Pierwszy dzień wiosny 2023

Myślę sobie…

Zapiski były robione z doskoku przez kilka dni. Często bywa, że gdy wreszcie włączę Lapka to coś się wydarza i koniec zabawy. Nic to, w końcu przecież kiedyś się uda 😊

Pisałam od zawsze, odkąd się nauczyłam pisać. Czytałam od kiedy nauczyłam się składać litery w wyrazy. Najpierw słuchałam jak dziadek czytał kiedy mieszkałam w Tenczynku. Mama przywiozła mi „Baśnie z 1001 nocy” (mam dotąd na półce) i dziadek co wieczór czytał na głos, ja i babcia  słuchałyśmy z zapartym tchem, a dziadek czytał sam zaciekawiony co będzie dalej. W podstawówce  odważyłam się nawet wysłać sonet do „Płomyczka”, taka byłam 😁 Prawdziwy sonet z zabójczym rymem „żurawie na jawie”, a więcej nie pamiętam o czym był, hi hi 😊

Ukrywałam swoje „arcydzieła”, słyszałam wciąż „zejdź z obłoków na ziemię”, „myśl realnie”… no to starałam się myśleć realnie… Potem dzieci, praca, samodzielna mama nie miała czasu na dyrdymałki choć wierszyki i bajki dzieciom układała póki były małe. Pierwsza prawdziwa powieść powstała właściwie jako autoterapia po rozwodzie i po śmierci mamy… „Prawdziwa” – bo w ósmej klasie napisałam w kilku zeszytach mieszczące się „dzieło” o miłości do Seweryna Krajewskiego, a może nawet nie o samej miłości tylko o przygodach wszystkich czterech chłopców z Czerwonych Gitar i ich dziewcząt. Oczywiście ja byłam wybranką Seweryna 😊 Jakże żałuję, że to „dzieło” zniszczyłam! Byłam  na studiach gdy czytałyśmy je z Lucy i jej koleżanką płacząc ze śmiechu. Później – „będąc dojrzałą kobietą” – doszłam do wniosku, że nie wypada mi zostawiać tego ku pamięci i „dzieło” unicestwiłam 😊 A Seweryn wtedy pięknym młodzieńcem był 😀

… ten plakat do tej pory wisi na wewnętrznej stronie drzwi od szafki 😃 …

Przez kilkadziesiąt lat (rozwiodłam się mając 33 lata, teraz mam razy dwa plus jeszcze trzy) – jak to się mówi „ „pracowałam nad sobą” z różnym skutkiem, różnymi metodami, czytałam, szukałam, zresztą wspólnie z tatą podrzucaliśmy sobie odpowiednie książki, mam do tej pory sporo pozycji od niego. Miał zwyczaj podkreślać ołówkiem interesujące go fragmenty (tylko we własnych egzemplarzach). Teraz traktuję je jako przesłanie, często znajduję odpowiedź dla siebie w owych fragmentach, w zupełnie przypadkowo wziętej do ręki książce. Mówię „dzięki Szefie”, a on uśmiecha się ze zdjęcia…💗 Przez długi czas nie rozstawałam się z „Możesz uzdrowić swoje życie” Louise Hay i z książkami Leszka Żądło. Zawsze którąś miałam przy sobie w metrze, w autobusie, w tramwaju, na przystanku, w każdej możliwej chwili „nurkowałam” do środka i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ratowały mi życie. W świecie fizycznym uratował je lekarz z Ukrainy, dr Aleksander Nowicki, do którego przeznaczenie  mnie doprowadziło. Często teraz o nim myślę, zastanawiam się czy żyje, czy jest w Ukrainie czy wyjechał…. Czytałam Silvę, słuchałam kasety Lecha Emfazego Stefańskiego, ale nigdy do końca nie opanowałam żadnej sztuki, zawsze coś stawało na przeszkodzie, szeptało z tyłu głowy, żebym dała spokój bo to nie dla mnie, głupotami znowu się zajmuję zamiast myśleć realnie…  Mimo to całkiem owej  „pożywki dla duszy” nie odstawiłam. I całe szczęście 😊 A tak w ogóle to życie mi uratował MS pojawiając się na mej drodze 😃💗💗💗

Tak przebrnęłam przez wszelkie odsłony życia i doczekałam wolności czyli upragnionej, wytęsknionej emerytury. Mało tego, od roku mam wolność od telewizji i to uważam za zrządzenie losu. Dzięki temu zaprzyjaźniłam się z YT, odkryłam mnóstwo ciekawych kanałów – prowadzonych przez świetnych ludzi –  z różnych interesujących mnie dziedzin. Między innymi dzięki temu uświadomiłam sobie pewne sprawy.

Tu przechodzę do odpowiedzi na słowa Poli.  Miałam milion wątpliwości związanych z życiem na blogowisku, no miałam, nie da się ukryć.  Napisałam  we wpisie – „27 lutego 2017 roku odważyłam się na napisanie pierwszych słów na blogu. Ze strachem, z tysiącem obaw (jak zwykle ja), że to głupie, bez sensu, że nie potrafię, że zgłupiałam na starość, że to, że tamto…”.  Polinko, blogowisko jest żywe, na bieżąco każdy może mi chcieć udowodnić, że piszę głupoty, bzdety i w ogóle to mogę sobie wsadzić te gryzmoły tam, gdzie słońce nie dochodzi itp., itd. I wtedy będę przeżywać, gryźć się, denerwować, nie spać po nocach, popadać w jeszcze gorsze nastroje… i po co mi to, i gdzie ja się pcham… i znowu  w koło Macieju wszystkie kompleksy krążą wokół…  Napisać powieść to żaden problem, nikt tego nie widzi, nikt nie może krytykować, bo nie zobaczy dopóki ja o tym nie zdecyduję i dlatego to jest zupełnie inna kwestia. Przełamałam się jednak i okazało się, że moje dyrdymałki sprawiają komuś przyjemność, ktoś coś przeczyta, odpocznie, zastanowi się, nawet zada sobie tyle trudu, żeby napisać komentarz co już w ogóle jest niesamowite! Szok! Normalnie szok przeżywałam na początku 😊

(Jejkuuu, szok przeżyłam teraz spojrzawszy za okno! Jest 9 marca godz.6.04. Masa śniegu!!! Wszędzie biało!!! )

Postanowiłam wszystkie „dzieła” czyli dłuższe i krótsze dyrdymałki zaprezentować na blogu i odważyłam się na to. Trochę się bałam, że nie zdążę wszystkiego opublikować przed udaniem się na Drugą Stronę Tęczy, więc na początku spieszyłam się bardzo 😊 Niepotrzebnie. Zdążyłam, dokończyłam zaczęte wcześniej ( „Po co wróciłaś Agato?” „Widocznie tak miało być”, „Pasma życia”), napisałam „Babie lato i kropla deszczu”. Tę ostatnią powieść skończyłam  – jak już wspominałam – przed inwazją na Ukrainę. Ostatnio napotykam na informacje o przekazywaniu przeżyć, emocji na kolejne pokolenia, o traumie rodowej. Okazuje się, że z poziomu świadomego nie ma dostępu do tego co się dzieje w poziomie podświadomym i nieświadomym. Są metody pracy z emocjami, z programami, traumami, które są na naszej linii życia ale pochodzą od przodków. Jest to niezwykle ciekawe, lecz nie będę się teraz zagłębiać w temat, może kiedyś. W każdym razie pomyślałam, że  może  w jakiś sposób to się we mnie odezwało, któż może wiedzieć?

Słuchając Mediteusza na YT uświadomiłam sobie wiele rzeczy. Wzięłam też sobie do serca tezę, że stawianie warunków jest bez sensu w kontekście odkładania planów, realizacji marzeń „na zaś” – jak coś się zdarzy, jak będzie pogoda, jak wygram w totka, jak kobieta zostanie prezydentką,  jak moja wnuczka wyjdzie za mąż, jak to jak tamto… Przemyślałam (rano, kiedy wszyscy spali i miałam chwilę dla siebie) co ja tak naprawdę chcę robić przez tę resztę pobytu w obecnej postaci na naszej pięknej błękitnej planecie.  Przecież wiem, pisać. Ale tylko pisać, nie bywać w żadnych dużych skupiskach, nie spotykać się na żadnych tzw. wieczorach autorskich, nie pokazywać się,  nie uzależniać się od nikogo i niczego. Mam chęć – piszę, nie mam weny – przestaję i czekam na jej powrót nie tracąc zdrowia z nerwów, że termin, że ktoś czeka, że zobowiązanie, że coś tam jeszcze… Mam mieć radość, przyjemność z tego co robię!

Uświadomiłam sobie to wszystko jasno i wyraźnie. Nareszcie! Już nie muszę się stresować, zastanawiać, co inni powiedzą, że nie chodzę po wydawnictwach, nie proszę, nie szukam – bo po prostu nie chcę. Nie chcę być od nikogo i od niczego uzależniona i mogę sobie na to pozwolić. Tę wolność daje mi emerytura. W tej materii oczywiście, bo przecież pozostają domowe obowiązki, kwestia zdrowia,  dbanie o babcię D. itd. Tę wolność, radość, przyjemność mogę czerpać z bloga! Wystarczy mi w zupełności, że czytacie, zaglądacie, odzywacie się i to jest wspaniałe. I dlatego postanowiłam, że dla własnej przyjemności i może trochę Waszej „Babie lato i kropla deszczu” będzie w odcinkach na blogu.

Kocham być w domu, najbardziej na świecie kocham być w domu, lubię bywać w najbliższej okolicy czyli tam, gdzie dojdę na piechotę, nie lubię zmian (jak to Byk) i kocham Szczawnicę. Lubię gotować (to już wiecie), wypróbowywać nowe przepisy, przygotować coś dobrego dla dzieciaków kiedy nas odwiedzą.

Mogę, chcę, ale nie muszę! I tym optymistycznym akcentem kończę niniejsze wywody życząc spokoju, pokoju i zdrowia, dziękując jednocześnie za odwiedziny i komentarze. Wszystkiego co najlepsze w pierwszym dniu WIOSNY 🌺🌞🌺

Pierwsze wiosenne, właściwie wczesno wiosenne zdjęcia 🙂

… pole przy działkach …

… chatka Baby Jagi 😃 …

Teraz niespodzianka – Franuś w oryginale oraz widziany oczyma Calineczki 😺😺😺

Podobieństwo uderzające, prawda?

💗😺💗

Jeszcze z dzisiejszego spaceru

Teraz naprawdę kończę. Dobrego tygodnia 💗💗💗

💙💛

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 11 komentarzy

13 marca 2023 🌞

Dziś Bożeny i Krystyny mają swoje święto, więc wszystkiego co najlepsze życzę z całego serca 🌞

🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞   🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞   🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞

Poniedziałek upływa pod znakiem deszczu, mogę powiedzieć, że spływa,  woda spływa z psiepsiołów po spacerze.  Wczesnym rankiem jeszcze tak źle nie było, rozpadało się porządnie dopiero po naszym  powrocie do domu. Trochę wycierania, owszem,  ale to zupełnie nic w porównaniu z tym co się działo po południu. Teraz dosychają na ciepłej  podłodze. Chciałam napisać, że Franuś śpi w swoim domku przytulony do Lolusia, ale właśnie pojawił się za oknem i musiałam się podnieść z fotela, żeby wpuścić mokrego kota😺 Wytarłam, poleżał chwilkę za fotelem i pomaszerował do swojego koszyczka pod stolikiem. Dostałam zdjęcie „chłopaków”, ale widocznie Maluszek znalazł kocią kryjówkę i Franio postanowił zmienić lokal w poszukiwaniu spokoju 😺

… Franuś z Lolusiem wymyślają psoty …

… słodziaki przytulone …

Prezentuję kolejne próby kulinarne. Inspiracją były filmiki z YT. Lubię Silver TV, akurat trafiłam na przygotowanie gulaszu warzywnego z „ryżem” z kalafiora. Powiem Wam, że ten „ryż” jest przepyszny. Wpisuję go na stałe do kajetu 🙂  https://www.youtube.com/watch?v=YyXs8Fzkk2k&feature=youtu.be

… właśnie tak wyglądało moje danie…

Drugi wypróbowany przepis byłby super gdyby nie to, że pomidorki niesmaczne, jednak to nie pora roku i lepiej zaśpiewać z Michnikowskim   ‚Addio pomidory”, potrawę powtórzyć latem –  https://www.youtube.com/watch?v=STdm-dP2FY4

… zapiekanka prezentowała się ładnie…

W weekend Calineczka nas zaszczyciła swoją obecnością 💗 Akurat pogoda w sobotę nie zachęcała do wyjścia z domu, trzeba było organizować zajęcia domowe 🙂 Już nie ma z tym problemu, jest przecież dziewczynką chodzącą do przedszkola. Nie obyło się bez występów wokalnych z tym samym „mikrofonem”, którego używała Wercia w jej wieku 😀

… artystka podczas występu 🙂 …

… Sziluni nie bardzo podobała się opaska na głowie, w którą wystroiła ją Calineczka …

… i jeszcze tego nie było – Franek w wannie 😀 …

Z wanny poszedł do zamku przywiezionego przez Calineczkę 😀

… pan na zamku …

Podobno następny weekend ma być ciepły i prawdziwie wiosenny. Mnie to cieszy, wezmę się za ogarnięcia ogródeczka. Miałam zamiar w miniony lecz pogoda pokrzyżowała plany (chciałam wykorzystać energię Calineczki 😉 )

… znalazłam jednego krokusika …

🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞     🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞    🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞

Dziękuję za odwiedziny i komentarze 💗  Życzę dobrego, spokojnego tygodnia 💗 Zawsze to jeden tydzień bliżej do lepszego  🌞 Trzymajcie się zdrowo, bezpiecznie 🌞

💙💛

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 24 komentarze

8 marca 2023 💐

Kochane💗 W Dniu Dziewczyńskiego Święta życzę nam wszystkim tego, co każdej w duszy gra, o czym każda marzy, czego każda z nas pragnie  i niech się to stanie 💗

💗 Myślę, że to będzie zgodne z życzeniem większości 🌞 WZYWAM WIOSNĘ 💗

Przypominam czego Skituś życzył  jeszcze na Bloxie, w tym zwariowanym czasie przenoszenia blogów http://annapisze.art/?p=1367

💐💐💐🍀💐💐💐

Trzymajcie się cieplutko i bądźcie szczęśliwe 💗

💙💛

 

 

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 22 komentarze

27 lutego 2023 🍀

Przelatują dni biegusiem jak to mają we zwyczaju. Już nawet nie ma co się dziwić, po prostu czas przyspieszył i tyle.  Dopiero były Walentynki, pożarłam 10 – słownie dziesięć –  pączków tak jak sobie obiecałam plus jeden dodatkowy, specjalny od MS. Następne pączki zjem za rok, więc właściwie jeden na miesiąc to wcale nie jest dużo, nieprawdaż 😁😁😁? Minęła pomyślnie wizyta prezydenta Bidena, nadeszła rocznica inwazji zbrodniarza Putina na Ukrainę i oby była pierwszą i ostatnią. Nie znalazłam słów aby o tym pisać…

26 lutego minęły trzy lata od podjęcia decyzji o rezygnacji z konsumowania zamordowanych zwierząt.

27 lutego 2017 roku odważyłam się na napisanie pierwszych słów na blogu. Ze strachem, z tysiącem obaw (jak zwykle ja), że to głupie, bez sensu, że nie potrafię, że zgłupiałam na starość, że to, że tamto… Sześć lat minęło, a ja sobie już nie wyobrażam życia bez bloga, bez zaglądania na Wasze strony, bez Waszej obecności  – choć niby tylko wirtualnej – ale jakże rzeczywistej. Zaglądam codziennie, telefonu wielka zasługa, że mogę bez włączania Lapka. Gorzej z odpowiedziami, tych bez Lapka nie dam rady, ale cóż to znaczy wobec innych korzyści. Jak będę mogła włączyć to odpowiem i już.

Przez ten czas dużo się wydarzyło. I dobrego i wprost przeciwnie. Urodziła mi się Calineczka 💗🌞 i to jest najcudniejsze 😃  Napisałam kolejną powieść, ileś tam  innych dyrdymałek.

Na zewnątrz – różne działania rządzicieli, pandemia,  najazd Putina na Ukrainę i potworne zbrodnie jakich dopuszczają się najeźdźcy. Pomyślałam, że rozmowa z Krystyną Kurczab-Redlich zwaną „putinolożką” może kogoś zainteresować, mnie dała dużo do myślenia.  Film  – „Rosjanie wierzą w filmy propagandowe. Żyłam tam 15 lat. Wiem co to jest strach Rosjan” znalazłam na Onecie.  Polecam.

Zupełnie nie wiem jak to się dzieje, jak to się stało, że tuż przed wojną, w takim momencie napisałam „Babie lato i kropla deszczu”. Skończyłam pisać przed ruską inwazją na Ukrainę. To, co jest w powieści nie ma kompletnie nic wspólnego z polityką, żeby było jasne. Wątek ojca pana Horacego i taty Ingi od dawna „chodził mi po głowie” ponieważ mój dziadek stał się ofiarą tamtych potwornych czasów. I to tyle w temacie. Po 24 lutego 2022 roku nastąpiła zmiana, taki koniec starego świata w jakim żyliśmy lepiej czy gorzej, ale w miarę spokojnie i bezpiecznie. I znów nie mówię o polityce, to inna sprawa. Dawno już wspominałam, że wyczytałam, iż układy na niebie są takie same jak w XVIII wieku (podobno planety dokonują ruchów na niebie jakich nie było od wieków) podczas  rozpadu I Rzplitej i rozbiorów. Moja „pomroczność jasna” podpowiedziała mi, że w tym co się dzieje są sprawy poruszenia energii, jakby wyrównywanie, zadośćuczynienie, przeogromna energetyczna przebudowa. Wtedy były rozbiory, dziś obiektem chorej chęci „rozebrania” przez psychopatę są tereny m.in. wówczas należące do nas. Ukraińcy przeżywają teraz potworności jakie niegdyś były udziałem poprzednich pokoleń (dziadków i rodziców, wcześniej nie sięgam, bo i po co?). Przeszłość minęła, nie wróci, ważne TU i TERAZ bo buduje PRZYSZŁOŚĆ…

Jest poniedziałek, wstałam o 3.40, Franek śpi, Skitek też, Szilkę bolą łapki (wciąż nie mogę jej odchudzić), dałam jej pół pyralginy; babcia D. kręci się u siebie, słyszę jak co chwilę coś spada na podłogę, może MS spokojnie chwilę pośpi… i zaczął się kolejny tydzień. Coraz bliżej wiosny i coraz bliżej tego, co lepsze…

…💗 pączuś od MS 💗…

… ciasto francuskie z marmoladą, częstujcie się 😃💗…

Dobrego tygodnia wszystkim życzę i dziękuję za odwiedziny 🙂💗🍀

💙💛

 

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 28 komentarzy

Szczawnica 2003/04 ❄

Trafiłam na zapiski z naszego wyjazdu sylwestrowego do Szczawnicy podczas którego zatrzymaliśmy się w „Sobieskim” na ul. Jana Wiktora. Pokazywałam tę uliczkę w starszym wpisie i są tam zdjęcia, samego „Sobieskiego” również  – http://annapisze.art/?p=3401

❄❄❄❄❄❄❄❄

Przyjechaliśmy w sobotę 27.XII.2003. Mieszkamy na ul. Jana Wiktora w małym, uroczym mieszkanku. Składa się z pokoju i dużej kuchni, której okno jest ukryte w dachu. W pokoju też jest ścięta ściana jak na poddaszu, bo to zresztą ostatnie piętro. Super! Tylko marzyć o takim mieszkanku na własność 😊

W niedzielę 28.XII.2003 spokojnym spacerkiem poszliśmy na Czardę i Sewerynówkę, a nawet jeszcze dalej. To cudna trasa, idzie się wygodną drogą, a po obu stronach kłania się las 🙂 Można tak iść i iść dopóki sił wystarczy. Jeśli ktoś chce może odbić w bok, ale zimą bym się nie odważyła.  Na obiad zeszliśmy do „Chatki”. Byłam zmęczona, nie powiem, że nie, bo bym skłamała. Zjadłam podwójne frytki z podwójną kapustą i filetem. MS szaszłyki i kociołek pieniński. Potem zrobiliśmy zakupy, zostawiliśmy je w domu i poszliśmy Parkiem Górnym na plac Dietla, w końcu to przysłowiowy rzut beretem. Ucieszyłam się, że odnowiony został zabytkowy budynek, a w nim restauracja „Zdrojowa”. Sprawił mi ogromną przyjemność widok żyjącego domu. W czasie pierwszego pobytu widziałam dużo opuszczonych, starych, walących się domów. Nawet pomyślałam o sfotografowaniu wszystkich napotkanych i zatytułowaniu cyklu „umierające domy”. Ale na pomyśle się skończyło, jak zwykle u mnie, pomysłów mam mnóstwo, ale z wykonaniem… lepiej nie mówić ☹ Nagle zgasło światło w całym mieście, szczęśliwie tylko na chwilę. Zeszliśmy jeszcze w dół do „Halki”, (dom towarowy, taki PDT), MS kupił szampana. Teraz MS robi grzane piwo, a ja notuję, żeby nie zapomnieć. Jedyny mankament to zimne kaloryfery.

Poniedziałek 29.XII.2003. Zimno, nie grzeją, brrr… MS zadzwonił do pani, która się tym mieszkankiem opiekuje. Przyszedł pani mąż i zrobił porządek. Chyba z powodu wczorajszych dwóch awarii prądu (potem dugi raz prąd zniknął) tak się porobiło, jakiś mechanizm się rozregulował czy coś…

Naprzeciwko było do sprzedania takie samo mieszkanko jak to, w którym właśnie jesteśmy, tylko z balkonem. Co za pech! Już sprzedane! Jaka szkoda 😟 Poszliśmy ul. Szalaya do Szlachtowej. Okazało się, że „Posesja” (biuro nieruchomości, które znalazłam w internecie) jest nie w samej Szczawnicy lecz w Szlachtowej, dwa kilometry dalej. Cóż, nie znaleźliśmy, widocznie nie jest nam dane w tym konkretnym momencie historycznym. Wróciliśmy do centrum, przespacerowaliśmy się deptakiem wzdłuż Grajcarka do Dunajca, wróciliśmy ul. Główną robiąc po drodze zakupy w „Halce”. Na obiad wybraliśmy się do „Zdrojowej” na pl. Dietla, żeby sprawdzić jak tam jest. Okazało się, że sympatycznie i smacznie. Naprawdę się ogromnie cieszę, że ten piękny budynek ożył.

Ogrzewanie działa.

Wtorek 30.XII.2003.  Pokręciliśmy się po miasteczku zachwycając się tym co przed oczami nam się ukazywało 🙂 Weszliśmy też do Ośrodka Kultury po tutejszą lokalną gazetkę „Z Doliny Grajcarka”. Budynek wygląda nędznie, dach pewnie dziurawy był i przepuszczał – z wyglądu sufitu wysnułam taki wniosek.  Kupiłam kilka numerów,  żeby sobie wieczorem poczytać i poznać tutejsze sprawy 🙂 W namiocie pod Palenicą wypiliśmy grzane piwo z sokiem na rozgrzewkę, obiad zjedliśmy w „Zdrojowej” jak wczoraj.

Środa 31.XII.2003. W domu cieplutko i przyjemnie. Ostatni dzień roku przynosi rozmyślania o tym co było i co będzie. Po głowie „mi chodzą” tylko pieniądze na mieszkanie w Szczawnicy – skąd wziąć, jak zarabiać na życie, żeby móc odejść z pracy itd… Chciałabym mieć własne  mieszkanko w Szczawnicy! To byłoby jakby wyrównanie rachunków z życiem w sensie nie ciągnięcia dalej balastu przeszłości i umożliwienie samej sobie – wolnej, dzikiej i swobodnej – ruszenia w dalszą drogę. Bo… właściwie ciągle zdaje  mi się, że wciąż  jestem na początku tej drogi…

Czwartek 1.I.2004. Jaki będziesz Nowy Roku? Dla Byka podobno masz być fantastyczny, przynieść sukcesy i spełnienie marzeń. Coś, co było do tej pory nieosiągalne, samo wpadnie w ręce. Tzn nie samo, ale dzięki działaniu, albo może dzięki powstrzymywaniu się, czyli od niedziałania 😉 Może ja się zmobilizuję. Skoro cały 2003  biegałam a nie chodziłam, działałam na wysokich obrotach tak, że przed świętami o mało nie padłam ze zmęczenia, to teraz te „wyczyny” zaczną przynosić efekty? Co bym chciała osiągnąć? Trzeba się nad tym zastanowić, ale po co po raz n-ty? Przecież wiem. Chcę wolności w sensie braku przymusu chodzenia na konkretną  godzinę do pracy i bez konieczności użerania się z osobami, które może nie są złymi ludźmi, lecz nie są w stanie zrozumieć co się do nich mówi, bo wiedzą swoje, wiedzą lepiej i na tym koniec. Inne słowa odbijają się od nich jak groch od ściany. W ludziach i wydarzeniach widzą same wady nie dostrzegając – lub pomijając – jakiekolwiek dodatnie, pozytywne aspekty, elementy… Oho, zaczynam używać wielosłowia. Może czas wrócić do pisania i – zwyczajnie – przypomnieć sobie własny ojczysty język, który się zapomina,  który chowa się gdzieś ze wstydu za  bliźnich na co dzień operujących kilkoma słowami określającymi dosłownie wszystko – stany emocjonalne, wygląd, charakter.  W horoskopie o twórczości też było, więc może…

W noc sylwestrową spadł śnieg taki cudny, czysty, biały, puszysty. O godzinie dziesiątej rano jeszcze jest, ale nadciągają czarne chmury i nie wiem czy się uda dojść na Bryjarkę.

Udało się! Doszliśmy nie tylko na Bryjarkę lecz i do „Schroniska pod Bereśnikiem”. Krajobraz bajkowy otaczał nas ze wszystkich stron. Drobniutki śnieżek prószył cały czas, chwilami lekki, słoneczny blask przebijał się przez chmury, ale zaraz niknął, bo go przesłaniały – szarosine, szare, stalowe, groźne, śniegonośne, śniegosypne nasuwające się od strony Palenicy. Do tego kłębiące się mgły zasłaniały miejscami widoczność. Biały blask śniegu, albo raczej biel śniegu powoduje jasność nawet w nocy. Było i jest przepięknie. Nie zmarzłam wcale. Szłam w nowych butach (kupionych na pl. Dietla), cieplutko było mi w stopy, w życiu takich ciepłych butów nie miałam! Trochę tylko palce bolą, mogłyby być ciut większe przy schodzeniu z góry, pod górę były idealne 😊 W schronisku rozgrzaliśmy się ciepłym trunkiem i podziwialiśmy panoramę Pienin. Potem jeszcze przeszliśmy cały deptak wzdłuż Grajcarka, a na obiedzie wylądowaliśmy w „Chatce”, gdzie udało się znaleźć siedzące miejsce bez czekania 😊

Wieczorem z domu już mi się nie chce wychodzić choć jest bardzo pięknie i bezwietrznie, i godzinami można się snuć po urokliwych uliczkach. Ale… za dużo ubierania.

Myślę i myślę, snuję plany i marzenia. Gdybym tak wygrała w totka…wiem, durna jestem, ale wtedy  mogłabym wolność odzyskać… No tak, ciąg dalszy wczorajszych przemyśleń: „jak” i „co”. Albo inaczej, „co” – wiem, nie wiem tylko „jak”, buuu…  Nie umiem znaleźć sposobu realizacji, a może jeszcze bardziej siły, umiejętności, konsekwencji, koncentracji. Przeszkadza mi odwieczny brak wiary w siebie, we własne umiejętności. Pomysłów zawsze miałam masę, tylko – niestety – poprzestawałam na ich etapie nie potrafiąc iść dalej. Wiem, że chcę pisać, ale dlaczego tego nie robię i nie szukam drogi w tym kierunku prowadzącej? Zaniedbałam wszystko po wydaniu „Wejścia w światło”, obraziłam się potem na świat, że to nie moja powieść wygrała konkurs… oj, głupia ty! Przecież było do przewidzenia, że tak się stanie. Zamiast się skupić na realizacji planów, pracy nad sobą to się dałam ponieść negatywnym emocjom jakby plączących się po głowie mrzonek obowiązkiem było spełnianie się bez mego udziału ☹  Dołożyły się różne życiowo-rodzinno–bytowo-zdrowotne problemy. Przez to dawałam pożywkę negatywnościom, które w wielkiej liczbie zebrały się wokół mnie i we mnie korzystając z mego braku panowania nad sobą i nieumiejętności wykorzystywania zdobytej wiedzy, buuu… Anka! Zacznij wreszcie myśleć rozsądnie!!! „Kto mało myśli często się myli” – powiedział Leonardo da Vinci.

❄❄❄❄❄❄❄❄

Na tym się skończyły moje zapiski. Wróciliśmy chyba w sobotę 3.I. 2004. W butach, które wtedy kupiłam w sklepiku na pl. Dietla wiosną posadziłam kwiatki (białe i żółte bratki)   – http://annapisze.art/?p=3401   

Fotki są z późniejszego pobytu, tamte były na płytach, których nie wgrałam do Lapka, a teraz coś się zablokowało i kieszonka nie działa, muszę się zadowolić tym, co jest już zapisane. Kilka z tych zdjęć już było – http://annapisze.art/?p=2339

… dalej za „Czardą”…

… kaplica na Sewerynówce, też za „Czardą”…

… rzut oka w stronę Szlachtowej …

… kładka nad potoczkiem przed „Czardą”…

… rzut oka z górki przy dawnym „Górniku” (teraz jakieś SPA coś tam)… na ul. Zdrojową …

… „Dwór Szalayów”między ul. Szalaya a Grajcarkiem …

… z Parku Górnego rzut oka na kościół św. Wojciecha …

… altanka w Parku Dolnym – przed remontem …

Trafiłam na YT na filmik z dronu pokazujący „Wandę” nad Grajcarkiem ,”Almę” w Parku Górnym oraz kawiarnię „Aida” na dachu obecnie też zniszczonego, nieczynnego budynku uzdrowiskowego  – opuszczone domy, kiedyś będące przepięknymi budynkami. Szczególnie „Wanda” do tej pory mnie zachwyca/  Mam je na zdjęciach, poszukam i pokażę z naszego poprzedniego pobytu. Tu jest link do filmiku, widać też  z drona fragment okolicy – https://www.youtube.com/watch?v=lF9QX2ktyO4

Kochani, wiosna coraz bliżej 🌺 Dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa, niech słoneczko przygrzewa i rozpędza chmury oraz złe myśli 🌞 🍀

💙💛

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, Szczawnica | 24 komentarze

😀 7 lutego 😀 2023 😀

Dziewczynki umilały nam weekend swoją obecnością, zaś o Calineczce można śmiało powiedzieć, że urozmaicała na wszelkie możliwe sposoby każdą chwilę, w której nie spała 😀😁  Pozazdrościć jej energii i pomysłowości, ale dla opiekuna to ciężkie zadanie. Musi (opiekun) mieć oczy dookoła głowy i wysilać szare komórki, aby wcześniej wpaść na to, co właśnie szkrabusia  zamierza uczynić 🙂 I tak się do k0ńca  upilnować nie da urwipołcia małego. Jako zodiakalna Panna chce wszystko robić sama, we wszystkim pomagać i musi mieć zawsze rację 🙂 I tu babcia szare komórki ćwiczyć musi 🙂 Woda wychlapana z wanny (bo muszelki pływały w gniazdku z ręcznika), połowa pasty do zębów wyciśnięta do jej kubeczka, wysmarowana kremem do stóp ona cała i łóżka kawałek gdy babcia była w łazience to tylko drobiazgi 😁😁 Jeśli już się uda ją nakłonić do wskoczenia do łóżka to przytulona do babci chce, żeby babcia czytała jej wierszyki o Szilusi i Skitusiu. Babcia bierze telefon, wchodzi na swego bloga i czyta swoje wierszyki. Calineczka usypia 🙂 Chwile bezcenne 💗💗💗 Na pytanie czy lubi do nas przyjeżdżać odpowiedziała – baaardzo! Też bezcenne 💗💗💗

 

… Calineczka robi owocowe szaszłyczki, oczywiście sama, bez pomocy bo ona zrobi najlepiej 😀 …

Późnym popołudniem Duży przyjechał po córeczki. Wera ma wciąż mnóstwo nauki, sama z siebie też się uczy, jest świadoma i odpowiedzialna, naprawdę podziwiam moją wnuczkę maturzystkę. Do tego ma wspaniałe podejście do szkrabusi, która ją uwielbia. Co oczywiście nie oznacza, że jej nie dokucza, jak to siostra siostrze 🙂 Dobrze pamiętam co my z Lucy wyprawiałyśmy i jak ja robiłam jej na złość jako ta młodsza 😉  Jest taka spokojna, opanowana, tłumaczy małej nie tracąc cierpliwości, znosi jej wybryki, naprawdę mi imponuje, jest cudowna 💗💗💗

Kiedy już zostaliśmy sami babcia D. poszła się położyć, my usiedliśmy spokojnie odpoczywając, psy usnęły wreszcie rozluźniając się (nie musiały się spodziewać nagłych pieszczot dzikiego luda 😁 ), Franek najpierw się najadł potem wskoczył MS na kolana i usnął wyciągnąwszy się na całą kocią czarną długość 🙂  W ramach relaksu odszukałam kanał na YT, a właściwie konkretne rozmowy, które mnie „wciągnęły” za pierwszym razem kiedy trafiłam przypadkiem na Duszkę z Podlasia.  Usłyszałam mówione najprostrzymi słowami to, co i mnie w duszy gra 💗 Zrobiły na mnie zupełnie inne wrażenie niż wypowiadane przez uczone i wykształcone w danym kierunku osoby. Zresztą, kto ma ochotę niech posłucha. Jeśli komuś ma wysłuchanie przynieść korzyść to tak będzie. Jeśli nie będzie gotowy na wysłuchanie to pominie filmik. Czuję wewnętrzną potrzebę zamieszczenia więc tak czynię.

https://www.youtube.com/watch?v=2PvoZOf4M-Y

https://www.youtube.com/watch?v=U9wdkCFHFuc

https://www.youtube.com/watch?v=pBSjYhquQxI

Poza tym walczę z chomiczą naturą w dalszym ciągu ogarniając i uwalniając przestrzeń wokół. Przy okazji wpadłam na pomysł wykorzystania (zgodnie z ideą niemarnowania i ponownego wykorzystywania przedmiotów) pudełek po chusteczkach. Już od dawna służą mi do przechowywania małych torebek foliowych używanych w różnych celach (do małych kubełków łazienkowych na śmieci, do pakowania różnych różnistych przedmiotów, także na sprzątanie psich kupek na spacerach, i in.). Teraz zrobiłam jeszcze coś, a mianowicie wycięłam górną część pudełka (tę z dziurką do wyciągania chusteczek) i włożyłam do środka rękawiczki. Sprawdza się, jest wygodnie. Jeśli pudełko się nadwyręży wymieniam na następne a zużyte idzie do niebieskiego worka na makulaturę. Inny pomysł – to plastikowe pojemniki po kiszonej kapuście, takie duże – idealnie nadają się do szaf na potrzebne rzeczy, np. w jednym są zwinięte duże torby na zakupy, w drugim materiałowe,  w innym moje kamizelki (w rulon zwinięte), w jeszcze innym skarpetki. Wpadłam na inny niż zawsze sposób składania (rolowania) ubrań oglądając filmiki na YT. Zdecydowanie odkąd nie mam TV rozwinęłam swoją praktyczną wiedzę w różnych kierunkach 😀 Już „nie ogłupiam się telewizją” (jak mawiał mój tata) i wcale nie żałuję.

Oczywiście wiem co się dzieje, śledzę wydarzenia na bieżąco, lecz się tym nie napawam. Jeśli nie mogę bezpośrednio zadziałać, zmienić – nie dodaję energii temu co jest złe i powinno jak najprędzej zczeznąć. Czekam na chwilę, w której będę mogła mieć wpływ i zrobić co do mnie należy. Brzmi mądrze, lecz nie znaczy, że nie klnę chwilami jak przysłowiowy szewc i się nie wściekam. Jednak szybciej potrafię emocje opanować. No cóż, niech wreszcie słoneczko zaświeci 🌞🌞🌞🌞🌞 🙂 🌞🌞🌞 przyjdzie odwilż, wiosna i zakwitną kwiaty 🌺🌺🌺🌺🌺 🌺🌺🌺

Żeby nie pozostawać w smutku – czy wiecie, że istnieje joga śmiechu? Morelka przysłał mi filmik i nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, wszak śmiech jest zaraźliwy. Akurat tego konkretnego filmiku nie potrafię tu zamieścić, ale poszukałam i znalazłam coś jeszcze (u mnie jest możliwość tłumaczenia na polski, mam nadzieję, że u Was też).

https://ecoledurire.com/lecole-internationale-du-rire/le-yoga-du-rire/

Dobrego tygodnia i dzięki serdeczne za odwiedziny 💗

💙💛

 

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 19 komentarzy

29 stycznia 2023 🌞💗🌞

Od początku roku przestałam słodzić kawę i herbatę. Wcale nie miałam takiego zamiaru, żadne tam noworoczne postanowienia (nigdy takich nie robiłam). Samo przyszło 😁 To chyba wynik świątecznego obżarstwa, choć obecnie „obżarstwo” oznacza zupełnie co innego niż dawniej. Kiedyś mocium panie, to się mogło zjeść, że ho ho 😀 Teraz mała ilość daje uczucie sytości co w sumie jest pozytywnym objawem. Coś dziwnego jest w tym, że jednak waga nie spada tak jak powinna 😟 Trochę więcej „podjedzone” w święta to konieczność picia ziółek. Piłam rumianek i Verdin, i jakoś tak gorzką herbatę zaczęłam. Ciekawe, że poprzednio herbata bez cukru drapała mnie w gardło a teraz przestała, może dlatego, że zaczęłam dodawać kawałek listka laurowego (babcia mówiła bobkowego) i zaczęła mi smakować.

Z kulinarnych ciekawostek – zrobiłam kotlety z ugotowanych buraczków, ryżu, czerwonej  fasolki z puszki plus jajko, przyprawy, bułka tarta. Masę przygotowałam, zostawiłam w lodówce, żeby się przegryzły smaki i dopiero przed samym smażeniem miałam doprawić tak do końca. Reszta buraczków do obiadu czekała w drugiej misce, przykryta talerzykiem. Wieczorem złapał mnie katar,  poczułam się fatalnie i następny dzień przeleżałam w łóżku bez jedzenia, wykorzystując okazję do małego postu i oczyszczenia organizmu. Zresztą nie miałam ochoty na jedzenie, odsypiałam zaległości. MS miał tylko podgrzać obiad dla siebie i mamy. I tak zrobił. Przyszedł do sypialni i spytał zniesmaczony: „Co ty zrobiłaś z buraczkami? Kaszy jakiejś dodałaś? Tego się nie da zjeść!” Nie trudno się domyślić, że zamiast buraczków wziął masę na kotlety jeszcze nie całkiem doprawioną 😁😁😁

… tak wyglądały gotowe kotleciki…

Jeśli już zaczęłam „od kuchni” to uprzejmie doniosę, iż – idąc po najmniejszej linii oporu – na ciasto francuskie „rzuciłam” farsz z kapusty kiszonej i pieczarek, upiekłam w formie rolady i było smaczne bardzo, szczególnie na drugi dzień mi smakowało odgrzane na patelni. Do tego czerwony barszczyk i „miód malyna” 😀

…przed upieczeniem…

…po upieczeniu…

 

…kolejny zakwas nastawiony…

keks wg przepisu z Luci książki… 

Nie mogłam wcześniej niczego napisać, co Lapka otworzę – znowu „coś”. Z babcią D. siedem światów ☹ Przestawił jej się czas kompletnie, śpi w dzień, nie można jej ściągnąć na śniadanie, dopiero jakoś na obiad się udaje. Pod presją schodzi w szlafroku, je jak ptaszek i znowu idzie spać, potem chodzi po nocy, podjada (to akurat dobrze), ale nie zawsze można dopilnować czy psiepsiołom czegoś nie daje. Szilka nic nie schudła mimo skrzętnego odważania dziennej porcji karmy, chodzić suni się nie chce, wyraźnie jest za ciężka… Jedynie gdy spadł na chwilę śnieg to podskoczyła z zadowolenia na białej łące.

   

Chlapa się zrobiła szybko, jest błoto i w tym błocie wyraźnie zobaczyłam ślady dzików na łące. Wróciły i zaczęły ryć, sąsiadka wczesnym rankiem wychodząc ze swoim psem już się natknęła na jednego osobnika. Na szczęście psiak był szybki i zwiał bez uszczerbku na ciele, dzik chyba nie miał złych zamiarów bo rozpłynął się w mroku. Trzeba teraz uważać wychodząc wieczorem poza osiedla na niezabudowane „kartoflisko” (tak nazwaliśmy pole na którym kiedyś rosły ziemniaki).

Poza tym „walczę” z nadmiarem przedmiotów w domu, choć minimalistką nigdy nie zostanę to jednak jestem dumna z siebie jako chomik oczyszczający swoją norkę 😀 Pracuję na byciem „tu i teraz”, nad uwalnianiem się od niepotrzebnych myśli i emocji (których jest cały ocean), staram się wykonywać co do mnie należy, ale już bez „napinki” jak dawniej, lecz spokojnie, zaczynam widzieć i czuć świadomie dużo drobnych radości codziennie, na które zwykle nie zwraca się uwagi🌞👍

Dziś gra Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, coś wspaniałego, cudownego, coś co się niesamowicie nam Polakom udaje na skalę światową 💗😀😀😀💗 Na przekór wszystkim ciemnym, złym mocom hulającym po kraju w tym dniu królują jasność i dobro 💗 We Wszechświecie wszystko podlega przemianom, więc i Jasna Strona Mocy stanie się rzeczywistością 🌞💗🌞

Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Dobrego tygodnia życzę wszystkim 💗🌞

💙💛

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 21 komentarzy

21 stycznia 1948 💗 2006 💗

Dziś Dzień Babci i Dziadka, a więc święto wspomnień dla mnie. Wielu wspomnień. Po pierwsze dzień ślubu rodziców, po drugie – nasz z MS dzień ślubu. Różnica w latach 💗💗💗  Przy okazji wspominam babcie i dziadków, prababcie i pradziadków.  Zapaliłam im wszystkim światełka w miejscu, w którym zawsze zapalam przy różnych okazjach. Prababcie pamiętam, pradziadków nie miałam możliwości spotkać w tym życiu. Część zdjęć już pokazywałam, przypomnę je z okazji dzisiejszego święta, dla kilku więc nie będzie to premiera 😀

… ślubna fotografia moich rodziców… 💗

… w chustce prababcia Marianna…. 💗

… babcia Stefa …💗

… babcia Stefa (z lewej) i babcia Frania (z prawej) …💗

… babcia Stefa ponad sto lat temu… 💗

… dziadek Staszek w czasie I wojny … 💗

 

 

 

… babcia Frania …💗

… babcia Frania, mój tatuś malutki i dziadek Andrzej… 💗

…Pradziadek Władysław… 💗

…prababcia Karolina… 💗

A tu już Baba z Chłopem w górach  🌞

…w Wiśle… 🌞

… w Szklarskiej na tle wodospadu Szklarka… 🌞

… nasze ślubne zdjęcie 🙂 fotomontaż szczawnicki wykonany przez dziecko, modele autentyczni w dn. 21 stycznia 2006 🌞

Taki dzień wspomnień się zrobił. Znów śnił mi się domek w Tenczynku 💗

…babcia z mamą dawno temu, w oknie prababcia Marianna… 💗

….zdjęcie sama robiłam w czasie wakacji w liceum „Druhem” albo „Smienką” … 💗

Zapytałam Calineczki co mam jej przygotować kiedy przyjedzie na Dzień Babci i Dziadka (w przedszkolu jakieś cuda robiła).  Usłyszałam – „truskawki”. Spytałam czy może być czekolada, akurat truskawek nie mam. „Moze być” – odetchnęłam z ulgą 😀😀

W tej chwili przyszła babcia D. ze swego pokoju i opowiedziała sen, który jej się przyśnił. „Jako małe dziecko jeździłam z moją babcią na wieś po różne produkty, w czasie wojny to było. Wpadli Niemcy do pociągu na rewizję. Jeden mnie pogłaskał po głowie i powiedział: – ja też mam taką małą córeczkę a muszę iść na wojnę…” MS już wcześniej słyszał tę opowieść, więc sen był przypomnieniem prawdziwej sytuacji. Akurat babcia jej się przyśniła w Dzień Babci 💗 …

Kochani, dziękuję za odwiedziny, za pozostawione komentarze i życzę udanego weekendu i całego tygodnia 🌞🍀💗

💙💛

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, Tenczynek | 24 komentarze

13 stycznia i piątek 🍀🌞

Gwiazdka przyniosła mi najnowszą książkę Luci. To nie pierwsze jej dzieło, które miałam w rękach. Przysłała mi wcześniejsze, czytałam najpierw w telefonie co łatwe nie było, wręcz męczące ze względu na ślepia moje słabujące 😊 ale czytałam, bo oderwać się było trudno. Tym bardziej, że wspomnienia zahaczały również o moją rzeczywistość i siostry postać stanęła  przede mną 💗 także moda którą pamiętam, szkoła jaką moja Lucy kończyła czyli siedem klas podstawówki a w liceum matura w XI klasie (chyba), ja już ośmioklasową podstawówkę zaliczyłam, miałam przed oczami nasze mieszkanie w Opolu, masę różnych sytuacji… – mnóstwo moich wspomnień przywołały wspomnienia Luci.   Potem Duży przyniósł mi tablet i robiąc hokus-pokus jakoś tam Luci dzieła przeniósł i mogłam przeczytać po raz kolejny, tym razem o wiele łatwiej, wręcz w luksusowych warunkach. I mogłam się spokojnie delektować opisami pięknej Italii, a opisy to ja lubię 😀 I jeszcze mogłam towarzyszyć Luci w codziennej (ówczesnej) trudnej, ciężkiej pracy bandante, czyli opiekunki starego, chorego człowieka doskonale się wczuwając tym bardziej, że sama mam na co dzień w domu osobę chorą na Alzheimera. Przejmujące były dla mnie sceny pożegnania odchodzących podopiecznych. Myślałam o tym jak w czasie covidu takie „pożegnania bez pożegnania” musiały być w Italii jeszcze bardziej trudne… Przenosiłam się z Lucią w różne miejsca m.in. do Ancarano,  Patrignone, Offidy, Loreto, Montalto i oczywiście teraz Ascoli 😊

„Polskie smaki i włoskie przysmaki” to – jak sam tytuł wskazuje – Luci przepisy sprawdzone, wypróbowane oraz okraszające je różne dykteryjki i przypadłości z owymi przepisami związane. Ja wypróbowałam i po wielokroć powtarzałam pieczenie „jednojajkowca”, który MS wyjątkowo przypadł do gustu (jest na str.94). Nabrałam ogromnej ochoty na Luci kapustę z grzybami, takiego sposobu jeszcze nie znałam i na pewno zrobię. Innych pyszności jest sporo i skorzystam, choć mięsa nie jem to i tak mam w czym wybierać 🥞🥐🥗🥟🍜🍝🥘🥮🍪🎂🥧  – 😀😀 wystarczy, można pęknąć z przejedzenia od samego patrzenia 😁

https://pozagranicamipolskialenietylko.home.blog/

Calineczka mi powiedziała „nie namawiaj mnie do jedzenia, już mam od tego namawiania pełny brzuch” 😁😁😁

                                           

U góry jabłuszka w cieście francuskim, na dole jest to samo tylko inaczej oświetlone i ułożone. Miała być choinka makowa 😀 Z wyciętych kawałków wyszły dodatkowo cztery ciasteczka z marmoladą, które na fot. po prawej stworzyły potwora z oczami 😀

Nastawiłam buraki na kolejny zakwas, kończymy pierwszą porcję. Będę się starała mieć go cały czas „dla zdrowotności” przecież, żeby obyło się bez lekarzy. Podzielę się z Wami ostatnim przeżyciem. Otóż w środę wieczorem złapał mnie katar, taki regularny, wodnisty, nieprzerwanie męczący. O nie! – powiedziałam katarowi i łyknęłam rutinoscorbinu 6 tabletek (zawsze tak robię odkąd pamiętam), zrobiłam gorącą kąpiel i udałam się do sypialni. Spojrzałam co na katar radzi Kasia Gołębiewska na YT (refleksolożka) i wykonałam. Przeleżałam cały czwartek, pod wieczór dopadł mnie ból głowy, rano się zwiększył jeszcze więc znowu zajrzałam po poradę i posłusznie wykonałam zalecenie. Potem zrobiłam kawę (w czwartek nic nie jadłam, piłam dużo wody) i ból zniknął. Może po kawie, może nie 😀, ważne, że nie wrócił 😀  (51) Jak złagodzić bóle głowy i migreny? – YouTube 

Wiecie co? Mam wrażenie, że w tym całym zalewie otaczającej negatywności fakt, że na tym naszym blogowisku możemy się dzielić czymś dobrym, pomagać sobie wzajemnie choćby przez takie – zdawałoby się drobiazgi jak dzielenie się doświadczeniem, przeżyciami,  porady – jest wspaniały 💗 Dziękuję za Wasze odwiedziny i pozostawione słowa 💐 Dobrego tygodnia 🍀💗🍀

💙💛

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 18 komentarzy

5 stycznia 2023

Już  piąty dzień roku, a ja jeszcze nie zdążyłam wspomnieć o świętach. Gdyby nie zdjęcia to już bym zapomniała co robiłam 😀 Barszcz ukisiłam wg przepisu z Silver TV – Bogaty i zdrowy zakwas z buraków – Bing video   

Sernik oczywiście był, wyszedł przepyszny co jest zasługą sera, jakiś taki dobry się trafił, bo przepis odwieczny czyli ten sam od zawsze. Jedyna modyfikacja polegała na zastąpieniu samych herbatników – które zwykle daję na dno tortownicy – też herbatnikami lecz pokruszonymi i zmieszanymi z roztopionym masłem. Były makowczyki czyli ślimaczki z ciasta francuskiego z makiem. Udał mi się jagielnik zwany wegańskim sernikiem, nawet zupełnie smaczny się okazał ów wytwór i…  bardzo sycący. Dla Małego kotleciki wegańskie przygotowałam i dziecko określiło, że są genialne. Tak więc przyjęłam do wiadomości, że ja również jestem genialna skoro genialne kotlety potrafię wykonać 😁 (przecież wiem że „genialność” i „kotlety” nijak się do siebie mają, ale co z tego?)

         

… makowczyki i jagielnik z polewą z gorzkiej czekolady …

Po świętach odkryłam kolejny fajny kanał na YT i zachciało mi się wypróbować przepis na pieczeń z selera. Akurat miałam dwa w lodówce więc przystąpiłam do działania. Wyszedł idealny w formie, w smaku – następnym razem dodam dużo więcej przypraw – zupełnie dobry. Jestem przekonana, że następny będzie wspaniały. Znalazłam przepis tu – (31) PIECZEŃ WEGE Z SELERA – YouTube

… pieczeń/pasztet z selera wyglądał ładnie …

Calineczka miała spędzić z nami ostatni dzień i ostatnią noc 2022 roku, balony kupiłam, owoce na owocowe szaszłyczki przygotowałam, sernik upiekłam, a tu mała się rozchorowała, gorączka ją zmogła 😟😟😟 Już jest wszystko w porządku i przyjedzie jutro 😀😀😀 Będzie zabawa sylwestrowa tym lepsza, że bez strzelania za oknem. W noc sylwestrową psiepsioły przeżywały straszne chwile, szczególnie Skitek, któremu ze strachu trzęsła się każda komórka i każda część ciała. Puszczaliśmy głośno muzykę, żeby zagłuszyć huk, zasłoniliśmy okna, żeby błysków nie było widać. Nic nie pomagało. Do tego babcia D. chciała zobaczyć fajerwerki, co chwilę próbowała otwierać drzwi balkonowe i zerkać za okno. Szilka zobaczywszy, że Skitek ma atak paniki postanowiła mu towarzyszyć chyba w ramach współpracy gatunkowej… jednym słowem trzeba było uspokajać wszystkich …

Dobrze, że już po sylwestrowych szaleństwach, strzelać przestali i wreszcie można normalnie z psami wyjść na spacer. To znaczy dziś już nie, przecież leje i pada, pada i leje i chwilami mży. Podczas mżawki starałam się wyskoczyć na błotnistą łąkę, przecież muszą psiaki w ustronne miejsce się udać. Nie, źle mówię, Szilka musi, bo to dama prawdziwa. Skitkowi wszystko jedno i rano wystarczył mu ogródek, na deszcz wychodzić nie miał zamiaru 😊

… tak było na łące 1 stycznia 2023 roku rano …

Zaczęłam wpis rano a już trzeba wyjść na wieczorny spacer, dzień mija. Naprawdę nie wiem czemu czas tak teraz pędzi. Jeszcze raz wszystkim Wam dobrego roku życzę, spokoju i pokoju, i zdrowia 💗💗💗

💙💛

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 22 komentarze