Do zajazdu „Czarda” trafiliśmy od razu podczas pierwszego pobytu w Szczawnicy. Zatrzymaliśmy się wówczas w „Budowlanych”, Mąż w ostatniej chwili – szukając miejsca na wyjazd w góry na Sylwestra, w biurze podróży otrzymał do wyboru dwie propozycje: Muszynę i Szczawnicę. Jakiś dobry duszek podpowiedział mu wybór Szczawnicy, inaczej nie mogło być, bo skąd wiedziałby, że stanie się ona (Szczawnica) naszym ulubionym miejscem na ziemi? Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia i od pierwszego oddechu po opuszczeniu autokaru i tak już zostało na zawsze. Zamieszkaliśmy w malutkim pokoiku, tylko taki był w ofercie, cały hotel już był zajęty, pokoje zarezerwowane. Wyglądał dokładnie tak jak go zobaczyła w „Pasmach życia” Elka po przyjeździe na majowy weekend. Nie było telewizora w pokoiku, wprawdzie istniała możliwość wypożyczenia, lecz my przyjechaliśmy w ostatniej chwili i każdy odbiornik już „poszedł między ludzi”. Zostało nam tylko małe, starutkie radyjko odbierające jedną słowacką stację. To był powód do radości, bo zaśmiewaliśmy się słuchając audycji. Do tej pory zostało nam określenie: „najrukawicznejsze ze wszech rukawiczek” na określenie czegoś co jest kwintesencją samego siebie 😉
Zima była prawdziwą zimą, śnieg czysty i biały poza miasteczkiem, w lasach, na polach, nad Dunajcem, który zachwycił od pierwszej chwili i porwał nasze serca na wieczne nieoddanie. Obeszliśmy okolicę na tyle, na ile było to możliwe w istniejących warunkach idąc wyznaczonymi szlakami. I tak trafiliśmy do „Czardy” wybierając się do kapliczki na Sewerynówce. Wewnątrz płonął ogień na kominku, przy stołach siedzieli turyści rozgrzani ogniem i zapewne trunkami również, jako że weseli i zadowoleni z życia byli. A może i bez trunków cieszyli się życiem, bo to zaczarowane miejsce jest? Wszak jeden z górali powiedział nam, że wszystkie drogi prowadzą do „Czardy”, gdy po zejściu ze schroniska pod Bereśnikiem drugą stroną trafiliśmy właśnie do zajazdu. Zachodzimy tam za każdym razem podczas pobytu w ukochanym miasteczku, czyli o każdej porze roku.
Dla ścisłości dodam, że kapliczka znajduje się za zajazdem, czyli mija się „Czardę” po prawej stronie, idzie dalej drogą i dochodzi się do zabytkowej kapliczki, którą w środku można obejrzeć przez szybki, a w sierpniu mieliśmy okazję wejść do środka.
Z całą pewnością zdjęcia współcześniejsze jeszcze będą, ale nie mogę ich dziś znaleźć. Na pewno znajdę. Teraz muszę wrócić do realu i zająć się domem poświątecznie i posylwestrowo, bo słyszę, że domownicy wstali. Wczorajszy dzień spędziłam u Calineczki, więc wieczorem na nic siły nie miałam, szkrabusia jest po prostu niesamowita, ale o tym potem. Miłego weekendu 🙂 🙂 🙂
Nie ma bata…. ja tam w tym roku jade xD
Ervi:-) Niech Ci się spełni, życzę z serca 🙂
Piękne miejsce, nie dziw więc, że Ciebie, Was, zauroczyło!
A juz te śnieżne zimy – cudo!
Masz to samo, co ja mam ze swoim jeziorem. Nie wyobrażam sobie innego miejsca do tego, aby cieszyć się życiem!
Fusilko:-) Tyle pięknych miejsc mamy w Polsce, że każdy znajdzie coś do kochania 🙂 Twoje jezioro na zdjęciach jest przecudne. Masz teraz choć trochę śniegu? U nas nie ma ani grama. Z tym większą przyjemnością oglądam stare szczawnickie, „zaśnieżone” zdjęcia 🙂
Och, takiej zimy , w dodatku w Szczawnicy chciałabym spróbować, do tego kulig i ognisko… podobno ciepła jak nigdy ma być tegoroczna zima, dzieciaki tylko z książek będą znały bałwana, a w sklepach sterty sanek i łopat do odśnieżania czekają samotnie 😉
Jotuś:-) W tv pokazują takie zdjęcia z okolic Zakopanego (przy okazji prezentowania ludzkiej głupoty polegającej na wyprawianiu się w góry bez zimowego przygotowania, a potem Goprowcy własne życie narażają, żeby takiego odmóżdżonego delikwenta ratować). Na ekranie widać miejscami ładną zimę, której w centralnej Polsce ani na lekarstwo. Mnie to osobiście nie przeszkadza, jestem ciepłolubna, ale roślin żal 🙁 Bałwany tylko sztuczne, nadmuchane czasem widać, stojące w charakterze dekoracji.
Zaraz spojrzę jak ze śniegiem w Szczawnicy. Prawie codziennie wchodzę na stronę miasteczka, żeby być na bieżąco 🙂
Bajkowa sceneria. Bajkowa Aneczka. To były czasy. Tak mało nam trzeba było. To se ne wrati pani Andulko. Dobrze ze mieliście radio i ten jeden program. Piękne wspomnienia. Pozdrawiam.
Uleńko:-) Ne vrati se, ne vrati ;( Ale jest co wspominać, a zauroczenie miasteczkiem pozostało na zawsze. Uściski serdeczne 🙂
Uwielbiam spacer taką zaśnieżoną drogą przez las. To naprawdę bajka!
Salmiaki:-) Dawniej takie zimy bywały wszędzie. Bajkowe 🙂
Aniu, przyjdzie już chyba tylko na zdjęciach takie zimy wspominać.. My właśnie w górach (choć nie Twoich, bo jeszcze za daleko) i śnieg jedynie na szczytach. W dolinach klimat z początku jesieni, a mrozy dopiero w fazie nadchodzenia. I jak tu dziecku zimę zaprezentować? Pozdrawiamy serdecznie z Karpacza
Myszko:-) W Karpaczu dawno temu prowadziła pensjonat szwagierka mojej siostry Lucy. Napisałam o niej w jednym z pierwszych wpisów, znajdziesz tu po prawej stronie, w najnowszych komentarzach „wydobyty dla widoczności”.
Rzeczywiście trudno zimę pokazać Małemu Księciu w takich warunkach. Miała być jakaś okropna zima stulecia (w sumie dobrze, że jej nie ma), a tu nic, śnieg we wspomnieniach. A powinno być biało, czysto, leciutki mrozik, żeby powietrze było świeże; mrozik, który zniszczyłby bakterie i wirusy…
Mimo braku śniegu odpoczywajcie i bawcie się dobrze 🙂
I ja mam piękne wspomnienia ze szczawnickiej „Czardy”. Przemiłe miejsce z pysznym jedzonkiem. Przepiękny budynek a okolica marzenie. No i ten malutki kościółek. Byliśmy tam z wnukami parę lat temu na zimowych feriach. I śniegu też wtedy było dużo.
Najserdeczniej Cię pozdrawiam Anko w nowym roku…
Stokrotko:-) Prawda, że pięknie tam? Nic nie zełgałam, nic a nic 😉 Za tym kościółkiem stało kiedyś sanatorium, lecz spłonęło i nic nie zostało. Na jego miejscu przez pewien czas były ule, ktoś sobie pasiekę urządził. Podobno któregoś razu okazało się, że ule są poprzestawiane bo – miś szukał miodu! Tak słyszałam. Ale dawniej różne rzeczy się zdarzały, na Jarmucie nawet wilki były. Teraz stamtąd startują lotniarze.
Do Ciebie, Stokrotko, pozdrowienia fruną już „trzechkrólowe”, jak ten czas pędzi…
Coś wcisnęłam i zjadło mi komentarz 🙁 To jeszcze raz.
Miałaś jechać tylko na Sylwestra, a znalazłaś swoje ukochane miejsce. Jak to przypadek często może zmienić nasze życie 🙂
Krajobrazy przepiękne. Kiedyś rzeczywiście jakoś więcej śniegu padało. Pamiętam kilka wyjazdów zimowych (Krynica Górska, Zakopane) wiele lat temu i też widoki były równie bajkowe.
Wszystkiego dobrego w nowym roku!
Mokuren:-) Masz rację, choć podobno nie ma przypadków 🙂 Zjeździliśmy różne miasteczka, wszystkie urokliwe, ale dopiero Szczawnica skradła nasze serca bez reszty. Ciekawe, że kiedy przyjechaliśmy po raz kolejny (bo na długi majowy weekend się wybraliśmy) – poczułam jakbym wróciła do domu. Żadne inne miejsce już mi się potem nie podobało, na każde byłam zła, że nie jest Szczawnicą. Zupełnie jak dziecko, któremu się zabierze ulubioną zabawkę, a ono nie chce żadnej w zamian tylko tę jedną. Ale – na miłość nie ma lekarstwa…
Mokuren, samych dobrych dni przez cały nowy rok 🙂
Nic dodać ani ująć. Bajkowo zimowo i wspomnieniowo. A miłość czuć w słowach.
Lucia:-) Jak u Ciebie do Ascoli 🙂 Nawet jak tam nie mogę pojechać, mam świadomość, że jest cudnie i już samo to mnie cieszy 🙂
Pingback: Szczawnica 2004/04 ❄ | Anna Pisze