Myślę sobie…
Zapiski były robione z doskoku przez kilka dni. Często bywa, że gdy wreszcie włączę Lapka to coś się wydarza i koniec zabawy. Nic to, w końcu przecież kiedyś się uda 😊
Pisałam od zawsze, odkąd się nauczyłam pisać. Czytałam od kiedy nauczyłam się składać litery w wyrazy. Najpierw słuchałam jak dziadek czytał kiedy mieszkałam w Tenczynku. Mama przywiozła mi „Baśnie z 1001 nocy” (mam dotąd na półce) i dziadek co wieczór czytał na głos, ja i babcia słuchałyśmy z zapartym tchem, a dziadek czytał sam zaciekawiony co będzie dalej. W podstawówce odważyłam się nawet wysłać sonet do „Płomyczka”, taka byłam 😁 Prawdziwy sonet z zabójczym rymem „żurawie na jawie”, a więcej nie pamiętam o czym był, hi hi 😊
Ukrywałam swoje „arcydzieła”, słyszałam wciąż „zejdź z obłoków na ziemię”, „myśl realnie”… no to starałam się myśleć realnie… Potem dzieci, praca, samodzielna mama nie miała czasu na dyrdymałki choć wierszyki i bajki dzieciom układała póki były małe. Pierwsza prawdziwa powieść powstała właściwie jako autoterapia po rozwodzie i po śmierci mamy… „Prawdziwa” – bo w ósmej klasie napisałam w kilku zeszytach mieszczące się „dzieło” o miłości do Seweryna Krajewskiego, a może nawet nie o samej miłości tylko o przygodach wszystkich czterech chłopców z Czerwonych Gitar i ich dziewcząt. Oczywiście ja byłam wybranką Seweryna 😊 Jakże żałuję, że to „dzieło” zniszczyłam! Byłam na studiach gdy czytałyśmy je z Lucy i jej koleżanką płacząc ze śmiechu. Później – „będąc dojrzałą kobietą” – doszłam do wniosku, że nie wypada mi zostawiać tego ku pamięci i „dzieło” unicestwiłam 😊 A Seweryn wtedy pięknym młodzieńcem był 😀

… ten plakat do tej pory wisi na wewnętrznej stronie drzwi od szafki 😃 …
Przez kilkadziesiąt lat (rozwiodłam się mając 33 lata, teraz mam razy dwa plus jeszcze trzy) – jak to się mówi „ „pracowałam nad sobą” z różnym skutkiem, różnymi metodami, czytałam, szukałam, zresztą wspólnie z tatą podrzucaliśmy sobie odpowiednie książki, mam do tej pory sporo pozycji od niego. Miał zwyczaj podkreślać ołówkiem interesujące go fragmenty (tylko we własnych egzemplarzach). Teraz traktuję je jako przesłanie, często znajduję odpowiedź dla siebie w owych fragmentach, w zupełnie przypadkowo wziętej do ręki książce. Mówię „dzięki Szefie”, a on uśmiecha się ze zdjęcia…💗 Przez długi czas nie rozstawałam się z „Możesz uzdrowić swoje życie” Louise Hay i z książkami Leszka Żądło. Zawsze którąś miałam przy sobie w metrze, w autobusie, w tramwaju, na przystanku, w każdej możliwej chwili „nurkowałam” do środka i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ratowały mi życie. W świecie fizycznym uratował je lekarz z Ukrainy, dr Aleksander Nowicki, do którego przeznaczenie mnie doprowadziło. Często teraz o nim myślę, zastanawiam się czy żyje, czy jest w Ukrainie czy wyjechał…. Czytałam Silvę, słuchałam kasety Lecha Emfazego Stefańskiego, ale nigdy do końca nie opanowałam żadnej sztuki, zawsze coś stawało na przeszkodzie, szeptało z tyłu głowy, żebym dała spokój bo to nie dla mnie, głupotami znowu się zajmuję zamiast myśleć realnie… Mimo to całkiem owej „pożywki dla duszy” nie odstawiłam. I całe szczęście 😊 A tak w ogóle to życie mi uratował MS pojawiając się na mej drodze 😃💗💗💗
Tak przebrnęłam przez wszelkie odsłony życia i doczekałam wolności czyli upragnionej, wytęsknionej emerytury. Mało tego, od roku mam wolność od telewizji i to uważam za zrządzenie losu. Dzięki temu zaprzyjaźniłam się z YT, odkryłam mnóstwo ciekawych kanałów – prowadzonych przez świetnych ludzi – z różnych interesujących mnie dziedzin. Między innymi dzięki temu uświadomiłam sobie pewne sprawy.
Tu przechodzę do odpowiedzi na słowa Poli. Miałam milion wątpliwości związanych z życiem na blogowisku, no miałam, nie da się ukryć. Napisałam we wpisie – „27 lutego 2017 roku odważyłam się na napisanie pierwszych słów na blogu. Ze strachem, z tysiącem obaw (jak zwykle ja), że to głupie, bez sensu, że nie potrafię, że zgłupiałam na starość, że to, że tamto…”. Polinko, blogowisko jest żywe, na bieżąco każdy może mi chcieć udowodnić, że piszę głupoty, bzdety i w ogóle to mogę sobie wsadzić te gryzmoły tam, gdzie słońce nie dochodzi itp., itd. I wtedy będę przeżywać, gryźć się, denerwować, nie spać po nocach, popadać w jeszcze gorsze nastroje… i po co mi to, i gdzie ja się pcham… i znowu w koło Macieju wszystkie kompleksy krążą wokół… Napisać powieść to żaden problem, nikt tego nie widzi, nikt nie może krytykować, bo nie zobaczy dopóki ja o tym nie zdecyduję i dlatego to jest zupełnie inna kwestia. Przełamałam się jednak i okazało się, że moje dyrdymałki sprawiają komuś przyjemność, ktoś coś przeczyta, odpocznie, zastanowi się, nawet zada sobie tyle trudu, żeby napisać komentarz co już w ogóle jest niesamowite! Szok! Normalnie szok przeżywałam na początku 😊
(Jejkuuu, szok przeżyłam teraz spojrzawszy za okno! Jest 9 marca godz.6.04. Masa śniegu!!! Wszędzie biało!!! )
Postanowiłam wszystkie „dzieła” czyli dłuższe i krótsze dyrdymałki zaprezentować na blogu i odważyłam się na to. Trochę się bałam, że nie zdążę wszystkiego opublikować przed udaniem się na Drugą Stronę Tęczy, więc na początku spieszyłam się bardzo 😊 Niepotrzebnie. Zdążyłam, dokończyłam zaczęte wcześniej ( „Po co wróciłaś Agato?” „Widocznie tak miało być”, „Pasma życia”), napisałam „Babie lato i kropla deszczu”. Tę ostatnią powieść skończyłam – jak już wspominałam – przed inwazją na Ukrainę. Ostatnio napotykam na informacje o przekazywaniu przeżyć, emocji na kolejne pokolenia, o traumie rodowej. Okazuje się, że z poziomu świadomego nie ma dostępu do tego co się dzieje w poziomie podświadomym i nieświadomym. Są metody pracy z emocjami, z programami, traumami, które są na naszej linii życia ale pochodzą od przodków. Jest to niezwykle ciekawe, lecz nie będę się teraz zagłębiać w temat, może kiedyś. W każdym razie pomyślałam, że może w jakiś sposób to się we mnie odezwało, któż może wiedzieć?
Słuchając Mediteusza na YT uświadomiłam sobie wiele rzeczy. Wzięłam też sobie do serca tezę, że stawianie warunków jest bez sensu w kontekście odkładania planów, realizacji marzeń „na zaś” – jak coś się zdarzy, jak będzie pogoda, jak wygram w totka, jak kobieta zostanie prezydentką, jak moja wnuczka wyjdzie za mąż, jak to jak tamto… Przemyślałam (rano, kiedy wszyscy spali i miałam chwilę dla siebie) co ja tak naprawdę chcę robić przez tę resztę pobytu w obecnej postaci na naszej pięknej błękitnej planecie. Przecież wiem, pisać. Ale tylko pisać, nie bywać w żadnych dużych skupiskach, nie spotykać się na żadnych tzw. wieczorach autorskich, nie pokazywać się, nie uzależniać się od nikogo i niczego. Mam chęć – piszę, nie mam weny – przestaję i czekam na jej powrót nie tracąc zdrowia z nerwów, że termin, że ktoś czeka, że zobowiązanie, że coś tam jeszcze… Mam mieć radość, przyjemność z tego co robię!
Uświadomiłam sobie to wszystko jasno i wyraźnie. Nareszcie! Już nie muszę się stresować, zastanawiać, co inni powiedzą, że nie chodzę po wydawnictwach, nie proszę, nie szukam – bo po prostu nie chcę. Nie chcę być od nikogo i od niczego uzależniona i mogę sobie na to pozwolić. Tę wolność daje mi emerytura. W tej materii oczywiście, bo przecież pozostają domowe obowiązki, kwestia zdrowia, dbanie o babcię D. itd. Tę wolność, radość, przyjemność mogę czerpać z bloga! Wystarczy mi w zupełności, że czytacie, zaglądacie, odzywacie się i to jest wspaniałe. I dlatego postanowiłam, że dla własnej przyjemności i może trochę Waszej „Babie lato i kropla deszczu” będzie w odcinkach na blogu.
Kocham być w domu, najbardziej na świecie kocham być w domu, lubię bywać w najbliższej okolicy czyli tam, gdzie dojdę na piechotę, nie lubię zmian (jak to Byk) i kocham Szczawnicę. Lubię gotować (to już wiecie), wypróbowywać nowe przepisy, przygotować coś dobrego dla dzieciaków kiedy nas odwiedzą.
Mogę, chcę, ale nie muszę! I tym optymistycznym akcentem kończę niniejsze wywody życząc spokoju, pokoju i zdrowia, dziękując jednocześnie za odwiedziny i komentarze. Wszystkiego co najlepsze w pierwszym dniu WIOSNY 🌺🌞🌺
Pierwsze wiosenne, właściwie wczesno wiosenne zdjęcia 🙂

… pole przy działkach …

… chatka Baby Jagi 😃 …
Teraz niespodzianka – Franuś w oryginale oraz widziany oczyma Calineczki 😺😺😺
Podobieństwo uderzające, prawda?
💗😺💗
Jeszcze z dzisiejszego spaceru
Teraz naprawdę kończę. Dobrego tygodnia 💗💗💗
💙💛