Listopad
Aldona spędzała weekend sama i w spokoju. Dziewczynki zabrał teść, mieli pojechać zwiedzić zamek w Czersku. Dawno już obiecał im taką wycieczkę i nareszcie udało się zamiar zrealizować. Snuła się po domu w zwolnionym tempie, czując się wielka i gruba niczym wieloryb. Wyjęła torbę podróżną, włożyła do niej rzeczy, które będą przydatne w szpitalu. Nie ma się co oszukiwać, niedługo przyjdzie jej tam się udać, innego wyjścia nie ma, nie można z porodu zrezygnować, odłożyć na potem, schować, zapomnieć. Uśmiechnęła się na wspomnienie swoich obaw podczas pierwszej ciąży. Mimo upływu czasu doskonale wszystko pamiętała, zupełnie jakby to było wczoraj. Tym razem wiedziała, że to nie jest ciąża bliźniacza, że córeczka jest w dobrej formie, co można było wyraźnie zobaczyć na USG.
Wyjęła z szafki ubranka kupione dla malutkiej, przeznaczone do założenia zaraz na początku oraz na drogę powrotną do domu. Z rozczuleniem brała do ręki każdą maleńką koszulkę, kaftanik, wszystko wyprane, wyprasowane, gotowe do użycia. Dokładnie złożyła, spakowała, sprawdziła z listą spisaną na kartce czy na pewno o niczym nie zapomniała i zamknęła torbę. Podniosła ją w celu przeniesienia do przedpokoju i poczuła ból. Oj, chyba nie powinna była dźwigać nic ciężkiego…przecież jeszcze tydzień do terminu… ojejej… telefon do Doroty… że też akurat Magda musiała w ten weekend pojechać do ciotki…
– Halo, Dorota…ojejku…
– Co ty, rodzisz? – krzyknęła Dorota
– Nie wiem, jadę sprawdzić – jęknęła -. Muszę wezwać taksówkę…
– Matko jedyna! Czekaj, już do ciebie lecę, po co ci obca taksówka jak masz swoją!
W tempie ekspresowym „nowa ciocia” wpadła dwa piętra niżej do zaprzyjaźnionego taksówkarza Stefana. Leciała w ciemno, bo przez okno widziała go wracającego do domu. Siłą odciągnęła biedaka od stołu przy którym spożywał obiad, o mało nie urwała ciężkich drzwi od windy, bo zbyt wolno się otwierały. Przy akompaniamencie dobrych życzeń żony Stefana i jego trójki potomstwa zjechali na dół. Połykając resztki kotleta, którego zdążył złapać z talerza już będąc w locie wciągnięty w wir przez turbinę imieniem Dorota, Stefan otworzył drzwi samochodu. „Turbina szybkoobrotowa” umieściła Aldonę wewnątrz pojazdu wydając rozkaz natychmiastowego nie tylko ruszenia, ale również znalezienia się przed budynkiem szpitala.
– Dorcia, opanuj się trochę – jęknęła przyszła mama. – W końcu to ja rodzę czy ty? Chciałabym w jednym kawałku dojechać do szpitala, więc może byś się trochę uspokoiła?
Kilka godzin później Dorota dotarła do Teresy.
– Mówię ci, Tereska, myślałam, że umrę ze strachu jeśli ona zacznie rodzić w aucie.
Dorota zdjęła mokrą kurtkę i powiesiła na wieszaku, ociekającą parasolkę włożyła do parasolnika, po czym weszła za przyjaciółką do kuchni. Przy stole siedział Kubuś nad talerzem z sałatką.
– Głupi ten, co wymyślił szkołę i paprykę – mamrotał pod nosem.
– Co do szkoły się zgadzam – wtrącił stojący we wnęce obok lodówki Maciek, którego Dorota wcześniej nie zauważyła. – Co do papryki nie.
– Podsłuchują – krzyknął Kuba. – Człowiek już sam ze sobą nie może spokojnie porozmawiać!
– Jak chcesz rozmawiać sam ze sobą, musisz sobie znaleźć jakieś miejsce odosobnienia – poradziła Dorota.
– Ciotka, ty też podsłuchujesz?
– Musiałabym być kompletnie głucha, żeby cię nie usłyszeć. Przecież się wydarłeś jak stare prześcieradło.
– O, i jeszcze mnie ciotka przezywasz! To co z ciebie za ciotka?
– Chcesz porozmawiać?
– Ja chciałem z kimś mądrym porozmawiać, dlatego mówiłem do siebie…
– Kuba! Zamorduję cię zaraz!
– Tylko tak obiecujesz – roześmiał się na głos. – Ciotka, ja cię tylko chciałem rozweselić, bo jakaś zdenerwowana przyszłaś.
– Och ty gadzie jeden, chyba naprawdę cię uduszę i to zaraz!
– Aha, czyli to będzie morderstwo przez uduszenie. Słuchajcie wszyscy – zawołał. – Jak mnie ktoś udusi, wiedzcie, że to ta konkretna ciotka!
Wpadł do kuchni Marek słysząc jakiś hałas, chcąc sprawdzić co się dzieje oraz czy go coś ciekawego nie ominie.
– Wiecie co, idźcie wy sobie gdzieś, bo ja chcę spokojnie z tą konkretną ciotką pogadać – powiedziała Teresa płucząc pod kranem dwie ulubione filiżanki na kawę dla Doroty i dla siebie.
Maciek w tej samej chwili otworzył drzwi szafki wiszącej nad zlewozmywakiem i matka dostała w głowę.
– Kuba się ze mną ciągle kłóci a ty mnie musisz bić? – poskarżyła się rozcierając bolące miejsce.
– Bo ja nie jestem taki elokwentny jak on – spokojnie odpowiedział wywołując huragan śmiechu, ponieważ Dorota i Dziadek, którzy słyszeli tę wymianę zdań, zwyczajnie nie wytrzymali.
– Paskudy – jęknęła Teresa. – Oni się śmieją, a ja będę miała śliwę na głowie.
– Weź ten duży, szeroki nóż i przyłóż – poradził córce Dziadek.
– Mogę ci podać – zaoferował się Maciek. – Chcesz?
– O nie, trzymajcie wy się wszyscy ode mnie z daleka, zaraz mi znowu jakąś krzywdę zrobicie. Weźcie sobie ciasto i już was nie ma, wszystkich!
– Córcia, mnie też wyrzucasz? – spytał Dziadek.
– Nie sądzę, żeby cię babskie pogaduchy zajęły, tato
– Andrzejku, chodź mi pomóc – dał się słyszeć głos babci Basi.
– Ot, i wszystko jasne. Zostawiam was więc, dziewczyny i idę do wyższej instancji – powiedział wychodząc z kuchni.
cdn.
Problemy dnia codzienniego. Zawsze coś się dzieje.
Krysiu:-) Nie rozumiem ludzi, którzy się nudzą. Nie wiem co to znaczy, przecież życie jest takie ciekawe i zajmujące 🙂
No to już , lada moment urodzi się.Tez jechałam taksówką do porodu a do kolejnego piechotą.Buziaki.
Ula:-) Jak to piechotą?! Niemożliwe! Dlaczego? Tak blisko miałaś czy po prostu termin nadszedł? Jak sobie swoje przypomnę… nie lepiej nie, wolę sobie chłopców przypominać już na tym najlepszym ze światów 🙂 Tacy cudni byli, Skarby moje najmilsze 🙂 🙂 🙂
Buziaki Uleńko 🙂
Nie miałam aż tak daleko , taksówki akurat pod domem nie było ale po drodze robiłam przysiady.
Uleńko, naprawdę nie wiem jak Ty to zrobiłaś i dałaś radę. Normalna bohaterka z Ciebie 🙂
Oj tak, czasami bardziej panikują bliscy, niż sama ciężarna:-)
Jotuś:-) Różnie bywa, ważne, żeby się dobrze skończyło 🙂
Ja też jestem panikarą, gdy coś się dzieje 🙂 a ja nie wiem, co robić 🙂 Ale zwykle po chwili się ogarniam…
Polinko:-) Oj, wiem coś na temat, też jestem panikarą i to do kwadratu, a raczej do potęgi n+1 – jeśli już dokładnie mam określić 😉
Zbliża się! Córcia już pewnie przyszła na świat, a ja doczytać kolejne części muszę :)) Dialogi jak zawsze cudowne, ale w takiej chwili gdy emocje rosną to już pędziłam przez nie uśmiechając się pod nosem:))