„Lalka” i takie tam…

Szykuje się nowa filmowa wersja „Lalki”. Jestem ciekawa bardzo końcowego rezultatu, zapowiada się ciekawie ze względu na obsadę. Nawet epizodyczne role mają grać znani aktorzy przyciągnięci m.in. sentymentem do powieści pana Prusa. W poprzednich wersjach Wokulskiego grali Mariusz Dmochowski i Jerzy Kamas. Doceniając obu panów grę aktorską zdecydowanie mówię, że rozumiem Izabelę Łęcką, ponieważ za żadnego z nich za mąż iść bym nie chciała 😃 Natomiast za trzeciego kandydata do roli… No cóż, będzie na kogo popatrzeć 😃 Ciekawa jestem czy któraś z Was gustowała w poprzednich Wokulskich😃 Magda Italiana nasza kochana stwierdziła, że Dmochowski wchodziłby w rachubę 😃

🍀🍀🍀

Sytuacja w kraju i na świecie coraz gorętsza, strach i obawa zaglądają z każdej strony… Próbuję się zdystansować do wydarzeń naszych rodzimych, jeszcze nie potrafię myśleć spokojnie i pewnie nigdy nie zobojętnieję. Zaczęłam od ograniczania słuchania politycznych kanałów. Wiem oczywiście co się dzieje, jestem na bieżąco lecz nie biorę udziału w czatach, przestaję komentować, czego czasem nie dało się uniknąć, przecież człowiek ma granice wytrzymałości na znoszenie kłamstw, oszustw, obrażania, rzucania kalumni itd. Koniec z tym, nie będę więcej zasilać tego co podłe swoją uwagą. W odpowiednim czasie wykonam co do mnie jako Polki z dziada pradziada należy i tyle.

Babcia D. weszła w kolejny etap choroby. Straszne jest to, że w żaden sposób nie można człowiekowi pomóc. Trzeba patrzeć na całkowitą degradację zewnętrzną i wewnętrzną człowieka i nic nie da się zrobić. Trzeba zdejmować z niej ubrania, bo – jeszcze na szczęście ubiera się sama – lecz potrafi założyć kilka par spodni jedne na drugie (rekord wynosił pięć par!), bluzek, swetrów, kamizelek ostatnio było sześć i na to koszula nocna… Już mecze siatkówki i filmy o zwierzętach (dzięki którym jeszcze niedawno udawało się ją zatrzymać na chwilę w jednym miejscu jak dziecko przy bajce) już nie działają. Teraz w kółko przegląda gazetę, wydziera obrazki i chowa po kieszeniach. Przynoszę gazetki reklamowe z Biedronki i tę potrzebę zaspokajają. Gorzej, że łapie się za książki, kreśli, zagina rogi… MS notatnik zabrała i zaczęła kartki wyrywać, dobrze, że usłyszał. Kwiatki po kieszeniach chowa urwane, nie rozróżnia czy sztuczne czy prawdziwe, powtykałam w różne miejsca sztuczne, bo tych nie żal…

🍀🍀🍀

Zaczęłam pisać dziesięć dni temu… Już w lipiec wskoczyłam nie wiadomo kiedy, wakacje się zaczęły, mamy u siebie Calineczkę, która ukończyła pierwszą klasę. Na pytanie o świadectwo stwierdziła, że dostała, ale co tam napisali to nie wie i wcale jej to nie obchodzi😀😃😃

Dziś już siódmy dzień lipca, Calineczkę tata zabrał, dziadkowie  odpoczywają i tęsknią za wnuczką ♥️ Stwierdzam, że 12 lat to szmat czasu. Kiedy Wera była w wieku Calineczki to jeszcze góry mogłam przenosić, bo teraz peselioza daje się we znaki. Najgorsza jest sprawą z kondycją i ogólnym spadkiem radości życia, zmęczeniem nie tyle fizycznym co … takim ogólnym… w znaczeniu „nie chce mi się”… „to bez sensu”… To prawda co piszą mądrzy ludzie, że przy Alzheimerze choruje cały dom…🙁

🍀🍀🍀

Wtorek, 8 dzień lipca, lekka mżawka od czasu do czasu, jest bardzo przyjemnie na zewnątrz . Małymi grabkami skrobałam trawnik, a raczej to co trawnikiem powinno być. Posypałam wcześniej  całość preparatem na mech, który zdusił trawkę i dziś zaczęłam go usuwać. Na razie wyskrobałam trzy wiadra. Jutro skończę, bo na dziś mam dość i posiejemy świeżą trawę, kupiłam taką regeneracyjną na dosiewki. Sprawdzimy co z tego wyjdzie.

🍀🍀🍀

A dziś jest niedziela, 13 dzień lipca. Zmokłyśmy z Szilką dokumentnie, do ostatniej nitki (ja) i do ostatniego włoska (Szila). Lunęło jak z cebra kiedy już wyszłyśmy z domu, przezornie zabrałam parasolkę i przydała się, bo dobiegłyśmy do lasku i tam pod drzewkiem kucałam zasłaniając nas obie. Kiedy ulewa nieco  zelżała, w miejscu suchym przed chwilą utworzyły się głębokie bajora, przez furtkę  w dół woda spływała wodospadem, zaś uliczką płynęła rzeka. Było tak głęboko, że nalało mi się od góry do moich ślicznych szczawnickich niebieskich kaloszków. Musiałam się przebierać „od stóp do głów”, a w tym czasie MS wycierał Szilunię. Za jakiś czas wyjrzało słoneczko 🌞😃

W zeszłym roku 1 lipca pojechaliśmy do Szczawnicy, teraz siedzimy w domu… Nie ma tego złego co na dobre by nie wyszło, bo się zajęłam ogródkiem i tym, co i tak trzeba zrobić.  Zakwitła yuka, jest tak ogromna, że jeszcze takiej nie widziałam 👍 MS przywiózł cztery worki ziemi, rozsypiemy i dosiejemy trawę. Potem niech się dzieje co chce, czekamy co los przyniesie…

… Baba przy „roślince” jak karzełek 😃…

Nowy tydzień co przyniesie? Tego nikt nie wie. Oby spokój, zdrowie i każdemu to, czego sam sobie życzy 💗🌹💗 Dziękuję, że zaglądacie choć wciąż jeszcze nie idzie mi pisanie, wena uciekła, a real dokucza. Nic to Baśka, nic to… Serdeczności moc 🌹🍀🌹

Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *