Ostatni miesiąc roku, nie wiem kiedy to zleciało, dopiero się przecież 2022 rozpoczął, miałam nadzieję, że będzie dobry, spokojny… cóż, nadzieja podobno matką głupich… ale wolę być głupia niż pozbawiona nadziei. Howgh! Dzień krótki, słonko późno wstaje i wcześnie chodzi spać, najchętniej robiłabym to samo. Nie da się jednak, więc kawusię z goździkami wypiłam, prasówkę w necie już zrobiłam nie zagłębiając się w nocne rządzicieli poczynania, szkoda na to zdrowia. Ten sejm powinien w przyszłości nazywać się „nocnym”. Po chaosie musi nastąpić porządek, takie są prawa Wszechświata, tylko szkoda, że mierzenie czasu jest inne dla nas, ludzkich istot i dla Wszechświata właśnie. Cóż, czekamy z nadzieją na szybkie sprzątanie… Za sprzątanie papierów ciąg dalszy się zabrałam. Ciężko, oj ciężko idzie, co papierek to czytanie i trudna decyzja: przyda się czy nie przyda, wykorzystać czy wyrzucić, tyle lat np. gazeta leżała i wyrzucić szkoda… oj, chomiki to mają ciężkie życie 😬
Drugi raz wyszły mi genialne kotlety vege. Naprawdę pyszne, nie tylko dobre i zjadliwe ale po prostu pyszne, w co samej mi trudno uwierzyć. Jednak najprostsze jest najlepsze, to absolutna prawda. Otóż uczyniłam co następuje 😀 Ugotowałam szklankę kaszy jęczmiennej w dwóch szklankach wody z dodatkiem vegety Natur (kupiłam w Szczawnicy w Delikatesach) i łyżki oliwy. I tak sobie stygła, do jeszcze ciepłej wrzuciłam garść siemienia lnianego w ziarenkach. W tym czasie usmażyłam cebulkę (wzięłam trzy), dosypałam do kaszy pieprz, lubczyk, trochę czarnuszki, wgniotłam czosnku 2 ząbki, łyżkę mąki kukurydzianej, łyżkę owsianej, wymieszałam wszystko z podsmażoną cebulką. Pokroiłam w kostkę dużą czerwoną cebulę, wmieszałam ją w resztę masy i schowałam do lodówki (zimną już) na następny dzień, bo nie miałam pieczarek. Rano MS poszedł do sklepu, pieczarki przyniósł, pokroiłam je w miarę drobno i przesmażyłam na maśle klarowanym. Wymieszałam z masą z lodówki plus jajko i tarta bułka (tyle, żeby konsystencja była odpowiednia i dało się ulepić kotlety), i usmażyłam jak normalne mielone. Uwierzcie, że wyszły nieziemsko smaczne! W życiu bym nie przypuszczała, że kaszę da się zjeść z taką przyjemnością 😄 Możliwe, że przez noc w lodówce smaki się przegryzły stąd rezultat, na pewno duża ilość usmażonej cebulki smak podbiła no i oczywiście świeżo przygotowane pieczarki. Mogę polecić z czystym sumieniem, ja – czyli ta co nie znosiła żadnych kasz przez swoje całe życie 😄 Podczas smażenia takie apetyczne zapachy się rozchodziły, że babcia D. przyszła spytać co tak ładnie pachnie i zjadła trzy z patelni, mówiąc, że przepyszne 🙂 Nie zdradziłam, że są bezmięsne tylko z kaszy, bo nie zjadłaby, nawet by nie spróbowała 🙂
Inne odkrycie to podstawa kotletów z uduszonej utartej marchewki z selerem i cebulką oczywiście 🙂 z dodatkiem różności: mąki pełnoziarnistej, bułki tartej, siemienia, jajka i mnóstwa przypraw – jakich to już dokładnie nie pamiętam, każdy wg własnego upodobania musi sobie doprawiać. Oba rodzaje kotletów są też dobre na zimno do zjedzenia z chlebem na śniadanie czy kolację. MS „wsuwa” na kolację, ja mogę rano i wieczorem. No, to się pochwaliłam 🙂

… marchewkowo selerowe, chyba, już mi się pomieszało, kotlety wszystkie wyglądają tak samo po usmażeniu, a szczególnie na zdjęciach …
Skuszona ziemniaczanym gulaszem od Lucy zrobiłam go (znaczy gulasz) – http://welniscie.blogspot.com/2022/11/gulasz-bezmiesny-dla-anki-i-nie-tylko.html

Gulasz ziemniaczany na patelni podczas przygotowań i na talerzu w kształcie ostatecznym. Mnie smakował, bo kocham ziemniaki w każdej postaci. MS i babcia D. zjedli (nie mieli wyjścia) bez zachwytu 😏

… to było ciasto francuskie z uduszonymi jabłkami …

… bardzo smaczne placki z jabłkami na maślance biedronkowej …
Wstałam gdy jeszcze było całkiem ciemno. Psiepsioły nie paliły się do wyjścia (Skitek ok. drugiej w nocy zażądał wypuszczenia), Franek poprzytulał się – dzisiejszą nockę spędził u nas – i wyszedł na zewnątrz, ale szybko wrócił bo zimno, ujemna temperatura. Poczekałam aż się zrobi jasno włączywszy Lapka, zrobiłam przerwę na wyjście z nimi po siódmej, dałam im śniadanie i wróciłam tu, póki jeszcze mam chwilę. Potem do Biedronki polecę, dziś ostatnia sobota na wykorzystanie „zakupowych oszczędności” na karcie więc nie popuszczę, w końcu w emeryckim portfelu każdy grosz się liczy. Śnieg zaczął sypać, mam pretekst, żeby nie myć okien choć naprawdę miałam szczery zamiar, nawet firanki wyjęłam na zmianę, naprawdę „jak bonie dydy” 😄

… Franuś pozdrawia 🙂 nad okiem najświeższa blizna ze starcia zapewne z Puchatym …
Rozpoczęłyście już jakieś konszachty z Mikołajem i Gwiazdką? Bo my tak, nawet MS siedział wczoraj w necie szukając tego, co wymyślił dla Wery 🙂 A ja już byłam w Kik-u, lubię tam sobie pójść w ramach rozrywki pooglądać różne cudeńka na wszystkie okazje, teraz jest masa świątecznych. Bo święta będą bez względu na wszystko inne i dzieci powinny mieć radość w związku z tym, pamięta się o tym przez całe życie i niech to będą dobre wspomnienia ❄🎅🤶❄
Samych dobrych dni, spokoju, zdrowia i bezpieczeństwa życzę dziękując za odwiedziny 🌺💗🌺
💙💛