„Babie lato i kropla deszczu” – 62

    Kasia wypróbowała przepis z broszurki pod tytułem „Przepisy czytelników” i zwołała przyjaciółki na degustację. Na szczęście obydwie mogły się stawić bez uszczerbku dla życia rodzinnego, lecz Sabinka zaproponowała przeniesienie się do niej ponieważ chciała w międzyczasie upiec ciasto i wolała doglądać ciasto i piekarnik, aby nie musiała zbierać zwęglonych resztek zapomniawszy o bożym świecie w towarzystwie przyjaciółek. Tak więc uczyniły.

– Wiecie dziewczyny, jeszcze nie widziałam tak rąbniętego ojca – powiedziała Kasia.

– Kogo masz na myśli? – spytała Inga sadowiąc się wygodnie na turystycznym foteliku w ogródku Sabinki.

– Winicjusza, ojca Marysi – odrzekła Kasia.

– Ale dlaczego rąbniętego?

– Bo o niczym innym przez cały wieczór nie mówił tylko o tym, że ukochana jedynaczka straciła głowę na amen.

– Chyba normalne, taka kolej rzeczy – wzruszyła ramionami Inga.

– Normalne dla normalnych ludzi. Zaś on sobie nie wyobraża, iż jego księżniczka mogłaby na stałe wyjechać z Warszawy i tym samym zniknąć z oczu tatusia – westchnęła Kasia. – Czuję się zmordowana tymi opowieściami.

– O rety, to już nie te czasy, żeby znikać – powiedziała Sabina.

– To co, starą panną ma zostać, bo jemu się tak podoba? – z wyrazem dezaprobaty na twarzy dodała Inga.

– Teraz nie mówi się starą panną tylko singielką – sprostowała Sabina.

– Wszystko jedno. Co mu się Elka natłumaczy, że czas najwyższy dla Marysi na ułożenie sobie życia, bo latka lecą – Kasia z politowaniem pokiwała głową

– Oj, to może biedna tłumaczyć do upojenia. Zazdrosny ojciec gorszy od wszystkiego – zgodziła się Inga.  – U nas było tak. Dopóki przewijali się różni wielbiciele córci bez żadnych szans to się Feluś nie przejmował. A tu, szast prast i nagle okazało się, że sprawa jest poważna – Inga sięgnęła po kubek z kawą. – Mniam, dobra, a jaki ma zapach!…  Przypomniała mi się jego reakcja, kiedy Bogna pierwszy raz przyprowadziła Domana – zaśmiała się. – O matko, co on wymyślał, żeby obrzydzić go dziewczynie! Wiecie, jaka jest reakcja żywego organizmu na takie zachowanie?

– Oczywiście, wprost przeciwna od oczekiwanej – odpowiedziała rozbawiona Sabina.

– Właśnie. Wytłumaczyłam Bognie w czym rzecz, bo w pierwszej chwili nie mogła pojąć o co ojcu chodzi. Potem obydwie śmiałyśmy się z niego tak długo i tak bardzo aż mu wreszcie rozum wrócił.

– Typowy tatuś zakochany w córeczce. Przypomniała mi się Klarcia. Kiedyś, jeszcze mała była, nakrzyczałam na nią, a ona mi na to: „mnie sysko wolno, bo ja jestem ukochana cólecka tatusia”. Do tej pory się z tego śmiejemy.

– Żałuję, że nie zapisywałam różnych powiedzonek – z żalem powiedziała Inga. – Takie śmieszne były, a pamięć zawodna jest i pozwoliła im ulecieć. Teraz zapisuję szczebiotanie Ewelinki.

– Jakby mi się jakieś wnuczątko trafiło obiecuję, że będę zapisywać wszystko od początku – Sabina podniosła w górę dwa palce. – Słowo. Jak ja wam tych wnuczek zazdroszczę. Pewnie się takiego szczęścia nie doczekam.

– A niby dlaczego? – zdziwiła się Inga. – Moja córka twierdzi, że twoja córka wpadła jak śliwka w kompot i na pewno coś z tego będzie.

– Aha! – wykrzyknęła radośnie Kasia. – To ja wam coś zdradzę. Adelka mi powiedziała, że Alan, ten wnuk jej Adama, zdecydował się na przyjazd do Polski. Jakąś firmę będzie prowadził, filię tej, w której obecnie pracuje, czy jakoś tak. Nieważne. Ważne, że za tym stoi dziewczyna. Ta dziewczyna ma na imię Jagienka. I co wy na to? Widzicie, jak to dobrze spotkać się ze starymi przyjaciółmi?

– Ale bomba! Rewelacja! – ucieszyła się Inga. – Sabcia, masz potwierdzenie z dwóch niezależnych źródeł. Nie cieszysz się?

– Tylko dlaczego Jagna mi nic nie mówi? Śmieje się jak pytam.

– Sabinka, ja myślę, że ona jeszcze sama do końca nie wie na czym stoi. Nie chce żadnych komplikacji. Jeśli będzie wiedziała na pewno, dopiero wtedy się z wami podzieli swoim szczęściem – Kasia klasnęła w ręce. – Sabcia, daj no tej twojej pysznej nalewki, musimy takie wieści należycie uczcić.

– Z przyjemnością wam naleję, obyście miały rację. Obiecuję solennie, że jeśli ją macie, dostaniecie po flaszce na głowę z konsumpcją na miejscu…

– Czy mąż liczy się za jedną głowę? – Inga chciała ściślejszych informacji.

– Zwariowałaś? – skrzywiła się Kasia.

– Dlaczego niby zwariowałam? Bo facet to pógłówek i mu się cała flaszka nie należy czy jak? Przecież zdarzają się wyjątki – oburzyła się Inga.

– Głupia!  Ja chciałam powiedzieć, że to ma być odrobinka dla zdrowotności, a nie picie na śmierć – wyjaśniła Kasia..

– Aaa, no tak – przytaknęła po namyśle Inga. –  Czy to znaczy, że ty, Sabinka, nie chcesz nam dać na wynos? Niby czemu?

– No co wy? Wszystko wam dam, czego tylko zapragniecie! Konsumpcja na miejscu to w ramach wspólnego przeżywania radości miałaby być!

– Chyba, że tak – zgodziła się Kasia. – Mniam, mniam, muszę nastawić według twego przepisu tę nalewkę.

– Nie wyjdzie taka sama za skarby świata – zauważyła Inga. – Zawsze wychodzi inna choćbyś robiła idealnie tak samo jak Sabcia.

– Wiadomo, będzie smakować inaczej, ale na pewno będzie dobra. U mnie stoi świeża z wiśni… i jeszcze z malin… i się przegryzają. Mam też schowaną aroniową sprzed czterech lat. Czeka na jakąś wyjątkową okazję.

– Czyli jaką? – Inga chciała ściślejszej informacji.

– Przecież mówię, że wyjątkową.

– A konkretnie?

– Skąd ja mogę teraz wiedzieć? Przyjdzie czas to się okaże – spokojnie odpowiedziała Kasia.

– Wracając do tematu. Myślisz, że Jagna bez powodu zakręciła się koło mieszkania? – spytała Inga.

– Już wiesz? Skąd? – zdziwiła się Sabina. – Jeszcze nie zdążyłam wam o tym powiedzieć.

– Zapomniałaś, że nasze córki się przyjaźnią? Ostatnio przecież oblewały tę okazję wspólnie. Tajemnicy nie udałoby się dziewczętom zachować w żaden sposób – Ingę rozbawiło zdziwienie Sabiny.

– Miałam was, jako moje przyjaciółki, w imieniu Jagny zaprosić do odwiedzenia jej i obejrzenia nabytku…

– Z wielką przyjemnością skorzystam z zaproszenia. – uśmiechnęła się Kasia. – Czy już wam mówiłam, że pośrednio uczestnicząc w romansowej historii młodych czuję się tak, jakbym cofnęła się w czasie?

– Mówiłaś, mówiłaś – potwierdziły.

– To znaczy, że mówię prawdę, to po pierwsze. A po drugie, muszę sobie coś na pamięć kupić, jakiś bilobil czy coś…

cdn.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Babie lato i kropla deszczu, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź do „Babie lato i kropla deszczu” – 62

  1. Aniu, czytając ten fragment miałam wrażenie, jakbym siedziała z dziewczynami na tym ogródku, popijała kawę i słuchała tych barwnych opowieści. Rozmowy pełne życia, nalewki, westchnień i kobiecej solidarności – cudowny klimat! I ten ojcowski dramat… Aż chce się powiedzieć: „typowy tatuś”
    Pozdrawiam Kochana❤️❤️

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *