23 marca 2022

Nie chce mi się. Dalej mi się nic nie chce. Wcale mi nie przeszło. Jest to wkurzające. Jednocześnie nie do przeskoczenia mimo prób. Może bardzo nie widać na zewnątrz. Ale jest. Żre, gryzie od środka. Strach i bezsilność. Nadzieja i zwątpienie. Jakby dotychczasowe życie zostało zakryte tiulem. Jakby mgła zatarła kontury świata. Jakby wszystko było nierealne, oniryczne. Z pragnieniem, by się z tego koszmarnego snu obudzić…

Wiosna przyszła jakby chciała trochę nas pocieszyć. „Zawsze niech będzie słońce, zawsze niech będzie niebo, zawsze niech będzie mama, zawsze niech będę ja…” Ktoś to pamięta? Wieki temu na festiwalu w Sopocie śpiewała Tamara Miansarowa, Rosjanka – dziś jak na ironię – te słowa powtarzają ukraińskie dzieci, do których Rosjanie strzelają… Właściwie powinno się mówić putinowcy, przecież nie wszyscy Rosjanie są mordercami. Tak jak nie wszyscy Ukraińcy zamordowali mojego dziadka.  Nasza historia, naszych dwóch narodów jest wspólna i trudna. Życie jest trudne. Życie wymaga wyborów, podejmowania decyzji.  Ja podejmuje decyzję kierowania się dobrem, człowieczeństwem, sprawiedliwością, tolerancją, empatią… właściwie nie teraz podejmuję, nie w tej chwili lecz zawsze te wartości były bliskie memu sercu, mojej duszy. Podejmuję decyzję myślenia o przyszłości. Decyzję pozostawienia przeszłości tam, gdzie jej miejsce, w historii. Niech tam zostanie. Niech więcej nie bruździ. Niech nie miesza się do życia tu i teraz. Jej czas minął.

Teraz jest wiosna.

Nawet w moim miniaturowym ogródeczku ją widać.

Jeść trzeba bez względu na nastrój. Piekłam drożdżowe, z tego Wera się ucieszyła, bo akurat to lubi. Przyznała się do tego lubienia w niedzielę, czym babci Ani sprawiła przyjemność. Calineczka dalej jeść nie lubi, nie ma na to czasu, przecież tyle innych ciekawych rzeczy jest na świecie. Na słowa babci: „przecież powiedziałaś, że zjesz”-  odpowiedziała: „cioś ty, babciu, psieśłysiało ci siem” 😀😀😀 Uwielbiam jej sposób mówienia, choć już coraz mniej zdrabnia, mówi bardziej „po dorosłemu”, ale na szczęście jeszcze jej się zdrabniać zdarza.

Robiłam kotlety w skład których weszła gotowana kasza gryczana, pokrojone drobno i usmażone pieczarki, ser żółty, cebulka, bułka tarta, mąka ziemniaczana, jajka.  Inne kotlety miały w składzie ugotowany ryż, utarte tofu, cebulkę, jajka, tartą bułkę. Proporcji nie ma żadnych, wszystko co jest w lodówce ląduje w misce, wrzucam co mi przyjdzie do głowy i daję dużo przypraw, ostatnio tymianek, cząber, estragon poza solą, pieprzem i czosnkiem. Wychodzą naprawdę smaczne i MS jest w stanie je konsumować 🙂 Dwa razy nie chciało mi się lepić kotletów, wrzuciłam w keksówkę i wyszedł pasztet, albo pieczeń – jeśli plastry na maśle klarowanym podsmażyłam do obiadu. Nauczyłam się robić smaczne te bezmięsne potrawy i mam z tego radość. Dziś na przykład usmażyłam kotlety z ziemniaków i marchewki gotowanej, które zostały z niedzielnego obiadu. Usmażyłam cebulkę, drugą pokroiłam i surową wrzuciłam, dałam jajka, mąki ziemniaczanej trochę i pszennej odrobinę, bułki tartej  tyle, żeby się dały ulepić i na obiad były idealne razem z pieczenią ryżową i kolorową surówką. Surówki już mi wszystkie wychodzą smaczne (uwaga- chwalę się 😁 ), MS nawet twierdzi, że są wspaniałe, co też mi radość sprawia 🙂

Pogoda piękna pozwala wreszcie iść do lasku z psiepsiołami, tam sobie luzem mogą pochodzić i nawąchać się do woli najróżniejszych zapachów, spotkać psich znajomych. Skitek się na starość towarzyski zrobił, przestał się bać i sam idzie w kierunku napotkanych piesków. Dla odmiany Szilka woli stać koło nas i wybiera kogo zaszczyci swoim zainteresowaniem, a kogo zignoruje.

… piękne słońce i moje pieski kochane …

… Szilka, Skitek i pełnia księżyca …

… śpiący Franuś …

Ponieważ wiosna dotarła, zmieniłam wianek w oknie kuchennym z zimowego na wiosenny i mam nową dekorację (zrobiony wianeczek własnoręcznie przez Magdę ).

… cudny, prawda? 🌺🌹🌷 …

Co więcej mogę powiedzieć skoro nic mądrego mi na myśl nie przychodzi? Przetrwajmy ten trudny czas. Uważajcie na siebie, wprawdzie covida nie ma w mediach, ale nie zniknął. Nie jest już tak jadowity jak na początku, lecz nie można znowu po raz kolejny  powtarzać, że „jego już nie ma”. Jest i doszły inne zarazy, oby do nas nie dotarły…

Trzymajcie się zdrowo i bezpiecznie!

💙💛

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

26 odpowiedzi na 23 marca 2022

  1. Urszula97 pisze:

    Anusiu, piekny wpis, empatyczny.Cóż winne przeszłości i teraźniejszości male dzieci, my, bardzo życiowo to opisalas.Kucharka wyśmienita z Ciebie, ostatnio córka zaszalała z plackami kaszowymi, ona też uwielbia wszędzie dawać pieczarki.Calineczka babci słodycz.U mnie Oluś mówi Super zaś Jacek nie garnie się do gadania, ma tam swoje ale Olek go rozumie i jest w roli tłumacza, Wojtuś też już swoje dźwięki i jakieś sylaby daje, ściskam i pozdrawiam.Buziaki.

    • anka pisze:

      Uleńko:-) Dziękuję, ze tak odebrałaś moje moje wynurzenia 🙂
      Pieczarki nadają fajny smak różnym potrawom, toteż popieram Twoją córkę 🙂 Nie nudzisz się z tymi swoimi chłopakami, każdy co innego, na innym etapie rozwoju, coś wspaniałego! Dzieciaki to największy skarb.
      Serdeczności i buziaki posyłam 🙂

  2. Pola pisze:

    „Ja podejmuje decyzję kierowania się dobrem, człowieczeństwem, sprawiedliwością, tolerancją, empatią… właściwie nie teraz podejmuję, nie w tej chwili lecz zawsze te wartości były bliskie memu sercu, mojej duszy” Mam tak samo Anuśko.
    Trzymajmy się!
    Piękny post!

  3. Stokrotka pisze:

    I mnie się nic nie chce. Więc wreszcie samej sobie dałam „kopa” i zaczęłam sadzić bratki na balkonie. Bo wiem że takie „nicniechcenie” może doprowadzić do depresji….

    • anka pisze:

      Stokrotko:-) Dałam sobie kopa – bo postanowiłam opróżnić zamrażalnik i zużyć wszystko co tam jest, żeby odmrozić lodówkę. W związku z tym nie muszę dziś wymyślać obiadu, rozmraża się 🙂
      Pani depresja czai się w okolicy… Przytulam Ciebie, a ją próbuję odstraszyć…

      • Stokrotka pisze:

        Pojechałam wczoraj z dziećmi na podwarszawską działkę. Było pięknie, chociaż roślinki jeszcze pomalutku z ziemi wychodzą…
        Ale oczy sobie „napasłam” ukochanymi 400 m. kw. :-))

        • anka pisze:

          Jak dobrze, że pojechałaś na działeczkę. Od razu jest inne spojrzenie na świat. Na roślinki popatrzyłaś, ziemi się nawąchałaś, a ziemia cudnie pachnie 🙂 drzewa zobaczyłaś, pewnie ptaszków posłuchałaś. Buziaki 🙂

  4. Uwaga – pytanie 🙂 Co to jest PIECZEŃ RYŻOWA?
    Kotleciki na pewno bardzo smaczne, kiedyś się za Twoim przykładem zabiorę za robienie takich, ale na razie mam fazę na zupy, mniej garnków do mycia 🙂

    • anka pisze:

      Małgosiu:-) To jest „coś” – co ma ugotowany ryż jako podstawowy składnik. Doszłam do tego metodą prób i błędów i się udało. Ryż gotuję z przyprawami, albo z kostką bulionową, chodzi o to, żeby sam był smaczny. Potem dodać można co tylko się zamarzy, albo co jest w lodówce. Cebulkę i jajka, a poza tym – np. żółty ser, albo uduszoną marchewkę, albo resztkę ziemniaków z obiadu, albo coś innego. Sprawdzić trzeba smak, ewentualnie czegoś dodać. Jak za rzadkie to bułki tartej, jak za gęste to jajko dorzucam, a potem z reguły jeszcze trochę bułki trzeba 🙂 Potem albo kotlety, albo do keksówki (z papierem do pieczenia) i tak ok. godziny siedzi w piekarniku, u mnie 180 st. , ale każdy inaczej grzeje. Jak było w jakimś przepisie 200st. to mi się przypaliło.
      Zup ostatnio nie gotuję, chyba, ze już nie mam pomysłu albo czasu. A garnków się zawsze uzbiera 🙂

  5. Lucia pisze:

    Kochana jesteś cudowna z tym gotowaniem. Ja kompletnie spasowałam. W Italii musze po włosku, a tu mi się nie chce.
    A i pochwały cuda czynią.
    Tez jestem zdołowana mimo, ze pobyt w kraju ciut mnie podreperował psychicznie. Uściski

    • anka pisze:

      Luciu:-) Dla samej siebie by mi się nie chciało. Dla MS i babci D. muszę, żeby najedli się i w miarę zdrowo było. Jeśli zrobię coś, co i oni zjedzą to mam uproszczoną sprawę. Dlatego wysilam rozumek i kreatywność, hi hi 😉 kulinarną.
      Sytuacją jestem całkiem zdołowana, jest jak z najokropniejszego horroru. Strzelanie do ludzi stojących w kolejce po chleb, do ojca na oczach dzieci, rozstrzeliwanie dzieci itd. to się nie mieści w głowie… Luciu, gdzie my jesteśmy?

  6. fuscila pisze:

    A ja mam lenia do wszystkiego i „chodzę po najmniejszej linii oporu” jeśli chodzi o kulinaria. Zupy gar nagotuje i jem przez parę dni – zupełnie mi to nie przeszkadza. Jak był Brat to był stres, bo już odwykłam od cudów kuchennych. Co nie znaczy, że nie podziwiam Twej weny twórczej kulinarnej! Mnie w tylną niewymowną trącić by ktoś musiał!
    Dobrze, że słonecznie i Wiosna za progiem, to i strachy jakby mniejsze!
    Serdeczności!

    • anka pisze:

      Fusilko:-) Dla siebie też bym nie cudowała, poszłabym dokładnie Twoją drogą 🙂 Dla domowników muszę to i kombinuję, żeby oni zjedli to co ja, przecież mięsa nie jem, więc i im już rzadko przyrządzam. A jak robię bezmięsne, to spokojnie sama jem i im podaję. Dla Brata musiałaś coś tam wymodzić, to rozumiesz 🙂
      Dobrze, że wiosennie i jaśniej, masz rację, że nadzieja na poprawę w serce wchodzi…
      Uściski serdeczne!

  7. jotka pisze:

    Aniu, wiesz ze obiecuję sobie podobne eksperymenty kulinarne na emeryturze, już liczę tygodnie. Dziś obiad zrobił mąż, wiec po pracy umówiłam się z nim w parku.
    Mam nadzieje, że wiosna jednak pokona i covida, i putina i tego się trzymam!
    Smacznej i tęczowej wiosny!

    • anka pisze:

      Jotuś:-) Ja też liczyłam nie tylko tygodnie, dosłownie dni wykreślałam z kalendarza, żeby tylko doczekać upragnionej wolności. Ciągnął się ten czas niemożliwie, za to teraz pędzi jakby się szaleju najadł, dopiero ranek, a za moment wieczór, nie do uwierzenia. Ale bez względu na wszelkie problemy (bo ich duuużo jest) to najszczęśliwszy czas w życiu 🙂
      Niech wiosna pokona wszelkie zarazy! Popieram! I tęcza niech nam świat ubarwia! Buziaki 🙂

  8. Mysza w sieci pisze:

    Mnie też ta niemoc dopadła, mam zrywy i próbuję nie myśleć o tym, co najgorsze, ale za chwilę to wszystko wraca. Wiem, że trzeba żyć dalej, zajmować się tym, co ważne i tym co mniej. Ale chciałoby się tą wiosną cieszyć bardziej i mieć nadzieję, że będzie lepiej, spokojniej, bezpieczniej.. Uściski dla Was i zdrowia, trzymajcie się ciepło!

    • anka pisze:

      Myszko:-)Wydaje mi się, że dopadła większość myślących i czujących ludzi…
      Zajmuj się nową kuchnią, Małym Księciem i Księciem Małżonkiem 🙂 To, co najbliższe jest najważniejsze, wymaga najwięcej uwagi. Kontroluj myśli, żeby nie odżywiać strachu i zła, niech w siłę nie rosną. „Miłość wszystko zwycięża” – powtarzaj sobie w każdej chwili gdy się łapiesz na innych myślach przelatujących przez głowę. Albo za Louise Hey – „wszystko jest dobre w moim świecie”, żebyś się czuła bezpieczniej w Twoim własnym świecie…
      Przytulam 🙂

  9. BBM pisze:

    Pisząc o Louise Hey przypomniałaś mi o naszej Ewie Foley. Mam jej „Inspiracje”- stos karteczek w pudełeczku. Na każdej jakaś afirmacja na dany dzień. Na dziś wylosowałam myśl Eichelbergera- Pomóż sobie. Daj światu odetchnąć. ;))

    • anka pisze:

      Matyldo:-) Ewy Foley też coś mam, zaglądałam z przyjemnością do jej książki. Nie chce mi się teraz wstać, ale potem sprawdzę co mam i Ci powiem. Karteczka Ci się świetna trafiła 🙂 Ja się miałam dziś nie złościć, ale nie wyszło… Buziaki!

  10. Mo. pisze:

    Udało mi się zapomnieć o pandemii co jest o tyle łatwe, że coraz więcej państw zaczyna żyć normalnie. A na na tę wolność czekałam od lat. Niestety o wojnie nie da się zapomnieć tak łatwo chociażby dlatego że w pracy dajemy schronienie uchodźcom. Co prawda mam wrażenie że zrobiło się trochę spokojniej, oby to tylko nie była cisza przed burzą. Tak czy siak regularnie uciekam na rowerze w siną dal i nie myślę o niczym, cieszę się że sprzyja pogoda. Pięknego weekendu.

    • anka pisze:

      Mo:-)Nie da się zapomnieć o koszmarze przeżywanym przez niewinnych ludzi. Obrazy z wojny są coraz potworniejsze, coraz większe barbarzyństwo bierze górę w najeźdźcach… I to w XXI wieku! Dobrze, że masz odskocznię, żeby naładować swoje akumulatory (jak to się mówi). Rower daje poczucie wolności i niezależności, przynajmniej ja tak miałam kiedy jeszcze jeździłam i uwielbiałam ten stan. Korzystaj więc póki pogoda pozwala. Udanej wyprawy rowerowej weekendowej 🙂

  11. Ewa pisze:

    Anusiu, mogę tylko przytulić, bo nic mądrego powiedzieć nie umiem w tych okropnych czasach. Uważam, że świetnie sobie radzisz, że mnóstwo ci się chce i wiele robisz. Jesteś człowiekiem na miarę czasów i zazdroszczę ci tego 🙂

    • anka pisze:

      Ewcia:-) Co Ty gadasz! Nic mi się nie chce! Mam doła jak każdy normalny człowiek w tych warunkach, boję się… Trzeba jakoś żyć póki się da, a wykarmić rodzinkę muszę więc i kombinuję co zrobić. Ty sprzątasz 😉 ja gotuję 😉 – jak to Panna i Byk, hi hi 😉
      Zazdrościć nie masz czego, wciąż mam przed oczami sceny z opowiadań rodzinnych z 1939 roku…

  12. 7 8 Krystyna pisze:

    Fantastyczny wianek. Wiesi u ciebie w oknie. Fajny pomysł.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *