15 marca 2022

Nawet zdjęć mi się nie chce robić. Przedtem pstrykałam co chwilę, a teraz się zmuszam, żeby coś uwiecznić, bo przecież trzeba… Cieplej się zrobiło, pierwsze sprzątanie w ogródku po zimie za nami, MS przyciął czubki iglaków, żeby lepiej rosły. Trzeba im nawozu podsypać, odżywić trochę, takie biedne się zrobiły. Szkoda by było, gdyby całkiem uschły, dają osłonę, ochronę przed spalinami i intymności nieco w maleńkim ogródeczku. Dzięki nim nie widać nas z uliczki. Na psich spacerach szukałam wiosny i znalazłam koło działek.

… krokusiki prawdziwe, Franek też prawdziwy wygrzewający się na słoneczku, za to bociek – sama się nabrałam w pierwszej chwili – tylko udaje prawdziwego na daszku działkowego domku 😀 …

Łąka obeschła na tyle, że dało się przejść do lasku. Dawno tam nie byliśmy. Zrobiłam znowu zdjęcia powalonych drzew, odsunięte od samej ścieżki leżą dalej, sosny mają jeszcze zielone korony choć już są ścięte… taka wola życia…

…zdjęcia z niedzieli 13 marca, psiepsioły szczęśliwe, że mogą pochodzić po lasku, tyle tam ciekawych zapachów …

Dobrze, że nasze psiaki jeszcze dają radę chodzić, choć chwilami zaczyna być problem. Ale często to jest zwyczajna zmowa! Stają nagle, spoglądają na siebie i zapierają się wszystkimi łapkami z jednoznacznym wyrazem mordek i ślepków – dalej nie idziemy 🐕🐕  – Takie to są mądrale kochane.

Matka Natura serwuje piękne widoki nie zważając na głupotę ludzką…

… szczególnie wczesnym rankiem wschód słońca zachwyca, zaś przez cały dzień zmieniający się układ chmur na niebie; rankiem wita nas mróz na łące …

Życie ludzkie jest tak niezwykle kruche i delikatne choć sam Człowiek potrafi być mocny, silny i niezłomny. Trzymajcie się zdrowo i bezpiecznie!

💙💛

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 24 komentarze

„Widocznie tak miało być” – 66

Sergiusz zadzwonił do matki z informacją, że niedługo przyjedzie i podał przybliżony termin. Oznajmił potem, że jeszcze na krótko będzie musiał kilkakrotnie polecieć do Szwajcarii, ale to dosłownie na chwilę. Pani Mela postanowiła powiedzieć Monisi o siostrzyczce, ale wiązało się to z niedopuszczeniem do jej kontaktu z ojcem. Przynajmniej tak długo jak się da, żeby nie uczyć dziecka kłamać – to raz. A dwa – żeby się dziewczynka nie wygadała, bo same kłopoty z tego by tylko były. Ponieważ czas powrotu syna nie był już zbyt odległy, pomyślała, że jakoś tego dopilnuje.

Monika najpierw nie uwierzyła w radosną wiadomość, nawet się chciała obrazić oskarżając wszystkich wokół o strojenie sobie z niej żartów. Jednak kiedy w końcu przekonała się, że sprawa jest poważna i nikt z nikogo nie żartuje, prawie oszalała z radości.

– Ciociu, naprawdę będzie moją prawdziwą siostrzyczką? Będę mogła do niej przychodzić? I wychodzić na spacery? I bawić się z nią? I uczyć różnych rzeczy? I…

– Oczywiście, że będziesz mogła. Myślę, że mi wszystkie trzy pomożecie przy malutkiej.

– To my już wszystkie będziemy siostrami, tak? Inka i Linka też, tak?

– Wychodzi na to, że skoro ty będziesz siostrą malutkiej i one będą siostrami malutkiej, to wszystkie razem  też możecie się uważać za siostry – tłumaczyła rozweselona Aldona.

– To może jeszcze mnie adoptujesz na siostrę – zaśmiała się Dorota, która była przez bratanicę zmuszana do ciągłych odwiedzin Mimi, Tiny i Stokrotek.

– Moją czy ich? Na ich siostrę jesteś trochę za stara…

– Stara nie stara, ale wykończona na pewno. Mogłoby się już to wszystko jakoś wreszcie poukładać, żebym trochę mogła odetchnąć. Dla Moniki cały świat się skończył, istniejesz tylko ty i jej trzy siostry. Koniec świata, ja już padam.

– Nie padaj, tylko usiądź jak człowiek zamiast kucać w przedpokoju. Szybciej przez to nie wyjdziesz.

– Ale ja nie mam siły się podnieść

– Wybacz, dźwigać cię nie będę, sama sobie musisz poradzić

– O, jaka małpa, nie mogłabyś się trochę nade mną poużalać?

– A niby czemu?

– A temu, że ja nie mam ani jednej dziewczynki, a ty już właściwie cztery.

– Jakby tak spojrzeć dokładniej, to Biedroneczkę mamy na spółkę i z malutką też tak będzie – roześmiała się Aldona. – A jeśli ci mało, postaraj się o własną.

– O nie, dziękuję ci bardzo za takie dobre rady. Wystarczy moich trzech łobuziaków.

– Jakbym Tereskę słyszała.

– Też jej proponowałaś powiększenie rodziny?

– Bo jęczała tak samo jak ty, ale nie wyraziła chęci pójścia w moje ślady.

Ponieważ czas płynął nieubłaganie jak to ma we zwyczaju, termin rozwiązania też się zbliżał. Przyjaciółki często wpadały do przyszłej mamy sprawdzić jak się czuje, przynosząc przy okazji różne drobiazgi składające się w sumie na bogatą wyprawkę dla maleństwa. Czasem wizyty się zazębiały i robiła się zbiórka, na którą wołane były pozostałe sąsiadki.

– Filip zgubił klucz od skrzynki – westchnęła Magda. – Całe szczęście, że klucz Steni pasuje, więc dało się otworzyć. A  tam… rachunki.

– Jak wygramy dużo pieniędzy to zrobimy kratę, taką jak u ciotki Doroty – podpowiedział Filip. – I nie damy klucza dozorczyni, to nam nie będzie przynosiła rachunków.

– O w mordę kopany, ale ma pomysł – z podziwem spojrzał Jędrek.

– Pomysły to ty masz, mój syneczku kochany – powiedziała Dorota. – Wiecie co wymyślił? Że przywiąże latarkę, wyrzuci przez okno i będzie mierzyć czas, żeby zbadać prędkość światła!

– Zawsze mówię, że dzieciaki są genialne – szepnęła Teresa.

– Czemu szepczesz? – zdziwiła się Aldona.

– Żeby nie słyszały, bo im się w głowach przewróci.

– Mamo, mól! – rozległ się krzyk Linki. – Mól leci, schowa się w szafie i pogryzie nowe bluzki!

– To go łapcie. Mało was w tym pokoju? Jednego mola nie możecie upolować?

– Ale to jest mól o zwiększonej odporności – krzyknął Bartuś. – Tłukę i tłukę, a on dalej lata zamiast się rozpłaszczyć.

– Dobra, wyleciał przez okno – uspokoił Maciek towarzystwo. – Siadajcie, bo nie będziecie grać dalej.

– W związku z molem przypomniał mi się ślimak – zaczęła Dorota.

– Ten Ślimak  z „Placówki”? – zainteresowała się Teresa.

– Nie, taki co pełza

– Aha. Ale co ty masz do takiego ślimaka? – zdumiała się Magda.

– Jędrek miał do szkoły narysować ślimaka i opisać. Wiecie, że ślimak ma nogę i płaszcz? Wcale nie pamiętam o płaszczu.

– Ciotka, bo za twoich czasów środowisko nie było takie zanieczyszczone i nie musiał się zasłaniać płaszczem – krzyknął Kuba z pokoiku.

cdn.

Zaszufladkowano do kategorii Powieści, Widocznie tak miało być | 10 komentarzy

Maciej Balcar – Dżem – „Partyzant”

Dla zajęcia myśli czymś innym zanurkowałam w muzykę. Przypadkiem, bo szukałam na YT jak pomóc mojej bolącej ręce. Są filmiki, na których chiński Mistrz Mu Yunczin pokazuje dokładnie punkty akupresurowe i sposób wykonania masażu przy konkretnej dolegliwości. I muszę powiedzieć, że nie mogłam prawej ręki podnieść do góry, a teraz mogę 👍

Przy okazji trafiłam na Macieja Balcara, wokalistę Dżemu i normalnie mnie zauroczył. Moje młodsze dziecko, będące w młodości wielkim fanem zespołu, oświeciło mnie, że Maciek gra z Dżemem od bardzo dawna. Ja go odkryłam dwa dni temu i jestem zachwycona nie tylko nim (Polinko, ma długie włosy 😉 ), ale i tekstami piosenek poza wykonaniem oczywiście. Szczególnie jedna jest jakby napisana tu i teraz, odnośnie aktualnych wydarzeń. To jest coś niesłychanego, co złapało za serce, utkwiło w myślach i wciąż „chodzi po głowie”.  Do tego stopnia, że czuję potrzebę podzielenia się z Wami i próbuję  zamieścić tutaj.

https://www.youtube.com/watch?v=UgVJptvs2F4  

Chyba się udało. Dla mnie utwór jest  z gatunku „wywołujących ciary”, poruszający, antywojenny, kiedyś nazywało się ten rodzaj – protest song. MS przychyla się całkowicie do mojej opinii, a on się na muzyce zna. Ja odbieram stronę emocjonalną, wymowę utworu. Taką muzykę też kocham.

Jeśli wysłuchacie to powiedzcie, czy też macie odczucia podobne do moich?

Trzymajcie się zdrowo i bezpiecznie!

💙💛

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 40 komentarzy

2 marca 2022 💙💛

Uprzedzam na wstępie, że ja się nie znam (zaczynam od tego zdania, żeby nie było wątpliwości). Mogę jedynie notować luźne skojarzenia, które napływają mi do głowy podczas słuchania/oglądania informacji o aktualnej sytuacji na Ukrainie.  Przyszło mi na myśl, że w historii to my (Polska) byliśmy przedmurzem chrześcijaństwa, zaporą dla bolszewików itd., zawsze na krańcu albo początku „czegoś”. Dzięki wstąpieniu do Unii należymy do wspólnoty i nie jesteśmy sami (wbrew usiłowaniom pewnych kręgów). Rolę, którą dotąd my pełniliśmy przejmuje Ukraina. Kiedy wreszcie koszmar wojenny się skończy będziemy rozważać  co po nim i podczas nastąpiło.

Z całą pewnością jesteśmy świadkami  narodzin prawdziwego narodu ukraińskiego. Znawcy mówią, że to dzieje się od 2014 roku, pewnie mają rację, ale ja (i zapewne większość z nas) dopiero teraz zdaję sobie z tego sprawę. Teraz, gdy walczą z taką ogromną, tak przeważającą siłą wroga, który mienił się być „przyjacielem, bratem”. Oczywiście nie dotyczy to całego społeczeństwa rosyjskiego, które w dużej mierze sprzeciwia się wojnie i rządom Putina, protestuje mimo represji,  co wymaga nie lada odwagi mając przed sobą perspektywę więzienia i łagru. Jak w łagrze wygląda pobyt wiemy dobrze z historii. Szwagierka mojej siostry, Zosia, została wywieziona z matką na Sybir jako młoda dziewczyna, co opisała w książce (Zofia Tarkocińska „Ociosani”). W końcu naród się wkurzy do imentu i dokona kolejnej rewolucji… Tylko czemu wcześniej szaleniec skazuje na śmierć,  morduje tysiące już ludzi?

Inna myśl, to odrobienie, zrównanie karmy między naszymi narodami. Ktoś się może popukać w czoło czytając te słowa, ale nic nie poradzę na myśli przemykające z prędkością błyskawicy…

Cała ta potworna sytuacja dla nas (dla Polski jako całości) mimo całego tragizmu niesie dobre przesłanie. Chyba nawet największe głąby widzą, że bez Europy, bez Unii nie byłoby już nas. Nie my przyjmowalibyśmy uciekających przed wojną ludzi tylko wielu z nas wiałoby gdzie pieprz rośnie w myśl starego powiedzenia: ” Co robić, gdy wieje wiatr ze wschodu? Wiać razem z nim!”  Teraz tylko dzięki obecności w Unii i NATO możemy się czuć w miarę bezpiecznie.

Czymś niesamowitym jest zjednoczenie Unii ponad wszelkimi podziałami w niesieniu pomocy  napadniętej Ukrainie, w odseparowaniu szaleńca Putina od reszty Europy. I nie tylko, wszak Stany, Kanada, Australia i pomniejsze państwa też się opowiedziały po stronie „jasnej Mocy”. I jeszcze Japonia – teraz usłyszałam. Protesty przed ambasadami Rosji na całym świecie, zrywanie stosunków, sankcje gospodarcze, odseparowanie w każdej dziedzinie nawet  w sporcie – to jest coś niebywałego. Ludzie już to dostrzegają, normalni mieszkańcy Rosji i właściwie to w ich rękach teraz jest przyszłość, bo do szaleńca nic nie dotrze, on poświęci absolutnie wszystko i wszystkich dla spełnienia swoich chorych urojeń. I oby jak najszybciej się stało, że albo ktoś z najbliższego otoczenia zbrodniarza weźmie sprawy w swoje ręce (mają długą tradycję takiego załatwiania spraw), albo zrobi to zbiorowość – też już tradycyjnie. I oby nie czekała do października!

Przeraziła mnie informacja, że domorośli złoczyńcy spod znaku „krużganka” zbierają się w Przemyślu i biją uchodźców!  Jak są tacy odważni, niech jadą na Ukrainę  do legionu cudzoziemskiego i tam pokażą swą odwagę. Są takim zgrzytem zła, jak „zgrzyt żelaza po szkle” i szkoda, że psują wspaniały obraz prawdziwego polskiego społeczeństwa. Ale cóż, tacy właśnie podczas wojny mordowali sąsiadów i na nich donosili…

Na tym skończę. Musiałam z siebie wylać trochę tego, co się kłębi…  Ku pokrzepieniu tekst, który wydał mi się adekwatny i piękny

https://celestynagemmafortunata.wordpress.com/2022/02/27/inspiracja-duchowej-swiadomosci-chaos-jest-procesem-stwarzania-nowej-drogi-%e2%9e%a1%ef%b8%8f%e2%9e%a1%ef%b8%8f%e2%9e%a1%ef%b8%8f/

Trzymajcie się zdrowo i dzielnie!

💙💛💙💛💙💛

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 26 komentarzy

27 lutego 2022

Wczoraj, 26 lutego minęły dwa lata od podjętej przeze mnie decyzji w kwestii jedzenia, a raczej niejedzenia, mięsa. Całkowitej rezygnacji.  Od wielu, wielu lat (Mały był w liceum) nie jadłam ssaków, od dwóch lat także drobiu. Żadnego. I bardzo mi z tym dobrze.

Dziś, czyli 27 lutego jest też rocznica – piąta rocznica rozpoczęcia mojej przygody blogowej. I z tym też mi bardzo dobrze. To był jeden z najlepszych zrealizowanych pomysłów w moim życiu. Jestem szczęśliwa, że poznałam Was, cudowne, wspaniałe osoby, z którymi czuję – wprawdzie w świecie wirtualnym – lecz prawdziwą wspólnotę, czuję ciepło, dobre myśli, empatię… i to jest takie podtrzymujące na duchu w tych trudnych czasach wszelkich zaraz. Bo przecież jedna zaraza się nie skończyła, a już druga rozpełza się po świecie. Nawet babcia D., która za młodu studiowała w Kijowie, stanęła przed telewizorem i zaczęła wygrażać ruskim. Absurdalność sytuacji polegała na tym, że telewizora nie włączamy            (wypisaliśmy się z polsatu, a nowego operatora jeszcze nie wybraliśmy na 100%), wydarzenia na Ukrainie oglądamy w telefonie z netu, a babcia przed telewizorem wyganiała najeźdźców słowami „wynocha z mojego pięknego Kijowa”. MS ma praktycznie wszystkie noce nieprzespane, odsypia rano, kiedy ja wstanę. Skitek na starość też spać nie daje, chce wychodzić kilka razy w nocy i trzeba go słuchać, bo inaczej jest sprzątanie podłogi.  Bardzo się ostatnio „posunął” bidulek kochany. Ciężko mu się podnieść, pocieszam go, że ja mam tak samo i też mnie wszystkie gnaty bolą. Nie wiem czy się z tego cieszy 😉 i czy mu to pomaga, ale tak musi być i już.

Jestem przygnębiona, przerażona, zdołowana a jednocześnie dumna z tej części rodaków, którzy niosą pomoc nie patrząc czy potrzebujący są z Syrii, Afganistanu czy Ukrainy. To aktualni  rządziciele dzielą ludzi na sorty i podgatunki. Ukraińcy w 1944 zamordowali mojego dziadka. To nie znaczy, że wszystkich Ukraińców mam uważać za morderców. Moi rodacy w części też niechlubnie się zapisali na kartach historii wydając na śmierć swoich sąsiadów, czy wręcz mordując, by przejąć ich mienie. W każdym narodzie są jednostki pozytywne i negatywne, nie ma ideałów. Okoliczności potrafią wyzwalać w ludziach zachowania, o które sami by się nie podejrzewali, łącznie ze skrajną podłością i niezmierzonym bohaterstwem. I to wreszcie trzeba sobie uzmysłowić. My jako ogół powinniśmy ten fakt przyjąć do wiadomości. Nie ma ideałów. Nigdy nie będzie. Jednak pogodzenie się z prawdą o przeszłości pozwoli ją zostawić wreszcie w spokoju i pójść dalej. Nareszcie ruszyć do przodu, zwrócić się ku przyszłości. Przestać się grzebać w tym co było, zmieniać fakty i  interpretację w zależności od aktualnych potrzeb rządzicieli. Przeszłość już była, minęła, nie można jej zmienić (by wykorzystywać do manipulownia „ciemnym ludem”). Jeszcze raz: było, minęło. Ważne, co jest TU i TERAZ – bo to generuje przyszłość.

„Warto być przyzwoitym” – może korzyści nie widać od razu, wręcz się wydaje to nieopłacalne, lecz jest to inwestycja w przyszłość, lepszą, przyzwoitszą. Zresztą, co ja tu będę mówić, każdy sam we własnym wnętrzu/duszy musi decydować co się dla niego liczy.

Tym razem bez zdjęć, jakoś mi się nie chce ich robić, ani szukać i wstawiać.  Trzymajcie się zdrowo.

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 32 komentarze

🖤🖤🖤

🖤🖤🖤

Nad ranem zmienił się świat dla wszystkich. Dla wielu się skończył i przekroczyli granicę cieni… Odżyło przerażenie w pamiętających, tych, którzy sami przeżyli II wojnę i także w tych z następnego pokolenia. Znów przesuwają mi się przed oczami obrazy powstałe podczas opowiadań rodziców, którzy przeżyli tzw. ucieczkę we wrześniu 1939 roku, a potem w szeregach AK walczyli z okupantem…  A u nas jak zawsze – nasza wewnętrzna wojenka ważniejsza…  Kochani, nie wiem co będzie dalej, nikt nie wie.  Boję się o dzieci, o wnuczki, o przyszłość nas wszystkich… Już byliśmy zostawieni sami, teraz jesteśmy skłóceni z całym światem i nikt za nas ginąć nie będzie…

🖤🖤🖤

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 14 komentarzy

Szczawnickie wspominki 15 (zimowych c.d.)

Jeśli już się dokopałam do zimowych szczawnickich fotek to wykorzystam i pokażę Wam jeszcze trochę. Niektóre są sprzed piętnastu lat, albo nawet starsze.  Mam jeszcze z pierwszego pobytu, tego najważniejszego, podczas którego zakochałam się w miasteczku od pierwszego oddechu po opuszczeniu autokaru, ale muszę znaleźć wolną chwilę, żeby zrobić zdjęciom zdjęcia  ponieważ są w albumie. To były czasy robienia zdjęć aparatem, wywoływania filmów, zamawiania odbitek, więc rzeczywiście dawno temu.

… za Osiedlem, po drodze w stronę Czardy – teraz już takiego widoku nie ma, zasłaniają krzewy, które na zdjęciu są małe, a z czasem  zmieniły się w gęste zarośla …

… nad Grajcarkiem, w górze z lewej widać siodełko starej kolejki linowej, było dwuosobowe, w nowych mieszczą się 4 osoby …

… w Osiedlu Połoniny baba gada z dzieckiem przez telefon, a parasolka kupiona w Rabce do tej pory jeszcze żyje 🙂 …

… w drodze do Czardy – baba na Metaxę, chłop na grzane piwo 🙂 …

… w tle za murkiem płynie Grajcarek, otwarta brama wiedzie do Dworku Szalaya

… sam Dworek

… między drzewami wieża szczawnickiego kościółka …

… z tyłu Jakubówka (ta od placków ziemniaczanych), po prawej Pokusa zbudowana na miejscu dwóch zielonych rozpadających się budynków, które widzieliśmy podczas pierwszego pobytu …

… też Pokusa

…  plac Dietla, jeszcze było tu Muzeum przeniesione teraz do Szlachtowej …

... Zdrojowa była czynna i serwowano w niej świetne drinki, które mieliśmy zamiar próbować po kolei, żeby „światowy smak” w pełni poznać, ale nie zdążyliśmy, spadkobiercy hrabiego Stadnickiego Zdrojową zamknęli, a Helenki nie lubię …

… pl. Dietla …

… pl. Dietla, wejście do pijalni …

… w łączniku między budynkami jest teraz kawiarnia Helenka

… schodki po prawej stronie Szwajcarki Górnej prowadzą do Parku Górnego, z tyłu widać kaplicę Szalaya …

… tu baba i kamienna Panna Fontanna, teraz jest inna, ale baba wolała tę ze zdjęcia …

… wejście do pijalni i Helenka, latem są wystawione kawiarniane stoliki tu gdzie baba stoi…

… sam imć pan Józef Szalay w zimowej szacie …

Inhalatorium – co widać …

… znów nad Grajcarkiem …

… czysty śnieg, biały, piękny świat …

… baba się zachwyca …

… bo jak się nie zachwycać …

… kiedy o każdej porze dnia i nocy jest się czym zachwycać …

… i humor się poprawia …

… i ludzie się lepsi robią …

… gdy wokół tak ładnie …

… i świątecznie …

… i czas już wracać do domu, ciemno się zrobiło …

… a rankiem taki widok z okna babę i chłopa budzi …

… i taki …

… i taki …

… i taki …

… i jeszcze taki …

… i jak tu nie kochać Szczawnicy? …

Musi być coś/ktoś w Perle Pienin co rzuca czar na wybranych turystów. Bo przecież nie na wszystkich. Może to święta Kinga? Może niewidzialne Duchy Pienin? Może inne figlarne duszki kwiatów, krzewów, drzew? Sama Matka Natura nas wybrała? Nie, to nie zarozumialstwo z mojej strony, w żadnym wypadku.  Odczułam miłość w pierwszej chwili po wyjściu z autokaru gdy pierwszy raz przyjechaliśmy do miasteczka, o czym wspomniałam już nie jeden raz. Jakbym wróciła do domu i za każdym razem tak się czuję jadąc tam. Zresztą traktujemy z MS Szczawnicę jak drugi dom. Widocznie ona (Szczawnica) o tym wiedziała, dlatego nas tak gościnnie przyjęła i wskoczyła w nasze serca na zawsze 🙂 🍀🍀🍀

💗💗💗 Wczoraj były Walentynki. Nie zdążyłam się odezwać, więc dziś życzę wszystkim miłości, radości i szczęścia przez cały rok każdego dnia, a nie tylko 14 lutego 💕💕💕

Na widoku mamy od 2017 roku wierszyk walentynkowy napisany przez Werę, choć ona się teraz wypiera 😀😀😀

… uwielbiam moje wnuczki 💗💗💗…

Jeszcze od Calineczki na Dzień Babci i Dziadka przedszkolne dziełka pozostały do zaprezentowania 😀😀😀

… koszyczek dla babci, krawat dla dziadka 🙂🙂🙂 …

… kwiatki dla obojga …

Mamy jeszcze robione przez Werę w przedszkolu korale z makaronu dla mnie i podobiznę dziadka dla MS. Każda z mam i babć ma pewnie takie schowane skarby 🙂💗

Dobrego, spokojnego tygodnia i trzymajcie się zdrowo!

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, Szczawnica | 41 komentarzy

Szczawnickie wspominki 14 (zimowe)

Zima jaka jest każdy widzi. A jaka bywała dawniej? Nie ma znaczenia, że nie lubię teraz być na zewnątrz kiedy zimno, śnieg, mróz. Na zdjęciach mogę do woli się zachwycać urokiem Pani Zimy 😀 Szczególnie w Szczawnicy oczywiście 😀 Pomyślałam, że sięgnę do starszych fotografii póki czas.  Duży przegrał mi wszystko co miałam na „pendrajwach” na Lapka. Ale ja nie myślałam, że to się zapisze gdzieś tam, gdzie mi zapcha jakiś schowek i nic więcej się nie zmieści. Tym sposobem pożarło mi tekst, który spory już był, a się nie zapisał w komputerze tylko gdzieś tam powinien, gdzie już zapchane i doopa blada. Wściekłam się okrutnie. Na szczęście już mi przeszło i poczekam na Dużego, żeby zrobił hokus pokus, opróżnił jakiś ten schowek i zostawił mi wszystko w Lapku. W schowku ewentualnie mogą zostać zdjęcia. Ileż takie niby nic potrafi człowiekowi zjeść nerwów i czasu, buuu 😢😢😢

Zabiorę Was na zimową wyprawę do schroniska pod Bereśnikiem. Dawno temu już miała miejsce, ale to nie ma znaczenie przecież. Jest ślicznie. Idzie się od placu Dietla zgodnie z oznakowaniem, wygodnym podejściem, mijając krzyż na Bryjarce po prawej stronie błyszczący w słońcu (jeśli akurat świeci). Nocą jest widoczny z daleka, oświetlony wśród ciemności. Spod krzyża jest piękny widok, ale lepiej iść latem, albo o innej porze roku, bez śniegu. Jak znajdę zdjęcia to pokażę. Potem idzie się dalej i po wyjściu na wolną przestrzeń można sycić oczy cudnymi widokami.  Nawet zimą, choć takie niekolorowe, swój niezaprzeczalny urok mają.

… po drodze mijamy urokliwą chatkę/altankę …

… uwielbiam takie drewniane ogrodzenia z żerdzi …

… jest na co popatrzeć…

… jest co ogladać…

… ej, góry moje piękneście wy …

… lezie, lezie baba, kijem się podpiro…

… az sie łoparła na chłopie swoim …

… ile tu cudności …

… jus widać schronisko …

… a we środku ciepluśko …

… złazić mozno drugom stronom…

… i zaś dziwować sie …

… tu jus niedaleko chałupy, moze baba dolizie …

… docłapie się baba jakoś albo zjedzie w dół na cterech literach …

Hi hi, jak się podobała wycieczka? Baba się doczłapała i wcale się tak nie zmęczyła, w końcu młodsza i lżejsza była 😀😀😀

Jeszcze możecie sobie zerknąć na zimową Szczawnicę  tu:    https://annapisze.art/?p=2352   i tu:     https://annapisze.art/?p=2339     i tu:   https://annapisze.art/?p=2340 

Bez względu na to co się dzieje na świecie góry są piękne i stoją twardo, mocno trzymają się  ziemi 🙂  Tak i Wy trzymajcie się zdrowo!

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, Szczawnica | 34 komentarze

„Widocznie tak miało być” – 65

Przygotowując mieszkanie, a właściwie duży pokój, na przyjęcie maleństwa, Aldona przeglądała swoje rzeczy. Sprawdzała czego mogłaby się jeszcze pozbyć, bo miejsca wciąż brakowało po rozplanowaniu gdzie stanie łóżeczko, gdzie szafeczka z ubrankami i przyborami dziecka. Wiadomo, że w początkowym okresie maleńka i jej „dobytek” zdominują całą przestrzeń. Podczas owych czynności trafiła na zeszyt ze swoimi zapiskami, które robiła, kiedy rozum zaczął się jej mącić – tak przynajmniej wtedy myślała – po powrocie Agaty. Otworzyła na chybił trafił i czytała wracając w przeszłość tak nieodległą, a wydającą się być wiekiem całym, podczas którego ona, Aldona, stała się zupełnie innym człowiekiem. 

W listopadzie –

   Kochany. Nie mogę znieść myśli, że jesteś z Agatą, oddychasz tym samym powietrzem, jesz (rakotwórcze) potrawy przygotowane jej ręką (może nawet dosypie Ci kiedyś trucizny), śpisz z nią albo obok niej, jeden diabeł – to ponad moje siły. Do tego dochodzi świadomość, że nie widzisz jej fałszu, jej gry. Nie widzisz, że wszystkie słowa i poczynania są obliczone na efekt – jeden jedyny: utrzymać Cię dla pieniędzy tak długo, jak długo się da, a potem wykończyć, gdy już nie będziesz potrzebny. Nie musi od razu posunąć się do morderstwa, o nie. Wystarczy, że zabierze Ci Biedroneczkę i nigdy więcej dziecka nie zobaczysz. Wymyślam? Może i tak, ale jestem święcie przekonana, że ona jest gotowa na wszystko, byle dopiąć swego.    Nie zrozumiesz tego, co ja czuję. Nie uwierzyłbyś w to, o czym myślę. Jesteś na to zbyt szlachetny, uczciwy, prawdomówny i prostolinijny. Nie przyjdzie Ci do głowy, że ktoś może być do tego stopnia podły i fałszywy jak ja myślę, że jest. 

W  styczniu-

   Sergiuszu, nie chcesz dać sobie pomóc. Wszystko chcesz zrobić sam, sam się upić, sam rozwiązać, sam wyjechać, sam, sam, sam! Nie chcesz pomocy, nie potrzebujesz pocieszania. Już drugi raz mi to mówisz. A może tym razem to ja potrzebuję pocieszenia bardziej niż Ty? Może nikt nie był z Tobą dla Ciebie samego, ale dla pieniędzy, albo z innych powodów. Nie wiesz, że dla mnie największą wartością jesteś Ty sam?    Każde spotkanie z Tobą, rozmowa – jest, pozostaje, żyje we mnie bardzo długo, a z każdym innym – jest gdy trwa, potem znika i nie ma nic. 

W lutym-

   Oto za drzwiami pokoju, w którym przebywam, biegają i hałasują moje dzieci. Leją wodę, bo bawią się, że jest lany poniedziałek. To istoty przeze mnie urodzone, jak to się kiedyś mówiło: kość z kości, ciało z ciała i krew z krwi mojej, ale zupełnie różne, inne, odrębne. Żyją własnym życiem i każda ma swoją duszę, swój świat myśli i uczuć.

   Oto w pokoju, w którym przebywam są jeszcze inne stworzenia: sunia śpi rozciągnięta na dywanie, na wersalce zwinięta w kłębek kotka mruczy głośno z zadowolenia, gdy na nią spojrzę. Na poduszce, na parapecie Maciuś leniwie obserwuje coś za oknem.

   Oto wreszcie ja sama. Kim jestem? Dlaczego nie potrafię już cieszyć się tym, co zostało mi dane? Jestem jakby połową siebie odkąd odkryłam, że tę drugą połowę stanowisz Ty. Nie mam jednej chwili spokoju, toczę bezustanną walkę, walkę o Ciebie ze sobą… a właściwie… przestałam ją toczyć.  Pogodziłam się z tym uczuciem, które rozpaliło się równym, mocnym płomieniem.  Z całą świadomością mogę mówić „kocham”, choć od Ciebie już tego może nie usłyszę nigdy, a może za długi, długi czas.

   Nie mogę Ci powiedzieć wielu rzeczy, o których wiem, i które mogłyby całą sytuację przedstawić Twoim oczom we właściwym świetle. Mógłbyś to potraktować jako próbę odniesienia przeze mnie zwycięstwa chwytami poniżej pasa. Nie mogę pozwolić, byś uważał mnie za gorszą niż jestem naprawdę. Sam musisz do wszystkiego dojść. Będzie trwało dłużej, będzie kosztowało wiele nas oboje, ale wreszcie kiedy pojmiesz, zrozumiesz, odczujesz sam to, o czym ja wiem teraz i już nic i nikt nie będzie w stanie nam przeszkodzić.

   W duszy toczę walkę jeszcze z czym innym, próbuję nie chcieć uczynić niczego złego. A dobrze wiem, że chciałabym. Próbuję to zwalczyć lecz za chwilę znów łapię się na uczuciu nienawiści i myślach o wszystkim, co mogłoby się jej przytrafić. Tłumię je w sobie, wmawiam, że już ich nie ma, bo nie ma prawa być, ale są, po chwili znów wyłażą i zadręczają mnie.

   Przez taki długi czas koncentrowałam się na Tobie i Tobie przesyłałam energię, dobre życzenia i myśli, żebyś był zdrowy i czuł się lepiej. Teraz nie mam już siły. Zaślepia mnie nienawiść. Do niej oczywiście. Nie mogę się tego pozbyć. Co mam zrobić? Siedzę pozornie spokojnie przy stole, wewnątrz kłębi się wszystko, co tylko człowiekowi kłębić się może w głowie.    Chcę, żeby jej się coś stało, a ja nie chcę tego chcieć! Jak to zwalczyć? Jak  rozwiązać? Co ja mam robić??? 

W  marcu-

   Kochanie, nikt nie wie, nawet Ty sam, że uratowałeś mi życie. Nawet dwa razy. W jaki sposób? Pierwszy raz po awanturze z Agatą. Zadzwoniłeś do mnie, pamiętasz? Pewnie nie pamiętasz. W sobotę, to była robocza sobota. Byłam przekonana, że nigdy się do mnie nie odezwiesz, bo może Agata ma rację, może to prawda, że ci się narzucam, choć do tej pory niczego podobnego nie zauważyłam. Usłyszałam Twój głos, a byłam do tego stopnia przerażona i zrozpaczona, że chciałam odebrać sobie życie. Przestałam myśleć o dziewczynkach, wyobrażasz sobie? Było mi wszystko jedno co się z nimi stanie! Jakby jakiś diabelski szept dyktował mi co mam zrobić. Usłyszałam Twój głos mówiący: czekaj na mnie Wiewióreczko. Wyraźnie usłyszałam. A potem zadzwoniłeś –  to był ten drugi raz – i powiedziałeś, że nic się nie zmieniło w Twoim stosunku do mnie, że wszystko się ułoży. Sam jeszcze nie wiesz jak, ale na pewno dobrze. Otrząsnęłam się i postanowiłam, że nie dam się, bez względu na wszystko żadnej głupoty więcej nie zrobię, bo życie może przynieść jeszcze wiele niespodzianek.

  Jeszcze w  marcu-

   No nie wytrzymam! Ta cholera miała czelność zadzwonić do mnie do pracy z przypomnieniem, że z Sergiuszem wolno mi się tylko przez nią kontaktować! Właściwie powinnam się odgryźć, że ktoś, kto mając męża spotyka się z gachem nie powinien zabierać głosu w pewnych sprawach. Ale tylko stwierdziłam, że się myli.    – Wcale ci nie wierzę – usłyszałam.    – A to już jest twoja sprawa – odłożyłam słuchawkę.    Dobrze, że wreszcie przestałam się bać. Muszę się wziąć w garść. Poza tym – ja nikogo nie oszukuję. 

Jeszcze w marcu-

   Słuchaj skarbie, potrzebne mi jest poczucie pewności, świadomość, że jeśli ja myślę co zrobić,  żeby się z Tobą spotkać, to Ty myślisz o tym samym. Że jeśli ja uwzględniam Cię w moich planach, w moim życiu – Ty robisz to samo. Potrzebuję partnera, a nie despoty czy księcia pozwalającego się łaskawie uwielbiać.  

A to było wcześniej, w październiku zeszłego roku–

   Z niechęcią myślę o konieczności pójścia do pracy. I w żadnym wypadku nie chodzi o wykonywanie tak zwanych czynności służbowych, bo je lubię. Lubię wchodzić rano do budynku i czuję się wspaniale dopóki nikogo nie ma. W miarę przychodzenia różnych – mówiąc delikatnie – postaci, humor mi się psuje.

   Cóż poradzę na to, że teraz z pracą kojarzy mi się cierpienie, uczucie krzywdy i poniżania. Wiem, wiem, nie powinnam już o tym myśleć, było, minęło, tylko… jak zapomnieć, że zabrano mi mój etat i sporo pieniędzy straciłam w związku z tym? Mimo, że jestem samotną matką, wdową  z dwójką dzieci na utrzymaniu? W żaden sposób nie mogę teraz związać końca z końcem. Pensji i renty starcza na opłaty świadczeń, bilety miesięczne i tydzień życia. Przez pozostałą część miesiąca staję na głowie, żeby nakarmić całą domową  gromadkę. Przecież nikomu się nie przyznam, że sama czasem zjadam jeden normalny  posiłek dziennie, bo jak patrzę na chleb z margaryną, który miałabym zjeść po raz kolejny, to mi się robi niedobrze, dostaję mdłości. Często jedynym pożywieniem jakie jadam w pracy są drożdżówki albo inne słodycze kupowane z jakiejś tam okazji przez koleżanki czy kolegów. Staram się nie patrzyć jak inni jedzą śniadanie wyjmując kanapki przyniesione z domu, albo kupują w bufecie pachnące dania w rodzaju fasolki po bretońsku, sałatki i innych smakowitości. W takiej sytuacji nieraz musiałam wstać i wyjść pod jakimś pretekstem, bo usta miałam pełne śliny.    Wszystko nic, przeżyłam. Najgorsza była sytuacja, kiedy ktoś robił uwagi.    – Mogłabyś się wreszcie przestać odchudzać, wyglądasz już jakbyś wyszła z Oświęcimia – słyszałam nie jeden raz.    – Dlaczego nie jesz? Nie masz apetytu? – wiem przecież, że to wyraz troski i wtedy bywa jeszcze trudniej.    Nikomu nie przyjdzie do głowy, że dostaję skurczy z głodu, że mam boleści,  zadają takie i podobne pytania pakując do ust kolejną kanapkę z wędliną. Widocznie niezła ze mnie aktorka. 

W kwietniu-

   Przypomniało mi się jedno z ostatnich spotkań z Sergiuszem. To nie było normalne zachowanie z jego strony. Gwałtownie zmieniał mu się nastrój. Zasypywał mnie gradem pocałunków, by zaraz ode mnie się odsunąć. Chodził szybkimi krokami jak tygrys w klatce, po czym tulił w ramionach jakby nie dał mi odejść na chwilę, żebym nie zniknęła. Wyglądał niczym tonący chwytający się brzytwy. Na koniec powiedział: wszystko będzie tak jak miało być, nikt mi w tym nie przeszkodzi.

   Raz tylko mu się wyrwało, że czuje się jak ten, co znalazł się pod wozem i ma koła na wysokości szyi.

 W  maju-

  Jak się już pamiętnikowi zwierzam, żeby nie oszaleć, to jeszcze coś mam ciekawego. Przekonałam się, że jeżeli ktoś wykonuje cały zakres obowiązków i polecenia szefa, to dostanie po głowie i dodatkową działkę do obrobienia. Naprawdę. Natomiast osoba nie wykonująca obowiązków ani poleceń jest chwalona, chodzi dumna i blada otwierając buzię na szerokość wrót od średniej wielkości stodoły, jeśli miałaby się splamić zrobieniem czegokolwiek, co nie jest związane z plotkowaniem, chichotaniem, kręceniem pupą i wrzaskami papugi próbującej zwrócić na siebie uwagę płci przeciwnej.    Co będę ukrywać, przecież wiadomo, że ostatnie uwagi dotyczą mojej ”ulubionej”  koleżanki. Greta jest po prostu koszmarna. Że też akurat do mnie musiała trafić. 

W  czerwcu

   Tereska to ma dobrze. Już nie ma żadnych szefów nad sobą, sama musi pilnować spraw, to fakt, ale wolałabym być na jej miejscu. Dziś zostałam sama na piętrze i miałam stracha. Co za głupota, od razu zaczęłam się bać. Drzwi trzaskały nie otwierając się. To przez przeciąg, wiem przecież, ale na każdy odgłos podnosiłam głowę. A potem zadzwonił telefon…

No i się skończyła bajka. Powiedziałam Sergiuszowi, że mam dość zawieszenia w powietrzu, niepewności, kombinowania, kręcenia, niezdecydowania i traktowania mnie jakbym była niedorozwinięta umysłowo i niczego nie potrafiła zrozumieć z tego, co pan i władca robi. A robi same durnoty właśnie dlatego, że nie chce nikogo słuchać. Dlatego od dziś zaczynam samodzielne życie, bez oglądania się na jakiegokolwiek faceta, bo oni zamiast mózgów mają co innego. W większości przypadków. Nie pozwolę, żeby ktoś mi chodził po głowie ani jeździł jak na łysej kobyle, czy po łysej kobyle, wszystko jedno jak to się mówi Nie pozwolę. Howgh!!! 

Jeszcze w czerwcu-

   Nic nie poradzę na to, że każdego ranka jesteś moją pierwszą myślą, a każdego wieczora – ostatnią. Tak będzie zawsze, bo myśląc o malutkiej będę myśleć jednocześnie o Tobie i to się nie zmieni. Moja miłość nie należy do uczuć, które przychodzą i odchodzą, ale jest stała aż do śmierci i dalej, bo malutka połączyła nas nierozerwalną nicią.

   Chciałabym, żebyś wiedział, że chcę być Twoim odpoczynkiem i wytchnieniem, by myśl o mojej miłości niosła Ci spokój i ukojenie, poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że w każdej chwili i sytuacji możesz na mnie liczyć. I, że masz dla kogo żyć nawet jeśli myślisz, że jest inaczej.   

Z zadumą czytała, spoglądała  z zewnątrz na siebie taką, jaką była wtedy. Sytuacja zmieniła się, ona sama się zmieniła, dorosła, dojrzała – jeśli o czymś podobnym można mówić w odniesieniu do kobiety w jej wieku.  Najpierw jawiła się z kartek istota przerażona, zastraszona, niepewna, nieszczęśliwa, nie potrafiąca znaleźć sobie miejsca w nowym układzie. Stopniowo zmieniała się w osobę pewną siebie, mimo iż na zewnątrz na korzyść nic się nie zmieniło. To ona wykonała olbrzymią pracę nad sobą, uczyła się panować nad myślami i emocjami. Dotyczyło to i spraw osobistych, i sytuacji w pracy. Patrząc z boku stwierdziła, że może być z siebie dumna. Tych kilka zapisków było streszczeniem ostatniego roku w jej życiu.

cdn.

Zaszufladkowano do kategorii Powieści, Widocznie tak miało być | 20 komentarzy

Piątkowy wieczór- ostatni w styczniu 2022!

Tak szybko zleciało, że już koniec stycznia! Powtarzam wciąż, że to normalne nie jest i  jakim cudem, skoro dopiero witaliśmy Nowy Rok? Mam wrażenie, że ziemia kręci się dwa razy szybciej niż dawniej…

Nie sprawia mi już żadnego problemu przygotowanie posiłku wegetariańskiego. To co wymyślę konsumują pozostali domownicy,  MS nawet chwali niektóre „wyczyny” i zajada z przyjemnością, co ja z jeszcze większą (przyjemnością) obserwuję. Nareszcie wiem co lubię robić  poza czytaniem i pisaniem – lubię karmić ludzi 😊 Sprawia mi radość, że komuś smakuje naprawdę, bez udawania. Babcia D. nic nie mówi, ale je. Na razie skończyły się problemy z jedzeniem. Zaczęły się inne, cóż tak musi być. Przestawiła sobie dobę już chyba na amen. W nocy buszuje po domu zaś w dzień odsypia. Biedny MS też nie dosypia w związku z tym, że babci D. trzeba pilnować. A to woda się leje, a to światło świeci, a to lodówka się otwiera i trzeba psiepsioły ratować przed dodatkowym karmieniem i to  produktami dla nich szkodliwymi (np. czekolada, rodzynki) zagrażającymi zdrowiu lub życiu nawet. Całe szczęście, że gazu nie mamy a płyta ma zabezpieczenie jak przed dziećmi i da się ją zablokować. W dzień to ja pilnować mogę, ale nocą mnie nie ma, nie potrafię nie zasnąć, nie nadaję się więc na wartownika ani innego nocnego pilnowacza 😒

Kupiłam do spróbowania vege produkty i muszę przyznać, że są smaczne, niektóre wręcz pyszne. Nie jest to oczywiście żadna reklama, dzielę się tylko własnymi odczuciami i doświadczeniami, które nie muszą być tożsame z wrażeniami innych.

… o siostrach oglądałam reportaż w tv jakiś czas temu, toteż gdy zobaczyłam serki w Biedronce kupiłam dla spróbowania, smaczne …

Zrobiłam kotlety z resztki kaszy gryczanej, marchewki utartej na dużych oczkach i podduszonej, namoczonych w bulionie płatków owsianych, cebulki, trochę mąki kukurydzianej do tego dałam, trochę pszennej pełnoziarnistej, znalazłam resztkę płatków jaglanych i też wsypałam, jeszcze  jajko doszło, bułka tarta i plasterki dwa sera żółtego. Z przypraw – sól, pieprz, czosnek, bazylia, cząber, estragon, czyli co mi wpadło w ręce bo to była wielka improwizacja jak zresztą wszystko co przygotowuję. Uformowałam kotleciki, usmażyłam i super wyszły. Aha, podpatrzyłam gdzieś i do masy na kotlety wlewam troszkę oleju. Taka masa fajniej się „modeluje” i smaży też. Wniosek jest jeden – należy zrobić przegląd lodówki, szafek z artykułami spożywczymi i wszelkie resztki wykorzystać do zrobienia obiadu lub kolacji. Korzyść podwójna – nic się nie marnuje a satysfakcja jaka!

… MS też je zjada na kolację w postaci „burgerów” z dodatkami, czyli sałatą, paprykę, ketchupem, musztardą, a Mały śmieje się, że dodatki są po to, by zabić smak „burgerów” 😁😁😁 …

… na obiad były z kolorową sałatką i smakowały wspaniale podsmażone na maśle klarowanym …

Dom i kuchnia to ja, cieszy mnie każdy drobiazg do domu kupiony. Nie posiadałam się więc z radości gdy nabyłam rondeleczek i patelenkę, śliczne i bardzo potrzebne, stare się zużyły, a duże są po prostu za duże w niektórych przypadkach 😊 Nic mnie tak nie uraduje jak jakaś nowa rzecz do domu, naprawdę 🙃

… cieszę się jak głupia …

… od razu jajecznicę sobie usmażyłam 😀 żeby sprawdzić czy dobrze działa i jest ok …

Podzielę się jeszcze smarowidełkiem do chleba, to znaczy sposobem zrobienia i zdjęciem, bo samego zostało troszkę na dnie słoika, czyli dobre wyszło 😀 Pokroiłam 3 cebule w paski, poddusiłam na patelni, dodałam utarte 2 jabłka, fasolkę z puszki (nie miałam ugotowanej) rozgniecioną tłuczkiem do ziemniaków, suszone śliwki pokrojone, sól, pieprz i dużo majeranku.

… wyszedł pełen słoik i trochę w miseczce …

Dziś – choć wiało niemiłosiernie – poszliśmy do lasku po południu, żeby psiepsioły mogły trochę pobiegać. Pstryknęłam jeszcze dwie fotki zwalonych brzóz, poprzednio ich nie pokazałam. Jedna oparła się na siatce ogrodzeniowej i żeby przejść dalej trzeba się schylić i przecisnąć pod nią. Dobra gimnastyka.

Jeśli myślicie, że ja pisałam dzisiejszy tekst, to jesteście w błędzie. Niestety, wydało się kto pracuje przy Lapku, nie da się już dłużej ukrywać 😀😀😀

… to jest kot, który czyta 😉 …

Bez względu na wszystko spokojnego weekendu i trzymajcie się zdrowo!

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 27 komentarzy