31.12. 2021 🌞🍾🌞

Nadszedł ostatni dzień 2021 roku i za chwilę pojawi się pierwszy dzień 2022 roku.  Oby był lepszy od ustępującego pod wieloma względami. Pod jakimi – to każdy musi sobie w duchu powiedzieć. Co zrobił, a czego nie. Co zaplanował i zrealizował, a co niestety nie wyszło. Które marzenia nabierają kształtu, a które należy między bajki włożyć i odłożyć na stosowniejszy czas… itp., itd.  Ważne, abyśmy w zdrowiu przetrwali wszelkie zawirowania.

🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞

Na rok 2022 biorę sobie za motto słowa Louise Hay, akurat przez przypadek odkryłam, że właśnie z tego fragmentu pożyczyłam zdanie rozpoczynając moją przygodę blogową jak to wtedy określiłam   https://annapisze.art/?p=1

„W bezkresie życia, w którym jestem,

wszystko jest doskonałe, całkowite i pełne.

Przeszłość nie ma już władzy nade mną,

ponieważ chcę się uczyć i zmieniać.

Przeszłość traktuję jako niezbędną drogę,

która doprowadziła mnie do dnia dzisiejszego.

Chcę zacząć od miejsca, w którym się teraz znajduję,

po to, by posprzątać pokoje w moim psychicznym domu.

Wiem, że nieważne jest od czego zacznę,

więc zaczynam od małych i najłatwiejszych spraw.

W ten sposób zobaczę szybko rezultaty.

Jest rzeczą pasjonującą być w środku tej przygody,

ponieważ zdaję sobie sprawę, że tego szczególnego

doświadczenia nie będę przeżywać ponownie.

Pragnę wyzwolić się.

Wszystko jest dobre w moim świecie.”

🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾🍾

Niech rok 2022 przyniesie każdej i każdemu z Was to, czego najbardziej potrzebujecie: miłości, sukcesu, sławy, radości z drobnych, codziennych spraw, poczucia spełnionego obowiązku, rozwoju duchowego, pieniędzy dla zaspokojenia potrzeb, wygranych spraw, własnego ogródka, dobrych książek do czytania, zieleni drzew, pięknych kropli rosy mieniących się kolorami tęczy, słonecznego blasku…..  Niech Wam się spełnią Wasze marzenia 🌟  WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE  w 2022 roku 🌟

I oczywiście – co teraz jest podstawą – trzymajcie się zdrowo!!!

🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 32 komentarze

⌚⌛⏰ Odmierzamy czas do końca roku

Poświątecznie witam serdecznie 🎄 Mam nadzieję, że  jesteście „w całości i w zdrowotności”, że nic się nie przyplątało podczas świątecznych wizyt. U nas oczywiście Calineczka była gwiazdą wieczoru, bo jakby inaczej być mogło 😀 Rośnie moja wnusia, już nie jest maleńka, przypomina swoją siostrę będącą w jej wieku tylko… Wera była o całe niebo spokojniejsza 😀 Calineczka jest wiercipiętą, osóbką mającą własne zdanie w każdej sprawie, bardzo zdecydowaną i umiejącą postawić na swoim. Taki charakter akurat na dzisiejsze czasy, oby się jej nie zmienił w okresie dojrzewania, bo tak często bywa. Mam nadzieję, że jednak nie da sobie w kaszę dmuchać 🙂

Nie szalałam w kuchni, zaplanowałam spokojnie menu i dobrze wyszło. Dla Małego (i dla siebie też) uprałam gluta 😁 czyli zrobiłam seitan i z niego gulasz na obiad, pyszny naprawdę. Do tego kotlety z buraczków (czyli czerwone burgery), dla innych obiadowo kurczak (gulasz i kotlety). Nie da się zjeść dużo, tak jak dawniej, dobrze więc się stało, że nie przesadziłam z przygotowaniami, Zresztą nie mogłabym, wieczkiem od puszki z groszkiem rozcięłam sobie kciuk dość głęboko i zalana krwią zmuszona byłam powierzyć MS część prac.  Wywiązał się z nich rewelacyjnie 😍 Nawet przygotował jeden z serników (były dwa) i chyba dostanie funkcję pierwszego pomocnika 😀 Zasłużył!

To się pośmiałam, a teraz się ucieszę – już wiecie pewnie, że „lex TVN” zawetowane. Przyznam, że się spodziewałam bardziej, że wyląduje w TK  magister J.P. Zaskoczenie pełne. Może początek czegoś lepszego, bo nie tylko ja zostałam zaskoczona. Zobaczymy.

🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆

Okres między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem zawsze jest wyjątkowy. W czasach szkolnych były ferie świąteczne, w pracy (kiedy jeszcze było normalnie) układałyśmy grafik dyżurów tak, żeby każdej pasowało, był większy luz, planowanie sylwestra, potraw na prywatki (dzisiejsze domówki) itd. W sumie miło wspomnieć. Teraz już o żadnych balach  mowy nie ma, ale noc sylwestrowa musi się czymś wyróżniać, prawda? Dla mnie wyróżni się, jeśli nie padnę przed północą 😏 Może się uda, zafunduję sobie mocną kawę i  może dotrwam. Planuję przesłuchać stare płyty. Byłam pewna, że je dawno temu wyrzuciłam, a tu się nagle okazało, że Mały znalazł je u siebie razem ze swoimi! Nawet adapter miał! Chciał to wszystko znieść do piwnicy, ale na szczęście do matki zadzwonił 😀 i teraz mam je u siebie, hi hi! Ile wspomnień, miłych tym razem i śmiesznych. Na przykład – ktoś pamięta, że był taki Frank Schoebel, niemiecki piosenkarz z NRD? – jego płytę kupiłam sobie na pocieszenie po oblanym egzaminie z gramatyki historycznej 😁 I tak mi się przypomniały okoliczności nabycia płyty… Nienawidzę, nienawidziłam i zawsze będę mieć te uczucia w stosunku do gramatyki. Każdej!

Wracając do atmosfery świątecznej – zrobiłam kilka fotek na pamiątkę.

… tak było za oknem w Święta …

… moje ulubione niebieskie Mikołąje …

… ciąg dalszy niebieskości …

… gałązki udające choinkę …

… może któraś gałązka puści korzenie i będzie nowe drzewko, już takie jedno rośnie w ogródku …

… dzwoneczek od sąsiadki ursynowskiej na nowe (wtedy) mieszkanie …

… przepiękny wianek, kokardki i gwiazdki od Magdy …

… gość wigilijny 😸 ,,,

… nasze psiepsioły na świątecznym śniegu …

Przed końcem roku powinnam jeszcze dokończyć rozpoczęte sprawy, ale… już wiem, że słowo „powinnam”  należy zastąpić słowem „chcę”, bo przecież „nic nie muszę, jak zrobię, tak będzie dobrze” (cyt. z „Rancza”), prawda? Aha, jeszcze coś przypomnę, co było w którymś horoskopie na jakiś dzień, nie pamiętam, ale dla mnie, czyli Byka – „lepiej się rozwijać niż sprzątać” 😁😁😁 I takie też jest moje noworoczne postanowienie, będę się rozwijać, a ze sprzątania zrobię sobie zabawę i spróbuję zapomnieć, że nie lubię. A gotować lubię i w tym kierunku rozwijać się będę i dzielić się z Wami tym, co rozwinę… hi hi 😀😀

Trzymajcie się zdrowo!

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 22 komentarze

🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄

Iglasta gałązka obsypana śniegiem przywodzi na myśl Święta i wszystko co się z nimi wiąże. Przypływają wspomnienia dawnych dni, gdy jako dzieci czekaliśmy na pierwszą gwiazdkę,  wypatrywaliśmy Gwiazdki, Mikołaja – w różnych regionach kto inny przynosił prezenty. Ale czy ważne kto? Ważne, żeby coś się znalazło pod ozdobioną choineczką.  Z perspektywy czasu patrzy się inaczej. Przynajmniej ja tak mam. Ogarnia mnie tęsknota za bliskimi, którzy za Tęczowy Most odeszli, pozostały fotografie i wspomnienia.  Jak dobrze, że moja mania robienia zdjęć przy każdej okazji pozwala teraz na przywoływanie w pamięci tamtych chwil spędzanych wspólnie w  świąteczny czas, rok po roku… aż przyszła pora, gdy zaczęło brakować przy wigilijnym stole coraz więcej osób… Wiem, że młodzi zastępują starszych, to normalne, tak musi być… lecz tęsknię…  Obecność dzieci, wnuczek tej konkretnej tęsknoty nie ukoi, choć daję radość i nadzieję.  Pewnie ogólna sytuacja sprawia, że nie ma we mnie radości jaka zazwyczaj towarzyszyła przygotowaniom świątecznym, nawet ściągnęłam od Luci dwa memy pasujące do tematu i mojego nastroju, ale uznałam, że są zbyt smutne. Nie będę więc dłużej smędzić, powinnam się cieszyć, że podgoniłam domowe prace, makowczyki stygną, sernik też, sos do ryby po grecku gotowy, barszczyk jutro doprawię, sałatka wyszła nadzwyczaj smaczna, pudełko z niespodziankami dla Calineczki spakowane, a jutro będzie nowy dzień.  I to wigilia!

   ✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨

W związku z tym życzę

ZDROWYCH i SPOKOJNYCH ŚWIĄT 

/bo dziś zdrowie i spokój są najważniejsze/

 ✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨

🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 26 komentarzy

Połowa grudnia za nami

Połowa grudnia za nami, mam wrażenie, że teraz czas pędzi jeszcze szybciej. Zmienił się wygląd świata za oknem. W niedzielę 12 grudnia na łące było cudnie, gdy wyszłam raniutko z psiepsiołami.

Po południu wyglądał świat jeszcze piękniej, stał się bajkowy, niczym w krainie Królowej Zimy, ale raczej tej o dobrym sercu, przystrajającej świat w śnieżynki i sopelki lodu mieniące się tęczowo w słońcu…

Monotematycznie dotąd lecz tak pięknie, że koniecznie chciałam pokazać choć trochę – już minionej – urody, zatrzymać dla pamięci. Wracając do tej strony przypomnę sobie jak było, bo już nie jest 😢  Szron zniknął , pada drobny deszczyk, w miejsce zamarzniętej ziemi, po której dało się wygodnie przejść do lasku, wróciło błoto do kostek i bez wysokich kaloszy nie ma mowy, żeby spokojnie się przedostać. Kilka razy o mało nie padłam na tylną część ciała. Nieźle bym wyglądała gdyby nie pomocne ramię MS. Oto do czego służą mężczyźni 😁😀😁 To zdanie oczywiście związane jest z „Seksmisją” 😀 Pamiętacie pytanie Lamii do babci staruszki – „do czego służyli mężczyźni?” 😀 hi hi, cudna scena, jedna z wielu zresztą.  Ze spacerów psiepsioły wracają umorusane jak nieboskie stworzenia, trzeba wycierać psy, podłogę i zmiatać piasek. Ale co tam, ważne, że one są szczęśliwe 🐕🐕

Bez kulinarnych eksperymentów obejść się nie  mogło. Po pierwsze – muszę nakarmić domowników, żeby im smakowało (bo ja lubię karmić ludzi 🙂 ) Po drugie – sama lubię dobre jedzenie, jak to Byk sybaryta 😏 Usmażyłam więc naleśniki, ale nie takie zwykłe, bo do normalnej maki pszennej dodałam mąkę typu graham oraz otręby owsiane. Były więc z gatunku zdrowszych. Część zjedli z dżemem, a z reszty zrobiłam krokiety z  nadzieniem ze szpinaku, jajek na twardo i pieczarek. Taki eksperyment. Farsz pyszny. Ponieważ wrodzone lenistwo wzięło górę to już mi się nie chciało brudzić jajkiem, mąką, bułką tartą i obsmażać obtoczone krokiety na patelni – wpadłam na inny pomysł.  Wysmarowałam masłem żaroodporną brytfankę, ułożyłam krokiety, na każdy położyłam kulkę masła i przykryłam folią (błyszczacą do środka). Nie pamiętam ile czasu zapiekałam, zaglądałam czy się masło rozpuściło, po czym folię zdjęłam i jeszcze chwilę w piekarniku siedziały. Wyszły smaczne, ale panierowane i obsmażone są  smaczniejsze.

… rozpuszczone masełko na wierzchu …

Z pozostałego farszu, było go sporo, wpadłam na pomysł by zrobić kotlety. Dodałam tylko jajko, trochę bułki tartej, żeby się dały ulepić i wyszły zupełnie dobre. Ale najbardziej smakowały MS na zimno, kiedy mu podałam w postaci „zielonych burgerów”.

… „zielone burgery” po usmażeniu …

… tak na kanapce wyglądały …

Idąc za ciosem, czyli korzystając z przypływu kulinarnej weny, zrobiłam następne „burgery czerwone” z ugotowanych buraczków utartych na grubych oczkach, ugotowanego ryżu, surowej cebulki, jajka, bułki tartej. Plus oczywiście sól, pieprz, czosnku trochę i… uwaga! … to cała tajemnica smaku…cząber, bazylia, tymianek. Były tak smaczne, że zniknęły natychmiast, nawet fotki nie zdążyłam pstryknąć. Ledwo ustrzeliłam ostatniego przed pożarciem przez MS 😀

… ostatni „czerwony burger”, tak sobie sam MS przygotował, używając majonez, musztardę i ketchup, to wszystko ułożone na ciepłym toście i za chwilę zostało przykryte drugim, złożone i pożarte 😁…

Zrobiłam powtórkę mając jeszcze cztery ugotowane buraki i trochę ryżu. Muszę powiedzieć, że wyszły równie udane i MS zajada się nimi na kolację. Wczoraj mnie też zrobił po swojemu. I wiecie co? Naprawdę pychota. Różne vege jadłam , ale moje najlepsze 😁😁😁 hi hi, co MS zaświadcza stwierdzając, że są REWELACYJNE 😀😀😀

… takie cudo dostałam od Magdy https://pomiedzypatrzeawidze.home.blog/ na zdjęciu trochę bokiem wyszło, ale nie szkodzi, cudo jest 🙂 …

Nie samym pięknem człowiek żyje, szczególnie w dzisiejszych trudnych czasach, które są jeszcze trudniejsze przez nieodpowiedzialnych ludzi. Albo przez egoistycznie nastawionych ludzi. Albo przez opanowanych żądzą władzy ludzi. Albo przez myślących, że żyć będą wiecznie ludzi. Albo przez myślących, że już są bogami i panami życia i śmierci… ludzi… I tak wymieniać można w nieskończoność te ludzkie przypadłości siejące zniszczenie, zło, nienawiść… Trafiłam na wypowiedź zawierającą kwintesencję, właściwie list otwarty stanowiący podsumowanie tego co jest, co sama czuję i wielu z Was też. Nie każdy musi się zgadzać, ale na tym właśnie rzecz cała polega, że można się nie zgadzać, ale nie trzeba szkalować, niszczyć, zabijać  kogoś, kto ma inne zdanie. W mojej Ojczyźnie ma prawo żyć każdy przyzwoity człowiek, czyli taki, który świadomie i z premedytacją nie krzywdzi. innych. https://wyborcza.pl/7,75968,27906275,historyk-nagrodzony-przez-morawieckiego-25-tys-zl.html#S.tylko_na_wyborcza.pl-K.C-B.3-L.1.maly

Czasu nie mam więc nie wiem kiedy znowu zasiądę do Lapka, bo i święta, i szykowanie, i ciąg dalszy ogarniania chałupy póki wena trwa 😁, i – niestety – babci D. choroba się  posuwa do przodu, co spokojność myśli zabiera i każe nieustannie czujność wzmożoną utrzymywać. Stary Lapcio, w którym kolejne odcinki powieści są wklepane, siedzi pod stertą  „przemeblowaniową” i czeka na lepsze czasy, więc dopiero po świętach się do niego dokopię. No to na razie, do następnego spotkania 💟

Trzymajcie się zdrowo!

Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie, Piaseczno | 30 komentarzy

Pierwsze grudniowe dni

W sobotę wieczorem (czyli 4.12) przyjechał rzetelny i sumienny pan Wojtek i założył termoregulator, który wcześniej MS kupił w hurtowni znalezionej w necie, upewniwszy się uprzednio, że takowy posiadają „na stanie”. Z kolei pan, który okazał się nie być godnym zaufania fachowcem oddał 100 zł. Niech mu tam bozia w dzieciach wynagrodzi.  Tak więc dzięki panu Wojtkowi zrobiło się ciepło. Dopóki ogrzewanie nie działało z konieczności musieliśmy się ratować przed zamarznięciem żywym ogniem, który (dopóki jest pod kontrolą) daje oprócz ciepła wspaniałe efekty wizualne.

Można powiedzieć, że właściwie życie wróciło do normy. Sprzęty działają, babcia D. nie chce zrobić tomografii, nie pamięta czemu telewizor nie działa i chwilę po kolejnym wyjaśnieniu dochodzą do głosu w chorej głowie teorie spiskowe. Normalka. Franuś przychodzi już w dobrej formie i – to nowość – po tej chorobie zaczął spać u nas na kolanach i traktować  nas jak całkiem „swoich ludzi”. Dziś też po południu przybiegł chowając się przed Puchatym, który wyraźnie nie daje mu spokoju. Takie podwórkowe walki o panowanie na terenie uznawanym przez każdego za swój. Franek – jak każdy kot – uwielbia pudełka. Nie ma większej frajdy niż wykorzystanie każdego, jakie się trafi.

… Franuś wypasiony 😀😀😀…

Ciepło w domku i przyjemnie, a jak kotuś grzeje bolące kolano to jeszcze przyjemniej 😀 W kwestii „bolenia”  poszczepiennego to go właściwie nie było, trochę oboje z MS „czuliśmy rękę” pod dotykiem, ale to się nie liczy, w niczym nie przeszkadzało.

Kolejną pizzę udało mi się sfotografować przed zniknięciem. Poprzednie były „czerwone”, bo z sosem pomidorowym. Ta była „biała” – z tuńczykiem, pieczarkami, cebulką i serem oczywiście.

… przed włożeniem do piekarnika …

… po upieczeniu, dla mnie najlepsza ze wszystkich …

Co jeszcze zrobiłam? Próbuję sobie przypomnieć, bo jak nie zapiszę to nie pamiętam, za dużo się dzieje. Aa, już wiem, upiekłam pasztet z selerów, akurat miałam 4 małe i szukałam inspiracji, kotletów mi się nie chciało smażyć. Inspirację znalazłam tu:  – https://aniagotuje.pl/przepis/pasztet-z-selera

 

To 1/3 całości, bo kiedy sobie przypomniałam o zrobieniu zdjęcia to tylko tyle zostało. Był naprawdę smaczny i nawet MS jadł 😀 sam z siebie i bez wstrętu 😀

Kupiłam imbir, pokroiłam drobno i zasypałam cukrem. Teraz jest świetny do herbaty, której już nie trzeba słodzić. Próbuję ograniczać cukier, słodzę pół łyżeczki. Całkiem bez cukru nie mogę, drapie mnie w gardle po całkowicie gorzkiej. A kiedyś słodziło się dwie łyżeczki, normalnie ulepek.

A to już grudniowe obrazki. Świt w sobotę 4 grudnia.

Po południu przez błota musieliśmy się przeprawić, żeby dojść do lasku. Nie wracaliśmy tą samą drogą do domu, żeby uniknąć powtórnej przeprawy. Spotkaliśmy takie drzewko z owocami jak maleńkie jabłuszka. Czy to rajskie jabłuszka? Nie wiem, ale śliczne 🙂

… nie wiem czy te bloki to jeszcze Piaseczno czy już Julianów …

Wczoraj o szóstej rano Skituś dostał ataku padaczki. Nie miał od marca zeszłego roku, więc długo się udało. Widać, że nie za dobrze się czuje, musi odreagować, bo taki atak kosztuje bardzo dużo energii. Dziś rano nie chciało mu się nawet wyjść, tylko do ogródka wyskoczył. Teraz śpi bidulek, oby się lepiej poczuł kochany  🐕

Pozdrawiam serdecznie  i dziękuję za odwiedziny oraz zostawienie śladu swego pobytu 🌺

Trzymajcie się zdrowo!

Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie, Piaseczno | 47 komentarzy

Pstryk(a)… ciąg dalszy

1.12.2021  – O, same jedynki i dwójki w dacie 🐕🐕  Pewne awarie przynoszą korzyści, jakich nie widzi się na pierwszy rzut oka. Na przykład brak możliwości podłączenia telewizora.  Denerwująca sytuacja, nie powiem, że nie, lecz po kilku głębszych oddechach stwierdziłam, że tak ma być, ponieważ zbyt wiele różnego chłamu wpada w podświadomość przez samo słuchanie (nawet nie patrzenie)  chociażby podczas transmisji z sejmu, czy wypowiedzi różnych gadających głów naczelnych. W necie sprawdzam co się dzieje i mniej więcej wiem, ale bez tak ogromnej dawki złej, brudnej,  nienawistnej energii. Swoje wiem, na ogólną sytuację nic nie poradzę więc chociaż nie dokładam się w tej chwili do tworzenia paskudnych myślokształtów, nie karmię zła. Co innego jest wiedzieć, a co innego przeżywać. Podczas bezpośrednich transmisji różnych wydarzeń mamy wrażenie uczestnictwa i pozwalamy emocjom „się rozbujać”.  Przynajmniej ja, choć wiem, że to ja powinnam nad emocjami panować a nie one nade mną. Niby trening czyni mistrza, ale ja wciąż w powijakach w tej materii. Duuużo pracy przede mną 🦋 MS nie jest tak zadowolony jak ja… bo w sumie jest mi dobrze. Oczywiście w nieskończoność trwać tak nie może, ale w tej konkretnej chwili jest OK. Po pierwsze – panowie z PGE naprawili coś tam – fazę uruchomili i płyta działa, nie zepsuła się na szczęście. Reszta też działa poza ogrzewaniem  ponieważ spalony termoregulator (czy coś) trzeba wymienić i przenieść w inne miejsce.

Z telewizorem jest inna sprawa. Otóż mamy antenę/talerz Polsatu. Podczas  deszczu czy wiatru bardzo często nie da się korzystać, pojawia się napis, że brak sygnału i albo trwa to długo, albo co chwilę się zmienia i jest niczym szczekanie psa: hau hau – jest nie ma, jest nie ma… Cholery można dostać. W przeszłości wielokrotnie przywracano sygnał po interwencji telefonicznej. Teraz jednak ludzie siedzący po drugiej stronie przekroczyli wszelkie granice. Na słowa, że nie ma w ogóle sygnału i w żaden sposób nie udaje się go przywrócić MS usłyszał, żeby sobie na dach wszedł i pokręcił anteną, może zaskoczy!!! Czyli emeryt (np. 90 letni) ma po ciemku wejść na dach bez żadnego zabezpieczenia, poruszyć anteną po czym zejść i w pokoju sprawdzić czy działa. Jeśli nie to operację powtarzać do skutku, albo do upadku z dachu. Bo oni (Polsat) serwisu nie mają!!! Normalnie szczęka mi opadła. A więc nie ma odbioru, nic nie działa ale płacić trzeba? Tak się zastanawiam nad tym. Jeśli się przestanie płacić (bo i za co?) to co zrobią? Odetną całkiem czy kary naliczą? Trzeba będzie sprawdzić i zmienić operatora skoro taki nieudolny.

3.12.2021 – Ciąg dalszy atrakcji, hm… elektrycznych. Pan z ogłoszenia, który przyjechał w poniedziałek i stwierdził, że włącznik/termoregulator/ coś tam/ – jest spalony wcale nie musiał tego stwierdzać, bo MS dokładnie mu to tłumaczył przez telefon. Pan przyjechał z dwoma pomocnikami i natychmiast miałam skojarzenie z Kobuszewskim, Gołasem i skeczem „Ucz się Jasiu”… Wziął 150 zł. i się nie odezwał. My byliśmy przekonani, że przyjedzie i dokończy (w anonsie stało jak wół, że cena usługi z dojazdem)  natychmiast jak faza zostanie uruchomiona i powiadomimy go  o tym. MS wysłał sms z informacją. Odzewu żadnego.

Dziś głowy nie mieliśmy od rana do prądu, bo babcię D. należało jakimś cudem dowieźć na wizytę do neurologa. Gdyby wiedziała gdzie to za Chiny Ludowe by nie pojechała. Jedyne co kojarzy to szczepienia (kilkakrotnie pytała czy się będziemy szczepić) dlatego powiedzieliśmy, że pojedzie na szczepienie. Fortel był skuteczny i pojechała. Dotąd była diagnoza „demencja”. Teraz jest nowa – „późny Alzheimer”. Nie wiem czy późny ze względu na wiek pacjentki czy, że późno rozpoznany. Wszystko jedno, rezultat taki sam.

Po powrocie od lekarki MS zadzwonił do pana, który się nie odzywał. I cóż, pan stwierdził, że może dopiero po świętach, albo po Nowym Roku… inaczej mówiąc – nie mam czasu, zarobiony jestem… MS jako niespotykanie spokojny człowiek się wściekł i wytłumaczył panu, że wziął pieniądze za usługę, której nie wykonał itd., itp… Stanęło na tym, że pan w sobotę 100 zł. odda. Zobaczymy… Teraz MS znów siedzi w necie i szuka fachowca. Gdzie nie zadzwoni to kicha. Albo nie robią, albo terminów nie ma, albo nie odbierają … Tak więc  historia pt „PSTRYK” trwa dalej. O rezultacie i dalszych perypetiach uprzejmie doniosę czyli ciąg dalszy nastąpi …

Ostatnie listopadowe zdjęcia z psich spacerów.

My dziś trzecią dawkę szczepienia przyjmiemy. Dwie poprzednie były Astrą Zenecą teraz będzie Pfizer. Mam nadzieję, że obejdzie się bez sensacji.  Psiepsioły będą musiały poczekać w aucie, nie można ich przecież z babcią D. zostawić, akurat jesteśmy zapisani równocześnie, tak wyszło. Upałów nie ma, kartkę zostawiamy na widoku, że zaraz wracamy do piesków, więc żaden miłośnik zwierząt nie powinien czuć zaniepokojenia o ich los.

Trzymajcie się zdrowo!

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, Piaseczno | 26 komentarzy

Było tak… pstryk!

Było tak. W piątek wieczorem MS stwierdził, że czuje jakiś dziwny zapach w kuchni. Jakiś swąd. Swąd? Skąd? Wstałam i zaczęłam niuchać jak Szilka w lesie. Stąd! Byłam pewna, że od telewizora, wyraźnie czułam za tv jakby paloną gumę, ebonit czy coś w tym rodzaju. Wyłączyliśmy telewizor. Odłączył MS wszelkie ustrojstwa elektryczne/elektroniczne od tego konkretnego gniazdka. Trudno, nie będziemy oglądać, może za długo był włączony?  Przygotowałam kolację, spokojnie ją konsumujemy we dwoje (babcia D. zjadła wcześniej i poszła do siebie) i nagle – „pstryk  i prąd znikł”! W całym domu!!! A tu ciemno i wieczór. MS do „korków” – wszystko poszło, on zaś poszedł na zewnątrz do skrzynki w uliczce. Zapaliłam świeczki i myślę sobie – „ ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie”… Rany koguta! Co to będzie!!! Mróz zapowiadają a ogrzewania nie będzie, nie będzie też na czym ugotować cokolwiek, choćby wodę na kawę… W skrzynce MS coś tam zrobił co robi zawsze w takich przypadkach i nic. Dalej ciemno. Żadna lampka nie działa, żadnego światełka. W międzyczasie babcia D. przyszła ze skargą, że jej telewizor nie działa i światło zgasło. Tłumaczymy więc, że nie ma prądu i niech idzie do łóżka póki  ciepło.  Siedzimy przy świeczkach i głośno myślimy co robić. Psiepsioły zdenerwowały się niezwyczajną sytuacją, nie wiedziały co się dzieje, w ogóle o co chodzi. Skitek najpierw pewnie tylko myślał, że spać mu przeszkadzają, ale potem przejął się tak jak Szilka i już krok w krok razem „wespół zespół” chodziły za nami.  Wreszcie stwierdziliśmy, że nic nie wymyślimy, trzeba iść spać i rano szukać jakiegoś elektryka. Przecież po ciemku nic nie widać, niczego nie da się przeczytać, odszukać zapisków itd. Ze świeczką poszliśmy na górę… a tam – u babci D. świeci się lampka! No więc w te pędy z powrotem, sprawdzamy wszystkie włączniki. Okazało się, że górne światła się świecą, środkowe dwa gniazdka działają ale cała reszta padła. Po oględzinach – już przy górnym oświetleniu – MS stwierdził, że spalił się włącznik ogrzewania podłogowego i przy okazji nastąpiły inne awarie. Nie działają więc grzejniki w sypialni, w pokoju dziennym, nie działa płyta w kuchni. Na szczęście lodówka „chodzi”. Do drugiego gniazdka w kuchni można podłączyć czajnik, więc kawa jest 😊 Mamy awaryjną pojedynczą płytę kuchenną i bardzo się akurat przydała. Kupiliśmy ją gdy płyta indukcyjna po raz pierwszy odmówiła współpracy. Od tego czasu przydawała się kilkakrotnie. Mamy też parowar, który się sprawdza w różnych sytuacjach. Nabyłam go gdy jeszcze w domku kuchni nie było, urządzaliśmy się dopiero. Gotowałam wtedy na elektrycznej dwufajerkowej kuchence. Czasem nie wystarczała  i  wpadłam na pomysł kupna parowaru. Tak więc w niedzielę był obiad zdrowy, bo na parze przyrządzony. W sobotę niezdrowy, bo pizza (spód z Biedronki) z dużą ilością sera. Na szczęście piekarnik działa. MS siedział w necie  i szukał elektryków, hurtowni elektrycznych itd.  Będzie dzwonił  i szukał fachowców i materiałów. No i taki to był weekend.

Mimo to upiekłam drożdżówkę z marmoladą i kruszonką. Usmażyłam coś jak racuchy z wiórkami kokosowymi. Zostały mi białka i nie wiedziałam co z nimi zrobić. MS bezy nie lubi. Zrobiłam więc takie placuchy/racuchy z białek, maki pełnoziarnistej i zwykłej, płatków owsianych, cukru, proszku do pieczenia i wiórek oczywiście. Proporcji nie znam, robiłam na oko i wyszły fajne! To teraz galeria 🙂

… wykorzystałam ten przepis, oczywiście zmodyfikowałam po swojemu wykorzystując ilość składników jaką miałam akurat pod ręką …

… przygotowane do smażenia …

… już usmażone z cebulką …

… jednojajkowiec Luci …

… kokosowa „przegryzka”, mnie z mlekiem smakowała …

… drożdżowe najlepsze ze wszystkich …

Pizzy nie uwieczniłam, piekłam nawet dwa razy. Odważyłam się też na zrobienie tarty z ciasta francuskiego z nadzieniem z uduszonego pora i cebuli, co zalałam sosem ze śmietany, żółtek (stąd białka mi zostały), soli, pieprzu, czosnku i żółtego startego sera.  Potrzeba jest matką wynalazków jak wiadomo, dlatego po awarii sprzętu musiałam uruchomić szare komórki i sięgnąć po przepisy, które przy okazji „uległy wypróbowaniu” 🙂

Tyle na razie, dobrego tygodnia i trzymajcie się zdrowo!

 

Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 28 komentarzy

Już mroźnie

23 listopada  – już! A przecież dopiero było święto zmarłych… Rano już mroźnie, wiejący wiatr zwiększał odczucie zimna. Wstrząsający reportaż o „partyzantce pomocowej” w nadgranicznych lasach mrozi mnie do tej pory jeszcze bardziej niż temperatura…  Niebo było piękne o poranku, Natura sobie nic nie robi z durnych ludzi i pyszni się swą urodą. Może, bo jest przedwieczna i będzie trwała dalej po tych ludziach…

24 listopada.  Gdybym była młodą kobietą za nic nie zaszłabym w ciążę w tym państwie. Myślę, że jak wreszcie wróci normalność – szybko zaowocuje wyżem demograficznym jak po wojnie. Gdy skończył się koszmar to zaczęły się rodzić dzieci. Teraz też tak będzie. Będą się rodziły zdrowe, oczekiwane, upragnione dzieci. Nie będą maltretowane, wyrzucane do śmietnika zaraz po urodzeniu, mordowane i chowane w beczkach po kapuście. Po prostu nie będzie niechcianych. To taka refleksja na wieści usłyszane o nowych „rewelacjach” w sprawie rejestrowania ciężarnych.  Kobiety przestaną chodzić do lekarzy i będzie jak w średniowieczu, które się rządzicielom marzy. Miałam wstawić nowe wypróbowane przepisy ale mi się odechciało. Następnym razem. Znów prawie pół tysiąca zmarłych na covid.  Nie szczepili się – trudno, sami chcieli, jakoś mi nie żal. Ale ile osób zarazili zanim umarli, a ilu chorych „inaczej” przez nich zmarło nie mogąc się doczekać pomocy?  Cóż, słupki poparcia ważniejsze od ludzkiego życia – i wszystko jasne. Czego się spodziewać po tych, co na trumnach wjechali do władzy, co wbrew rodzinom wyciągali zmarłych z grobów, aby swoje chore urojenia udowodnić co się nie udało; przez których umierają  kobiety zmuszane do rodzenia potworków, inne ciężarne przerzucane są przez kolczasty płot aż poronią, ale to akurat życie nie jest święte,  itd. itp…  Taki dziki czas nastał. Niech wreszcie minie.

A Natura idzie swoją drogą nie patrząc na nic i na nikogo.

… wszystkie kolory są autentyczne, niczego nie poprawiałam …

W miasteczku zrobiłam dwie fotki przy okazji.

… przyszły hipcie do Piaseczna …

Tak mi się jakoś zebrało… Poprawię się w następnym wpisie, ale czasami się musi ulać, żeby człowieka nie zadusiło na amen. Wiem, że nie mnie jednej to dotyczy.

Uważajcie na siebie i trzymajcie się zdrowo!

 

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, Piaseczno | 34 komentarze

Niby zwyczajny dzień

Niby taki zwyczajny dzień. No nie, sobota, to zawsze dzień miły sercu był, nawet wtedy gdy jeszcze nie było „gierkowej soboty”. Ktoś pamięta, że pierwsze wolne od pracy soboty tak były nazywane? Wydawało mi się, że to dzień najpiękniejszy w świecie, mogłam zostać z dziećmi w domu, nadgonić tygodniowe zaległości, których się zawsze uzbierało. W końcu praca i dojazd zabierały mnóstwo czasu, metra nie było jeszcze, zakupy – do łatwych i szybkich  nie należały – robione na dodatek z myślą co też te moje Brysie w domu narobiły…  A przecież wiadomo, że chłopcy plus sąsiedzkie towarzystwo po powrocie ze szkoły to zawsze jakieś niesamowite pomysły 😊 jak choćby zbiorowe bieganie po dachu czteropiętrowego bloku czy skupianie promieni słonecznych szkłem optycznym aż do zapalenia na balkonie gazety wniesionej potem na butach do pokoju razem z płomieniem… O szkole i związanych z nią „atrakcjach” wolałabym zapomnieć, ale się nie da. Awersję do instytucji mam do dziś, szczególnie w obecnym kształcie i współczuje młodzieży z całego serca.

Dzisiejszy dzień jest wyjątkowy z innego powodu – to urodziny mojego taty, zapaliłam świeczkę na kominku jak zawsze robię. Wspomnienia o tacie są tu:    https://annapisze.art/?p=2171 oraz tu:    https://annapisze.art/?p=3006

Za oknem w tej chwili świeci słońce, zimno nie jest choć wiatr jeszcze mocno wieje. Zaraz wyskoczę do Biedronki, puszki dla psiepsiołów mi się skończyły i to podstawowy zakup będzie. Wróciliśmy z łąki i śpią sobie w najlepsze po śniadanku 🙂

… gdzie może być lepiej niż tu? …

… jak mi robią fotkę wolę otworzyć oczy, tak na wszelki wypadek muszę mieć wszystko pod kontrolą 🙂 …

W ogródku ostatnie przekwitnięte marcinki wyrwałam, „panienek” nie ruszam, jeszcze kilka kwitnie. Zauważyliśmy z MS prześliczne małe ptaszki, które nasionka zajadały ze smakiem. Nie wiem kto one zacz 😉 lecz cudne. Nie udało mi się zrobić zdjęcia, nie chciałam ich płoszyć, a na zrobionych przez szybę nic nie dało się zobaczyć. Całe stadko, chyba ze 12 ich było, sfrunęły i potrafiły się utrzymać na wiotkich gałązkach kwiatków 🙂

… marcinki jeszcze pięknie kwitnące …

 

… rozchodniki , czyli pancerne kwiatki, kwitną nadal i będą sobie tak stały do wiosny, wyglądają ładnie obsypane śniegiem …

Weekend może będzie słoneczny i da się iść na dalszy spacer w ramach poprawy formy własnej i psiepsiołów. One są cudne gdy się namawiają do wspólnego działania. Spoglądają na siebie, coś sobie dają do zrozumienia po czym np. zapierają się w miejscu co oznacza „ani kroku dalej”, albo „biegniemy” 🐕🐕😁  Przed wejściem do domu sprawdzają czy nie ma w pobliżu Franka. Ponieważ było zimno i deszczowo ostatnimi czasy Franuś spędzał u nas sporo czasu i… niespodzianka, wskoczył MS na kolana i spał pełen zaufania 😍😍😍

… i jak Franusia nie kochać? 🙂 🙂 🙂 …

Spokojnego weekendu mimo wszystko i na przekór. Trzymajcie się zdrowo!

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 20 komentarzy

„Widocznie tak miało być” – 64

    „Mafijne” dzieciaki zbiorowo myślały, myślały i wymyśliły, że zaprojektują kalendarz ze zdjęciami swoich ulubieńców i będą go sprzedawać cały dochód przeznaczając na schronisko. Justyna i Filip oczywiście dokładnie znali całą historię wyprawy do domu, w którym straszy jak również  byli na bieżąco w temacie organizowania przytuliska. W chwilach pozaszkolnych cały wysiłek umysłowy kierowali na wymyślanie sposobów wsparcia schroniska, traktując je niejako jak własne, osobiste. Pomysł z kalendarzem wydawał się być  strzałem w dziesiątkę.

Linka wraz z Maćkiem  przystąpili do pracy tak szybko, jak się tylko dało. Jako osoby najbardziej zaangażowane w tematykę fotograficzną rozpoczęli działania w sposób poważny i odpowiedzialny. Postanowili zacząć od wykonania zdjęć wszystkich domowych „mafijnych” zwierzaków, każdego z osobna i wszystkich razem. Pozostali mieli za zadanie napisać coś o swoich czworonożnych przyjaciołach. Mogła to być historia ich przybycia do domu, jakieś wydarzenie zapisane w pamięci domowników z powodu swej wyjątkowości, anegdota krążąca w rodzinie czy w ogóle coś, co przyjdzie do głowy komukolwiek, a reszta uzna pomysł za dobry.

Zgodnie przyjęli, iż na początku powinna być opisana ich przygoda związana z odkryciem domu, w którym straszy i poznaniem Pauliny. Dołączyć zaś koniecznie należy zdjęcia domu, przyszłego przytuliska,  które mieli w dużej ilości. Dom się na nich jawił jako przepiękny, tajemniczy obiekt ukryty w plątaninie zieleni. Wszyscy zaczęli wybierać najtrafniejsze, według własnego oczywiście gustu, fotografie i rozpoczęła się długa dyskusja połączona z coraz bardziej podnoszącą się temperaturą uczuć, którą gasić musieli dorośli włączając się do akcji. Duża porcja lodów schłodziła emocje i wreszcie młodzi artyści doszli do porozumienia. Zdjęcia zostały wybrane przy aplauzie Doroty – okrzykniętej przewodniczącą jury z racji artystycznej duszy. Pozostałe członkinie jury, czyli Aldona i Teresa, zmuszone były przychylić się do opinii przewodniczącej, ponieważ brakło im sił na dłuższe obrady.

W kwestii wyboru tekstów do zdjęć jury pozostało w tym samym składzie, zmieniła się jedynie funkcja Teresy, bowiem ona zastąpiła Dorotę i została przewodniczącą.

– Ja się tak nie bawię – odezwała Aldona. – Ja też chcę być przewodniczącą, więc musicie wymyślić jeszcze coś. Nie zgadzam się na takie pominięcie mojej osoby –  oświadczyła z trudem ukrywając przed dziećmi szeroki uśmiech.

– Ciocia, ale od czego chcesz być przewodniczącą? – zapytała Justyna.

– No, od komisji przecież.

– Ale od jakiej?

– To już wy musicie wykombinować. Wszak to wy jesteście specjalistami.

– Od czego?

– Od kombinowania.

– No nie…

– No tak. A kto w szkole wczoraj narozrabiał?

– A jak ty się dowiedziałaś, co, ciocia?

– Ma się te swoje sposoby.

– Kto wygadał? Co za kretyn?

– Ale co? – zdziwiła się Aldona.

– No, że pani od matematyki   wyrzuciła Stokrotki na korytarz, bo gadały…

– Słucham? – Aldona szerzej otworzyła oczy. – No proszę, czego ja się dowiaduję…

– Przecież mówiłaś, że wiesz – z oburzeniem spojrzała Justysia.

– Że rozrabiacie, to wiem, bo zawsze coś zmalujecie, ale nie wiedziałam, że aż tak moje panienki się zasłużyły!

– No i kto wygadał? – prychnął Filip do siostry.

– No to już chyba wiem jakiej komisji przewodniczącą ciocia może zostać – podsumowała Justynka.

– Tak? Jakiej? – spytała z ciekawością Aldona.

– Komisji śledczej – z tryumfem obwieściła dziewczynka wywołując śmiech u pozostałych członkiń komisji.

cdn.

Zaszufladkowano do kategorii Powieści, Widocznie tak miało być | 17 komentarzy