Moje wpisy przeradzają się ostatnio w przegląd tygodnia. Nic nie poradzę, że nie mam czasu na więcej, przynajmniej na razie. Zresztą chyba u większości z Was wiosna i lato to pory, które spędza się na zewnątrz, na powietrzu jeśli tylko jest taka możliwość, a komputery idą w odstawkę. Jeśli ktoś radzi sobie dobrze z pisaniem w telefonie to ma większe pole do popisu, mnie to nie dotyczy i tak musi zostać. Zresztą oczy mnie bolą jeśli zbyt długo „wgapiam się” w telefon, dlatego teraz patrzę na zieleń ile się da 🍀🍀🍀
Dzieje się coś każdego dnia i nie można narzekać na nudę czy monotonię (ja w ogóle nie wiem co to znaczy się nudzić, nie znam takiego stanu 😃 ). W weekend Duży dziewczynki przywiózł zgodnie z obietnicą. Zrobiłam „eksperyment deserowy”, którego nie uwieczniłam, bo zniknął w mgnieniu oka taki był pyszny. Zainspirował mnie filmik z YT – https://www.youtube.com/watch?v=m969EfgkAls
Oczywiście zrobiłam po swojemu. Użyłam śmietankowego budyniu, do środka cząstki pomarańczy zamiast truskawek, a polewę taką jak do murzynka, czyli masło/margaryna (co kto woli) z cukrem, kakao i odrobiną mleka/wody rozpuszczone w rondelku na kuchence. Pyyycha!!! Wchodzi na stałe do jadłospisu, właściwie deserospisu 😀 i będzie robione w dużej formie jak zawsze budyniowy deser na herbatnikach. Dla małej porcji to w ogóle szkoda roboty 😁😁😁
Wera siedziała w kąciku pogrążona w czytaniu, nikt jej nie przeszkadzał – dobrze siebie pamiętam, jak podczas wakacji w Tenczynku siedziałam z książką na jabłoni, żeby mnie nikt nie widział i wtedy miałam święty spokój, mogłam czytać do upojenia 😃 Za to Calineczka zajmowała nas niezmiernie. Oczywiście jeść nie chciała, to normalka przecież, choć wcześniej zamówiła sobie „kluski z dziurką” czyli śląskie. Wyszło ich 108! Policzyłam dokładnie 🙂 Zjadła może z pięć, w życiu bym nie wpadła na taki pomysł – krem czekoladowy wkładała do dziurek i jadła na słodko 🙂 Ale muszę powiedzieć, że ani jedna kluska z tych 108 nie została!
Calineczka gotowała zupki z kamyków, trawy i czegoś tam jeszcze. Potem poszła z nami i psiepsiołami na spacer zabierając hulajnogę. Tam gdzie się dało jechała sama, a gdzie z jazdą był problem ze względu na teren, MS ciągnął na smyczy hulajnogę razem z wnuczką (tzn. wnuczka na hulajnodze), ku jej wielkiej radości 🙂

… babciu, żjeś ziupkę z lobaków? uparła się na mnie z tymi robakami …

… dziadkowi dodam musielkę ślimaćka …

… w lasku …

… czerwona kropeczka w oddali to Calineczka na hulajnodze …

… wyraźnie widać, że sama jedzie 🙂 …
W poniedziałek (6.06) byłam na rtg i zdziwiłam się, że nie ma kolejki. Pani powiedziała, że tak jest od zarazy, ludzie się poprzenosili do innych przychodni i szpitali, bo ten był jednoimiennym czyli „dedykowanym” dla covidowców. Dlatego „dedykowany” wzięłam w cudzysłów, że mnie strasznie denerwuje, jakby nie mógł być normalnie „przeznaczony”. Tak jak „aplikowanie” i „aplikacja” kojarzyły mi się z ozdobnymi haftami, koronkami przy bieliźnie… tak to się zmienia znaczenie słów i częstotliwość ich używania bądź wychodzenia z użycia. Ale nie o tym miałam mówić. Podczas powrotu do domu specjalnie zwracałam uwagę na na damskie obuwie pań znajdujących się akurat na trasie mego przejazdu. Słuchajcie, jedna jedyna kobieta miała buty na koturnie, żadnych innych obcasów nie zauważyłam, cała reszta nosiła płaskie! Albo sportowe obuwie, albo balerinki. Może te „szpilkowe” były w pracy 😀😉 … Takim spostrzeżeniem chciałam się podzielić. Od siódmej klasy szkoły podstawowej – kiedy znalazłam na strychu u babci mamy ślubne buty i przemalowałam je na czarno – chodziłam na obcasach niższych, wyższych, najwyższych jakie były możliwe, dopiero na emeryturze tak naprawdę nauczyłam się chodzić na nowo bez obcasów. Teraz (w obecnej rzeczywistości) jest wszystko odwrotnie, w sumie na pewno wygodnie, jednak adidasy czy trampki założone do sukienki jakoś mi się nie podobają. Zauroczona byłam damską modą z naszych przedwojennych filmów i chciałam też być taka piękna i kobieca jak tamte kobiety… Dziś by takie czarnki i inne zera powiedziały, że prowokujesz i nie dziw się, jeśli dojdzie do gwałtu, bo taka szpilka to prowokacja… Oj, nie powiem gdzie bym im te szpilki wsadziła!
We wtorek rozpoczął się cyrk z aparatem słuchowym babci D. Zaginął po raz tysięczny chyba, potem się jedna część znalazła, były szlochania, oskarżenia, obrażania itd, (podręcznikowy przypadek), potem znalazła się inna część od innego aparatu, wreszcie Babcia D. odkryła brakujące ogniwo … pod własną poduszką… ale bez żyłki łączącej obie części, bez której nie da się słyszeć. Tak więc we czwartek MS pojechał kupić żyłkę do aparatu i wreszcie działa. Do następnego razu.
Poza tym rozkwitły wreszcie piwonie i różyczkowy krzew
Pogrzmiało w czwartek z daleka. Miała być burza z piorunami, ale sobie poszła gdzie indziej. Może wrócić, więc nie trzeba chwalić dnia przed zachodem słońca. Mogę chwalić o wschodzie, bo ranki są prześliczne.

… porankiem po wyjściu za osiedlową furtkę …
🍀🍀🍀🍀💗💗💗💗🍀🍀🍀🍀
Na koniec specjalnie dla Tereni jaśmin i mnóstwo najserdeczniejszych życzeń z okazji piątkowego święta 💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗

… gałązki wystrzeliły ponad bez i dopiero rozkwitły …

… takie kwiatuszki są z bliska …
Dziękuję za odwiedziny i komentarze 🙂 Dobrego weekendu i spokojnego tygodnia życzę
🌹🌹🌹
Trzymajcie się zdrowo i bądźcie bezpieczni!
💙💛