„Pasma życia” 38

Gdyby nie było Kasi żal świeżo położonej farby na włosach pewnie garściami rwałaby te włosy z głowy. Ze złości. Na siebie, na świat, na wszystko. Nie dosyć, że budowa utknęła w martwym punkcie – zresztą „utykała” kilkakrotnie – to facetowi pozajączkowało się w głowie. Zwyczajnie pomyliło mu się kto jest inwestorem, a kto wykonawcą. Po dziesięciu miesiącach opóźnienia powinien dokończyć co zaczął, nie zaś kombinować. Tym bardziej, że naprawdę niewiele już zostało do wykonania zobowiązań należących według umowy do firmy zarządzanej przez pana Budowlańczyka. Nie było to nazwisko, lecz przyjęło się i tak już był nazywany. Przez cały przedłużający się ponad miarę okres budowy bardzo trudno udawało się Budowlańczyka złapać telefonicznie czy osobiście. Na telefony nie odpowiadał, na maile też. Aż tu nagle się zaktywizował odpisując same bzdury na pismo wysłane faksem. Rozpoczęła się ożywiona faksokorespondencja na zasadzie „gadał dziad do obrazu”, bo Budowlańczyk w żadnym piśmie nie ustosunkował się do konkretnego punktu czy paragrafu umowy na realizację inwestycji budowlanej, którą zresztą sam spłodził i podpisał. Obrzucał natomiast Kasię i Mikołaja inwektywami, oskarżał o chęć wyłudzenia pieniędzy, granie na zwłokę, straszył odstąpieniem od umowy ze skutkiem natychmiastowym i powiadomieniem banku, utratą gwarancji na wykonane prace i nie wiadomo czym jeszcze. Chciał w ten sposób wymusić podpisanie aneksu do umowy, w którym z pewnością był zapis o zrzeczeniu się odsetek karnych należących się w przypadku niedotrzymania terminu ukończenia budowy, w zamian za wykończenie segmentu przez jego firmę.

– Kochanie, przecież nie będziemy się wdawać w „pisemną pyskówkę” z tym cwaniaczkiem – stwierdziła Kasia patrząc z lekkim niepokojem na wściekłego męża. – Punkt po punkcie odpowiemy kulturalnie na jego bzdury.

– Ok. Czekaj, wyciągnę umowę i raz jeszcze podamy bałwanowi punkty i paragrafy, żeby sobie dokładnie poczytał.

– Wiesz co? Boję się, że z takim hochsztaplerem sami sobie nie poradzimy. Trzeba będzie zwrócić się do prawnika.

– Do tej pory chyba nikt z osiedla nie wytoczył mu sprawy – zastanowił się Mikołaj. – Tak namącił ludziom w głowach, że władowali własne pieniądze w budowę, jak nasz przyszły sąsiad zza ściany, więc teraz nie mają pola manewru. Słusznie się obawiają, że Budowlańczyk nie odda im kasy jeśli wystąpią przeciw niemu.

– Mężu mój, po raz kolejny muszę stwierdzić, że jesteś absolutnie genialny – zarzuciła Kasia ręce na szyję Mikołaja.

– Wiem o tym – odpowiedział z uśmiechem. – Tylko dlaczego teraz?

– Bo się nie dałeś oszukać ani poprzednio w sprawie mieszkania przy Nowoursynowskiej ani teraz nie wszedłeś w układy z Budowlańczykiem, chociaż cytuję: zachowałeś się nieelegancko i ręce mu opadają, bo niczego nie rozumiesz  z umowy i jego pism – zachichotała.

Niezależnie od cholerycznego właściciela niesolidnej firmy ruszyli z pracami, które zgodnie z odpowiednim punktem umowy – a wbrew bełkotowi Budowlańczyka  – mogli wykonać samodzielnie. Tak więc stanął kominek. Kasia nie mogła powstrzymać okrzyków zachwytu. Bo i było nad czym krzyczeć. Kiszkowaty fragment salonu optycznie się powiększył dzięki narożnej „budowli” mającej u podstawy obmurowane półki, pod które można włożyć na przykład drewno na opał. Na dębowej zaś półeczce nad paleniskiem znalazło się  miejsce na  postawienie drobiazgów i bibelotów.

– Jak dobrze, że nie poszliśmy za modą robiąc kominek w postaci dziury w płaskiej ścianie. Nasz jest cudowny i fantastyczny! Cały pokój taki jest, taki żywy choć niczego więcej tu nie ma, nawet podłogi.

– Od razu widzę miejsce na telewizor. Spójrz Kasiu. Przedtem nigdzie nie pasował, a teraz od razu wiadomo gdzie ma być.

– Tak, na ścianie między kuchnią a przedpokojem, na komódce. Z miejsca, w którym postawimy sofę czy kanapę będzie doskonale widoczny kominek z jednej strony a telewizor z drugiej.

– Czyli obydwa domowe ogniska – uśmiechnął się Mikołaj.

W markecie budowlanym Obi po promocyjnej cenie nabyli panele na całą podłogę na piętrze. Majster pilnował roboty i szybko zostały położone. Wcześniej wykończono strych, który wprawił Kasię w stan euforii. Ponieważ segment był narożny więc i strych okazał się nad podziw duży. Wprawdzie Mikołaj nie mógł stanąć prosto nawet na samym środku ale co z tego? Pod skosami mógł kucać, żeby coś przysunąć albo odsunąć i wystarczyło. Tym sposobem mnóstwo paczek z książkami już udało się umieścić na strychu. Kasia dostała jubileuszówkę za trzydzieści lat pracy. Pieniądze poszły na ratę kredytu oraz kafelki do małej łazienki, mogła więc sobie wyobrażać swoją niebieską łazienkę z dachowym oknem. Najpierw była przeznaczona dla teściowej wraz z przylegającym do niej pokojem. Pani Wacia jednak nie była pokojem zachwycona, wydał jej się zbyt ciemny. Kasia zmieniła wówczas plany i oddała jej pokój, w którym chciała zrobić gabinet. Gabinet zaś powstał tam, gdzie miała być ich sypialnia, czyli w pokoju z dwoma połaciowymi oknami. W ten sposób Kasia z Mikołajem zyskali sypialnię połączoną z własną, prywatną, osobistą łazienką z czego byli ogromnie zadowoleni.

Zaczęło się przewożenie całego dobytku i instalowanie w wymarzonym domku.   .

Przyjeżdżając do nowego domu dziadków Klarcia była zachwycona. Mogła biegać po pustym salonie i krzyczeć ile sił w płucach bez obawy, że zakłóci spokój sąsiadom, ponieważ jeszcze nikt za ścianą nie mieszkał. Skakała po schodach, szalała w całym domu, na antresolce urządziła „domek na drzewie”. Spała razem z dziadkami na podłodze, na ogromnym dmuchanym materacu, co też się jej bardzo podobało.

Kiedyś, niedługo po „odstawieniu” pampersów, bawiła się z dziadkiem i nie reagowała na słowa Kasi wysyłającej ją do łazienki. Oczywiście skończyło się to katastrofą i koniecznością przebierania.

– Psecies są matecki do pseblania.

– Nie ma majteczek, rodzice nie dali.

– Ceba kupić. I pieluski tes.

– Mówiłam, żebyś poszła do łazienki? Czemu nie posłuchałaś? Myślisz, że ci wszystko wolno? – gderała babcia ścierając mokrą plamę z podłogi.

– Mnie sysko wolno, bo ja jestem ukochana cólecka tatusa – oświadczyła butnie. Ale za chwilę już obejmowała łapkami Kasię. – Psyklo mi, pseplasam ce baldzo.

– Nie chce u nas, chce u babcy i dzadza – oświadczyła kiedy rodzice po nią przyjechali. – Tu dopielo jest zycie.

Miała swoje przybory toaletowe. Ogromnie ucieszyła się zobaczywszy swoje zabawki do kąpieli, które pamiętała ze starego mieszkania.

– To moje! Do kopania, moje syskie zabawecki! I gobecka tes?

– Twoje, do kąpania, gąbeczka też, kochanie ty moje najdroższe – Kasia zawsze cieszyła się radością Klarusi.

Kasia otworzyła oczy. Wokół było ciemno, do świtu jeszcze widocznie daleko. Leżała bez ruchu i próbowała zidentyfikować miejsce pobytu. Do niczego znanego nie pasowało, żadnych znajomych odgłosów, okno nie z tej strony… ale jak wygodnie! Mikołaj spał obok.

No to wszystko jasne. Nie tak miała wyglądać pierwsza noc na nowym własnym łóżku we własnym nowym domu, lecz Kasia po prostu padła kiedy mąż brał prysznic. Usnęła twardo jak kamień i obudziła się dopiero teraz. Która może być godzina? Zerknęła na ekranik komórki. Piąta trzydzieści. Co za szczęście, że nie poniedziałek lecz niedziela. Mają przed sobą cały dzień. Przeciągając się z przyjemnością, wróciła myślami do początku weekendu.

W piątek Mikołaj przyjechał po nią zaraz po pracy i pojechali do domku. Kasia rozpaliła ogień w kominku. Wysuszone drewno zajęło się od pierwszej zapałki. Spędzili cudowny wieczór w towarzystwie włoskiego szampana.

W sobotę przyjechało wyczekiwane zamówione łóżko. Kasia zadecydowała, że złożą jego elementy w salonie, po trochu będą wnosić na górę i sami je skręcać. Nie chciała, żeby dostawcy w zabłoconych butach wchodzili po świeżo lakierowanych schodach. Pomysł może i dobry, gorzej z wykonaniem. Części ramy okazały się bardzo ciężkie. Nic dziwnego, w końcu zrobiono je z litego dębowego drewna. Było to jednak zupełnie nic w porównaniu z ciężarem materaca. Nie dosyć, że ogromny, gruby i potwornie ciężki, to nie było go jak uchwycić, żeby wnieść. Na folii, w którą był zawinięty, rzucała się w oczy nalepka informująca, że tego produktu nie wolno zginać.

– I weź to teraz jakoś, człowieku, i wnieś – jęczała Kasia.

– On jest cięższy od ciebie – wystękał Mikołaj.

– Na pewno mniej przyjemny w dotyku – wydyszała Kasia, na co Mikołaj tylko skinął głową na znak zgody, nie mogąc się odezwać.

Kasia trzymała od dołu, Mikołaj od góry i pomału wciągali na kolejny schodek. Po wielu próbach, z ogromnym wysiłkiem przepchnęli olbrzyma na zakręcie schodów. Oboje mieli wrażenie, że kręgosłupy im pękają w kilku miejscach jednocześnie. Kiedy wreszcie udało się go przemieścić ze schodów do sypialni, przez dłuższą chwilę oddychali głęboko stojąc bez ruchu zmęczeni ale szczęśliwi. Ułożyli stelaże na skręconej ramie, na nich materac.

– Jakoś strasznie wysoko – stwierdził Mikołaj. – W sklepie wyglądało inaczej.

– Bo tam była duża przestrzeń a  tu mały pokoik i ściany zaraz obok.

– Ale jakoś wysoko – powtórzył Mikołaj.

– Ale jak dobrze! – Kasia rzuciła się na materac. – O matko, jak wygodnie! Spróbuj. A ja idę pierwsza do łazienki.

20.04.2018

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasma życia, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *