27 lutego 2022

Wczoraj, 26 lutego minęły dwa lata od podjętej przeze mnie decyzji w kwestii jedzenia, a raczej niejedzenia, mięsa. Całkowitej rezygnacji.  Od wielu, wielu lat (Mały był w liceum) nie jadłam ssaków, od dwóch lat także drobiu. Żadnego. I bardzo mi z tym dobrze.

Dziś, czyli 27 lutego jest też rocznica – piąta rocznica rozpoczęcia mojej przygody blogowej. I z tym też mi bardzo dobrze. To był jeden z najlepszych zrealizowanych pomysłów w moim życiu. Jestem szczęśliwa, że poznałam Was, cudowne, wspaniałe osoby, z którymi czuję – wprawdzie w świecie wirtualnym – lecz prawdziwą wspólnotę, czuję ciepło, dobre myśli, empatię… i to jest takie podtrzymujące na duchu w tych trudnych czasach wszelkich zaraz. Bo przecież jedna zaraza się nie skończyła, a już druga rozpełza się po świecie. Nawet babcia D., która za młodu studiowała w Kijowie, stanęła przed telewizorem i zaczęła wygrażać ruskim. Absurdalność sytuacji polegała na tym, że telewizora nie włączamy            (wypisaliśmy się z polsatu, a nowego operatora jeszcze nie wybraliśmy na 100%), wydarzenia na Ukrainie oglądamy w telefonie z netu, a babcia przed telewizorem wyganiała najeźdźców słowami „wynocha z mojego pięknego Kijowa”. MS ma praktycznie wszystkie noce nieprzespane, odsypia rano, kiedy ja wstanę. Skitek na starość też spać nie daje, chce wychodzić kilka razy w nocy i trzeba go słuchać, bo inaczej jest sprzątanie podłogi.  Bardzo się ostatnio „posunął” bidulek kochany. Ciężko mu się podnieść, pocieszam go, że ja mam tak samo i też mnie wszystkie gnaty bolą. Nie wiem czy się z tego cieszy 😉 i czy mu to pomaga, ale tak musi być i już.

Jestem przygnębiona, przerażona, zdołowana a jednocześnie dumna z tej części rodaków, którzy niosą pomoc nie patrząc czy potrzebujący są z Syrii, Afganistanu czy Ukrainy. To aktualni  rządziciele dzielą ludzi na sorty i podgatunki. Ukraińcy w 1944 zamordowali mojego dziadka. To nie znaczy, że wszystkich Ukraińców mam uważać za morderców. Moi rodacy w części też niechlubnie się zapisali na kartach historii wydając na śmierć swoich sąsiadów, czy wręcz mordując, by przejąć ich mienie. W każdym narodzie są jednostki pozytywne i negatywne, nie ma ideałów. Okoliczności potrafią wyzwalać w ludziach zachowania, o które sami by się nie podejrzewali, łącznie ze skrajną podłością i niezmierzonym bohaterstwem. I to wreszcie trzeba sobie uzmysłowić. My jako ogół powinniśmy ten fakt przyjąć do wiadomości. Nie ma ideałów. Nigdy nie będzie. Jednak pogodzenie się z prawdą o przeszłości pozwoli ją zostawić wreszcie w spokoju i pójść dalej. Nareszcie ruszyć do przodu, zwrócić się ku przyszłości. Przestać się grzebać w tym co było, zmieniać fakty i  interpretację w zależności od aktualnych potrzeb rządzicieli. Przeszłość już była, minęła, nie można jej zmienić (by wykorzystywać do manipulownia „ciemnym ludem”). Jeszcze raz: było, minęło. Ważne, co jest TU i TERAZ – bo to generuje przyszłość.

„Warto być przyzwoitym” – może korzyści nie widać od razu, wręcz się wydaje to nieopłacalne, lecz jest to inwestycja w przyszłość, lepszą, przyzwoitszą. Zresztą, co ja tu będę mówić, każdy sam we własnym wnętrzu/duszy musi decydować co się dla niego liczy.

Tym razem bez zdjęć, jakoś mi się nie chce ich robić, ani szukać i wstawiać.  Trzymajcie się zdrowo.

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 32 komentarze

🖤🖤🖤

🖤🖤🖤

Nad ranem zmienił się świat dla wszystkich. Dla wielu się skończył i przekroczyli granicę cieni… Odżyło przerażenie w pamiętających, tych, którzy sami przeżyli II wojnę i także w tych z następnego pokolenia. Znów przesuwają mi się przed oczami obrazy powstałe podczas opowiadań rodziców, którzy przeżyli tzw. ucieczkę we wrześniu 1939 roku, a potem w szeregach AK walczyli z okupantem…  A u nas jak zawsze – nasza wewnętrzna wojenka ważniejsza…  Kochani, nie wiem co będzie dalej, nikt nie wie.  Boję się o dzieci, o wnuczki, o przyszłość nas wszystkich… Już byliśmy zostawieni sami, teraz jesteśmy skłóceni z całym światem i nikt za nas ginąć nie będzie…

🖤🖤🖤

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 14 komentarzy

Szczawnickie wspominki 15 (zimowych c.d.)

Jeśli już się dokopałam do zimowych szczawnickich fotek to wykorzystam i pokażę Wam jeszcze trochę. Niektóre są sprzed piętnastu lat, albo nawet starsze.  Mam jeszcze z pierwszego pobytu, tego najważniejszego, podczas którego zakochałam się w miasteczku od pierwszego oddechu po opuszczeniu autokaru, ale muszę znaleźć wolną chwilę, żeby zrobić zdjęciom zdjęcia  ponieważ są w albumie. To były czasy robienia zdjęć aparatem, wywoływania filmów, zamawiania odbitek, więc rzeczywiście dawno temu.

… za Osiedlem, po drodze w stronę Czardy – teraz już takiego widoku nie ma, zasłaniają krzewy, które na zdjęciu są małe, a z czasem  zmieniły się w gęste zarośla …

… nad Grajcarkiem, w górze z lewej widać siodełko starej kolejki linowej, było dwuosobowe, w nowych mieszczą się 4 osoby …

… w Osiedlu Połoniny baba gada z dzieckiem przez telefon, a parasolka kupiona w Rabce do tej pory jeszcze żyje 🙂 …

… w drodze do Czardy – baba na Metaxę, chłop na grzane piwo 🙂 …

… w tle za murkiem płynie Grajcarek, otwarta brama wiedzie do Dworku Szalaya

… sam Dworek

… między drzewami wieża szczawnickiego kościółka …

… z tyłu Jakubówka (ta od placków ziemniaczanych), po prawej Pokusa zbudowana na miejscu dwóch zielonych rozpadających się budynków, które widzieliśmy podczas pierwszego pobytu …

… też Pokusa

…  plac Dietla, jeszcze było tu Muzeum przeniesione teraz do Szlachtowej …

... Zdrojowa była czynna i serwowano w niej świetne drinki, które mieliśmy zamiar próbować po kolei, żeby „światowy smak” w pełni poznać, ale nie zdążyliśmy, spadkobiercy hrabiego Stadnickiego Zdrojową zamknęli, a Helenki nie lubię …

… pl. Dietla …

… pl. Dietla, wejście do pijalni …

… w łączniku między budynkami jest teraz kawiarnia Helenka

… schodki po prawej stronie Szwajcarki Górnej prowadzą do Parku Górnego, z tyłu widać kaplicę Szalaya …

… tu baba i kamienna Panna Fontanna, teraz jest inna, ale baba wolała tę ze zdjęcia …

… wejście do pijalni i Helenka, latem są wystawione kawiarniane stoliki tu gdzie baba stoi…

… sam imć pan Józef Szalay w zimowej szacie …

Inhalatorium – co widać …

… znów nad Grajcarkiem …

… czysty śnieg, biały, piękny świat …

… baba się zachwyca …

… bo jak się nie zachwycać …

… kiedy o każdej porze dnia i nocy jest się czym zachwycać …

… i humor się poprawia …

… i ludzie się lepsi robią …

… gdy wokół tak ładnie …

… i świątecznie …

… i czas już wracać do domu, ciemno się zrobiło …

… a rankiem taki widok z okna babę i chłopa budzi …

… i taki …

… i taki …

… i taki …

… i jeszcze taki …

… i jak tu nie kochać Szczawnicy? …

Musi być coś/ktoś w Perle Pienin co rzuca czar na wybranych turystów. Bo przecież nie na wszystkich. Może to święta Kinga? Może niewidzialne Duchy Pienin? Może inne figlarne duszki kwiatów, krzewów, drzew? Sama Matka Natura nas wybrała? Nie, to nie zarozumialstwo z mojej strony, w żadnym wypadku.  Odczułam miłość w pierwszej chwili po wyjściu z autokaru gdy pierwszy raz przyjechaliśmy do miasteczka, o czym wspomniałam już nie jeden raz. Jakbym wróciła do domu i za każdym razem tak się czuję jadąc tam. Zresztą traktujemy z MS Szczawnicę jak drugi dom. Widocznie ona (Szczawnica) o tym wiedziała, dlatego nas tak gościnnie przyjęła i wskoczyła w nasze serca na zawsze 🙂 🍀🍀🍀

💗💗💗 Wczoraj były Walentynki. Nie zdążyłam się odezwać, więc dziś życzę wszystkim miłości, radości i szczęścia przez cały rok każdego dnia, a nie tylko 14 lutego 💕💕💕

Na widoku mamy od 2017 roku wierszyk walentynkowy napisany przez Werę, choć ona się teraz wypiera 😀😀😀

… uwielbiam moje wnuczki 💗💗💗…

Jeszcze od Calineczki na Dzień Babci i Dziadka przedszkolne dziełka pozostały do zaprezentowania 😀😀😀

… koszyczek dla babci, krawat dla dziadka 🙂🙂🙂 …

… kwiatki dla obojga …

Mamy jeszcze robione przez Werę w przedszkolu korale z makaronu dla mnie i podobiznę dziadka dla MS. Każda z mam i babć ma pewnie takie schowane skarby 🙂💗

Dobrego, spokojnego tygodnia i trzymajcie się zdrowo!

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, Szczawnica | 41 komentarzy

Szczawnickie wspominki 14 (zimowe)

Zima jaka jest każdy widzi. A jaka bywała dawniej? Nie ma znaczenia, że nie lubię teraz być na zewnątrz kiedy zimno, śnieg, mróz. Na zdjęciach mogę do woli się zachwycać urokiem Pani Zimy 😀 Szczególnie w Szczawnicy oczywiście 😀 Pomyślałam, że sięgnę do starszych fotografii póki czas.  Duży przegrał mi wszystko co miałam na „pendrajwach” na Lapka. Ale ja nie myślałam, że to się zapisze gdzieś tam, gdzie mi zapcha jakiś schowek i nic więcej się nie zmieści. Tym sposobem pożarło mi tekst, który spory już był, a się nie zapisał w komputerze tylko gdzieś tam powinien, gdzie już zapchane i doopa blada. Wściekłam się okrutnie. Na szczęście już mi przeszło i poczekam na Dużego, żeby zrobił hokus pokus, opróżnił jakiś ten schowek i zostawił mi wszystko w Lapku. W schowku ewentualnie mogą zostać zdjęcia. Ileż takie niby nic potrafi człowiekowi zjeść nerwów i czasu, buuu 😢😢😢

Zabiorę Was na zimową wyprawę do schroniska pod Bereśnikiem. Dawno temu już miała miejsce, ale to nie ma znaczenie przecież. Jest ślicznie. Idzie się od placu Dietla zgodnie z oznakowaniem, wygodnym podejściem, mijając krzyż na Bryjarce po prawej stronie błyszczący w słońcu (jeśli akurat świeci). Nocą jest widoczny z daleka, oświetlony wśród ciemności. Spod krzyża jest piękny widok, ale lepiej iść latem, albo o innej porze roku, bez śniegu. Jak znajdę zdjęcia to pokażę. Potem idzie się dalej i po wyjściu na wolną przestrzeń można sycić oczy cudnymi widokami.  Nawet zimą, choć takie niekolorowe, swój niezaprzeczalny urok mają.

… po drodze mijamy urokliwą chatkę/altankę …

… uwielbiam takie drewniane ogrodzenia z żerdzi …

… jest na co popatrzeć…

… jest co ogladać…

… ej, góry moje piękneście wy …

… lezie, lezie baba, kijem się podpiro…

… az sie łoparła na chłopie swoim …

… ile tu cudności …

… jus widać schronisko …

… a we środku ciepluśko …

… złazić mozno drugom stronom…

… i zaś dziwować sie …

… tu jus niedaleko chałupy, moze baba dolizie …

… docłapie się baba jakoś albo zjedzie w dół na cterech literach …

Hi hi, jak się podobała wycieczka? Baba się doczłapała i wcale się tak nie zmęczyła, w końcu młodsza i lżejsza była 😀😀😀

Jeszcze możecie sobie zerknąć na zimową Szczawnicę  tu:    https://annapisze.art/?p=2352   i tu:     https://annapisze.art/?p=2339     i tu:   https://annapisze.art/?p=2340 

Bez względu na to co się dzieje na świecie góry są piękne i stoją twardo, mocno trzymają się  ziemi 🙂  Tak i Wy trzymajcie się zdrowo!

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, Szczawnica | 34 komentarze

„Widocznie tak miało być” – 65

Przygotowując mieszkanie, a właściwie duży pokój, na przyjęcie maleństwa, Aldona przeglądała swoje rzeczy. Sprawdzała czego mogłaby się jeszcze pozbyć, bo miejsca wciąż brakowało po rozplanowaniu gdzie stanie łóżeczko, gdzie szafeczka z ubrankami i przyborami dziecka. Wiadomo, że w początkowym okresie maleńka i jej „dobytek” zdominują całą przestrzeń. Podczas owych czynności trafiła na zeszyt ze swoimi zapiskami, które robiła, kiedy rozum zaczął się jej mącić – tak przynajmniej wtedy myślała – po powrocie Agaty. Otworzyła na chybił trafił i czytała wracając w przeszłość tak nieodległą, a wydającą się być wiekiem całym, podczas którego ona, Aldona, stała się zupełnie innym człowiekiem. 

W listopadzie –

   Kochany. Nie mogę znieść myśli, że jesteś z Agatą, oddychasz tym samym powietrzem, jesz (rakotwórcze) potrawy przygotowane jej ręką (może nawet dosypie Ci kiedyś trucizny), śpisz z nią albo obok niej, jeden diabeł – to ponad moje siły. Do tego dochodzi świadomość, że nie widzisz jej fałszu, jej gry. Nie widzisz, że wszystkie słowa i poczynania są obliczone na efekt – jeden jedyny: utrzymać Cię dla pieniędzy tak długo, jak długo się da, a potem wykończyć, gdy już nie będziesz potrzebny. Nie musi od razu posunąć się do morderstwa, o nie. Wystarczy, że zabierze Ci Biedroneczkę i nigdy więcej dziecka nie zobaczysz. Wymyślam? Może i tak, ale jestem święcie przekonana, że ona jest gotowa na wszystko, byle dopiąć swego.    Nie zrozumiesz tego, co ja czuję. Nie uwierzyłbyś w to, o czym myślę. Jesteś na to zbyt szlachetny, uczciwy, prawdomówny i prostolinijny. Nie przyjdzie Ci do głowy, że ktoś może być do tego stopnia podły i fałszywy jak ja myślę, że jest. 

W  styczniu-

   Sergiuszu, nie chcesz dać sobie pomóc. Wszystko chcesz zrobić sam, sam się upić, sam rozwiązać, sam wyjechać, sam, sam, sam! Nie chcesz pomocy, nie potrzebujesz pocieszania. Już drugi raz mi to mówisz. A może tym razem to ja potrzebuję pocieszenia bardziej niż Ty? Może nikt nie był z Tobą dla Ciebie samego, ale dla pieniędzy, albo z innych powodów. Nie wiesz, że dla mnie największą wartością jesteś Ty sam?    Każde spotkanie z Tobą, rozmowa – jest, pozostaje, żyje we mnie bardzo długo, a z każdym innym – jest gdy trwa, potem znika i nie ma nic. 

W lutym-

   Oto za drzwiami pokoju, w którym przebywam, biegają i hałasują moje dzieci. Leją wodę, bo bawią się, że jest lany poniedziałek. To istoty przeze mnie urodzone, jak to się kiedyś mówiło: kość z kości, ciało z ciała i krew z krwi mojej, ale zupełnie różne, inne, odrębne. Żyją własnym życiem i każda ma swoją duszę, swój świat myśli i uczuć.

   Oto w pokoju, w którym przebywam są jeszcze inne stworzenia: sunia śpi rozciągnięta na dywanie, na wersalce zwinięta w kłębek kotka mruczy głośno z zadowolenia, gdy na nią spojrzę. Na poduszce, na parapecie Maciuś leniwie obserwuje coś za oknem.

   Oto wreszcie ja sama. Kim jestem? Dlaczego nie potrafię już cieszyć się tym, co zostało mi dane? Jestem jakby połową siebie odkąd odkryłam, że tę drugą połowę stanowisz Ty. Nie mam jednej chwili spokoju, toczę bezustanną walkę, walkę o Ciebie ze sobą… a właściwie… przestałam ją toczyć.  Pogodziłam się z tym uczuciem, które rozpaliło się równym, mocnym płomieniem.  Z całą świadomością mogę mówić „kocham”, choć od Ciebie już tego może nie usłyszę nigdy, a może za długi, długi czas.

   Nie mogę Ci powiedzieć wielu rzeczy, o których wiem, i które mogłyby całą sytuację przedstawić Twoim oczom we właściwym świetle. Mógłbyś to potraktować jako próbę odniesienia przeze mnie zwycięstwa chwytami poniżej pasa. Nie mogę pozwolić, byś uważał mnie za gorszą niż jestem naprawdę. Sam musisz do wszystkiego dojść. Będzie trwało dłużej, będzie kosztowało wiele nas oboje, ale wreszcie kiedy pojmiesz, zrozumiesz, odczujesz sam to, o czym ja wiem teraz i już nic i nikt nie będzie w stanie nam przeszkodzić.

   W duszy toczę walkę jeszcze z czym innym, próbuję nie chcieć uczynić niczego złego. A dobrze wiem, że chciałabym. Próbuję to zwalczyć lecz za chwilę znów łapię się na uczuciu nienawiści i myślach o wszystkim, co mogłoby się jej przytrafić. Tłumię je w sobie, wmawiam, że już ich nie ma, bo nie ma prawa być, ale są, po chwili znów wyłażą i zadręczają mnie.

   Przez taki długi czas koncentrowałam się na Tobie i Tobie przesyłałam energię, dobre życzenia i myśli, żebyś był zdrowy i czuł się lepiej. Teraz nie mam już siły. Zaślepia mnie nienawiść. Do niej oczywiście. Nie mogę się tego pozbyć. Co mam zrobić? Siedzę pozornie spokojnie przy stole, wewnątrz kłębi się wszystko, co tylko człowiekowi kłębić się może w głowie.    Chcę, żeby jej się coś stało, a ja nie chcę tego chcieć! Jak to zwalczyć? Jak  rozwiązać? Co ja mam robić??? 

W  marcu-

   Kochanie, nikt nie wie, nawet Ty sam, że uratowałeś mi życie. Nawet dwa razy. W jaki sposób? Pierwszy raz po awanturze z Agatą. Zadzwoniłeś do mnie, pamiętasz? Pewnie nie pamiętasz. W sobotę, to była robocza sobota. Byłam przekonana, że nigdy się do mnie nie odezwiesz, bo może Agata ma rację, może to prawda, że ci się narzucam, choć do tej pory niczego podobnego nie zauważyłam. Usłyszałam Twój głos, a byłam do tego stopnia przerażona i zrozpaczona, że chciałam odebrać sobie życie. Przestałam myśleć o dziewczynkach, wyobrażasz sobie? Było mi wszystko jedno co się z nimi stanie! Jakby jakiś diabelski szept dyktował mi co mam zrobić. Usłyszałam Twój głos mówiący: czekaj na mnie Wiewióreczko. Wyraźnie usłyszałam. A potem zadzwoniłeś –  to był ten drugi raz – i powiedziałeś, że nic się nie zmieniło w Twoim stosunku do mnie, że wszystko się ułoży. Sam jeszcze nie wiesz jak, ale na pewno dobrze. Otrząsnęłam się i postanowiłam, że nie dam się, bez względu na wszystko żadnej głupoty więcej nie zrobię, bo życie może przynieść jeszcze wiele niespodzianek.

  Jeszcze w  marcu-

   No nie wytrzymam! Ta cholera miała czelność zadzwonić do mnie do pracy z przypomnieniem, że z Sergiuszem wolno mi się tylko przez nią kontaktować! Właściwie powinnam się odgryźć, że ktoś, kto mając męża spotyka się z gachem nie powinien zabierać głosu w pewnych sprawach. Ale tylko stwierdziłam, że się myli.    – Wcale ci nie wierzę – usłyszałam.    – A to już jest twoja sprawa – odłożyłam słuchawkę.    Dobrze, że wreszcie przestałam się bać. Muszę się wziąć w garść. Poza tym – ja nikogo nie oszukuję. 

Jeszcze w marcu-

   Słuchaj skarbie, potrzebne mi jest poczucie pewności, świadomość, że jeśli ja myślę co zrobić,  żeby się z Tobą spotkać, to Ty myślisz o tym samym. Że jeśli ja uwzględniam Cię w moich planach, w moim życiu – Ty robisz to samo. Potrzebuję partnera, a nie despoty czy księcia pozwalającego się łaskawie uwielbiać.  

A to było wcześniej, w październiku zeszłego roku–

   Z niechęcią myślę o konieczności pójścia do pracy. I w żadnym wypadku nie chodzi o wykonywanie tak zwanych czynności służbowych, bo je lubię. Lubię wchodzić rano do budynku i czuję się wspaniale dopóki nikogo nie ma. W miarę przychodzenia różnych – mówiąc delikatnie – postaci, humor mi się psuje.

   Cóż poradzę na to, że teraz z pracą kojarzy mi się cierpienie, uczucie krzywdy i poniżania. Wiem, wiem, nie powinnam już o tym myśleć, było, minęło, tylko… jak zapomnieć, że zabrano mi mój etat i sporo pieniędzy straciłam w związku z tym? Mimo, że jestem samotną matką, wdową  z dwójką dzieci na utrzymaniu? W żaden sposób nie mogę teraz związać końca z końcem. Pensji i renty starcza na opłaty świadczeń, bilety miesięczne i tydzień życia. Przez pozostałą część miesiąca staję na głowie, żeby nakarmić całą domową  gromadkę. Przecież nikomu się nie przyznam, że sama czasem zjadam jeden normalny  posiłek dziennie, bo jak patrzę na chleb z margaryną, który miałabym zjeść po raz kolejny, to mi się robi niedobrze, dostaję mdłości. Często jedynym pożywieniem jakie jadam w pracy są drożdżówki albo inne słodycze kupowane z jakiejś tam okazji przez koleżanki czy kolegów. Staram się nie patrzyć jak inni jedzą śniadanie wyjmując kanapki przyniesione z domu, albo kupują w bufecie pachnące dania w rodzaju fasolki po bretońsku, sałatki i innych smakowitości. W takiej sytuacji nieraz musiałam wstać i wyjść pod jakimś pretekstem, bo usta miałam pełne śliny.    Wszystko nic, przeżyłam. Najgorsza była sytuacja, kiedy ktoś robił uwagi.    – Mogłabyś się wreszcie przestać odchudzać, wyglądasz już jakbyś wyszła z Oświęcimia – słyszałam nie jeden raz.    – Dlaczego nie jesz? Nie masz apetytu? – wiem przecież, że to wyraz troski i wtedy bywa jeszcze trudniej.    Nikomu nie przyjdzie do głowy, że dostaję skurczy z głodu, że mam boleści,  zadają takie i podobne pytania pakując do ust kolejną kanapkę z wędliną. Widocznie niezła ze mnie aktorka. 

W kwietniu-

   Przypomniało mi się jedno z ostatnich spotkań z Sergiuszem. To nie było normalne zachowanie z jego strony. Gwałtownie zmieniał mu się nastrój. Zasypywał mnie gradem pocałunków, by zaraz ode mnie się odsunąć. Chodził szybkimi krokami jak tygrys w klatce, po czym tulił w ramionach jakby nie dał mi odejść na chwilę, żebym nie zniknęła. Wyglądał niczym tonący chwytający się brzytwy. Na koniec powiedział: wszystko będzie tak jak miało być, nikt mi w tym nie przeszkodzi.

   Raz tylko mu się wyrwało, że czuje się jak ten, co znalazł się pod wozem i ma koła na wysokości szyi.

 W  maju-

  Jak się już pamiętnikowi zwierzam, żeby nie oszaleć, to jeszcze coś mam ciekawego. Przekonałam się, że jeżeli ktoś wykonuje cały zakres obowiązków i polecenia szefa, to dostanie po głowie i dodatkową działkę do obrobienia. Naprawdę. Natomiast osoba nie wykonująca obowiązków ani poleceń jest chwalona, chodzi dumna i blada otwierając buzię na szerokość wrót od średniej wielkości stodoły, jeśli miałaby się splamić zrobieniem czegokolwiek, co nie jest związane z plotkowaniem, chichotaniem, kręceniem pupą i wrzaskami papugi próbującej zwrócić na siebie uwagę płci przeciwnej.    Co będę ukrywać, przecież wiadomo, że ostatnie uwagi dotyczą mojej ”ulubionej”  koleżanki. Greta jest po prostu koszmarna. Że też akurat do mnie musiała trafić. 

W  czerwcu

   Tereska to ma dobrze. Już nie ma żadnych szefów nad sobą, sama musi pilnować spraw, to fakt, ale wolałabym być na jej miejscu. Dziś zostałam sama na piętrze i miałam stracha. Co za głupota, od razu zaczęłam się bać. Drzwi trzaskały nie otwierając się. To przez przeciąg, wiem przecież, ale na każdy odgłos podnosiłam głowę. A potem zadzwonił telefon…

No i się skończyła bajka. Powiedziałam Sergiuszowi, że mam dość zawieszenia w powietrzu, niepewności, kombinowania, kręcenia, niezdecydowania i traktowania mnie jakbym była niedorozwinięta umysłowo i niczego nie potrafiła zrozumieć z tego, co pan i władca robi. A robi same durnoty właśnie dlatego, że nie chce nikogo słuchać. Dlatego od dziś zaczynam samodzielne życie, bez oglądania się na jakiegokolwiek faceta, bo oni zamiast mózgów mają co innego. W większości przypadków. Nie pozwolę, żeby ktoś mi chodził po głowie ani jeździł jak na łysej kobyle, czy po łysej kobyle, wszystko jedno jak to się mówi Nie pozwolę. Howgh!!! 

Jeszcze w czerwcu-

   Nic nie poradzę na to, że każdego ranka jesteś moją pierwszą myślą, a każdego wieczora – ostatnią. Tak będzie zawsze, bo myśląc o malutkiej będę myśleć jednocześnie o Tobie i to się nie zmieni. Moja miłość nie należy do uczuć, które przychodzą i odchodzą, ale jest stała aż do śmierci i dalej, bo malutka połączyła nas nierozerwalną nicią.

   Chciałabym, żebyś wiedział, że chcę być Twoim odpoczynkiem i wytchnieniem, by myśl o mojej miłości niosła Ci spokój i ukojenie, poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że w każdej chwili i sytuacji możesz na mnie liczyć. I, że masz dla kogo żyć nawet jeśli myślisz, że jest inaczej.   

Z zadumą czytała, spoglądała  z zewnątrz na siebie taką, jaką była wtedy. Sytuacja zmieniła się, ona sama się zmieniła, dorosła, dojrzała – jeśli o czymś podobnym można mówić w odniesieniu do kobiety w jej wieku.  Najpierw jawiła się z kartek istota przerażona, zastraszona, niepewna, nieszczęśliwa, nie potrafiąca znaleźć sobie miejsca w nowym układzie. Stopniowo zmieniała się w osobę pewną siebie, mimo iż na zewnątrz na korzyść nic się nie zmieniło. To ona wykonała olbrzymią pracę nad sobą, uczyła się panować nad myślami i emocjami. Dotyczyło to i spraw osobistych, i sytuacji w pracy. Patrząc z boku stwierdziła, że może być z siebie dumna. Tych kilka zapisków było streszczeniem ostatniego roku w jej życiu.

cdn.

Zaszufladkowano do kategorii Powieści, Widocznie tak miało być | 20 komentarzy

Piątkowy wieczór- ostatni w styczniu 2022!

Tak szybko zleciało, że już koniec stycznia! Powtarzam wciąż, że to normalne nie jest i  jakim cudem, skoro dopiero witaliśmy Nowy Rok? Mam wrażenie, że ziemia kręci się dwa razy szybciej niż dawniej…

Nie sprawia mi już żadnego problemu przygotowanie posiłku wegetariańskiego. To co wymyślę konsumują pozostali domownicy,  MS nawet chwali niektóre „wyczyny” i zajada z przyjemnością, co ja z jeszcze większą (przyjemnością) obserwuję. Nareszcie wiem co lubię robić  poza czytaniem i pisaniem – lubię karmić ludzi 😊 Sprawia mi radość, że komuś smakuje naprawdę, bez udawania. Babcia D. nic nie mówi, ale je. Na razie skończyły się problemy z jedzeniem. Zaczęły się inne, cóż tak musi być. Przestawiła sobie dobę już chyba na amen. W nocy buszuje po domu zaś w dzień odsypia. Biedny MS też nie dosypia w związku z tym, że babci D. trzeba pilnować. A to woda się leje, a to światło świeci, a to lodówka się otwiera i trzeba psiepsioły ratować przed dodatkowym karmieniem i to  produktami dla nich szkodliwymi (np. czekolada, rodzynki) zagrażającymi zdrowiu lub życiu nawet. Całe szczęście, że gazu nie mamy a płyta ma zabezpieczenie jak przed dziećmi i da się ją zablokować. W dzień to ja pilnować mogę, ale nocą mnie nie ma, nie potrafię nie zasnąć, nie nadaję się więc na wartownika ani innego nocnego pilnowacza 😒

Kupiłam do spróbowania vege produkty i muszę przyznać, że są smaczne, niektóre wręcz pyszne. Nie jest to oczywiście żadna reklama, dzielę się tylko własnymi odczuciami i doświadczeniami, które nie muszą być tożsame z wrażeniami innych.

… o siostrach oglądałam reportaż w tv jakiś czas temu, toteż gdy zobaczyłam serki w Biedronce kupiłam dla spróbowania, smaczne …

Zrobiłam kotlety z resztki kaszy gryczanej, marchewki utartej na dużych oczkach i podduszonej, namoczonych w bulionie płatków owsianych, cebulki, trochę mąki kukurydzianej do tego dałam, trochę pszennej pełnoziarnistej, znalazłam resztkę płatków jaglanych i też wsypałam, jeszcze  jajko doszło, bułka tarta i plasterki dwa sera żółtego. Z przypraw – sól, pieprz, czosnek, bazylia, cząber, estragon, czyli co mi wpadło w ręce bo to była wielka improwizacja jak zresztą wszystko co przygotowuję. Uformowałam kotleciki, usmażyłam i super wyszły. Aha, podpatrzyłam gdzieś i do masy na kotlety wlewam troszkę oleju. Taka masa fajniej się „modeluje” i smaży też. Wniosek jest jeden – należy zrobić przegląd lodówki, szafek z artykułami spożywczymi i wszelkie resztki wykorzystać do zrobienia obiadu lub kolacji. Korzyść podwójna – nic się nie marnuje a satysfakcja jaka!

… MS też je zjada na kolację w postaci „burgerów” z dodatkami, czyli sałatą, paprykę, ketchupem, musztardą, a Mały śmieje się, że dodatki są po to, by zabić smak „burgerów” 😁😁😁 …

… na obiad były z kolorową sałatką i smakowały wspaniale podsmażone na maśle klarowanym …

Dom i kuchnia to ja, cieszy mnie każdy drobiazg do domu kupiony. Nie posiadałam się więc z radości gdy nabyłam rondeleczek i patelenkę, śliczne i bardzo potrzebne, stare się zużyły, a duże są po prostu za duże w niektórych przypadkach 😊 Nic mnie tak nie uraduje jak jakaś nowa rzecz do domu, naprawdę 🙃

… cieszę się jak głupia …

… od razu jajecznicę sobie usmażyłam 😀 żeby sprawdzić czy dobrze działa i jest ok …

Podzielę się jeszcze smarowidełkiem do chleba, to znaczy sposobem zrobienia i zdjęciem, bo samego zostało troszkę na dnie słoika, czyli dobre wyszło 😀 Pokroiłam 3 cebule w paski, poddusiłam na patelni, dodałam utarte 2 jabłka, fasolkę z puszki (nie miałam ugotowanej) rozgniecioną tłuczkiem do ziemniaków, suszone śliwki pokrojone, sól, pieprz i dużo majeranku.

… wyszedł pełen słoik i trochę w miseczce …

Dziś – choć wiało niemiłosiernie – poszliśmy do lasku po południu, żeby psiepsioły mogły trochę pobiegać. Pstryknęłam jeszcze dwie fotki zwalonych brzóz, poprzednio ich nie pokazałam. Jedna oparła się na siatce ogrodzeniowej i żeby przejść dalej trzeba się schylić i przecisnąć pod nią. Dobra gimnastyka.

Jeśli myślicie, że ja pisałam dzisiejszy tekst, to jesteście w błędzie. Niestety, wydało się kto pracuje przy Lapku, nie da się już dłużej ukrywać 😀😀😀

… to jest kot, który czyta 😉 …

Bez względu na wszystko spokojnego weekendu i trzymajcie się zdrowo!

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 27 komentarzy

Zniszczenia

Wichura zniszczyła nasz mały przyosiedlowy  lasek. Coś okropnego, żeby takie duże, stare drzewa łamać, wyrywać z korzeniami, ukręcać! Już wiem dlaczego nie lubię wyjącego wiatru  😢😢😢

Z drugiej strony – Matka Natura pokazała człowiekowi co o nim myśli nic sobie z niego nie robiąc. Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie…  Człowiek niszczy i dewastuje planetę.  Część dwunożnych istot się przebudziła, zrozumiała i chce ratować nas, naszą przyszłość, Ziemię Gaję  dla następnych pokoleń. Duża część, niestety, nie jest w stanie tego pojąć i niszczy dalej.  Samych siebie też niszczy chociażby rozsiewając zarazę po pierwsze, a po drugie – nie chcąc się szczepić i zabierając miejsca w szpitalach innym chorym, skazując ich tym samym na śmierć.

Ponury obraz powalonych drzew – mimo pięknej słonecznej pogody – przywołuje gorzkie myśli.  Ale nie dajmy się czarnowidztwu, wystarczy już czarne-go koloru w różnych miejscach. Pamiętacie piosenkę Gawędy  „Czarne wrony czarno kraczą…”? A więc na przekór  „…w kolory grajmy dziś”    💗💚💜💛💙

Dobrego tygodnia i trzymajcie się zdrowo!

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, Piaseczno | 28 komentarzy

Okulary 👓

Do czego potrzebne

Są okulary

Do patrzenia w dal

Do czytania książek

Do oglądania tv

Choć czasem lepiej

Nie wiedzieć

Tego co widać

Do szukania papierów

Dokumentów zapisków

Ale do szukania

Wczorajszego dnia

Już nie są przydatne

Do robienia zakupów

Przecież trzeba widzieć

Co się wkłada do koszyka

A najpierw przeczytać skład

Tyle trucizny wszędzie

Choć może lepiej nie wiedzieć

Ogólnie rzecz biorąc

Okulary to przyjaciele

Poza jednym przypadkiem

Nie nadają się

Do patrzenia w lustro

Pokazują mi jakąś

Obcą starszą kobietę

Podobną do mamy

Siostry trochę do babci

Zupełnie nie przypominającą mnie

Nie lubię jej

Nie podoba mi się

Ona mnie przedrzeźnia

Mruga kiedy ja mrugam

Robi miny zupełnie jak ja

Porusza głową

W tym samym momencie

W którym ja głową poruszam

Przegoniła z lustra

Mnie prawdziwą

Gdy podchodzę bez okularów

Znowu widzę siebie

Tamta znika…

 

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, wierszydełka | 28 komentarzy

Połowa stycznia 2022

Jakim cudem już jest połowa stycznia – naprawdę nie wiem. Przecież nie przespałam tych dwóch tygodni. Wciąż jestem zajęta, zwyczajnie zarobiona jestem 🙂 A usłyszałam – „siedzisz w domu to mogłabyś się pouczyć angielskiego”. No cóż, po pierwsze głównie nie siedzę tylko na nogach stojąc coś robię, albo się na tych nogach poruszam przed siebie pokonując pewną przestrzeń. A jak już usiądę to też jestem zajęta, nawet jeśli ręce chwilowo leżą nieruchomo to głowa pracuje na pełnych (w miarę swych peselowych możliwości) obrotach.  A tej  pracy jest tyle, że ho ho ho! Po drugie angielskiego uczyłam się dawno, dawno temu, ale zdolności do języków nie mam, więc się nie nauczyłam. Za to rosyjskim władałam jak własnym, tylko już zapomniałam, bo nie używałam wieki całe. A wiadomo, że organ nieużywany zanika 😉 Może czas sobie przypomnieć, bo podobno kreml tęskni za „osieroconą” Polską, a nasi miłościwie panujący coraz bardziej nas w objęcia mateczki rossiji pchają… 😒 Po trzecie skoro dożyłam emerytury, czyli upragnionego czasu wolności, wreszcie nic nie muszę tylko mogę (jeśli mogę oczywiście). Mogę więc zajmować się tym o czym marzyłam wtedy, gdy obowiązki zawodowe wypełniały czas i myśli. Zresztą nie tylko zawodowe bo i rodzinne też, co w sumie zajmowało prawie  24 godziny na dobę z przerwą na sen (którego ciągle mało).  Po czwarte nie będę się już uczyć niczego, czego nie chcę, za to wreszcie chcę wykorzystywać to, czego się nauczyłam do tej pory i wreszcie mieć z tego pożytek. Po piąte – ktoś, kto nie miał do czynienia z osobą chorą na chorobę neurodegradacyjną nie ma zielonego pojęcia jak wygląda życie z taką osobą i nie jest sobie w stanie wyobrazić funkcjonowania opiekuna w podobnej sytuacji. A po szóste – mam tyle lat ile mam, a Cyganka mi powiedziała ile będę na tym świecie, więc nie będę marnować czasu na niepotrzebne rzeczy. Howgh!

Miałam o odnalezionych płytach wspomnieć, które Mały przywiózł do mnie zamiast zanieść do piwnicy i których słuchaliśmy w Sylwestra, a to całkiem nieaktualne się stało, bo Sylwester wspomnieniem już jest. Ale co tam, niech sobie będzie, kilka uwieczniłam więc wykorzystam, a co 🙂 W przyszłości pstryknę więcej. Wprawdzie każda się zacina, nie wiem czy to wina płyty czy starego adapteru, ale nie ma znaczenia. Muzyka była i wspomnienia wróciły. Jak się zatnie to przesuwam głowicę dalej i gra muzyka 🙂

… takie chłopaki przystojne dawniej grały i śpiewały, nie łyse i wygolone jakby z więzienia dopiero co wypuszczone …

… ileż marzeń się snuło przy jego romantycznych piosenkach …

… Salvatore Adamo – młode pokolenie o nim nie słyszało, uwielbiałam go słuchać …

… to perełka prawdziwa – Paul McCartney na koncercie w Związku Radzieckim …

… black music – płyta przywieziona ze Stanów, którą dostałam od kogoś wtedy ważnego, z którym przegadałam całą noc…

… The Rolling Stones – dwie strony okładki  płyty pokazuję, bo warto …

… Dire Straits – jeden z ulubionych zespołów MS …

Z jedzonka – genialne kotlety ( MS burgery mówi) mi wyszły. Naprawdę WYŚMIENITE jak MS określił. Składały się tylko z utartego selera i marchewki podduszonych na patelni. Do tego usmażona cebulka poszła, ugotowany ryż, pół utartego tofu z bazylią (takie akurat kupiłam), bułka tarta i przyprawy – sól, pieprz, słodka papryka, chili, majeranek. Trzeba spróbować jak wszystko już jest dobrze wymieszane i doprawić po swojemu wg własnego smaku. Podkreślam, że były bez jajek!

… tak się prezentowały po ulepieniu …

… a tak po usmażeniu …

Nasypało trochę śniegu więc z Calineczką poszliśmy do lasku . Jeszcze nie było mowy o wściekliźnie, więc i wnusia i psiepsioły biegały swobodnie.

Ile radości było w przewracaniu się na śniegu i bieganiu na czworakach z psiakami 😀 W wieku czterech lat świat wydaje się taki zajmujący 😀

… a potem odpoczynek przy malowaniu …

… i gdzie może być lepiej niż u dziadka na rękach ? …

To są jedynie chwile spokoju, przecież Calineczka musi być w bezustannym ruchu, choć odkąd chodzi do przedszkola potrafi dłużej wytrwać przy jakimś zajęciu. Mówi w dalszym ciągu cudownie przekręcając, ale już mniej, szkoda, bo uwielbiam jak przekręca.  „Babciu, citaj ubiuloną bajke” – nie cudne? Albo – „no śpiewaj, wydawaj głosy”. „Ubiulone kololy” to „lóziowy, ziółty i fioletowy”. A dopiero Wera tak była… Teraz męczy się w szkole, czyta poważne pozycje, planuje przyszłość, truchleje na myśl o maturze (za rok) i ma swoje zdanie na różne aktualne sprawy. Tak to jest z tym czasem…

Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Życzę dobrego weekendu ( u mnie słońce zaświeciło w tej chwili) i dobrego tygodnia 🌞🌞🌞

Trzymajcie się zdrowo!

Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 39 komentarzy

4.01.2022 pisane 🌞

Prowadzę od kilku lat rachunki domowe uwieczniając je w kolejnych zeszytach. Każdy rachunek, każdy zakup ma tam swoje miejsce dzięki czemu wiem gdzie znikają pieniądze. Robią to w sposób niewiarygodnie szybki dlatego swego czasu postanowiłam przeprowadzić śledztwo, by wiedzieć gdzie też one się udają bez naszej wiedzy. Okazuje się, że z wiedzą, ale jednocześnie z naszą niewiarą i niedowierzaniem, że takie drobne sumki potrafią urosną do pokaźnych sum. Jednak dzięki zapisaniu łatwiej jest sprawdzić, gdzie idzie więcej niż jest to konieczne i można przyoszczędzić nieco. Ha ha ha, można było, kiedyś. Kiedy już pozliczałam wszystkie słupki spojrzałam na zmieniające się ceny kilku podstawowych produktów kupowanych w tym samym sklepie. Jesteście ciekawi? Bardzo proszę 😵😵😵

Tak na przykład jajka (20 szt. ściółkowe) w grudniu 2020 kosztowały 9,99 zł.; w marcu 2021 – 10,99; a w grudniu – 11,99. Dzisiaj tyle samo, zrobiłam pierwsze w nowym roku zakupy stąd wiem. Na przykład masło klarowane kosztowało 17,95 w grudniu 2020; w czerwcu 2021 – 19,99; w grudniu – 21,99. O normalnym maśle to nawet mówić się nie chce, w grudniu 2020 – 4,49, zaś rok później – 5,99 i 6,99 w zależności od producenta. A kupić trzeba bez względu na cenę. Jak jesteśmy przy nabiale to  jeszcze o mleku wspomnę, takim jakiego używamy do kawy, „czerwonym”, czyli 3,2% świeżym w butelce. W grudniu 2020 płaciłam za litr 2,19 zł.;  w marcu – 2,29; we wrześniu – 2,39; przed świętami (i dziś) – 2,49. Jeśli o mąkę chodzi to w przeciągu roku, czyli od grudnia 2020 do grudnia 2021 skoczyła z 1,49zł. na 1,99, (a wcześniej pamiętam ją za 1,19). Mąka tortowa w grudniu 2020 – 1,29zł.,  a w październiku płaciłam  2.19zł. Jeszcze chleb – przecież artykuł podstawowy, kupuję ten sam i zmiana jest z 1,99 zł. na 2,19 (dziś).  Olej duży kujawski kupuję, (taki 2l) mam zanotowane w zeszycie, że w grudniu 2020 zapłaciłam za niego 13,99zł., w czerwcu 2021 – 14,49; w listopadzie – 18,99; dziś – 19,95zł.

No! To taki mały przegląd asortymentu. I weź tu człowieku oszczędź na czymkolwiek jeśli wszystko zmienia ceny. O, choćby taki Otrivin, kropelki do nosa z 16,99 na 18,99zł. Już nie chcę katować Was i siebie, pozostawię temat…

Pochwalę się za to jaka sprytna jestem i zrobiłam trzy w jednym 😀 czyli w jednym garnku gotowały się warzywa na sałatkę, seler na kotlety i reszta na kapuśniak. Oczywiście poza kiszoną kapustą, której resztka została okrutnie kwaśna i wykorzystałam ją w ten sposób. Babcia D. kapuśniak lubi, więc ja miałam przyjemność, ze zjadła ze smakiem. W ogóle dobry wyszedł 🙂

… wszystko razem w jednym garze się gotuje …

… tylko pokroić na sałatkę …

… seler aż się prosi o panierkę z przyprawami …

… kapuśniaczek w całej krasie czeka, żeby do miseczek wskoczyć …

Po zimie i śniegu śladu nie ma. To akurat mnie nie martwi, przecież zimna nie lubię, tylko po co leje cały czas tak, że z psiepsiołami trudno wyjść 😒 Mogłoby chwilami przestawać. Mam jeszcze kilka fotek z akcentami świątecznymi, umieszczam je i koniec tematu, zaczynam myśleć o wiośnie 🙂

… jeszcze tarasowa choineczka mojej kuzynki, która potem będzie rosła w ogródku (choinka, nie kuzynka, hi hi ) …

… ta sama choineczka z cudnym dodatkiem 🐕 …

Na koniec pierwszy świt w 2022 roku.

… to nie są góry w tle, to tylko chmury …

I to by było na tyle – cytując klasyka 😀 czyli koniec na dzisiaj.  Wszystkiego dobrego!

  Do następnego spotkania i oczywiście – trzymajcie się zdrowo!

Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 32 komentarze