Baba myśli 😀🍀

🍀😀🍀

Usiadła Baba na łóżka krawędzi.

Ojej – jęknęła – coś mnie głowa swędzi!

Jakim prawem? Cóż jest to?

Czy to może samo zło?

Nie chodzę do przedszkola ani szkoły,

już za  mną miniony jest ten czas wesoły,

więc nie przyniosłam żadnych żyjątek

i nie mógł się zdarzyć ni jeden wyjątek,

poza tym farbę na włosy kładłam,

farba by każde żyjątko zjadła.

Cóż zatem z rana po głowie mi chodzi?

Baba zmartwiona w głowę zachodzi.

  • – Co mam dziś zrobić?  Najpierw zakupy,

potem zaś pranie zebrać do kupy,

żelazko włączyć i wyprasować,

następnie obiad mam ugotować,

zaraz na łąkę wyjść z pieseczkami,

jeszcze pudełko wyjąć z lekami,

Sziluni tabletkę  na tarczycę

dać przed spacerkiem. Ja pierniczę!

Nie wyjęłam zamrożonej ryby!

Cóż, obiad inny będzie, wcale nie na niby.

Wiem, z makaronem zrobię sos grzybowy

i obiad prędziutko będzie dziś gotowy.

Znowu się Baba po głowie drapie,

myśli i myśli, z wysiłku sapie.

  • – Ogródkowe rzeczy czas schować na zimę,

już się nie przydadzą ani odrobinę,

niech w spokoju czekają do wiosny,

aż czas się znów stanie cieplutki, radosny.

Zimno już, ciepełka, spoczynku potrzeba

gdy białe płatki spadają nam z nieba.

Swoją drogą one mi wcale niepotrzebne,

niech sobie ćwiczą podróże podniebne

byle ode mnie jak najdalej były,

tylko gdym dzieckiem była one mnie cieszyły,

teraz zaś tylko przynoszą chlapę

i Skitek  ciągle mokry włazi na kanapę.

– O właśnie! Baba palnęła się w czoło.

– Pora prezentów szukać, by było wesoło

gdy wnusie przyjadą do nas w odwiedziny,

toż dziś wcześniej wstałam z tej właśnie przyczyny!

Oho, słyszę stukot. Babina się budzi.

Cóż, nie mam wyjścia, idę, bo ubrudzi

kuchnię całą jeśli nie będę tam stała

pilnując, by Babina nie narozrabiała.

To przecież dopiero początek dnia

A Baba tyle na głowie ma!

Nic więc dziwnego, że głowa swędzi

dopóki Baba myśli nie przepędzi

takich co przeszkadzają, spokoju nie dają,

i złapać luzu nie pozwalają.

  • Ale nic to! – Baba ręką machnęła,

z łóżka krawędzi zwinnie się zsunęła,

szybka toaleta, włosy rozczesane,

chociaż nocką ciemną bardzo potargane.

Hop w spodnie! Koszulka, jeszcze kamizelka,

bo przez okno widać, że zadyma wielka

i zima się wciska w każdziutką szczelinę,

a Baba przegonić chce najszybciej zimę,

by cieplutko, milutko zawsze w Domku było,

by w Domeczku każdą chwilę spędzało się miło.

Tyle myśli tej Babie wciąż chodzi po głowie

i dlatego swędzi. Ktoś jej coś podpowie?

Nie myśl Babo tyle, rób swoje i basta.

Pomyśl o tym co miłe, nie jedź dziś do miasta,

poczekaj na miłą, przyjemną pogodę,

powiedz sobie – Nic nie muszę ale wszystko mogę.

Odpocznij, uśmiech poślij do lusterka,

uśmiechnij się do Baby co z niego tu zerka,

polub ją chociaż trochę, to  twa przyjaciółka

najlepsza na świecie, co niczym jaskółka

krąży wokół ciebie chętna do pomocy

o każdej dnia porze i także po nocy.

AZ 27.XI.2023

By Babę wspomóc przyjaciółka z lusterka napisała Babie kilka karteczek, które się zmieniają co czas jakiś, aktualnie wiszą takie:

ZRÓB PIERWSZY KROK TU I TERAZ, A DROGA ZACZNIE SIĘ UKŁADAĆ  ŁATWO I SPOKOJNIE

🍀🍀🍀

WYBACZAM, JESTEM WYROZUMIAŁA I PEŁNA WSPÓŁCZUCIA. PRZYSTOSOWUJĘ SIĘ, PODDAJĘ SIĘ ZMIANOM, Z ŁATWOŚCIĄ RUSZAM DO PRZODU. WSZYSTKO DZIEJE SIĘ DOBRZE W MOIM ŚWIECIE

🍀🍀🍀

UWALNIAM SIĘ OD ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA RZECZY, NA KTÓRE NIE MAM WPŁYWU

🍀🍀🍀

POZBĄDŹ SIĘ RZECZY OBNIŻAJĄCYCH ENERGIĘ

🍀🍀🍀

BĄDŹ JAK KSIĘGOWY, CHCESZ SPEŁNIAĆ MARZENIA – NIE FANTAZJUJ LECZ PLANUJ

🍀🍀🍀

SZYBKO I Z ŁATWOŚCIĄ UWALNIAM SIĘ OD TEGO CO STARE I Z RADOŚCIĄ WITAM NOWE. ODDALAM I UNIEWAŻNIAM PRZESZŁOŚĆ. MYŚLĘ PRZEJRZYŚCIE, ŻYJĘ TERAŹNIEJSZOŚCIĄ W SPOKOJU I RADOŚCI. KOCHAM I AKCEPTUJĘ SIEBIE. ROBIĘ WSZYSTKO NAJLEPIEJ JAK UMIEM. JESTEM SPOKOJNA I RADOSNA.

🍀🍀🍀

Dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa. Życzę szczęśliwego tygodnia, niech  przyniesie same prawdziwie  dobre zmiany każdej i każdemu, kto tylko zajrzy do mojego kącika i przeczyta moje dyrdymałki 💗🍀😀🌞

 

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, wierszydełka | 16 komentarzy

Pierwsza chlapa… 😟

Już minęła połowa listopada jak zwykle nie wiem kiedy i jak. Co zrobiłam przez ten czas? Na pewno bardzo się starałam, żeby nie przeciekał mi przez palce jak do tej pory (miałam wrażenie, że tak robi). Zaczęłam zapisywać co chcę (albo muszę) wykonać następnego dnia lub w najbliższej przyszłości. W celu ograniczenia karteczek, którymi się obkładałam poprzednio (czyli całe życie), wyciągnęłam stare – napoczęte 😉 – notesy i w jednym notuję tematy do bloga jakie mi się akurat przypomną, w drugim milion rzeczy, które powinnam wykonać. Jednocześnie likwiduję kolejne sterty papierków, zapisków, notatek i podobnych szpargałów (od dawna) co kontynuuję z coraz lepszym skutkiem 👍😀 Poza tym schowałam letnie bluzy, ogarnęłam przedpokój (wkurzał mnie niemożebnie jego wygląd) ponieważ kupiliśmy fajną szafkę na buty co pociągnęło za sobą moje ruszenie inwencją 😀 Butów w niej oczywiście nie ma, są psie akcesoria 🙂 Przy okazji poprzekładałam rzeczy z jednych pólek na inne, wykorzystałam na drobiazgi pudełeczka po chusteczkach, torebki prezentowe, opakowanie po szklankach. Świetnie się tam mieszczą apaszki, rękawiczki, opaski. Nienawidzę żadnych czapek na głowie, jedynie opaski toleruję i kaptur. Nic nie poradzę, ten typ tak ma i już 🙂 Cieszy mnie zawsze wykorzystanie różnych przedmiotów po raz kolejny, choć normalnie wylądowałyby na śmietniku, tzn. akurat te w niebieskim worku na makulaturę. Tam trafią kiedy się zniszczą i zostaną zastąpione przez następne. Używam też tych pudełeczek na foliowe woreczki w kuchni. Co jeszcze? Myślę… myślę… wprowadziłam poranne picie soku pomidorowego, kupiłam olej z czarnuszki i zmuszam MS do łykania co czyni ze wstrętem, ale nie ma wyjścia 😂 i musi. Zrobiłam własnoręcznie pizzę na obiad, upiekłam drożdżówkę pierwszy raz po powrocie ze Szczawnicy. W tym wszystkim próbuję dojść do siebie czyli odzyskać kondycję, bo wirusisko bardzo sponiewierało mnie, a raczej moją ziemską powłokę. Ja się nie daję, ale ona, ta powłoka, nie chce mnie zbytnio słuchać lecz ja – jako uparty Byk – nie ustąpię i pomału się powłoka podnosi wracając do normy. Babcia D. dostarcza wrażeń codziennych i nocnych takoż, tak już musi być, tak się kręcić musi ten kołowrotek zdarzeń. W końcu życie to nie bajka tylko splot najprzeróżniejszych sytuacji, z których mamy wyciągać wnioski, uczyć się i odrabiać swoje lekcje…

Z pozostałych ugniecionych ziemniaków zrobiłam „takie coś” dodając cebulkę usmażoną, pieczarki, jajko na twardo (też plączące się w lodówce), jajko surowe, trochę bułki tartej, przyprawiłam i usmażyłam jak krokiety. Polałam sosem czosnkowym i dało się zjeść 🙂

… Ładnie i kolorowo …

… pizza z tuńczykiem. cebulą, pieczarkami i serem …

… babci D. tort urodzinowy …

Był pan od naprawy balkonowego okna, które babcia D. urwała, przyszedł Franek – bo dziś Dzień Czarnego Kota, to jak miał nie przyjść 😀

 

Zaczął padać śnieg z deszczem, pierwsza obrzydliwa chlapa w tej jesieni, brr, zaczyna się… oby do wiosny 🍀🌞🌹

Jeszcze o gołąbkach (już w sobotę rano kończę, czyli 18 listopada). W Silver tv zobaczyłam nowy sposób na przygotowanie kapusty do gołąbków. Mianowicie Beatka prowadząca włożyła kapustę – po wycięciu głąba – w woreczek do pieczenia i upiekła w piekarniku zamiast gotować i potem mordować się z mokrymi, gorącymi liśćmi. Gołąbki lubię jeść ale nie lubię robić. Ten sposób wydał mi się atrakcyjny, a ponieważ kapustę akurat miałam w domu, niezwłocznie przystąpiłam do działania. Upiekłam, owszem, ale za chorobę jasną nie mogłam pooddzielać porządnie liści, wszystkie mi się porwały! Poszłam więc po rozum do głowy, dobrze, że jeszcze chwilami tam bywa, hi hi 😀 Wyciągnęłam szklane żaroodporne naczynie i warstwami ułożyłam te poszarpane liście  na przemian z nadzieniem. Nadzieniem był ugotowany ryż, usmażone pieczarki, takież grzybki shimeji oraz cebulka usmażona w dużej ilości i przyprawy. Włożyłam do piekarnika, polałam  sosem pomidorowym, nakryłam folią (którą zdjęłam pod koniec) i było to coś pysznego. Nigdy więcej nie będę się męczyć robiąc tradycyjne gołąbki 👍  Kolejna kapusta  już kupiona 😀

Buro za oknem, białawo chwilami, błoto okropne i Skitusia starusia już ubrałam w płaszczyk przed wyjściem, żeby dziadunio nie zmarzł za bardzo i nie zmókł.  Nie chcę takiej pogody, ale czy mam inne wyjście jak przeczekać? Staram się nie przejmować rzeczami, na które nie mam wpływu… ale zła jestem dalej 😬 Żeby sobie humor poprawić zrobię kawę z goździkami, uwielbiam ostatnio i polecam wypróbować. Pozdrawiam i mnóstwo dobrej energii na przekór pogodzie życzę 🌞🌞🌞💗

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 25 komentarzy

Tęcza 3 listopada

Tak było 3 listopada, wtedy zdjęcia tęczy zrobiłam wczesnym rankiem.

🌞🌞🌞

Słońce jeszcze spało,

ciemno wokół było,

Baba się zerwała,

coś ją obudziło.

🌞

Po cichutku z łóżka

hyc! wprost na podłogę.

Przecież mego Chłopa

Obudzić nie mogę.

🌞

On po nocach nie śpi,

matki swej dogląda,

od tego niespania

nietęgo wygląda.

🌞

Zmęczony bidulek

niechaj pośpi sobie,

tymczasem po cichu

ja chatę obrobię.

🌞

Tak Baba szeptała.

Zeszła po schodeczkach

 myśląc o spacerze,

o swoich pieseczkach.

🌞

A tu niespodzianka!

Na fotelu kotek

zwinięty w kłębuszek

niby wełny motek.

🌞

No tak, zimno jest już

na polu (w Krakowie

nie na dworze przecież

każdy się wypowie).

🌞

Zwierzakom „wsio ryba”:

„na polu”, „na dworze”,

dla nich wszak się liczy

spanie o tej porze

🌞

na suchym posłaniu,

w cieplutkim koszyczku,

smak pysznego jadła

czuty na języczku.

🌞

Baba dała leki,

wzięła w ręce szelki.

Chodźcie moje skarby

czas na spacer wielki.

🌞

Smycze są przypięte,

klucze w zamku wiszą,

psiepsiołki kochane

już na smaczki liczą.

🌞

A w lasku cudownie!

Polska złota jesień

choć to już listopad,

a nie ciepły wrzesień.

AZ 3.11.2023

🌞🌞🌞

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Piaseczno, wierszydełka | 20 komentarzy

Za Tęczowy Most… 10.11.20023

Za Tęczowy Most odeszła dziś niespodziewanie Kira, sunia Królowej Marysieńki. Rano wyszła ze swoją pańcią, zjechała windą i padła na ziemię po wyjściu z windy. Pomoc sąsiedzka – jak to na Ursynowie – zjawiła się natychmiast, sunia została przewieziona do lecznicy… Niestety, była to jej ostatnia podróż… O tym, że odeszła, powiadomił mnie zapłakany Mały, zresztą wszyscy mieliśmy łzy w oczach. Miałam nadzieję, ze wyjdzie z tego, leżała pod kroplówką… już raz wyszła z bardzo ciężkiego stanu. Dosłownie wczoraj (miałam wizytę u okulisty w ursynowskim Mavicie) oboje z MS wyprzytulaliśmy sunię, wygłaskaliśmy jak zawsze… Okazało się, że ostatni raz…

Uwielbiała zabawy w liściach 💗

Teraz już  za Tęczowym Mostem biega razem z Tiną, Arią, Werą, Keitem, Rolfem, Browciem, Benem, Dropem, Astorkiem i całą sforą znajomych piesków …💗 One wszystkie mają swoje kąciki w sercach opiekunów, swojej rodziny, na zawsze 💗

💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 20 komentarzy

Szczawnickie wspominki IX 2023 – stary cmentarz

… dwa pierwsze zdjęcia są z 2019 roku …

Stary zabytkowy cmentarz w Szczawnicy dawniej był zamknięty. W tym roku swobodnie mogłam wejść na teren i zrobiłam zdjęcia pomników, które podobno mają być poddane renowacji. Nie będę kombinować tworząc dzikie teksty  tylko podam link do cioci Wiki 😃 gdzie możecie sobie poczytać co nieco jeśli chcecie – https://pl.wikipedia.org/wiki/Stary_cmentarz_w_Szczawnicy

… taki napis widnieje na kaplicy szalayowskiej od strony wejścia na cmentarz, można powiedzieć cmentarzyk ze względu na wielkość …

… kaplica od strony wewnętrznej cmentarza, widać rezultat prac remontowych …

Pomniki, a raczej to z nich pozostało po nadgryzieniu zębem czasu…

Cmentarz znajduje się w samym centrum miasteczka. Za ogrodzeniem funkcjonuje placyk targowy. Na dwóch powyższych zdjęciach widać po prawej stronie stragan nakryty dachem, taką  plandeką w białe i niebieskie pasy. To właśnie tam kupujemy pomidory i śliwki będąc w ukochanym miasteczku. Oczywiście nie każdego dnia, z reguły zakupy robię w Delikatesach w Osiedlu, lecz gdy któreś z nas idzie  „na dół” po coś to wtedy obowiązkowo trzeba zajrzeć do pana od pomidorów. Szczególnie pomidory sądeckie okazały się wyborne w smaku 🙂

… jak widać życie doczesne łączy się z minionym, istnieją obok siebie …

Dziś takie wspominki łączące się z wyjątkowym świątecznym dniem, pełnym zadumy, tęsknoty za bliskimi, którzy odeszli na drugą stronę życia… Dziś także babcia D. ma urodziny 91. Gdyby mogła je świętować świadomie byłoby miło…

Serdecznie pozdrawiam i samych dobrych myśli życzę 💗💗💗

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, Szczawnica | 18 komentarzy

29 października 2023

W kalendarzu mam zaznaczony ten dzień wyraźnie – OSTATNI DZIEŃ W PRACY 2014 !!! NIECH ŻYJE WOLNOŚĆ!!!

Od wczorajszego ranka (czyli sobotniego) chciałam skończyć wpis, ale gdzie tam! Przecież rzeczywistość nie daje wytchnienia. Do tego „franca przeziębieniowa” męczy mnie w dalszym ciągu mimo najprzeróżniejszych cudów, które wyczyniam, żeby się jej pozbyć. Mam jednak nadzieję, że już jest na finiszu, bo wczoraj po południu padłam, przespałam do rana i jest lepiej. Tym razem się zaparłam i używam samych naturalnych środków (poza ibupromem zatoki), wczoraj sobie przypomniałam o kaszy jaglanej, ugotowałam i zjadłam na śniadanie a z reszty zrobiłam kotlety dodając utarte tofu, resztkę żółtego sera, jedno jajko na twardo (ze trzy dni leżało w lodówce), cebulkę w kostkę, przyprawy oczywiście, jajko surowe i bułki tartej trochę. Ulepiły się pięknie i usmażyły tak samo. Mogę polecić 🙂

Wczoraj raniutko – jak tylko zrobiło się jasno – wyszłam z psiepsiołkami (MS odsypia nocną aktywność swojej mamy), zdążyliśmy przed deszczem. Zaczęła się potem taka typowa szaruga, której zdecydowanie nie lubię. Chyba nikt nie lubi kiedy jest ciemno, buro i ponuro 😟 Przy takiej pogodzie chce się zjeść coś ciepłego na kolację.  Przeglądałam YT w poszukiwaniu łatwych, szybkich i smacznych pomysłów na kolację, sporo tego znalazłam. W końcu zrobiłam zwyczajną jajecznicę z cebulką tylko pozwoliłam się jej usmażyć w formie placka, który posypałam cheddarem, mozzarellą i położyłam kilka pasków pieczarek (czekały w lodówce na wykorzystanie). Przykryłam na chwilę, żeby się sery rozpuściły i smaczne było.  Ale to nic, w Szczawnicy zrobiłam „tatar” z cukinii korzystając z przepisu Hajduczka naszego niezastąpionego  🙂  https://www.hajduczeknaturalnie.pl/tatar-z-cukinii-wege-pasta-na-chleb/

… naprawdę smakowita potrawa wyszła, MS nie ma nic przeciw powtórce 🙂 …

Calineczka spędziła z nami trochę czasu, szkoda, że padał deszcz i odpadły zajęcia na powietrzu, co byłoby z korzyścią dla wszystkich zainteresowanych stron 🙂 Trudno jednak, dałyśmy radę i przygotowałyśmy „tort” dla taty, który miał imieniny. Szkrabusia czynnie uczestniczyła w rozsmarowywaniu serków i kremu (niejadek podjadał 😃 ) oraz dekorowaniu płatkami czekoladowymi. Spód był z herbatników, pozostałe warstwy z biszkoptów, masę stanowiły serki: waniliowy, brzoskwiniowy, truskawkowy (takie były ostatnie trzy w Biedronce), natomiast na górze znalazł się krem „z gotowca” czyli z opakowania dr Oetker. Nie muszę przekonywać, że to pyszne było 🎂

… torcik w szklanej formie prezentował się wspaniale …

Poza tym tworzyłyśmy „coś z niczego” wykorzystując pudełko i rolki po papierze toaletowym i okazało się, że to fajna zabawa. Przy czym dodam, że pomysł był Calineczki i ona rozpoczęła działalność, a babcia się tylko włączyła, podawała materiał i pomagała, aby się całość nie rozleciała 😀

… obok domku stoi drzewo jakby ktoś nie rozpoznał 😃 …

Calineczka jest wielbicielką makaronu, poza nim lubi tylko czekoladę 🙂  Babcię też uraczyła sama z siebie usiłując babcię nakarmić wkładając w danie serce 🙂

… napis zrobiła własnoręcznie, żeby wątpliwości nie było co znajduje się na (jej) talerzu 😃 …

Spanie to strata czasu, ale jednak zmęczenie bierze czasem górę. W łóżku babcia obowiązkowo musi poczytać swoje wierszyki o Sziluni i Skitusiu, taka tradycja, bez tego ani rusz, jednak teraz Szkrabusia pyta babci czy babcia ma jeszcze siłę poczytać 🙂 W udaniu się do sypialni pomaga napis na piżamce.

Powiem Wam jeszcze, że humor mi poprawił filmik na Silver tv, lubię sobie zerknąć, jest mnóstwo ciekawych informacji i porad skierowanych do Mądrych Babć 😃 (inne nie pojmą, hi hi 😃😃😃), tym razem było o wykorzystaniu szli i apaszek https://www.youtube.com/watch?v=FfAjObVfBxA

Zupełnie zapomniałam o zmianie czasu i rano przez moment zastanawiałam się czy to ja zwariowałam czy część zegarków (które ręcznie trzeba przestawiać), na szczęście przypomniałam sobie o co chodzi i odetchnęłam z ulgą. Wczoraj  babcia D. stwierdziła, że się ode mnie zaraziła demencją…

Słoneczko wyjrzało, co za radość 🌞🌞🌞 Jeśli trochę obeschnie ziemia to wyjdę do ogródka skończyć porządki, wybrać resztę zielska do worka, bo z powodu „francy” i deszczu nie dałam rady wcześniej. Cukierki dla dzieciaków na Halloween kupione, Calineczka być może przyjedzie, coś wspominała, trzeba się przygotować. Dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa. Pogody w te dni życzę, bo potrzebna podczas święta, żeby nie brodzić w błocie zapalając znicze. Najserdeczniej pozdrawiam 💗💗💗

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 20 komentarzy

Szczawnickie wspominki – IX 2023

Przeziębienie mnie dopadło, ale nic to, poradzę sobie jak zawsze. Muszę, Calineczka dziś przyjedzie i będzie do niedzieli. Szkrabusia odwiedziła nas też w Szczawnicy. Wera była z nami przez tydzień, potem Duży z młodszą córeczką przyjechał po starszą. Akurat w Muzycznej Owczarni w Jaworkach był świetny  koncert. Przyjechał Doogie White  i wreszcie Wera poszła do klimatycznego, wspaniałego klubu na super występ. Od dawna chcieliśmy jej pokazać to miejsce. Była jako mała dziewczynka, kiedy chodziliśmy w okolicach Jaworek, ale to zupełnie co innego. To był spacer, nie koncert. Głównie zapamiętała kozła, który ją przestraszył waląc w ogrodzenie, oczywiście nie w Muzycznej Owczarni tylko po drodze przez wieś. Tym razem wszystko się zgrało, MS, Duży i Wera pojechali na koniec świata – jak to kiedyś określił Włodzimierz Nahorny, ponieważ droga kończy się w Jaworkach i dalej są już tylko góry. https://www.szarpidrut.pl/koncerty/doogie-white-w-muzycznej-owczarni-w-jaworkach,1107.html

Po długich dyskusjach Calineczka pozwoliła Dużemu jechać (jest niesamowita broniąc swego zdania), zostałyśmy z babcią D., która ze sto razy przechodziła przez pokój na balkon i z powrotem raz w ubraniu dziennym, raz w koszuli nocnej, boso i w kapciach… Malutka uczyła mnie rysować 🙂 czytałyśmy, oglądałyśmy zdjęcia i wreszcie usnęła zanim reszta rodzinki wróciła zadowolona z koncertu. Nic dziwnego, bo dzień miała pełen wrażeń. Pojechała kolejką na Palenicę a tam mnóstwo atrakcji teraz jest, szczególnie dla dzieci. Ja tego jeszcze nie widziałam, muszę pilnować babci D. Wybiorę się w przyszłości, ważne, że Malutka skorzystała nawet zjeżdżała „rynną” jak kiedyś Wera gdy była w jej wieku. Pod Palenicą także dla najmłodszych elementy różne różniste do zabawy są i dzieciaki korzystają z tego na potęgę.

… Calineczka i koniki …

… rodzinka wraca ze spaceru prawie w komplecie 🙂 ja z Szilką robimy fotkę, babcia D. została na ten moment w domu, brakuje tylko Małego, szkoda, że nie mógł dojechać …

Już po siódmej, a myślałam, że się wcześniej wyrobię z wpisem. Muszę wyjść z psiepsiołami, czekałam aż będzie jasno, bo po ciemku w lasku niekoniecznie lubię być. Chodzą różne stworzonka, z dzikiem nie chciałabym się spotkać, o nie 🙈

Miłego dnia i samych dobrych chwil życzę wszystkim odwiedzającym, i dziękuję baaardzo za pozostawione słowa 🙂 Niech MOC będzie ze wszystkimi co po jasnej stronie są ✌✌✌

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, Szczawnica | 29 komentarzy

Wróciłam 🌞✌

Jest sobota. W poniedziałek wróciliśmy ze Szczawnicy. Tak, naprawdę tam byliśmy 😀 Udało się pojechać i udało się wrócić w tym samym składzie, co naprawdę takie pewne mi się nie wydało w pewnym momencie. Ale o tym potem. Na razie tylko przywitanie  i powrót do codzienności i normalności. Z powodu jutrzejszej ważnej niedzieli wróciliśmy tydzień wcześniej, ale co tam! 😊  Stęskniłam się głównie za własną wanną z ciepłą wodą (uwielbiam ciepłą wodę w kranie) i wolną przestrzenią wokół siebie.  Najważniejsze jednak, że Pieniny jak zwykle przecudne, najpiękniejsze w świecie, wytęsknione i ukochane 😊 O szczegółach w następnych wpisach będzie. Pogoda dopisała wyjątkowo, kolory jesienne jeszcze się nie pojawiły, dominowała zieleń. Ostatnio już nieco  przygaszona, przydymiona, ale zieleń. Z rzadka tylko przeplatana żółkniejącymi, czerwieniejącymi gdzie nie gdzie liśćmi.

Po dotarciu do domu od razu poszłam zobaczyć co wyrosło z dziwadła i o mało nie padłam ze śmiechu 😀 Dziwadło okazało się być… dynią! Tak więc malutka dyńka sobie urosła, śliczna, karbowana, żółciutka i może jeszcze urośnie. Panna Hortensja częściowo kwiaty straciła, ale tylko częściowo, więc liczę na jej dalszy rozwój 🙂 Druga Hortensja (dostana od Calineczki) rośnie sobie i kwitnie,  inne kwiatki też, chryzantema ma pąki, dalie szaleją, wilec na siatce urósł i zakwitł, groszki także kwitną. Zaraz po przyjeździe udałam się do Biedronki po zakupy i znalazłszy pięć wrzosów natychmiast wszystkie zapakowałam do koszyka. Nazajutrz  zagospodarowałam wszystkie. Dziś z kolei kupiłam trójkolorową chryzantemę. Zdążyłam ją posadzić, ale zaczął padać deszcz przerywając mi prace w przedogródku. Nic to, skończę po deszczu, przecież nie będzie wiecznie padał.

Tyle tytułem powitania po powrocie. Dziękuję za to, że mimo mojego częstego milczenia odwiedzaliście mój kącik i zostawialiście słowa oraz dobre myśli, co wyraźnie czułam 😍 Niech MOC  będzie ze wszystkimi dobrymi duszyczkami 😍 Pozdrawiam i życzę wspaniałego tygodnia 👍✌ 🌞

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 16 komentarzy

Więcej niż milion 💗💗💗

Jaką siłę ma energia miliona serc wypełnionych pozytywnymi myślami? Miliona uśmiechniętych twarzy? Miliona głów pełnych dobrych pomysłów, pełnych nadziei na lepszą przyszłość i chęci do działania? Okaże się 15 października czy jasna strona Mocy pokona ciemność i rozbłyśnie milionem świateł, by mrok zepchnąć tam gdzie jego miejsce…

Z całą pewnością Marsz Miliona Serc przejdzie do historii jako (chyba) największa pokojowa demonstracja jaką widzieliśmy do tej pory, przynajmniej jaką ja widziałam. Nie było agresji, wrzasków, krzyków pełnych nienawiści, wykrzywionych złością twarzy, przekrwionych oczu, odpalanych rac, dymów, niszczenia tego co na drodze, połamanych ławek, wyrwanych kostek brukowych itd…  Było pięknie, wzruszająco, kolorowo, wesoło, radośnie, nad tłumem unosiły się porozumienie, nadzieja, życzliwość i to sprawiało, że cały świat nagle wydawał się lepszy…

Pokażę kilka zdjęć zrobionych przez Dużego i Synową, Mały zdjęć nie robił. Po raz pierwszy Wera brała udział w demonstracji, po raz pierwszy będzie głosowała. W młodych nadzieja, przecież wybierają swoją przyszłość, więc oby wybierali dobrze na przekór starym dziadom, którzy chcą wszystkim urządzać życie…

Na początek niesamowite zdjęcie, które dostałam od koleżanki,  ona tez od kogoś i tak sobie krąży, bo na to zasługuje.

Dalej zdjęcia zrobione przez Dużego i Małżonkę jego 🙂

Myślę, że kota nikt nie skrzywdzi 😺 Żadne zwierzątko nie zasługuje na złe traktowanie, absolutnie żadne, świnek też nie należy obrażać, mają przecież z ludźmi tyle wspólnego, że nawet ich organy używane są do przeszczepów dla ludzi…

Kochani, słuchajmy swoich serc, trzymajmy kciuki za jasną stronę Mocy i niech się stanie tak, jak tylko może najlepiej. Dziewczyny! Nie pozwólcie, żeby starzy faceci urządzali Wam świat!!! Bez względu na Wasz wiek!!! Zobaczcie TĘ PANIĄ 💗    https://pbs.twimg.com/media/F7WtraBW8AECryu?format=jpg&name=medium 

Dziękuję za odwiedziny i pięknego październikowego  tygodnia życzę 💗💗💗

💙💛

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 17 komentarzy

🌞Kasia jedzie z wnuczką do Szczawnicy 🌞 czyli „W międzyczasie”

Jeszcze nigdy Kasia  nie była tak zła na Mikołaja. Właściwie nie zła, inaczej należałoby określić jej emocje. Przepełniały ją raczej pretensje do całego świata, żal, uczucie zawodu, strachu, a jednocześnie mnóstwo obaw wynikających z bardzo wielu przesłanek. Podsumowując orzekła, iż przyczyną wszystkich nagromadzonych w jednym czasie problemów jest brak samochodu, za co ewidentnie winiła męża. Właśnie w tym upatrywała początek wszystkich pozostałych niefortunnych zdarzeń.  Przecież tyle razy przypominała o przeglądzie auta. Mikołaj jak zwykle – co stwierdziła z ponurą satysfakcją – zostawił to na ostatnią chwilę. Zgodnie z jej przewidywaniami w serwisie nie podbili dowodu rejestracyjnego ze względu na stan podwozia (bo cały  „mechanizm ruchu” był wymieniony i sprawny) i przez to zostali bez własnego środka lokomocji  na dwa tygodnie przed planowanym wyjazdem z wnuczką do Szczawnicy.  Następnego kupić nie było za co, przecież kredyt hipoteczny zaciągnięty we frankach uniemożliwiał jakiekolwiek ruchy finansowe. Próba wzięcia samochodu w leasing też się nie powiodła, bo i przy tej formie sprawdzano zdolność kredytową, a tej nie mieli w ogóle.

Do ostatniej chwili Kasia miała nadzieję, że się uda. Nie udało się. Taka huśtawka trwała dwa tygodnie. Wcześniejsze dwa tygodnie upłynęły pod znakiem bardzo trudnych przeżyć związanych z chorobą. śmiercią i pożegnaniem zaprzyjaźnionej sąsiadki.  Tego samego dnia trafiła do ich Domku sunia, o którą ciężką walkę stoczyła Kasia z ukochanym małżonkiem.

Zapadła decyzja podróżowania pociągiem do Krakowa, stamtąd autobusem do Szczawnicy. Bilety kupili na  Dworcu Centralnym dostarczając suni  przeżyć, albowiem z nimi owe bilety kupowała sprawdzając się w roli psa towarzyszącego. Kasia  w głębi duszy złośliwie uważała, że Mikołaj specjalnie nie załatwił auta na wyjazd, ponieważ miał obawy przed tak daleką jazdą z dzieckiem i z sunią, która była dla niego wielką niewiadomą, przecież nigdy nie miał własnego psa i nie poznał tych wspaniałych istot „z bliska”. Stąd strach przed nieznanym. Tak uważała ta „gorsza” część Kasi i z mściwą satysfakcją przedstawiała swoje racje drugiej Kasi, która z kolei broniła Mikołaja dowodząc, że jest wspaniałym, kochającym dziadkiem, że sunię też polubił, że bardzo się przejął, kiedy zemdlała pod Biedronką z upału, że na pewno z czasem ją bardzo pokocha…

Kolejnym dostarczycielem przeżyć – w sensie negatywnym – była nieustannie praca, a raczej okoliczności wokół. Kasia już złożyła wymówienie. Odbyła rozmowę z naczelniczką, dyrektorką, dyrektorem, była w ZUSie i spytała panią w okienku czy na pewno dobrze wypełniła druk. Uzyskała informację, że będzie musiała jeszcze dostarczyć druk RP7 oraz świadectwo pracy już po jej zakończeniu. Następnie poszła na zwolnienie, bo okropnie bolał ją kręgosłup. Przedtem jeszcze wyniosła kwiatki do pokoju Mariolki i jej pokój stał się martwy. Już będąc w domu dowiedziała się, że Bibliotekę wykreślono z kart obiegowych  pracowników odchodzących z firmy. JEJ BIBLIOTEKĘ!!!  A więc Biblioteka umarła z Kasi odejściem…

Do tego wszystkiego dochodziły przeżycia związane z ogólną sytuacją na świecie, szczególnie teraz w Europie. Konkretnie z ruchami wojsk rosyjskich i ukraińskich. Przecież to przy naszej granicy! W wyobraźni uruchomiła się seria chyba genetycznie przekazanych  wspomnień związanych z drugą wojną światową. Wszak przez całe dzieciństwo opowiadania o wydarzeniach z okresu wojny towarzyszyły jej bezustannie. Później sama lubiła „naciągać” rodziców na opowiadania. Teraz, gdy już było za późno, żałowała, że nie zapisywała tych wspomnień,  wszelkie fakty – niestety – uleciały z pamięci. Na zawsze jednak wbił się w jej duszę nastrój owych czasów, ponury, pełen strachu i przerażenia, ze śmiercią mogącą się wyłonić zza każdego zakrętu, z bramy, z ponurego dźwięku lecącego bombowca. Taki dźwięk do dziś wprawiał ją w przerażenie kiedy go słyszała nad głową.

Tak więc ogromna ilość negatywnych przeżyć nagromadzonych w jednym czasie musiała znaleźć ujście w ciele (w co Kasia święcie wierzyła) i  spowodowała zapalenie stawu biodrowego. Dołożyła sobie „przyjemności” jadąc rowerkiem przez Puławską do Kamila nakarmić koty (syn wyjechał z dziewczynami i Dżemikiem na krótki urlop) pokonując długą trasę po wielu latach  niekorzystania z roweru. Ból był nie do wytrzymania. nie ustawał przy zmianie położenia ciała w żadnej pozycji.. Dostępne bez recepty środki przeciwzapalne i przeciwbólowe minimalnie tylko przytłumiały ból na chwilę gdy siedziała bez ruchu. W takim stanie musiała podróżować pociągiem.

Wszystko było nie tak jak miało być. W pierwotnym założeniu wyjazd samochodem  planowali na sobotę. Tymczasem w sobotę Agnieszka z Klarcią  dopiero wróciła znad jeziora. Dziecko z walizką można było przejąć dopiero wieczorem jednocześnie odwożąc sunię do Kamila, który ją przygarnął na ten czas, a Dżemik nie zgłaszał sprzeciwu.

Sunia okazała się naprawdę słodką, kochaną istotką, nie sprawiała żadnych kłopotów. Wciąż chyba bała się, że ją wyrzucą i znów nie będzie miała domu i swojego stada. Wyraźnie nie była suką dominującą.  Z teściową Kasia nie zostawiłaby jej za żadne skarby świata. W trakcie półtorarocznego wspólnego mieszkania pod jednym dachem całkowicie zmieniła zdanie o starszej pani. W stosunku do kwiatków mogła sobie być nieodpowiedzialna, z tym się Kasia pogodziła. Trudno, zielsko zgnije albo uschnie to się go wyrzuci i z głowy. Przecież kiedy było sucho zapominała podlewać, za to po deszczu robiła to bardzo chętnie. No, nie zawsze, trzeba przyznać, ale często. Kasia sama sobie wmawiała, że się czepia… w końcu wiek ma swoje prawa… Żywej istoty jednak nie można narażać na to, że starsza pani otworzy drzwi na uliczkę i wypuści sunię, żeby sobie pobiegała jak kiedyś małą Klarcię. Na szczęście Kasia wtedy była w pobliżu i zdążyła zareagować. Pani Wacia otwierała drzwi nie bacząc na to, że sunia wyskoczy i popędzi przed siebie. Albo zapomniałaby ją nakarmić przez kilka dni podając potem jednorazowo  tygodniową porcję. O wodzie też zapomniałaby. Na pewno. Kasia była przekonana o kompletnym braku  odpowiedzialności teściowej.

Dotarcie do Szczawnicy było dla Kasi jednym wielkim koszmarem. Każdy krok powodował niewysłowiony ból. Kuśtykała na ugiętej nodze nie mogąc nadążyć za Mikołajem objuczonym z konieczności podwójnym bagażem. Na dodatek przyszło im jechać nowoczesnym wagonem bez przedziałów, czego Kasia nie znosiła. W przedziale czuła się o wiele lepiej niż w wielkim wagonie, w którym bagaż należało zostawić  przy wyjściu, a siedzenia są ustawione jak w tramwaju. Co z tego, że jest klimatyzacja?  Oprócz kilku „normalnych” osób podróżowały zakonnice z grupą małych dzieci. Rozwrzeszczanych, rozkrzyczanych – jak to dzieci. W innych okolicznościach nie przeszkadzałoby to jej nic a nic. Teraz jednak rozbolała ją głowa  od tego całego hałasu i była jeszcze bardziej zła na męża.

W Krakowie na dworcu autobusowym od razu trafili na autobus rejsowy do Szczawnicy. Dobrze, że długo nie  musieli czekać, jednak nie kupili biletów powrotnych do Warszawy i to był kolejny powód, dla którego Kasia czułą dyskomfort podczas całego urlopu. Klarcię – mimo bólu – trzymała na kolanach kiedy po pewnym czasie znalazło się miejsce siedzące.

Dotarli wreszcie do celu. Obolała ledwo dowlokła się do restauracji „Alt”, znajdującej się nieopodal dworca autobusowego, na skraju Parku Dolnego. Tam zjedli obiad po czym Mikołaj poszedł po taksówkę, którą dojechali na Osiedle. Długo trwało Kasine wdrapywanie się na górę. Nareszcie udało się pokonać schody i była na miejscu w swoim ukochanym mieszkanku.

Noc była koszmarna. Z bólu płakała przez większą część nocy, nie pomagało nic. Mikołaj chciał wzywać pogotowie, ale nie pozwoliła. Usnęła nad ranem i obudziła się mogąc już spokojnie wstać z łóżka. Najgorsze minęło. Owszem bolało, wiadomo, że będzie boleć kilka tygodni albo i dłużej, ale to nic w porównaniu z najostrzejszym stanem. Da się chodzić nawet bez podpierania się kijkiem.

Nie wychodziła z domu w poniedziałek, Mikołaj przyniósł z apteki plastry rozgrzewające, zrobił zakupy spożywcze, wyszedł z wnuczką na spacer. We wtorek Kasia już wyszła z domu i zaczęło się normalne, urlopowe życie. Pogoda była w kratkę, liczne deszcze i tak uniemożliwiły korzystanie z niektórych szlaków, nie żałowała więc niczego. Wystarczyło chodzenie po dobrze już znajomych uliczkach, odwiedzanie ulubionych zakątków. A jest gdzie przechadzać się w ukochanym miasteczku nawet podczas deszczu. Jak nie wspomnieć o najdłuższej w kraju promenadzie ciągnącej się po obu stronach Grajcarka wpadającego do Dunajca i dalej, aż do słowackiej Leśnicy? A Park Dolny i Górny? A droga do Czardy  i do kapliczki na Sewerynówce? A wszystkie urokliwe przejścia między uliczkami, schodki wyrównujące różnice poziomów? A przepiękne widoki zmieniające się co kilka kroków? Kasia przecież pokochała to miasteczko od pierwszego wejrzenia i czuła się tu najlepiej. Jak u siebie. Zapachy, kolory, brzmienie mowy regionalnej przywodziły wspomnienia dzieciństwa i cudownych wakacji u rodzinki na wsi…

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii W międzyczasie | 8 komentarzy