Ostatni dzień kwietnia, mego ulubionego miesiąca, zawsze łączy się w mojej pamięci z urodzinami babci. 30.IV.1898 przyszła na świat jako drugie dziecko Marianny i Wojciecha Godyniów otrzymując imię Stefania. Byłam z nią bardzo związana, mieszkałam w Tenczynku przez 3 lata, spędzałam każde wakacje, uczestniczyłam w normalnym życiu, pracach w polu, w ogródku i pewnie dlatego mam inny stosunek do ziemi niż reszta rodziny. Poza tym Byk to znak ziemski, coś w tym jest 😉
Dziadek Staszek urodził się 1.V.1895 roku jako syn Antoniego Dudka i… i nie wiem, chyba Anny? Wiem, że zmarła podczas I wojny, gdy Staszek był w gdzieś w Europie, Antoni ożenił się z Kazimierą i miał z nią jeszcze kilkoro dzieci. Staszek jako żołnierz armii austriackiej na pewno był w Alpach, tyle pamiętam. Kiedy poszedł na emeryturę mój tata zainteresował go pszczelarstwem i miał dziadek 3 ule, godzinami potrafił siedzieć na ławeczce i przyglądać się pszczołom, mieliśmy własny miód, który – mam w oczach – lał się strumyczkiem z miodziarki, takiego urządzenia do którego wkładało się cały plaster i podczas wirowania miód z niego spływał. Pamiętam też jak „podkurzał” ule, żeby zajrzeć do środka. ubierając się wcześniej w specjalny kapelusz z ochronną siatką.
A teraz seria widoków na tenczyńskie Skałki, ukochane moje miejsca, po których spacerowałam całymi godzinami gdy babcia pracowała w polu, zbierałam wielkie fragmenty amonitów, których było mnóstwo na stosach kamieni usypanych pod krzakami głogów rosnących grupkami. A ile ptaków między gałązkami siedziało i śpiewało! A jak śpiew skowronka dzwonił pod samym niebem! A jak cudownie niósł się głos dzwonów z kościoła po całej okolicy, długo, drżąco, szeroko… A jaki oszałamiający zapach unosił się nad polami… A jaki smak miały dzikie poziomki, tego nie wie nikt, kto ich nie próbował… A ile marzeń dziecięcych, a później dziewczęcych tam zostało… Nawet pierścionek rzuciłam ze Styrku w dół wypowiadając jedno pragnienie… Oczywiście pierścionek nie był złoty, kolorem tylko złoto przypominał, ale miał czerwone oczko…
Na końcu jest kapliczka, za nią był ugorek prababci, na którym kuzynostwo paliło ognisko… Dalej się szło na Wolę Filipowską do cioci Heli na jabłka, których nie da się porównać z żadnymi innymi, były ogromne, czerwone i słodziutkie… Nie ma już tego wszystkiego, kapliczka może ocalała, nie wiem. Całe przecudne Skałki zostały pokawałkowane na działki, pogrodzone, zabudowane. Nie ma ich. To już inny świat. Tamten został w moim sercu, na kilku zdjęciach zrobionych przeze mnie – nie pamiętam czy jeszcze Druhem czy już Smieną. To chyba początek liceum albo koniec podstawówki. Mam jeszcze kilka kolorowych, z późniejszego okresu, kiedy już byłam dorosła, a moje Skarby chodziły do podstawówki. Zrobiłam je gdy po raz ostatni byłam na Skałkach, jeszcze nie zniszczonych, w dawnej swej postaci. Pokażę następnym razem we wspomnieniowym odcinku. Taki czas nadszedł, że wspominamy, ale to dobrze. Dzięki temu pewne zdarzenia, postacie, miejsca utrwalą się i pozostaną w „stanie uporządkowania” wyskoczywszy z pudełek, albumów, kopert na światło dzienne 🙂
Trzymajcie się zdrowo!
Dobrze mieć wspomnienia, a jeszcze lepiej zdjęcia, bo pamięć bywa dziurawa.
Czyli obie nasze babcie miały na imię Stefania:-)
Mam wrażenie , że życiorysy naszych przodków były o wiele ciekawsze od naszych, choć wcale im łatwiej nie było, wręcz przeciwnie.
Miłej majówki, Aniu:-)
Jotuś:-) Naszym dziadkom, moim bardziej, bo przecież rocznik na to wskazuje 🙂 przyszło przeżyć niesamowity rozwój świata i patrzeć na to własnymi oczami. Pamiętam jak dziadek mówił o pierwszych pociągach jadących po torach, a ludzie uciekali i krzyczeli, że szatan. Podejrzewam, że on to słyszał od innych ludzi ze wsi, w każdym razie tak było. A potem sam oglądał loty w kosmos i wspólnie siedzieliśmy przed telewizorem („Koral”) i śledziliśmy pierwsze kroki człowieka na księżycu, bo to podczas wakacji było. Przeżyli dwie wojny, czas rewolucji, a urodzili się przecież jeszcze pod zaborem. I to wszystko w przeciągu jednego pokolenia!
Faktycznie, mamy wspólne imię naszych babć 🙂
Zdrowej i przyjemnej majówki, Jotko, jak najbardziej na łonie natury 🙂
Ileż miłości i tęsknoty jest w Twoich wspomnieniach! Wzruszające…
Matyldo:-) Mam wrażenie, że im człowiek starszy tym bardziej rozumie pewne sprawy, chciałby o nich pogadać, a już nie ma jak i tym bardziej tęskni…
Miło powspominać tak razem z Tobą.. Kiedyś i ja chciałabym uporządkować przeszłość, żeby Mały miał to w jednym miejscu. Jeśli to miejsce oczywiście przetrwa. Miłej majówki Aniu 🙂 Zdrowia i dla Was!
Myszko:-) Nie strasz, mam nadzieję, że przetrwa. Choć kilka razy już mnie zmroziło, gdy nagle znikał mi blog albo w ogóle nie mogłam do siebie wejść.
Bądźmy jednak dobrej myśli i cieszmy się tym co jest.
Całej Waszej trójce miłej majówki, na pewno uda Wam się choć część spędzić na powietrzu i – jak to się teraz mówi – w pięknych okolicznościach przyrody. Mimo deszczu, wszak on tak bardzo jest potrzebny. Buziaki 🙂
Ojej, jaki piękny post! Pełen nostalgii, ciepła i miłości. Pełen przepięknych wspomnień minionego czasu. I ogromny szacunek do przodków! I do miejsc i nawet smaków…
I te stare zdjęcia takie cudowne…
I jabłoń, która zawsze rosła przed wejściem…
Dlaczego ta „moda” się skończyła?
Miłej majówki 🙂
Polu:-) Dziękuję 🙂 Jabłonie w ogrodzie były wspaniałe, różne rodzaje jabłek rodziły, były papierówki, „spod studni”, renety na szarlotkę, zimowe, „spod Boguszcynej stodoły”…. każda żyła jak członek rodziny. Na jednej miałam swoje miejsce, wciągałam w koszyczku na sznurku książki i coś do chrupania, i spędzałam tam mnóstwo czasu wakacyjnego nie wchodząc w oczy babci i mamie, więc niczego ode mnie nie chciały 🙂
Miłej majówki w pięknym ogrodzie Twoim i zabaw z przecudnym psim przyjacielem 🙂
Wspomnienia.Swietne fotki.Moje babcie podobnie się ubieraly, to był styl chłopski a paniusie miały styl pański.Zdecydowanie nasze dzieciństwo było piękniejsze.Potrafilismy się zachwycać przyroda,widokiem,śpiewem kwiatów.Pozdrawiam.
Ula:-) Niby nie ubiór zdobi, ale… babcia pracowała w Krakowie jako młoda dziewczyna. Miała wtedy kostium, taki „miastowy”, podobno dziadek ją w tym zobaczył i od tego czasu za nią chodził, zalecał się – jak to się mówiło, choć przed nim uciekała, w końcu jednak przeznaczenie swego dokonało i byli razem całe długie życie. Z nostalgią patrzę na zdjęcia, „…lata dwudzieste, lata trzydzieste…” a to już wiek przeminął, mamy swoje dwudzieste lata…
Dzieciństwo zdecydowanie piękniejsze miałyśmy, bez patrzenia w ekranik czy monitor. Dziś młodzież znalazłszy się w lesie i słysząc śpiew ptaków rozgląda się gdzie jest głośnik przez który słychać odtwarzaną płytę czy kasetę. Na szczęście nie wszyscy, ale taki przypadek znam.
Miłego weekendu, ściskam 🙂
Bardzo lubię takie wspomnienia 🙂
Dziadek Staszek miał śliczną buzię i taką delikatną urodę, przynajmniej na tym zdjęciu tak wygląda.
Szkoda Skałek, tych rozległych przestrzeni, ale pewnie taka kolej rzeczy, że nie wszystko daje się zachować w pierwotnym stanie. Najważniejsze, że zostały cudne wspomnienia 🙂
Miłego weekendu!
Mokuren:-) Staszek młodziutki na tym zdjęciu, jak i Stefa. Co czas zmienia w ludziach można zobaczyć na tym późniejszym zdjęciu…
Wiem, że zmiany muszą następować, w krajobrazie także, nie ma na to rady, ale przykro… Masz rację, że najważniejsze są wspomnienia i zdjęcia, którymi wspomnienia można przywołać. Gdyby świat się nie zmieniał żylibyśmy dotąd w jaskiniach i o zdjęciach nie byłoby mowy 😉
Ściskam życząc miłej majówki 🙂
Twoje wspomnienia czyta się jak najlepszą rodzinną sagę, Aniu. Tyle ciekawych postaci i historii zilustrowanych autentycznymi zdjęciami:-) Muszę się wybrać do Tenczynka- przecieź mam do niego tak blisko- i pospacerować Twoimi śladami. Ciekawe czy uda mi się odnaleźć któreś z opisywanych przez Ciebie miejsc?
p.s. Aniu! musiałam włączyć zatwierdzanie komentarzy. wszystkie Twoje komentarze są, nigdzie nie zginęły:-) to taka-mam nadzieję, że chwilowa- niedogodność.
Pozdrawiam cieplutko i przytulam:-)
Amasjo:-) Z internetem mam wciąż problemy, więc już mnie nic nie dziwi. Wczoraj całkiem zniknął mi mój blog, wpadłam w panikę, dziecku głowę zawracałam, ale potem samo wróciło. Na szczęście. Dobrze, że i u Ciebie ok. Ja też zatwierdzam przed opublikowaniem.
W Tenczynku już wszystko inne. Tylko na cmentarzu sami swoi – rodzice, dziadkowie, pradziadkowie, ciocie, wujkowie, kuzyni już nawet… Skałki zabudowane… domy poszły w obce ręce… buuu 🙁 Cóż, tak musi być, wszystko ulega zmianom czy się to nam podoba czy nie. Myślę, że ważne jest, aby mieć swój świat, swój „kawałek podłogi” w sensie jakiegoś najmilszego miejsca na ziemi, swoje pasje, zainteresowania – wtedy wiek kalendarzowy człowieka się nie liczy. A wspomnienia świata, który odszedł zostają w duszy, zdjęcia pomagają je przywołać. Ten czas, w którym obecnie się znaleźliśmy bez własnej woli, jest takim przystankiem, mam wrażenie, na uporządkowanie różnych spraw. W tym wspomnień.
Przytulam najserdeczniej 🙂
Taki czas, człowiek praktycznie w domu uziemiony, to ma czas na wspominki. Ty masz cudowne i takimi pięknymi zdjęciami podparte.
Lubię te Twoje opowieści o Twoich Przodkach, tak jakbym własną Babcię i Dziadka widziała.
Dziadków miałam krótko, bo zmarli, gdy miałam 3 lata ale z Babciami byłam dosyć blisko związana, tylko, że one mieszkały w Krakowie, wiec nie jeździłam do nich, najwyżej z Babcia Helenka i jej córkami, a siostrami mego Taty do Zawoi Tam mieliśmy rodzinną willę, praktycznie na trasie na Markowe Szczawiny.Też mam miłe wspomnienia z tamtych lat, muszę gdzieś poszukać zdjęcia z Zawoi i u siebie zamieścić
Pozdrawiam i czekam na dalsze Twoje wspomnienia
Ewa:-) Nie byłam nigdy w Zawoi, ale moja koleżanka tam jeździła i była zakochana w okolicy. Poszukaj zdjęć, z przyjemnością będę oglądać 🙂 Jak przez mgłę pamiętam, że ktoś mówił, że nasi przodkowie (z taty strony) z Krzywaczki spod Zakopanego pochodzili. Nic sprawdzonego, takie coś usłyszane. Tak jak to, że brat pradziadka Władysława w szkole w Czernej i w Regulicach pracował. Teraz już nie do ustalenia, trudno, tak musi zostać.
Miłej majówki, Ewuniu, spacerów po Parku ulubionym, i żebyś wreszcie Lolę spotkała 🙂
Nigdy nie znałam ani jednej, ani drugiej Babci, z kolei jedyny Dziadek zmarł jak miałam 5 lat. Trochę to smutne. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
Krysiu:-) Przykre, ale no to nie mamy wpływu. Jednego dziadka nie mogłam poznać, był leśnikiem i bandyci z UPA zamordowali go w 1944.
Za to masz na pewno wokół siebie mnóstwo fajnych ludzi 🙂 Ściskam serdecznie życząc miłej majówki 🙂
Kochana, bardzo uporządkowana jesteś, super te wspominki. Nie zawsze komentuję, ale czytam i wspominam. Sama nieraz nie wiem czy ja pamiętam Twoich dziadków, czy te Twoje opowieści powodują, że ich widzę sprzed lat. Na pewno pamiętam babcię Stefanię. Ja swojego dziadka pamiętam choć zmarł jak miałam 2 lata i 5 miesięcy.
Pozdrawiam majowo. Dobrze, że popadało! Od razu trawa zrobiła się zielona, a w powietrzu nie czuć juz kurzu. T.
L.C.:-) Nie, nie jestem, wciąż nie mogę się zdobyć na zrobienie tego, co bym chciała. Marazm mnie ogarnął i każde przełamanie się to ogromny wysiłek. Gdybym już skończyła „Babie lato i kroplę deszczu” (ładny tytuł? sam przyszedł) to przestałoby mi wisieć nad głową. Ale nie mogę się zabrać, bo wciąż nie mam spokojnej głowy. Babcia D. chwilami przechodzi sama siebie, pociąga to za sobą różne myśli i wydarzenia komplikuje dnia codziennego… szkoda gadać….
Wierzę, że pamiętasz swojego dziadka, ja mam wspomnienia sprzed drugiego roku życia. Naprawdę! A niedziela wakacyjna kojarzy mi się z tym (z dawnych czasów), że ubierałyśmy z Lucynką odświętne białe sukienki, białe skarpetki i szłyśmy z mamą do Twojej babci Władzi. Mam ją w oczach, jak w kuchni pyta moją mamę: a jak robisz to (tu wymieniała jakaś potrawę), bo ja daję to i tamto… , pamiętam zapach tej kuchni i całego domu. Zresztą, co tu będę mówić, nie da się w kilku zdaniach zmieścić całego życia, bo wspomnień są tysiące, albo i miliony zachowanych w pamięci fragmentów życia…
U nas też popadało, jak dobrze! Roślinki odżyły, mokro na łące i w lasku.
Buziaki!!!
Dzięki, chyba się starzejemy, bo zaczynamy wspominać. Dużo siły na codzienne zmagania. Ciepła wiosennego i uśmiechu. 🙂
Po nocnym deszczu piękna pogoda i ciepło, właśnie wróciliśmy z psiepsiołami z lasku, widzieliśmy pana Dzięcioła albo jego małżonkę w dziupli, wystawały piórka. One sobie robią takie śliczne, okrągłe wejścia do domków w pniach drzew.
Dzięki i buziaki 🙂
Uwierzysz Anko że na przedmieściach Rzeszowa w czasie każdych wakacji u Babci Broni chodziłam z cioteczną siostra na śliwki do sąsiadów??? Chodziłyśmy jak już się ściemniało. Stawiałysmy na czatach młodszego ciotecznego brata i rwałyśmy sliwki po ciemku prawie. Można powiedzieć że byłysmy małymi złodziejkami gdyby nie to że te śliwki nie nadawały się do jedzenia … bo takie były kwaśne…. i że o tym doskonale wiedzieli sąsiedzi…. I nawet nam specjalnie drabinkę zostawiali pod śliwą…:-)
Serdecznie Cię pozdrawiam 🙂
Stokrotko:-) To najfajniejsze wspomnienia z dzieciństwa 🙂 I dobrze świadczy o sąsiadach, że małym dziewczynkom dostarczali wrażeń, które się zapamiętuje na zawsze. A uwierzysz, że z siostrą i sąsiadką Janką toczyłyśmy wojnę z kuzynami rzucając w nich wszystkim spadami (jablka) z babcinego ogródka? Albo w Wielkanoc, gdy akurat była piękna pogoda, goniliśmy się i lali wodą w całym ogródku? Jak miło wspomnieć… tym bardziej, że niektórzy już Po Drugiej Stronie Tęczy… Tak jak Ula powiedziała, miałyśmy piękniejsze dzieciństwo…
Stokrotko kochana, ściskam serdecznie 🙂
To duże szczęście posiadać fotografie najstarszych przodków.Młodzi nie zawsze są zainteresowani historią swoich rodzin,dopiero póżniej przychodzi potrzeba wracania do korzeni,ale często nie ma już kogo wypytać o wydarzenia z odległej przeszłości. Pozostają stare fotografie /dobrze jak są opisane/,dlatego warto je przenosić na nośniki elektroniczne,bo papier przecież niszczeje. Ja też muszę czym prędzej przenieść stare fotografie rodzinne do komputera.
Obserwatorze:-) O tak, przenieś jak najszybciej. Wprawdzie papier wydaje mi się trwalszy od elektroniki – bo zdjęcia dziadków mają już ponad sto lat, a komputer się psuje i … dooopa blada…- ale za to można zobaczyć szczegóły, których nigdy byśmy nie zobaczyli gdyby nie możliwość powiększenia na nowoczesnym sprzęcie. Dzięki temu mogłam zobaczyć twarz prababci, buzie ciotek z młodości (i przyznać, że naprawdę były ładnymi dziewczynami jak fama głosiła), czy nosidła do wody na ścianie domku prababci. To są takie chwile kontaktu z przeszłością, którego w fizycznym świecie nie mogliśmy doświadczyć choćby z faktu urodzenia się wielu, wielu lat po zatrzymanej w kadrze chwili. Poza tym można się podzielić ze światem swoimi bliskimi na fotografii, jakby dając im ponowne zaistnienie…
Dziękuję za odwiedziny i ciekawy komentarz, pozdrawiam 🙂
Jak ja lubię Twoje wspomnienia, wydają mi się podobne do moich i zdjęcia rodzinne czarno-białe takie same . Tyle nostalgii w Twoich opowiadaniach :))
Elizo:-) Nie tak daleko od siebie te Twoje i moje wspomnienia… W sensie geograficznym, nie czasowym oczywiście 🙂 Jakieś wspólne elementy w związku z tym można odnaleźć.
Najserdeczniej Cię pozdrawiam 🙂
Te okolice i nazwiska takie znajome <3
Pozdrawiam!
Skowronku:-) Teraz wiem, że wszystko wygląda inaczej, ale nie chcę oglądać. Wolę pamiętać jakie cudowne były te miejsca dawniej.
Cieszę się, że tu wpadłeś 🙂 Pozdrawiam!
Pingback: 30 dzień kwietnia – babci Stefy urodziny – 1898 r. | Anna Pisze
Pingback: Dobrej majówki 🌞 | Anna Pisze
Pingback: Stokrotkowe zwariowanie 😃 | Anna Pisze
Pingback: Majówka 2023🌞🍀 | Anna Pisze