną goryczkę.

          • anka pisze:

            Marijanko:-) Dziękuję! Zrobię na pewno. Poza soczewicą mam wszystko pod ręką. Zdążę resztę dokupić, jestem ciekawa jak mi wyjdzie. Już bym próbowała ale jeszcze za wcześnie.
            Za radę w sprawie kaszy jaglanej też dziękuję. Mówiąc szczerze nie wiedziałam, że najpierw wrzątkiem a potem zimną wodą. Przelałam kiedyś zimną, ponieważ nie było różnicy to całkiem przestałam. Dodawałam dużo przypraw – kiedy np kotlety z jaglanej robiłam – wtedy nie czuło się goryczki.

Skomentuj bognna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *