„Widocznie tak miało być” – 21

Marcinowi wciąż było głupio z tego powodu, że zawiódł dzieci i przez niego straciły wygraną z Kuferka. Myślał i myślał w jaki sposób mógłby się zrehabilitować w ich oczach. W końcu miał wrażenie, że mózg mu eksploduje od tego myślenia. Spotkawszy Maćka wracającego ze szkoły wypytał chłopca dokładnie co trzeba zrobić, żeby zagrać w Tajemniczą Postać Radia Zet i postanowił, nic dzieciom nie mówiąc, włączyć się w zabawę licząc na wygraną. Maciek obiecał dyskretną pomoc zdając sobie sprawę z faktu, że dorośli nie zawsze ogarniają rzeczy, które dla dzieci są oczywiste.

Skoro więc dowiedział się, że musi wytropić Tajemniczą Postać krążącą po mieście, sam również zaczął krążyć w jej poszukiwaniu. Nie było to proste, bowiem za każdym razem  przebrana była za kogo innego. Marcin nie mógł całymi dniami biegać po mieście, mógł jednakże umawiać się z pacjentami na masaże w późniejszych godzinach, już po rozwiązaniu konkursu. Kilka razy był przekonany, że jest u celu, bowiem tłum ludzi podążał za kimś wyglądającym zgoła niecodziennie, po czym okazywało się, że to pomyłka. Często kto inny był brany za Tajemniczą Postać, zdarzyło się, że na przykład kominiarz albo pszczelarz.

Pewnego dnia wracał Marcin od pacjenta mieszkającego na Starówce. Szedł nie patrząc przed siebie, rozmyślając, że tyle czasu upłynęło od jego wpadki przy Kuferku i nie udało mu się odzyskać reputacji w oczach dzieci. Miał wrażenie, że wciąż wszystkie po kolei patrzą na niego z wyrzutem, traktują lekceważąco i nie chcą z nim rozmawiać zbywając półsłówkami.

Szedł tak sobie i szedł, kiedy nagle wyrosła przed nim tajemnicza postać. To na pewno musi być Tajemnicza Postać! Wprawdzie nie miał przy sobie radyjka, więc nie słuchał i nie wiedział w której części miasta ma dziś grasować, ale to nie może być nikt inny. Któż inny  by się wybrał na spacer cały owinięty bandażami, z wielkim kosturem w ręce? To musi być obiekt jego poszukiwań. Wreszcie go znalazł i będzie mógł dzieciakom pokazać, że wcale nie jest takim gamoniem, za jakiego go uważają. Podkradł się cicho do zabandażowanej postaci i chwycił ją za rękę.

– Mam cię nareszcie – zawołał.

Po czym okrzyk tryumfu zamienił się w okrzyk zdumienia i bólu jednocześnie, bowiem postać zaczęła bez litości okładać go trzymanym w ręce kijem. Uwolniwszy się z uchwytu napastnika zniknęła miedzy kamieniczkami zostawiając ogłupiałego Marcina rozcierającego obite ramię, bezradnie spoglądającego okiem szybko otaczającym się opuchlizną.

– Oj, dostało się panu – powiedział jakiś przechodzący mężczyzna. – My już ją znamy, trzeba uważać, żeby się nie zbliżać do niej za bardzo.

– Co to było? Myślałem, że trafiłem na Tajemniczą Postać Radia Zet – wybełkotał Marcin czując, że warga mu puchnie coraz bardziej.

– Niejeden już oberwał. Nikt nie wie kto to jest naprawdę. Ludzie różnie mówią. Jedni, że oszpecona po powstaniu, inni, że ukochanego w powstaniu straciła i tak jej się porobiło.

Biedny Marcin wrócił do domu wyglądając jak po czołowym zderzeniu z Bronkiem. Posądzony Bronuś zarzekał się, że on na pewno nie miał z tym nic wspólnego. Nawet gdyby miał niecne zamiary w stosunku do kogoś, to z Marcinem nikogo by nie pomylił. Więc to w żadnym wypadku nie on. Magda, zaalarmowana przez Danusię, przybiegła ratować męża zostawiając Aldonę w sklepie na posterunku. Niedługo dołączyła Dorota wracająca z miasta, zatrzymując się jak zwykle w sklepiku. Odkąd Magda sprowadzała nowość niezwykłą, a mianowicie proteinę sojową, często wykorzystywała ją do przyrządzania obiadu. Aldona przysiadła na zapleczu, za ladą stanęła Dorota i oniemiała zobaczywszy przez szklane drzwi podjeżdżający samochód a w nim Agatę czule żegnającą się z mężczyzną siedzącym za kierownicą, którym był nie kto  inny jak Sergiuszowy wspólnik! Żeby tylko nie zachciało się jej wejść do sklepu! Dorota tyłem wycofała się na zaplecze wypychając do przodu Aldonę na wypadek,  gdyby bratowa jednak zapragnęła zrobić jakieś zakupy. Nie musiała się o to martwić, ponieważ w takich byle jakich osiedlowych sklepikach Agata się nie zaopatrywała, nie ten poziom przecież. Ona takich miejsc po prostu nie zauważała. Michał potem powiedział, że chciała się spotkać z Dorotą, ale wobec nieobecności onej, udała się windą w drogę powrotną na dół, nie wyraziwszy chęci oczekiwania. Nie powiedziała też z jaką sprawą przyszła. Dorota uniknęła tym razem spotkania błogosławiąc w duchu przyczynę opuszczenia sklepu przez Magdę.

Marcin – nie zdający sobie sprawy iż został pobłogosławiony przez Dorotę – został odpowiednio zaopatrzony jak to ranny w wypadku, do tego w niezwykłych okolicznościach. Musiał wyspowiadać się ze wszystkich swoich grzechów, opowiedzieć kilkakrotnie o postępowaniu przedsięwziętym w celu zrehabilitowania się za swoje gapiostwo w sprawie Kuferka oraz o poszukiwaniach Tajemniczej Postaci. Małżonka poszkodowanego popukała się wymownie palcem w czoło. Zgromadzone dzieci jednakże doceniły starania rannego i wybaczyły mu jego winy, postanawiając jednakowoż nie powierzać mu nigdy więcej żadnej istotnej tajemnicy. Nie domyślający się ostatniego punktu Marcin poczuł się rozgrzeszony i miał uczucie jakby wielki kamień spadł mu z serca.

cdn.

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Powieści, Widocznie tak miało być. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

7 odpowiedzi na „Widocznie tak miało być” – 21

  1. Urszula97 pisze:

    Biedny Marcin, brawo,potrafił facet zrozumieć że skrzywdził dzieci. No a Agata, popatrz ,jak mówią najciemniej po latarnią.

  2. anka pisze:

    Ula:-) Masz rację z tą latarnią. I jeszcze – każdy widzi wokół to, co ma w sobie. Jak nie jest wredny to innych o wredotę nie posądza. O Agacie już masz swoje zdanie.

  3. jotka pisze:

    No ładnie! A może to była ożywioną mumia z muzeum?
    Słyszałam o takich poszukiwaniach z radia właśnie…

    • anka pisze:

      Jotko:-) Radio Zet miało takie programy dawno temu. I pamiętam też, że po Starówce naprawdę chodziła taka dziwna postać, kiedy byłam w liceum.

      • jotka pisze:

        Ale ja to słyszałam niedawno w aucie, nie wiem czy o ZETke chodziło, ale też ktoś poszukiwał postaci na ulicach…i nagroda za to była. Może ktoś podkradł pomysł?

  4. Mysza w sieci pisze:

    Wreszcie po kolejnej wizycie gości mogłam nadrobić czytanie. Agaty to ja nie lubię, oj nie. A Marcinowi współczuję i mam nadzieję, że nigdy tak dziecku nie podpadnę by w ramach rehabilitacji po mieście za obcymi latać

    • anka pisze:

      Myszko:-) Myślę, że Ci nie grozi aż takie podpadnięcie 🙂 Nawet jak narozrabiasz, zawsze będziesz mogła mu pokazać zapiski na blogu ze zdjęciami z imprez dla niego organizowanych, z przypomnieniem pysznych wypieków 😉 Wszystko Ci daruje jak mu znowu coś pysznego upieczesz 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *