27 lutego 2023 🍀

Przelatują dni biegusiem jak to mają we zwyczaju. Już nawet nie ma co się dziwić, po prostu czas przyspieszył i tyle.  Dopiero były Walentynki, pożarłam 10 – słownie dziesięć –  pączków tak jak sobie obiecałam plus jeden dodatkowy, specjalny od MS. Następne pączki zjem za rok, więc właściwie jeden na miesiąc to wcale nie jest dużo, nieprawdaż 😁😁😁? Minęła pomyślnie wizyta prezydenta Bidena, nadeszła rocznica inwazji zbrodniarza Putina na Ukrainę i oby była pierwszą i ostatnią. Nie znalazłam słów aby o tym pisać…

26 lutego minęły trzy lata od podjęcia decyzji o rezygnacji z konsumowania zamordowanych zwierząt.

27 lutego 2017 roku odważyłam się na napisanie pierwszych słów na blogu. Ze strachem, z tysiącem obaw (jak zwykle ja), że to głupie, bez sensu, że nie potrafię, że zgłupiałam na starość, że to, że tamto… Sześć lat minęło, a ja sobie już nie wyobrażam życia bez bloga, bez zaglądania na Wasze strony, bez Waszej obecności  – choć niby tylko wirtualnej – ale jakże rzeczywistej. Zaglądam codziennie, telefonu wielka zasługa, że mogę bez włączania Lapka. Gorzej z odpowiedziami, tych bez Lapka nie dam rady, ale cóż to znaczy wobec innych korzyści. Jak będę mogła włączyć to odpowiem i już.

Przez ten czas dużo się wydarzyło. I dobrego i wprost przeciwnie. Urodziła mi się Calineczka 💗🌞 i to jest najcudniejsze 😃  Napisałam kolejną powieść, ileś tam  innych dyrdymałek.

Na zewnątrz – różne działania rządzicieli, pandemia,  najazd Putina na Ukrainę i potworne zbrodnie jakich dopuszczają się najeźdźcy. Pomyślałam, że rozmowa z Krystyną Kurczab-Redlich zwaną „putinolożką” może kogoś zainteresować, mnie dała dużo do myślenia.  Film  – „Rosjanie wierzą w filmy propagandowe. Żyłam tam 15 lat. Wiem co to jest strach Rosjan” znalazłam na Onecie.  Polecam.

Zupełnie nie wiem jak to się dzieje, jak to się stało, że tuż przed wojną, w takim momencie napisałam „Babie lato i kropla deszczu”. Skończyłam pisać przed ruską inwazją na Ukrainę. To, co jest w powieści nie ma kompletnie nic wspólnego z polityką, żeby było jasne. Wątek ojca pana Horacego i taty Ingi od dawna „chodził mi po głowie” ponieważ mój dziadek stał się ofiarą tamtych potwornych czasów. I to tyle w temacie. Po 24 lutego 2022 roku nastąpiła zmiana, taki koniec starego świata w jakim żyliśmy lepiej czy gorzej, ale w miarę spokojnie i bezpiecznie. I znów nie mówię o polityce, to inna sprawa. Dawno już wspominałam, że wyczytałam, iż układy na niebie są takie same jak w XVIII wieku (podobno planety dokonują ruchów na niebie jakich nie było od wieków) podczas  rozpadu I Rzplitej i rozbiorów. Moja „pomroczność jasna” podpowiedziała mi, że w tym co się dzieje są sprawy poruszenia energii, jakby wyrównywanie, zadośćuczynienie, przeogromna energetyczna przebudowa. Wtedy były rozbiory, dziś obiektem chorej chęci „rozebrania” przez psychopatę są tereny m.in. wówczas należące do nas. Ukraińcy przeżywają teraz potworności jakie niegdyś były udziałem poprzednich pokoleń (dziadków i rodziców, wcześniej nie sięgam, bo i po co?). Przeszłość minęła, nie wróci, ważne TU i TERAZ bo buduje PRZYSZŁOŚĆ…

Jest poniedziałek, wstałam o 3.40, Franek śpi, Skitek też, Szilkę bolą łapki (wciąż nie mogę jej odchudzić), dałam jej pół pyralginy; babcia D. kręci się u siebie, słyszę jak co chwilę coś spada na podłogę, może MS spokojnie chwilę pośpi… i zaczął się kolejny tydzień. Coraz bliżej wiosny i coraz bliżej tego, co lepsze…

…💗 pączuś od MS 💗…

… ciasto francuskie z marmoladą, częstujcie się 😃💗…

Dobrego tygodnia wszystkim życzę i dziękuję za odwiedziny 🙂💗🍀

💙💛

 

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 28 komentarzy

Szczawnica 2003/04 ❄

Trafiłam na zapiski z naszego wyjazdu sylwestrowego do Szczawnicy podczas którego zatrzymaliśmy się w „Sobieskim” na ul. Jana Wiktora. Pokazywałam tę uliczkę w starszym wpisie i są tam zdjęcia, samego „Sobieskiego” również  – http://annapisze.art/?p=3401

❄❄❄❄❄❄❄❄

Przyjechaliśmy w sobotę 27.XII.2003. Mieszkamy na ul. Jana Wiktora w małym, uroczym mieszkanku. Składa się z pokoju i dużej kuchni, której okno jest ukryte w dachu. W pokoju też jest ścięta ściana jak na poddaszu, bo to zresztą ostatnie piętro. Super! Tylko marzyć o takim mieszkanku na własność 😊

W niedzielę 28.XII.2003 spokojnym spacerkiem poszliśmy na Czardę i Sewerynówkę, a nawet jeszcze dalej. To cudna trasa, idzie się wygodną drogą, a po obu stronach kłania się las 🙂 Można tak iść i iść dopóki sił wystarczy. Jeśli ktoś chce może odbić w bok, ale zimą bym się nie odważyła.  Na obiad zeszliśmy do „Chatki”. Byłam zmęczona, nie powiem, że nie, bo bym skłamała. Zjadłam podwójne frytki z podwójną kapustą i filetem. MS szaszłyki i kociołek pieniński. Potem zrobiliśmy zakupy, zostawiliśmy je w domu i poszliśmy Parkiem Górnym na plac Dietla, w końcu to przysłowiowy rzut beretem. Ucieszyłam się, że odnowiony został zabytkowy budynek, a w nim restauracja „Zdrojowa”. Sprawił mi ogromną przyjemność widok żyjącego domu. W czasie pierwszego pobytu widziałam dużo opuszczonych, starych, walących się domów. Nawet pomyślałam o sfotografowaniu wszystkich napotkanych i zatytułowaniu cyklu „umierające domy”. Ale na pomyśle się skończyło, jak zwykle u mnie, pomysłów mam mnóstwo, ale z wykonaniem… lepiej nie mówić ☹ Nagle zgasło światło w całym mieście, szczęśliwie tylko na chwilę. Zeszliśmy jeszcze w dół do „Halki”, (dom towarowy, taki PDT), MS kupił szampana. Teraz MS robi grzane piwo, a ja notuję, żeby nie zapomnieć. Jedyny mankament to zimne kaloryfery.

Poniedziałek 29.XII.2003. Zimno, nie grzeją, brrr… MS zadzwonił do pani, która się tym mieszkankiem opiekuje. Przyszedł pani mąż i zrobił porządek. Chyba z powodu wczorajszych dwóch awarii prądu (potem dugi raz prąd zniknął) tak się porobiło, jakiś mechanizm się rozregulował czy coś…

Naprzeciwko było do sprzedania takie samo mieszkanko jak to, w którym właśnie jesteśmy, tylko z balkonem. Co za pech! Już sprzedane! Jaka szkoda 😟 Poszliśmy ul. Szalaya do Szlachtowej. Okazało się, że „Posesja” (biuro nieruchomości, które znalazłam w internecie) jest nie w samej Szczawnicy lecz w Szlachtowej, dwa kilometry dalej. Cóż, nie znaleźliśmy, widocznie nie jest nam dane w tym konkretnym momencie historycznym. Wróciliśmy do centrum, przespacerowaliśmy się deptakiem wzdłuż Grajcarka do Dunajca, wróciliśmy ul. Główną robiąc po drodze zakupy w „Halce”. Na obiad wybraliśmy się do „Zdrojowej” na pl. Dietla, żeby sprawdzić jak tam jest. Okazało się, że sympatycznie i smacznie. Naprawdę się ogromnie cieszę, że ten piękny budynek ożył.

Ogrzewanie działa.

Wtorek 30.XII.2003.  Pokręciliśmy się po miasteczku zachwycając się tym co przed oczami nam się ukazywało 🙂 Weszliśmy też do Ośrodka Kultury po tutejszą lokalną gazetkę „Z Doliny Grajcarka”. Budynek wygląda nędznie, dach pewnie dziurawy był i przepuszczał – z wyglądu sufitu wysnułam taki wniosek.  Kupiłam kilka numerów,  żeby sobie wieczorem poczytać i poznać tutejsze sprawy 🙂 W namiocie pod Palenicą wypiliśmy grzane piwo z sokiem na rozgrzewkę, obiad zjedliśmy w „Zdrojowej” jak wczoraj.

Środa 31.XII.2003. W domu cieplutko i przyjemnie. Ostatni dzień roku przynosi rozmyślania o tym co było i co będzie. Po głowie „mi chodzą” tylko pieniądze na mieszkanie w Szczawnicy – skąd wziąć, jak zarabiać na życie, żeby móc odejść z pracy itd… Chciałabym mieć własne  mieszkanko w Szczawnicy! To byłoby jakby wyrównanie rachunków z życiem w sensie nie ciągnięcia dalej balastu przeszłości i umożliwienie samej sobie – wolnej, dzikiej i swobodnej – ruszenia w dalszą drogę. Bo… właściwie ciągle zdaje  mi się, że wciąż  jestem na początku tej drogi…

Czwartek 1.I.2004. Jaki będziesz Nowy Roku? Dla Byka podobno masz być fantastyczny, przynieść sukcesy i spełnienie marzeń. Coś, co było do tej pory nieosiągalne, samo wpadnie w ręce. Tzn nie samo, ale dzięki działaniu, albo może dzięki powstrzymywaniu się, czyli od niedziałania 😉 Może ja się zmobilizuję. Skoro cały 2003  biegałam a nie chodziłam, działałam na wysokich obrotach tak, że przed świętami o mało nie padłam ze zmęczenia, to teraz te „wyczyny” zaczną przynosić efekty? Co bym chciała osiągnąć? Trzeba się nad tym zastanowić, ale po co po raz n-ty? Przecież wiem. Chcę wolności w sensie braku przymusu chodzenia na konkretną  godzinę do pracy i bez konieczności użerania się z osobami, które może nie są złymi ludźmi, lecz nie są w stanie zrozumieć co się do nich mówi, bo wiedzą swoje, wiedzą lepiej i na tym koniec. Inne słowa odbijają się od nich jak groch od ściany. W ludziach i wydarzeniach widzą same wady nie dostrzegając – lub pomijając – jakiekolwiek dodatnie, pozytywne aspekty, elementy… Oho, zaczynam używać wielosłowia. Może czas wrócić do pisania i – zwyczajnie – przypomnieć sobie własny ojczysty język, który się zapomina,  który chowa się gdzieś ze wstydu za  bliźnich na co dzień operujących kilkoma słowami określającymi dosłownie wszystko – stany emocjonalne, wygląd, charakter.  W horoskopie o twórczości też było, więc może…

W noc sylwestrową spadł śnieg taki cudny, czysty, biały, puszysty. O godzinie dziesiątej rano jeszcze jest, ale nadciągają czarne chmury i nie wiem czy się uda dojść na Bryjarkę.

Udało się! Doszliśmy nie tylko na Bryjarkę lecz i do „Schroniska pod Bereśnikiem”. Krajobraz bajkowy otaczał nas ze wszystkich stron. Drobniutki śnieżek prószył cały czas, chwilami lekki, słoneczny blask przebijał się przez chmury, ale zaraz niknął, bo go przesłaniały – szarosine, szare, stalowe, groźne, śniegonośne, śniegosypne nasuwające się od strony Palenicy. Do tego kłębiące się mgły zasłaniały miejscami widoczność. Biały blask śniegu, albo raczej biel śniegu powoduje jasność nawet w nocy. Było i jest przepięknie. Nie zmarzłam wcale. Szłam w nowych butach (kupionych na pl. Dietla), cieplutko było mi w stopy, w życiu takich ciepłych butów nie miałam! Trochę tylko palce bolą, mogłyby być ciut większe przy schodzeniu z góry, pod górę były idealne 😊 W schronisku rozgrzaliśmy się ciepłym trunkiem i podziwialiśmy panoramę Pienin. Potem jeszcze przeszliśmy cały deptak wzdłuż Grajcarka, a na obiedzie wylądowaliśmy w „Chatce”, gdzie udało się znaleźć siedzące miejsce bez czekania 😊

Wieczorem z domu już mi się nie chce wychodzić choć jest bardzo pięknie i bezwietrznie, i godzinami można się snuć po urokliwych uliczkach. Ale… za dużo ubierania.

Myślę i myślę, snuję plany i marzenia. Gdybym tak wygrała w totka…wiem, durna jestem, ale wtedy  mogłabym wolność odzyskać… No tak, ciąg dalszy wczorajszych przemyśleń: „jak” i „co”. Albo inaczej, „co” – wiem, nie wiem tylko „jak”, buuu…  Nie umiem znaleźć sposobu realizacji, a może jeszcze bardziej siły, umiejętności, konsekwencji, koncentracji. Przeszkadza mi odwieczny brak wiary w siebie, we własne umiejętności. Pomysłów zawsze miałam masę, tylko – niestety – poprzestawałam na ich etapie nie potrafiąc iść dalej. Wiem, że chcę pisać, ale dlaczego tego nie robię i nie szukam drogi w tym kierunku prowadzącej? Zaniedbałam wszystko po wydaniu „Wejścia w światło”, obraziłam się potem na świat, że to nie moja powieść wygrała konkurs… oj, głupia ty! Przecież było do przewidzenia, że tak się stanie. Zamiast się skupić na realizacji planów, pracy nad sobą to się dałam ponieść negatywnym emocjom jakby plączących się po głowie mrzonek obowiązkiem było spełnianie się bez mego udziału ☹  Dołożyły się różne życiowo-rodzinno–bytowo-zdrowotne problemy. Przez to dawałam pożywkę negatywnościom, które w wielkiej liczbie zebrały się wokół mnie i we mnie korzystając z mego braku panowania nad sobą i nieumiejętności wykorzystywania zdobytej wiedzy, buuu… Anka! Zacznij wreszcie myśleć rozsądnie!!! „Kto mało myśli często się myli” – powiedział Leonardo da Vinci.

❄❄❄❄❄❄❄❄

Na tym się skończyły moje zapiski. Wróciliśmy chyba w sobotę 3.I. 2004. W butach, które wtedy kupiłam w sklepiku na pl. Dietla wiosną posadziłam kwiatki (białe i żółte bratki)   – http://annapisze.art/?p=3401   

Fotki są z późniejszego pobytu, tamte były na płytach, których nie wgrałam do Lapka, a teraz coś się zablokowało i kieszonka nie działa, muszę się zadowolić tym, co jest już zapisane. Kilka z tych zdjęć już było – http://annapisze.art/?p=2339

… dalej za „Czardą”…

… kaplica na Sewerynówce, też za „Czardą”…

… rzut oka w stronę Szlachtowej …

… kładka nad potoczkiem przed „Czardą”…

… rzut oka z górki przy dawnym „Górniku” (teraz jakieś SPA coś tam)… na ul. Zdrojową …

… „Dwór Szalayów”między ul. Szalaya a Grajcarkiem …

… z Parku Górnego rzut oka na kościół św. Wojciecha …

… altanka w Parku Dolnym – przed remontem …

Trafiłam na YT na filmik z dronu pokazujący „Wandę” nad Grajcarkiem ,”Almę” w Parku Górnym oraz kawiarnię „Aida” na dachu obecnie też zniszczonego, nieczynnego budynku uzdrowiskowego  – opuszczone domy, kiedyś będące przepięknymi budynkami. Szczególnie „Wanda” do tej pory mnie zachwyca/  Mam je na zdjęciach, poszukam i pokażę z naszego poprzedniego pobytu. Tu jest link do filmiku, widać też  z drona fragment okolicy – https://www.youtube.com/watch?v=lF9QX2ktyO4

Kochani, wiosna coraz bliżej 🌺 Dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa, niech słoneczko przygrzewa i rozpędza chmury oraz złe myśli 🌞 🍀

💙💛

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, Szczawnica | 24 komentarze

😀 7 lutego 😀 2023 😀

Dziewczynki umilały nam weekend swoją obecnością, zaś o Calineczce można śmiało powiedzieć, że urozmaicała na wszelkie możliwe sposoby każdą chwilę, w której nie spała 😀😁  Pozazdrościć jej energii i pomysłowości, ale dla opiekuna to ciężkie zadanie. Musi (opiekun) mieć oczy dookoła głowy i wysilać szare komórki, aby wcześniej wpaść na to, co właśnie szkrabusia  zamierza uczynić 🙂 I tak się do k0ńca  upilnować nie da urwipołcia małego. Jako zodiakalna Panna chce wszystko robić sama, we wszystkim pomagać i musi mieć zawsze rację 🙂 I tu babcia szare komórki ćwiczyć musi 🙂 Woda wychlapana z wanny (bo muszelki pływały w gniazdku z ręcznika), połowa pasty do zębów wyciśnięta do jej kubeczka, wysmarowana kremem do stóp ona cała i łóżka kawałek gdy babcia była w łazience to tylko drobiazgi 😁😁 Jeśli już się uda ją nakłonić do wskoczenia do łóżka to przytulona do babci chce, żeby babcia czytała jej wierszyki o Szilusi i Skitusiu. Babcia bierze telefon, wchodzi na swego bloga i czyta swoje wierszyki. Calineczka usypia 🙂 Chwile bezcenne 💗💗💗 Na pytanie czy lubi do nas przyjeżdżać odpowiedziała – baaardzo! Też bezcenne 💗💗💗

 

… Calineczka robi owocowe szaszłyczki, oczywiście sama, bez pomocy bo ona zrobi najlepiej 😀 …

Późnym popołudniem Duży przyjechał po córeczki. Wera ma wciąż mnóstwo nauki, sama z siebie też się uczy, jest świadoma i odpowiedzialna, naprawdę podziwiam moją wnuczkę maturzystkę. Do tego ma wspaniałe podejście do szkrabusi, która ją uwielbia. Co oczywiście nie oznacza, że jej nie dokucza, jak to siostra siostrze 🙂 Dobrze pamiętam co my z Lucy wyprawiałyśmy i jak ja robiłam jej na złość jako ta młodsza 😉  Jest taka spokojna, opanowana, tłumaczy małej nie tracąc cierpliwości, znosi jej wybryki, naprawdę mi imponuje, jest cudowna 💗💗💗

Kiedy już zostaliśmy sami babcia D. poszła się położyć, my usiedliśmy spokojnie odpoczywając, psy usnęły wreszcie rozluźniając się (nie musiały się spodziewać nagłych pieszczot dzikiego luda 😁 ), Franek najpierw się najadł potem wskoczył MS na kolana i usnął wyciągnąwszy się na całą kocią czarną długość 🙂  W ramach relaksu odszukałam kanał na YT, a właściwie konkretne rozmowy, które mnie „wciągnęły” za pierwszym razem kiedy trafiłam przypadkiem na Duszkę z Podlasia.  Usłyszałam mówione najprostrzymi słowami to, co i mnie w duszy gra 💗 Zrobiły na mnie zupełnie inne wrażenie niż wypowiadane przez uczone i wykształcone w danym kierunku osoby. Zresztą, kto ma ochotę niech posłucha. Jeśli komuś ma wysłuchanie przynieść korzyść to tak będzie. Jeśli nie będzie gotowy na wysłuchanie to pominie filmik. Czuję wewnętrzną potrzebę zamieszczenia więc tak czynię.

https://www.youtube.com/watch?v=2PvoZOf4M-Y

https://www.youtube.com/watch?v=U9wdkCFHFuc

https://www.youtube.com/watch?v=pBSjYhquQxI

Poza tym walczę z chomiczą naturą w dalszym ciągu ogarniając i uwalniając przestrzeń wokół. Przy okazji wpadłam na pomysł wykorzystania (zgodnie z ideą niemarnowania i ponownego wykorzystywania przedmiotów) pudełek po chusteczkach. Już od dawna służą mi do przechowywania małych torebek foliowych używanych w różnych celach (do małych kubełków łazienkowych na śmieci, do pakowania różnych różnistych przedmiotów, także na sprzątanie psich kupek na spacerach, i in.). Teraz zrobiłam jeszcze coś, a mianowicie wycięłam górną część pudełka (tę z dziurką do wyciągania chusteczek) i włożyłam do środka rękawiczki. Sprawdza się, jest wygodnie. Jeśli pudełko się nadwyręży wymieniam na następne a zużyte idzie do niebieskiego worka na makulaturę. Inny pomysł – to plastikowe pojemniki po kiszonej kapuście, takie duże – idealnie nadają się do szaf na potrzebne rzeczy, np. w jednym są zwinięte duże torby na zakupy, w drugim materiałowe,  w innym moje kamizelki (w rulon zwinięte), w jeszcze innym skarpetki. Wpadłam na inny niż zawsze sposób składania (rolowania) ubrań oglądając filmiki na YT. Zdecydowanie odkąd nie mam TV rozwinęłam swoją praktyczną wiedzę w różnych kierunkach 😀 Już „nie ogłupiam się telewizją” (jak mawiał mój tata) i wcale nie żałuję.

Oczywiście wiem co się dzieje, śledzę wydarzenia na bieżąco, lecz się tym nie napawam. Jeśli nie mogę bezpośrednio zadziałać, zmienić – nie dodaję energii temu co jest złe i powinno jak najprędzej zczeznąć. Czekam na chwilę, w której będę mogła mieć wpływ i zrobić co do mnie należy. Brzmi mądrze, lecz nie znaczy, że nie klnę chwilami jak przysłowiowy szewc i się nie wściekam. Jednak szybciej potrafię emocje opanować. No cóż, niech wreszcie słoneczko zaświeci 🌞🌞🌞🌞🌞 🙂 🌞🌞🌞 przyjdzie odwilż, wiosna i zakwitną kwiaty 🌺🌺🌺🌺🌺 🌺🌺🌺

Żeby nie pozostawać w smutku – czy wiecie, że istnieje joga śmiechu? Morelka przysłał mi filmik i nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, wszak śmiech jest zaraźliwy. Akurat tego konkretnego filmiku nie potrafię tu zamieścić, ale poszukałam i znalazłam coś jeszcze (u mnie jest możliwość tłumaczenia na polski, mam nadzieję, że u Was też).

https://ecoledurire.com/lecole-internationale-du-rire/le-yoga-du-rire/

Dobrego tygodnia i dzięki serdeczne za odwiedziny 💗

💙💛

 

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 19 komentarzy

29 stycznia 2023 🌞💗🌞

Od początku roku przestałam słodzić kawę i herbatę. Wcale nie miałam takiego zamiaru, żadne tam noworoczne postanowienia (nigdy takich nie robiłam). Samo przyszło 😁 To chyba wynik świątecznego obżarstwa, choć obecnie „obżarstwo” oznacza zupełnie co innego niż dawniej. Kiedyś mocium panie, to się mogło zjeść, że ho ho 😀 Teraz mała ilość daje uczucie sytości co w sumie jest pozytywnym objawem. Coś dziwnego jest w tym, że jednak waga nie spada tak jak powinna 😟 Trochę więcej „podjedzone” w święta to konieczność picia ziółek. Piłam rumianek i Verdin, i jakoś tak gorzką herbatę zaczęłam. Ciekawe, że poprzednio herbata bez cukru drapała mnie w gardło a teraz przestała, może dlatego, że zaczęłam dodawać kawałek listka laurowego (babcia mówiła bobkowego) i zaczęła mi smakować.

Z kulinarnych ciekawostek – zrobiłam kotlety z ugotowanych buraczków, ryżu, czerwonej  fasolki z puszki plus jajko, przyprawy, bułka tarta. Masę przygotowałam, zostawiłam w lodówce, żeby się przegryzły smaki i dopiero przed samym smażeniem miałam doprawić tak do końca. Reszta buraczków do obiadu czekała w drugiej misce, przykryta talerzykiem. Wieczorem złapał mnie katar,  poczułam się fatalnie i następny dzień przeleżałam w łóżku bez jedzenia, wykorzystując okazję do małego postu i oczyszczenia organizmu. Zresztą nie miałam ochoty na jedzenie, odsypiałam zaległości. MS miał tylko podgrzać obiad dla siebie i mamy. I tak zrobił. Przyszedł do sypialni i spytał zniesmaczony: „Co ty zrobiłaś z buraczkami? Kaszy jakiejś dodałaś? Tego się nie da zjeść!” Nie trudno się domyślić, że zamiast buraczków wziął masę na kotlety jeszcze nie całkiem doprawioną 😁😁😁

… tak wyglądały gotowe kotleciki…

Jeśli już zaczęłam „od kuchni” to uprzejmie doniosę, iż – idąc po najmniejszej linii oporu – na ciasto francuskie „rzuciłam” farsz z kapusty kiszonej i pieczarek, upiekłam w formie rolady i było smaczne bardzo, szczególnie na drugi dzień mi smakowało odgrzane na patelni. Do tego czerwony barszczyk i „miód malyna” 😀

…przed upieczeniem…

…po upieczeniu…

 

…kolejny zakwas nastawiony…

keks wg przepisu z Luci książki… 

Nie mogłam wcześniej niczego napisać, co Lapka otworzę – znowu „coś”. Z babcią D. siedem światów ☹ Przestawił jej się czas kompletnie, śpi w dzień, nie można jej ściągnąć na śniadanie, dopiero jakoś na obiad się udaje. Pod presją schodzi w szlafroku, je jak ptaszek i znowu idzie spać, potem chodzi po nocy, podjada (to akurat dobrze), ale nie zawsze można dopilnować czy psiepsiołom czegoś nie daje. Szilka nic nie schudła mimo skrzętnego odważania dziennej porcji karmy, chodzić suni się nie chce, wyraźnie jest za ciężka… Jedynie gdy spadł na chwilę śnieg to podskoczyła z zadowolenia na białej łące.

   

Chlapa się zrobiła szybko, jest błoto i w tym błocie wyraźnie zobaczyłam ślady dzików na łące. Wróciły i zaczęły ryć, sąsiadka wczesnym rankiem wychodząc ze swoim psem już się natknęła na jednego osobnika. Na szczęście psiak był szybki i zwiał bez uszczerbku na ciele, dzik chyba nie miał złych zamiarów bo rozpłynął się w mroku. Trzeba teraz uważać wychodząc wieczorem poza osiedla na niezabudowane „kartoflisko” (tak nazwaliśmy pole na którym kiedyś rosły ziemniaki).

Poza tym „walczę” z nadmiarem przedmiotów w domu, choć minimalistką nigdy nie zostanę to jednak jestem dumna z siebie jako chomik oczyszczający swoją norkę 😀 Pracuję na byciem „tu i teraz”, nad uwalnianiem się od niepotrzebnych myśli i emocji (których jest cały ocean), staram się wykonywać co do mnie należy, ale już bez „napinki” jak dawniej, lecz spokojnie, zaczynam widzieć i czuć świadomie dużo drobnych radości codziennie, na które zwykle nie zwraca się uwagi🌞👍

Dziś gra Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, coś wspaniałego, cudownego, coś co się niesamowicie nam Polakom udaje na skalę światową 💗😀😀😀💗 Na przekór wszystkim ciemnym, złym mocom hulającym po kraju w tym dniu królują jasność i dobro 💗 We Wszechświecie wszystko podlega przemianom, więc i Jasna Strona Mocy stanie się rzeczywistością 🌞💗🌞

Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Dobrego tygodnia życzę wszystkim 💗🌞

💙💛

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 21 komentarzy

21 stycznia 1948 💗 2006 💗

Dziś Dzień Babci i Dziadka, a więc święto wspomnień dla mnie. Wielu wspomnień. Po pierwsze dzień ślubu rodziców, po drugie – nasz z MS dzień ślubu. Różnica w latach 💗💗💗  Przy okazji wspominam babcie i dziadków, prababcie i pradziadków.  Zapaliłam im wszystkim światełka w miejscu, w którym zawsze zapalam przy różnych okazjach. Prababcie pamiętam, pradziadków nie miałam możliwości spotkać w tym życiu. Część zdjęć już pokazywałam, przypomnę je z okazji dzisiejszego święta, dla kilku więc nie będzie to premiera 😀

… ślubna fotografia moich rodziców… 💗

… w chustce prababcia Marianna…. 💗

… babcia Stefa …💗

… babcia Stefa (z lewej) i babcia Frania (z prawej) …💗

… babcia Stefa ponad sto lat temu… 💗

… dziadek Staszek w czasie I wojny … 💗

 

 

 

… babcia Frania …💗

… babcia Frania, mój tatuś malutki i dziadek Andrzej… 💗

…Pradziadek Władysław… 💗

…prababcia Karolina… 💗

A tu już Baba z Chłopem w górach  🌞

…w Wiśle… 🌞

… w Szklarskiej na tle wodospadu Szklarka… 🌞

… nasze ślubne zdjęcie 🙂 fotomontaż szczawnicki wykonany przez dziecko, modele autentyczni w dn. 21 stycznia 2006 🌞

Taki dzień wspomnień się zrobił. Znów śnił mi się domek w Tenczynku 💗

…babcia z mamą dawno temu, w oknie prababcia Marianna… 💗

….zdjęcie sama robiłam w czasie wakacji w liceum „Druhem” albo „Smienką” … 💗

Zapytałam Calineczki co mam jej przygotować kiedy przyjedzie na Dzień Babci i Dziadka (w przedszkolu jakieś cuda robiła).  Usłyszałam – „truskawki”. Spytałam czy może być czekolada, akurat truskawek nie mam. „Moze być” – odetchnęłam z ulgą 😀😀

W tej chwili przyszła babcia D. ze swego pokoju i opowiedziała sen, który jej się przyśnił. „Jako małe dziecko jeździłam z moją babcią na wieś po różne produkty, w czasie wojny to było. Wpadli Niemcy do pociągu na rewizję. Jeden mnie pogłaskał po głowie i powiedział: – ja też mam taką małą córeczkę a muszę iść na wojnę…” MS już wcześniej słyszał tę opowieść, więc sen był przypomnieniem prawdziwej sytuacji. Akurat babcia jej się przyśniła w Dzień Babci 💗 …

Kochani, dziękuję za odwiedziny, za pozostawione komentarze i życzę udanego weekendu i całego tygodnia 🌞🍀💗

💙💛

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, Tenczynek | 24 komentarze

13 stycznia i piątek 🍀🌞

Gwiazdka przyniosła mi najnowszą książkę Luci. To nie pierwsze jej dzieło, które miałam w rękach. Przysłała mi wcześniejsze, czytałam najpierw w telefonie co łatwe nie było, wręcz męczące ze względu na ślepia moje słabujące 😊 ale czytałam, bo oderwać się było trudno. Tym bardziej, że wspomnienia zahaczały również o moją rzeczywistość i siostry postać stanęła  przede mną 💗 także moda którą pamiętam, szkoła jaką moja Lucy kończyła czyli siedem klas podstawówki a w liceum matura w XI klasie (chyba), ja już ośmioklasową podstawówkę zaliczyłam, miałam przed oczami nasze mieszkanie w Opolu, masę różnych sytuacji… – mnóstwo moich wspomnień przywołały wspomnienia Luci.   Potem Duży przyniósł mi tablet i robiąc hokus-pokus jakoś tam Luci dzieła przeniósł i mogłam przeczytać po raz kolejny, tym razem o wiele łatwiej, wręcz w luksusowych warunkach. I mogłam się spokojnie delektować opisami pięknej Italii, a opisy to ja lubię 😀 I jeszcze mogłam towarzyszyć Luci w codziennej (ówczesnej) trudnej, ciężkiej pracy bandante, czyli opiekunki starego, chorego człowieka doskonale się wczuwając tym bardziej, że sama mam na co dzień w domu osobę chorą na Alzheimera. Przejmujące były dla mnie sceny pożegnania odchodzących podopiecznych. Myślałam o tym jak w czasie covidu takie „pożegnania bez pożegnania” musiały być w Italii jeszcze bardziej trudne… Przenosiłam się z Lucią w różne miejsca m.in. do Ancarano,  Patrignone, Offidy, Loreto, Montalto i oczywiście teraz Ascoli 😊

„Polskie smaki i włoskie przysmaki” to – jak sam tytuł wskazuje – Luci przepisy sprawdzone, wypróbowane oraz okraszające je różne dykteryjki i przypadłości z owymi przepisami związane. Ja wypróbowałam i po wielokroć powtarzałam pieczenie „jednojajkowca”, który MS wyjątkowo przypadł do gustu (jest na str.94). Nabrałam ogromnej ochoty na Luci kapustę z grzybami, takiego sposobu jeszcze nie znałam i na pewno zrobię. Innych pyszności jest sporo i skorzystam, choć mięsa nie jem to i tak mam w czym wybierać 🥞🥐🥗🥟🍜🍝🥘🥮🍪🎂🥧  – 😀😀 wystarczy, można pęknąć z przejedzenia od samego patrzenia 😁

https://pozagranicamipolskialenietylko.home.blog/

Calineczka mi powiedziała „nie namawiaj mnie do jedzenia, już mam od tego namawiania pełny brzuch” 😁😁😁

                                           

U góry jabłuszka w cieście francuskim, na dole jest to samo tylko inaczej oświetlone i ułożone. Miała być choinka makowa 😀 Z wyciętych kawałków wyszły dodatkowo cztery ciasteczka z marmoladą, które na fot. po prawej stworzyły potwora z oczami 😀

Nastawiłam buraki na kolejny zakwas, kończymy pierwszą porcję. Będę się starała mieć go cały czas „dla zdrowotności” przecież, żeby obyło się bez lekarzy. Podzielę się z Wami ostatnim przeżyciem. Otóż w środę wieczorem złapał mnie katar, taki regularny, wodnisty, nieprzerwanie męczący. O nie! – powiedziałam katarowi i łyknęłam rutinoscorbinu 6 tabletek (zawsze tak robię odkąd pamiętam), zrobiłam gorącą kąpiel i udałam się do sypialni. Spojrzałam co na katar radzi Kasia Gołębiewska na YT (refleksolożka) i wykonałam. Przeleżałam cały czwartek, pod wieczór dopadł mnie ból głowy, rano się zwiększył jeszcze więc znowu zajrzałam po poradę i posłusznie wykonałam zalecenie. Potem zrobiłam kawę (w czwartek nic nie jadłam, piłam dużo wody) i ból zniknął. Może po kawie, może nie 😀, ważne, że nie wrócił 😀  (51) Jak złagodzić bóle głowy i migreny? – YouTube 

Wiecie co? Mam wrażenie, że w tym całym zalewie otaczającej negatywności fakt, że na tym naszym blogowisku możemy się dzielić czymś dobrym, pomagać sobie wzajemnie choćby przez takie – zdawałoby się drobiazgi jak dzielenie się doświadczeniem, przeżyciami,  porady – jest wspaniały 💗 Dziękuję za Wasze odwiedziny i pozostawione słowa 💐 Dobrego tygodnia 🍀💗🍀

💙💛

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 18 komentarzy

5 stycznia 2023

Już  piąty dzień roku, a ja jeszcze nie zdążyłam wspomnieć o świętach. Gdyby nie zdjęcia to już bym zapomniała co robiłam 😀 Barszcz ukisiłam wg przepisu z Silver TV – Bogaty i zdrowy zakwas z buraków – Bing video   

Sernik oczywiście był, wyszedł przepyszny co jest zasługą sera, jakiś taki dobry się trafił, bo przepis odwieczny czyli ten sam od zawsze. Jedyna modyfikacja polegała na zastąpieniu samych herbatników – które zwykle daję na dno tortownicy – też herbatnikami lecz pokruszonymi i zmieszanymi z roztopionym masłem. Były makowczyki czyli ślimaczki z ciasta francuskiego z makiem. Udał mi się jagielnik zwany wegańskim sernikiem, nawet zupełnie smaczny się okazał ów wytwór i…  bardzo sycący. Dla Małego kotleciki wegańskie przygotowałam i dziecko określiło, że są genialne. Tak więc przyjęłam do wiadomości, że ja również jestem genialna skoro genialne kotlety potrafię wykonać 😁 (przecież wiem że „genialność” i „kotlety” nijak się do siebie mają, ale co z tego?)

         

… makowczyki i jagielnik z polewą z gorzkiej czekolady …

Po świętach odkryłam kolejny fajny kanał na YT i zachciało mi się wypróbować przepis na pieczeń z selera. Akurat miałam dwa w lodówce więc przystąpiłam do działania. Wyszedł idealny w formie, w smaku – następnym razem dodam dużo więcej przypraw – zupełnie dobry. Jestem przekonana, że następny będzie wspaniały. Znalazłam przepis tu – (31) PIECZEŃ WEGE Z SELERA – YouTube

… pieczeń/pasztet z selera wyglądał ładnie …

Calineczka miała spędzić z nami ostatni dzień i ostatnią noc 2022 roku, balony kupiłam, owoce na owocowe szaszłyczki przygotowałam, sernik upiekłam, a tu mała się rozchorowała, gorączka ją zmogła 😟😟😟 Już jest wszystko w porządku i przyjedzie jutro 😀😀😀 Będzie zabawa sylwestrowa tym lepsza, że bez strzelania za oknem. W noc sylwestrową psiepsioły przeżywały straszne chwile, szczególnie Skitek, któremu ze strachu trzęsła się każda komórka i każda część ciała. Puszczaliśmy głośno muzykę, żeby zagłuszyć huk, zasłoniliśmy okna, żeby błysków nie było widać. Nic nie pomagało. Do tego babcia D. chciała zobaczyć fajerwerki, co chwilę próbowała otwierać drzwi balkonowe i zerkać za okno. Szilka zobaczywszy, że Skitek ma atak paniki postanowiła mu towarzyszyć chyba w ramach współpracy gatunkowej… jednym słowem trzeba było uspokajać wszystkich …

Dobrze, że już po sylwestrowych szaleństwach, strzelać przestali i wreszcie można normalnie z psami wyjść na spacer. To znaczy dziś już nie, przecież leje i pada, pada i leje i chwilami mży. Podczas mżawki starałam się wyskoczyć na błotnistą łąkę, przecież muszą psiaki w ustronne miejsce się udać. Nie, źle mówię, Szilka musi, bo to dama prawdziwa. Skitkowi wszystko jedno i rano wystarczył mu ogródek, na deszcz wychodzić nie miał zamiaru 😊

… tak było na łące 1 stycznia 2023 roku rano …

Zaczęłam wpis rano a już trzeba wyjść na wieczorny spacer, dzień mija. Naprawdę nie wiem czemu czas tak teraz pędzi. Jeszcze raz wszystkim Wam dobrego roku życzę, spokoju i pokoju, i zdrowia 💗💗💗

💙💛

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 22 komentarze

31 grudnia 2022 🍾🍾🍾

💗💗💗🍾✨🍾🎆🍾✨🍾🎆💗💗💗

Zdążyłam dopaść Lapka i włączyć go kilka godzin przed północą. Kochani! Dziękuję za mijający rok, za Waszą obecność, którą widać w ilości odwiedzin, za komentarze, w ogóle za wszystko 😘😘😘 Życzę, by nadchodzący 2023 rok był lepszy dla każdej Blożanki, dla każdego Blożanina i dla wszystkich „niezorganizowanych” oczywiście również 🙂 Słowami pana Zagłoby „dla naszej miłej, umęczonej Ojczyzny” jako całości także, aby Rzplita stała się silna jednością bez podziałów, aby rowy dzielące mieszkańców pięknego kraju nad Wisłą zostały zasypane zaś sprawcy wszelkiego zła odpowiedzieli za swe czyny. Życzę uśmiechu i radości codziennie, bliskości kochanych osób, braku wszelakich dolegliwości zarówno fizycznych jak i tych ze sfery niematerialnej, zajrzenia w głąb siebie, dystansu do rzeczywistości bowiem wchodzimy w numerologiczny rok „siódemkowy”, a liczba 7 sprzyja zagłębianiu się w swoim wnętrzu, skupieniu się na własnym rozwoju, wyostrza intuicję, spostrzegawczość, przenikliwość, pomaga odnaleźć wewnętrzną harmonię. Stawajmy się coraz lepszymi „wersjami siebie” to i świat wokół nas zacznie się zmieniać… Taką nadzieję trzeba mieć, bo nadzieja umiera ostatnia. Niech więc żyje wiecznie 💗💗💗

DOBREGO, SZCZĘŚLIWEGO ROKU 2023 !!!

💗💗💗🍾🎆✨🍾🎆✨🍾🎆✨💗💗💗

💙💛

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 39 komentarzy

Prezent świąteczny czyli losowo wybrany rozdział z: „Babie lato i kropla deszczu”

36— 

Marysia rozlokowała się w „Budowlanych”, Fruzia odpoczywała na hotelowym parkingu w bliskim towarzystwie srebrnego mercedesa i złocistego peugeota, mogła więc usnąć bez obaw, że jakiś obcy ją zarysuje albo przytrze lusterko.

Dziewczyna wyszła na balkon. Wychyliwszy się znad balustrady spojrzała na Fruzię, uśmiechnęła się zobaczywszy ją w towarzystwie dwóch przystojniaków na czterech kółkach. Odetchnęła głęboko i patrzyła w ciemność rozjaśnianą zapalającymi się światłami w domach widocznych z balkonu. Zadzwoniła do pana Horacego, nie zwlekała z rozmową wiedząc, że w górach obowiązują inne godziny aktywności, bardziej związane z matką naturą, szczególnie jeśli dotyczy  to starszych ludzi. Umówiła się na spotkanie. Weszła do hotelowego pokoju, na zewnątrz zrobiło się zbyt chłodno, żeby siedzieć na leżaku. Zjadła sucharki jakie zawsze ze sobą woziła, napiła się herbaty. Nie miała ochoty wychodzić na żadną kolację ani nikogo widzieć. W końcu przejechała pół Polski, załatwiła kilka spraw po drodze i czuła zmęczenie oraz oszołomienie wynikające zapewne z hiperwentylacji.  Położyła się spać i spała jak suseł przez całą noc. Obudziła się wyspana, zadowolona, zachwycona widokiem z balkonu i piękną pogodą. Nie musiała się spieszyć. Z panem Horacym umówiła się na popołudnie, postanowiła więc wykorzystać chwilę dla siebie i przejść się po miasteczku, sprawdzić co się zmieniło od czasu jej ostatniego pobytu, co nowego znajdzie się w zasięgu jej wzroku i – oczywiście – obiektywu aparatu.

Zbiegła po niezliczonych schodkach do ulicy Zdrojowej, potem w dół obok kwietnego zegara i pomnika Sienkiewicza uśmiechając się na myśl, że na matkę naturę nie ma sposobu. Jak ona sobie coś zaplanuje tak zrobi i w tym przypadku wymyśliła sobie, że współczesny prawnuk będzie łudząco podobny do pradziadka z pomnika. Marysia uwielbiała słuchać tego prawnuka ze względu na piękno ojczystego języka, które potrafił tak uwidocznić jak nikt inny. Widocznie w genach otrzymał ten dar. Szkoda, że jako jeden z nielicznych wśród rodaków widocznych w mediach.

Uśmiechnęła się też na widok figury Wiewióra (nie Wiewiórki lecz Wiewióra właśnie) stojącej w samym centrum, jednej z wielu ozdabiających miasteczko figur kwiatowych. Wprawdzie jeszcze była zbyt wczesna wiosna, żeby mogły pokazać całą swą urodę, lecz już tak wrosły w Szczawnicę, że stały się jej integralną częścią. Były więc Słonie, Dzięcioł, Owieczki, Ślimak, Jaszczurka oraz Paw na wysepce. Szybkim krokiem przemierzała promenadę wzdłuż Grajcarka i kawałek drogi do pawilonu  wystawowego Pienińskiego Parku Narodowego, w którym prezentowano ekosystemy leśne, florę i faunę okolicy, charakterystyczne gatunki, zagadnienia ochrony przyrody, a nawet historię terenu Parku i przyległości. Ponieważ napłynęły chmury i zanosiło się na deszcz postanowiła zawrócić, nie zabrała przecież ze sobą parasolki. Prezentację filmu o motylu zwanym Apollo Niepylak odłożyła sobie na kiedy indziej. Wprawdzie opuściła hotel przy pięknie świecącym słońcu, ale w górach pogoda jest wyjątkowo nieprzewidywalna i należy być przygotowanym na różne ewentualności.

Postanowiła wejść na ruskie pierogi przed wizytą u pana Horacego. „Pod Siekierkami” nie było jeszcze tłoku, usiadła więc i z przyjemnością się pożywiła. Tutejsze pierogi zawsze jej smakowały. Pokrzepiwszy się ruszyła dalej schodkami obok apteki na ulicę Jana Wiktora, potem przez Park Górny. Na tyłach „Nauczyciela” i „Dzwonkówki” przeszła znajomą ścieżką do drogi prowadzącej w stronę „Czardy”. Teraz nie musiała się już spieszyć, wolnym krokiem mogła iść podziwiając przecudne widoki, jest to bowiem jedna ze ścieżek w miasteczku z najbardziej malowniczymi widokami, znajdująca się tuż za Osiedlem. Tak sobie Marysia szła powoli, napawając się tym co widziała, rejestrując przy okazji, że sporo turystów przyjechało do niedawno ukończonych domków po lewej stronie drogi. Stamtąd dopiero musiał być boski widok, szczególnie z górnych okien – pomyślała. Miała do pokonania już niedużą odległość, zwolniła więc kroku zainteresowana niewykończonym budynkiem po drugiej stronie potoku Sopotnickiego. Dom pojawiał się w plątaninie gałęzi  jako ogromny, wspaniale zaprojektowany, cały z bali i wydawał się Marysi tak piękny, że bardzo chciałaby go mieć. Tylko po co? Co by z takim domem zrobiła? Trzeba siedzieć już na stałe w jednym miejscu, a ona przecież  jeszcze nie na tym etapie była. Jeszcze ruch i przemieszczanie się były jej żywiołem. Z przyjemnością jednak przyjeżdżałaby co pewien czas w to samo miejsce, już nie cudze, hotelowe, bezosobowe lecz swoje, własne… I w tym momencie Marysia zrozumiała Kasię i Mikołaja, przyjaciół taty i przez przypadek sąsiadów  rodziców Bogny i Jagny, którzy zapragnęli mieć tutaj, w Szczawnicy, swoje miejsce na ziemi. Nawet jeśli nie udawało im się z różnych względów przyjeżdżać tak często jakby chcieli, to miejsce było ich własne, osobiste i czekało na nich.

Jeszcze kawałek drogi dzielił ją od celu. Sprawdziła numer domu, wszystko się zgadzało.  Stanęła przed domem również zbudowanym z bali. Sporo takich było w okolicy. Ten nie był malutki lecz piękny, okazały, jakby wrośnięty w zbocze wzniesienia. Nacisnęła guzik domofonu. Rozległo się brzęczenie i furtka się otworzyła pod lekkim naciskiem ręki. Drzwi do mieszkania również się otworzyły i stanął w nich  Hubert. Oślepiony słońcem przymrużył oczy. Zdawało mu się, że ma zwidy albo, że wyobraźnia płata  figle stawiając na wprost postać Marysi utkaną z promieni słonecznych.

– Dzień dobry – odezwała się słoneczna postać.

– Dzień dobry – wykrztusił po dłuższej chwili wciąż nie wierząc w realność widzianego zjawiska, dziadek nie powiedział jakiego gościa się spodziewa.

– Coś się stało? Może przyszłam nie w porę albo pomyliłam godziny? Jestem umówiona z panem Horacym Balickim. Maria Bartecka – wyciągnęła rękę w geście powitania wciąż niepewna o co chodzi temu przystojniakowi, który patrzył się na nią jakby była zjawą przejrzystą albo przybyszem z kosmosu. – Przepraszam, może pan niedosłyszał, a ja tak…

– Ależ nie – ruszył się wreszcie. – To ja przepraszam, słońce tak mnie oślepiło, że przez chwilę nic nie widziałem. Hubert Klonowski – uścisnął podaną dłoń. – Zapraszam, dziadek oczekuje z niecierpliwością.

Weszli do środka. Od pierwszej chwili zauroczona domem widzianym z zewnątrz pozostawała w stanie zachwytu znalazłszy się wewnątrz budynku. Był taki jaki powinien być – nietuzinkowy, urządzony ze smakiem, bez nadmiaru sprzętów co zauważyła natychmiast, za to z prostymi, sosnowymi meblami stanowiącymi integralną część ścian, jakby z niej wyrosły niczym gałęzie z drzewa. Jednym słowem uosobienie jej marzeń o domu.

– Jak tu ładnie – uśmiechnęła się na widok starszego pana, który dziarsko ruszył w jej stronę z serdecznym uśmiechem.

Marysia uśmiechnęła się również i do staruszka i do swoich myśli, bowiem przypomniała sobie słowa Honoratki, która wygląd pana Horacego określiła „jak dziadek z reklamy”. Rzeczywiście, bardzo trafne skojarzenie – pomyślała Marysia. Srebrne wąsy dodawały mu uroku, gęste białe włosy sprawiały wrażenie aureoli kiedy tak stanął między nią a oknem cały podświetlony słońcem. Coś niezwykle sympatycznego było w tym domu, w dziadku i nawet w tym wnuku, który w pierwszej chwili zrobił na niej wrażenie takiego… mało rozgarniętego.

Ów „mało rozgarnięty” lecz  widocznie przystojny, co też jej się rzuciło w oczy, wnuk zbliżył się do niej.

– My się kiedyś poznaliśmy – powiedział.

– Naprawdę? Chociaż, wszystko możliwe, tylu ludzi w życiu poznajemy…

– Jesteś Marysią, która uratowała mi życie – oświadczył.

– Ja? – szczerze się zdziwiła. – A w jaki sposób? To chyba jakaś pomyłka.

– Żadna pomyłka. Przypomnij sobie ponton, spływ Dunajcem ….i delikwenta, który uczepił się  twojego wiosła, a potem twojej ręki.

– Ten przemoczony wodnik? To ty?! Hubert… no tak, Hubert, teraz sobie przypominam – parsknęła śmiechem

– Czego ja się dowiaduję – odezwał się pan Horacy. – Hubercie, jak ci nie wstyd? Dziewczyna ratowała ciebie, a nie odwrotnie? To prawie zhańbienie nazwiska – puścił oko do Marysi.

– Nie twojego dziadku, mojego, o twoim nikt się nie dowie, nie martw się – zażartował były przemoczony wodnik.

– No dobrze, żartujemy sobie, tymczasem może pani zmęczona. Proszę, pani Marysia usiądzie przy stole, pogawędzimy sobie, a ten mój huncwot zrobi kawę albo herbatę, wedle pani życzenia.

– Ładną mi, dziadku, robisz reklamę przy Marysi  – huncwot zrobił smutną minę.

Marysia usiadła przy okrągłym stole nakrytym szydełkową serwetą, na której stał brązowy dzban z cienkimi gałązkami wypuszczającymi maleńkie, zielone listeczki.

– Jak tu ładnie – powtórzyła. – I nie żadna pani tylko Marysia.

Starszy pan serdecznie ujął Marysiną dłoń.

– Dziecko, przypominasz mi moją Anetkę, babcię tego huncwota. Też miała ciemne włosy i loki. Nie takie czarne jak ty, ale też tak dużo. Cieszę się, że przyjechałaś odwiedzić starego człowieka.

– Panie Horacy, z wielką przyjemnością i przyznam, że nigdy bym nie pomyślała, iż od pierwszej chwili poczuję się tak dobrze zobaczywszy pana. Honoratka tyle  o panu opowiadała, że po prostu musiałam tu przyjść. Mam coś specjalnie od niej. Kilka fotografii, które Bogna zrobiła panu z dziewczynkami i jedno zrobione przez samą Honorcię. Proszę, oto one.

– O, dziękuję, bardzo dziękuję – wzruszył się. – Czuję się zaszczycony, że dziewczęta pamiętały o staruszku i jeszcze tyle fatygi sobie zadały, żeby zdjęcia zrobić. Wiem przecież, że teraz to tylko przez te internety wszystko się robi. Do fotografa to już mało kto idzie…

– Dziadku, zdjęcia teraz też w domu można wydrukować. Nie ma z tym żadnego  zachodu – wtrącił Hubert, który wrócił do pokoju niosąc tackę z filiżankami, dużym dzbankiem z kawą i malutkim ze śmietanką.

On jednak jest nierozgarnięty, pomyślała Marysia i pokręciła z dezaprobatą głową. Dostrzegł to i z niemym pytaniem w oczach zwrócił się w jej stronę.

– Owszem, można i w domu,  lecz przede wszystkim trzeba o tym w ogóle pomyśleć –  powiedziała z ironią. – Myślę, że nie każdemu przyszłoby to do głowy.

– O to to, trzeba pomyśleć  – powiedział pan Horacy. –  A jego w ogóle nie interesuje historia rodziny. Dlatego nie dawałem mu dotąd pamiątek, zaniósłby do tego swojego Muzeum i zostawił na zatracenie…

– Dziadku, jak możesz tak mówić, na jakie zatracenie – oburzył się „mało rozgarnięty” wnuk. – Na wieczną pamiątkę, żeby ludzie mogli oglądać.

– Najpierw swoi muszą poznać historię zanim obcym ją ujawnią – poważnie powiedział pan Horacy.

Rozmawiali długo o czasach dawno minionych. Stary leśnik wcale nie czuł różnicy wieku, nie miał wrażenia, że rozmawia z młodą kobietą, która mogłaby być jego wnuczką, czuł w niej po prostu kogoś, kto go dobrze rozumie. Odżyły wspomnienia – nawet nie jego, był przecież zbyt mały, żeby pamiętać – tylko swojej matki, która ukryła się i ratując życie sobie i jedynemu dziecku, skulona w wykrocie, ochraniając go własnym ciałem przed zimnem i całym światem  słyszała wszystko. Nie widziała, ale nie musiała. W duszy odczuła cały ból słyszany w głośnym krzyku, całe cierpienie mordowanego męża. Ten krzyk pozostał z nią na zawsze, budził w nocy, odzywał się w ciągu dnia gdy pokazywała synkowi spokojną twarz w bezpiecznym już miejscu w jakim żyli po wojnie, nie opuścił jej nigdy. Pan Horacy dopiero w bardzo dojrzałym wieku przeczytał, dowiedział się i odczuł. Zrozumiał często niezrozumiałe dla siebie wcześniej zachowanie matki. 

Marysia pomyślała, że powinna spotkać się z panem Horacym bez „mało rozgarniętego” wnuka i szczerze porozmawiać o innych jeszcze sprawach. Wyraźnie ją ten wnuk rozpraszał czego nie tolerowała u siebie. Hubert zaś nie domyślając się etykietki jaką mu Marysia przykleiła, starał się być czarujący i zabawiać gościa. Na próżno się wysilał, myśli Marysi podążały zupełnie w inną stronę, nie słuchała go. Ale… przyglądała mu się spod oka uważnie. Przemknęło jej przez myśl, że jest w nim coś znajomego. Albo już go kiedyś widziała, no tak, jak był zmoczony wodą z Dunajca… ale to nie to… albo jest do kogoś bardzo podobny. Zdarza się przecież niejednokrotnie spotykać ludzi, którzy wyglądają jakby byli zrobieni przez tego samego rzemieślnika, tacy… odlani z jednej formy. Tylko kogo on przypomina? Ciemne włosy w słońcu miały złocistomiedziane refleksy. Oczy… oczy… No tak! Przecież oczy ma takie same jak Bogna! Zupełnie niespotykane. Jeśli się dobrze w nie wpatrzeć można dojrzeć subtelną różnicę odcieni między prawym a lewym. Bogna odziedziczyła tę cechę po swojej mamie, pani Inga po ojcu. Honoratka ma takie same, Ewelinka już nie, malutka ma oczy Domana.

Zapatrzyła się w te oczy myśląc intensywnie nad swoim spostrzeżeniem. Hubert zaś nie wiedział co myśleć o nagłym zamilknięciu Marysi.

– Coś mówiłeś? Przepraszam, zamyśliłam się – odezwała się po dłuższej chwili.

– Pytałem czy poszłabyś ze mną zwiedzać góry.

– Zwiedza się muzeum albo wystawę – skrzywiła się z niesmakiem, zestawienie słów użyte przez „mało rozgarniętego” rozmówcę zazgrzytało jej w uszach jak przysłowiowy zgrzyt żelaza po szkle. – Góry się przeżywa, odwiedza, rozmawia z nimi. One żyją…

– O to to – poderwał się z fotela dziadek Horacy. – Dziewczyno, ty czujesz tak samo jak ja! To niemożliwe, poza moją Anetką żadna kobieta tego nie rozumiała…

– No nie, panie Horacy, to przesada, znam wiele kobiet mających podobny stosunek do gór i w ogóle do natury.

– Dziadek był leśnikiem…  – zaczął Hubert i od razu miał wrażenie, że robi z siebie głupka, przecież Marysia o tym wie, dlatego tu przyszła.

– Jest leśnikiem – sprostował pan Horacy. – Leśnikiem jest się do ostatniej chwili swego życia. Tak samo jak przyzwoitym człowiekiem.

– O, tu ma pan całkowitą rację – ciepło się uśmiechnęła Marysia odrzucając do tyłu czarne loki.

– Co za dziewczyna – z niedowierzaniem pokręcił głową starszy pan. – To po prostu nie-do-wia-ry!

– Tata zabierał mnie ze sobą na wędrówki, przeszliśmy Pieniny wzdłuż i wszerz. Za każdym razem kiedy tu przyjeżdżam czuję się jakbym wracała do domu – wyjaśniła Marysia czując do staruszka ogromną sympatię.

Wnuk owego staruszka spoglądał to na jedno to na drugie zdziwiony nagłą komitywą. Wcale jednak zmartwiony nie był, wręcz przeciwnie, figlarny chochlik zagościł w jego niezwykłych oczach.

– Całe szczęście, że dziadek nie jest odrobinę młodszy. Normalnie byłbym zazdrosny – oświadczył.

– Ty nie możesz być zazdrosny – stwierdziła Marysia.

– Dlaczego? – zdziwił się „mało rozgarnięty” wnuk.

– Nie masz powodu ani prawa – odpowiedziała spokojnie. – Muszę lecieć. Panie Horacy, poznać pana to była dla mnie ogromna przyjemność. Czy moglibyśmy się umówić na jeszcze jedną rozmowę?

– Z taką dziewczyną zawsze – szarmancko odpowiedział stary leśnik. – Wiesz co, dziecko? Myślę, że ludzi łączą wartości, a nie data urodzenia.

–  Ma pan całkowitą rację.  Swoimi opowieściami podsunął mi pan pewien pomysł, muszę go sobie dokładnie przemyśleć, sprecyzować… Zgodzi się pan opowiedzieć więcej o swoim życiu,  pokaże mi pan może jakieś stare fotografie?

– Dogadamy się –  pan Horacy czuł, że jakimś dziwnym trafem ta dziewczyna pomoże mu w rozwikłaniu dręczącej go tajemnicy.

– To co będzie z naszym spacerem po górach? – Hubert poczuł się odepchnięty na drugi plan i to przez własnego dziadka! – Marysiu, halo, tu ziemia, słyszysz mnie?

– Co? Tak, dobrze – nie słuchała go wcale, umysł już pracował nad czym innym.

– O której po ciebie przyjść?

– Gdzie? – wreszcie zaszczyciła go spojrzeniem lecz nie takim, o jakie mu chodziło, jak na natrętną muchę spojrzała, wyraźnie takie odniósł wrażenie.

– Do „Budowlanych” przecież.

– Po co?

– Przecież zgodziłaś się na wycieczkę!

– Ja się zgodziłam? – w głosie dało się słyszeć zdziwienie.

– Dziadek przecież świadkiem – zaczynał mieć wątpliwości co do własnego rozumienia sytuacji i słów.

– Naprawdę?

– Naprawdę – uśmiał się pan Horacy.

– Cóż, w takim razie nie mam wyjścia. Nie chciałabym, żeby miał pan o mnie złe zdanie…

– Pozwolisz, że cię odprowadzę? – zapytał „mało rozgarnięty” huncwot.

– Zgódź się panno Marysiu – wtrącił dziadek ciesząc się podziwem zauważonym w oczach wnuka. – Kawaler powinien pannę odprowadzać do domu.

– Cóż, muszę się zgodzić – wyciągnęła rękę do starego leśnika. – Ale tylko pod jednym warunkiem: pokaże mi pan stare fotografie. Zgoda?

– Zgoda, zgoda   – serdecznie uścisnął podaną dłoń.

Zatem dzięki panu Horacemu Marysia i Hubert razem opuścili piękny dom i ruszyli ku Osiedlu.

– Jestem pod wrażeniem spotkania z twoim dziadkiem – mówiła Marysia. – Czy on zawsze pracował w Pienińskim Parku Narodowym?

Kiedy doszli do Osiedla XX lecia, Marysia rozglądała się szukając numeru bloku.

– O, w tamtym mają mieszkanko znajomi rodziców – ucieszyła się, że znalazła.

– To mają niezły widok z balkonu. Odpowiadając na zadane pytanie: prawie zawsze, przynajmniej odkąd pamiętam.

– A słyszałeś coś o wcześniejszym życiu, o tym co przeżył jako dziecko?

– Nie bardzo – odczuwał z tego powodu wstyd, naprawdę nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło.

– Nie pojmuję! Naprawdę nic nie wiesz o historii rodziny? Nie obchodziło cię co się działo zanim twoja doskonała ziemska powłoka pojawiła się na tym świecie? To niepojęte! Mając takiego dziadka?

– Naprawdę – przyznał ze skruchą. – Kiedy słuchałem waszej rozmowy miałem wrażenie, że jakieś klapki mi się w mózgu otworzyły. Jakbym miał zaćmienie umysłu do tej pory.

– Dobre i to na początek – mruknęła.

– Słucham?

– Nic. Mówię, że mógłbyś ruszyć głową i zmusić te swoje szare komórki do współpracy. O ile jeszcze je masz – dodała cicho.

– Teraz usłyszałem – powiedział. – Uważasz mnie za półgłówka bez żadnych uczuć…

– No, może nie aż tak drastycznie bym się wyraziła…Sam to powiedziałeś… Oj, przepraszam, muszę zobaczyć co to – wyjęła telefon, usłyszawszy sygnał przychodzącego sms-a. – To Bogna, moja przyjaciółka. Ta, od której dostałam namiar na twojego dziadka. Przysłała mi jakieś stare zdjęcie. Ewidentnie stare – powiększyła obraz. – Zobacz…

Hubert zmarszczył czoło jakby usiłował sobie coś przypomnieć. Nie zdążył nic powiedzieć, bowiem odezwał się telefon Marysi.

– No cześć, zobaczyłam. Kto jest na tym zdjęciu? Jak to nie wiesz? W takim razie skąd je masz? … Aa, rozumiem, prababcia Hermina. Co za ciekawa historia…. Tak, rozmawiałam z panem Horacym, miałaś rację, jest fantastyczny, cudownie opowiada, ma dar po prostu. Słucham? Powtórz. Teraz słyszę. Tak, jeszcze się z nim zobaczę, mam pewien pomysł….Dobrze, pozdrowię, oczywiście. Ucałuj dziewczynki, cześć.

– Marysiu, jaki miałaś plan na pobyt w Szczawnicy poza spotkaniem z dziadkiem Horacym?

– Odetchnąć górskim powietrzem czyli przewietrzyć płuca, obowiązkowo przelecieć się pod Bereśnik do schroniska, zaś co dalej zależy od okoliczności zewnętrznych, tak to ujmijmy.

– A co do tego półgłówka…

– Przecież ja tego nie powiedziałam. Nie znam cię, widzę cię pierwszy raz w życiu…

– Drugi.

– Niech będzie, tylko to strasznie dawno było, nic o tobie nie wiem.

– Jak będziesz chciała to ci powiem. Wszystko co będziesz chciała wiedzieć.

– Nie wiem czy chcę wiedzieć – uśmiechnęła się pod nosem schylając głowę, żeby nie zauważył.

– Ja wiem o tobie dużo, co napisałaś, gdzie byłaś, śledzę i obserwuję cię w mediach społecznościowych…

– Ojej, zaczynam się bać, to jakaś obsesja?

– Żadna obsesja. Może zauroczenie przemoczonego wodnika?

– Brzmi lepiej. Ale daruj sobie ciąg dalszy, nie mam czasu na bzdury. Przyjechałam na chwilę z konkretnym zamiarem i muszę go zrealizować.

– A dasz mi swój numer telefonu?

– Po co, żebyś mnie zamęczał?

– Żeby cię zaprosić na kawę kiedy przyjadę do Warszawy. Wprawdzie mógłbym oczarować twojego ojca, żeby zdobyć twój numer, ale wolałbym dostać go od ciebie.

– Mojego ojca nie oczarujesz, jest już dawno oczarowany…

– Wiem, przez panią Elżbietę.

– Zaraz, a skąd ty znasz takie szczegóły z mojego życia rodzinnego?

– Marysiu, przecież znam pana Winicjusza zawodowo. Karolek i ja współpracujemy z nim w pewnych tematach.

– Aha, z Karolem – uspokoiła się. – Zaraz, czy to nie ciebie chciał mi Karolek przedstawić kiedy od niego wychodziłam?

– Dokładnie. Ja byłem tym facetem, którego staranowałaś w drzwiach.

– Ups…trudno, po co mi wlazłeś pod nogi? Spieszyłam się. A teraz wybacz, muszę pomyśleć, przygotować się do rozmowy z twoim dziadkiem, sprawdzić w necie kilka informacji…

– Ale jutro pójdziesz  ze mną do schroniska?

– Nie, nie pójdę z tobą – uśmiechnęła się nieznacznie widząc jego minę. – Ale ty możesz pójść ze mną – patrzyła jak mu się rozjaśnia twarz myśląc, że jest naprawdę nieprawdopodobnie przystojny…w tej chwili… chociaż…”mało rozgarnięty” …przecież…

 

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Powieści | 14 komentarzy

23 grudnia 2022 🎄🎁😀

Jutro wigilia, roboty huk jak zwykle, w ostatniej chwili zawsze najwięcej trzeba zrobić. I pamięć wytężać, by o niczym nie zapomnieć 😀 Na przykład, by wyjąć w odpowiednim czasie produkty z zamrażalnika przygotowane wcześniej.  Bez kartki ani rusz. Od dawna planuję sobie na kartce i robię rozpiskę na przedświąteczny tydzień. Rzecz w tym, że zawsze coś innego mi przyjdzie do głowy i poszczególne działania przesuwam na kolejne dni. Nic więc dziwnego, że kumulują się na końcu. Nic to jednak, wczoraj z MS zaatakowaliśmy wspólnie pewne roboty w kuchni od dawna nie ruszane i z pieśnią na ustach i radością w sercach nadprogramowe czynności wykonaliśmy 🙂 😄 Żeby nie kłamać to pieśń była nie na ustach (kto by wytrzymał podobne pienia), lecz płynęła z głośnika sprzętowego w postaci ukochanego przez nas bluesa. Przy takim wsparciu robota paliła się w rękach 😂😂😂

W związku ze świątecznym czasem najpierw na ulicy zaświeciły się dekoracje.

… śniegu jeszcze nie było …

Potem 'nadejszły” śliczności od Magdy   –  https://pomiedzypatrzeawidze.home.blog/

Potem spadł śnieg w ilości ogromnej i mróz trzaskający się pojawił. Calineczka otworzyła pudełeczko i znalazła  kartkę świąteczną specjalnie dla niej zrobioną własnoręcznie przez ciocię Magdę 💗🎁😀

… śliczna, prawda? …

Calineczka z radością przekopywała się przez zaspy śnieżne chowając się przed nami. Na szczęście czerwoną kurteczkę widać z daleka i nie ukryła się całkowicie, oczywiście udawaliśmy, że nie możemy jej znaleźć zachęcając psiepsioły do szukania zguby 🐕🐕 🙂

W planie było lepienie bałwana. Śnieg się do tego celu nie nadawał, miał konsystencję piasku, przesypywał się w palcach. MS wpadł na pomysł przywołania marsjańskiego ufoludka, który na wezwanie się pojawił 😀

… prawdziwy ufoludek 🙂 …

Dziś po śniegu pozostały nędzne resztki i chlapa, pachnie wiosną na błotnistej łące. Ponieważ jednak Gwiazdka przyjdzie jutro bez względu na pogodę – życzę super prezentów, ŚWIĄT ZDROWYCH I SPOKOJNYCH, i wszystkiego co najlepsze dla Was wszystkich i Waszych biskich dziękując jednocześnie za Waszą obecność od poprzedniej Gwiazdki do dziś 💗❄💗

… GWIAZDKA też Magdusiną ręką zrobiona …

Niech się spełniają dobre życzenia 💗💗💗

💙💛

 

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 20 komentarzy