” Babie lato i krople deszczu” – 65

Ranek wstał tak  piękny, że nawet śpiochy otwierały oczy z podziwem i zachwytem witając nowy dzień. Sabina wyszła na taras zalany porannym słońcem, z radością uśmiechnęła się poddając twarz pieszczocie złotych promyczków.  Uśmiechała się, bo zupełnie przez przypadek, wcale nie celowo, nie z premedytacją, naprawdę niechcący zerknęła na sms widoczny na komórce córki zostawionej na stole. Zobaczyła zdjęcie pięknej róży, a pod spodem  słowa najważniejsze na świecie dla każdej kobiety. Słowa o jakich marzą od wieków osoby płci żeńskiej, słowa wyśnione przez młode dziewczęta, upragnione przez dorosłe kobiety w każdym wieku. Przeczytała: Kocham Ciebie Jagienka!

Korzystając z wczesnego obudzenia się Sabina wyszła na łąkę z Zadrą starając się nie budzić męża i córki.  O dziwo, natknęła się na Ingę, która ziewając od ucha do ucha odpinała smycz Zorki. Zadzior obwąchiwał krzaki.

– Co ty, spać nie możesz? –  zbliżyła się do przyjaciółki.

–  Nie mogłam spać, wciąż teściowa mi chodzi po głowie … Wczoraj Feliks pojechał z matką do Poradni Zaburzeń Pamięci na kolejną wizytę – powiedziała Inga.  – O, i Kaśka się tak wcześnie wybrała na spacer?

– Co w tym dziwnego?  – spytała Kasia. – A w ogóle to może „dzień dobry” byście powiedziały.

– Nie „dzień dobry” tylko „cześć” – sprostowała Inga. – Honoratka mnie pouczyła, że „dzień dobry” mówi się do obcych, a do swoich „cześć”.

– W sumie… – zastanowiła się Kasia, – twoja wnuczka ma rację. Ale ale, czy  pani Wala nie miała jechać do lekarza? Udało się?

– Tym razem nie było problemu, ubrała się, wyszykowała, radziła sobie zupełnie dobrze i nawet dowcipem błysnęła. Mówię wam, dziewczyny, jak za dawnych lat. Przypominała samą siebie z przeszłości – relacjonowała Inga przyjaciółkom.

– To dobra wiadomość – rzekła Sabinka.

– Było dobrze przez chwilę. Po powrocie do domu zmieniła się całkowicie, jakby powietrze z niej uszło… – westchnęła.

– Nie dziw się – powiedziała Kasia. – Podczas wizyty u lekarza była skupiona do ostatnich granic, napięta jak struna starając się wypaść najlepiej, ukryć swoje niedostatki i luki w pamięci. Po powrocie napięcie puściło. Wtedy człowiek się robi niczym szmaciana lalka. Pamiętam przecież… – zamyśliła się.

– Wiem, wiem o tym i dlatego udaję, że nie dostrzegam. Wszystko jest do zniesienia, zdaję sobie sprawę, że to wynik choroby. Jedno mnie jednak doprowadza do białej gorączki, po co ona bezustannie kłamie?

– Inga, a  pamiętasz jak dziewczynki były małe? Twoja Bogna albo Honoratka kiedy coś zbroiły na pewno zmyślały, żeby ochronić siebie.

– Przed czym? Nie biłam dzieci!

– Przed skutkiem tego co się stało, wyimaginowanym najczęściej. Ja dokładnie chłopaków pamiętam, potem Klarkę też.  Jestem pewna, że ten sam albo podobny mechanizm działa w demencji.

– Pewnie masz rację. – ze smutkiem powiedziała Sabina.  – Los mi oszczędził podobnych doświadczeń. – Inga, mów jeśli tylko mogę ci w czymś pomóc.

– Kochane jesteście, dziewczyny, naprawdę cudowne, dziękuję. Tak się cieszę, że was tu mam…

– My też się cieszymy, że ty się cieszysz, prawda Sabcia? – Kasia się puściła oko do sąsiadki.

– Prawda, im więcej radości tym lepiej  – ochoczo przytaknęła Sabina, ale po chwili dodała  poważniejąc, –  Bredzę

– Nie, nie bredzisz – ciepło spojrzała Inga na przyjaciółkę po czym znieruchomiała. – Trzymajcie psy – szepnęła.

– Czemu? – obydwie jednocześnie dały wyraz zdziwieniu.

– Ciii, spokojnie… tam jest sarna… żeby jej nie spłoszyły i nie poleciały za nią…

– Aaa, rozumiem – odszepnęła Kasia, – Mikołaj widział ją kilka dni temu. To znaczy nie wiem czy tę samą czy jakąś inną. W każdym razie sarnę.

– Biedna, smutny los ją czeka – szepnęła Sabina. – Niedawno Tolek widział martwą przy ulicy, samochód ją zabił.

– Bidulka, takie stworzonko nie ma żadnych szans w zetknięciu z ludźmi. A jeżdżą tu jak wariaci, kompletnie bez rozumu i wyobraźni – dodała Kasia.

– Już sobie poszła – powiedziała Inga normalnym głosem. – Proponuję nie spuszczać psów, chodźmy dalej, pokażę wam nowe przejście. Odkryliśmy z Mikołajem, że można przejść przez bramę, która wcale nie jest zamknięta na kłódkę, tylko tak wyglądała. Jest po prostu okręcona drutem.

Po długim spacerze, udanym ze względu na pogodę i  towarzystwo, Inga wróciła z psami do domu, dała im śniadanie i usiadła w fotelu opowiadając mężowi o spotkaniu dzikiego stworzonka. Teściowa zeszła po schodkach z telefonem w dłoni.

– Komórka nie działa – powiedziała, podała synowi, zawróciła i weszła na schody zmierzając do siebie.

– Nie upadła ci przypadkiem? – spytała Inga.

– Nie – kategorycznie odpowiedziała starsza pani już z niechęcią patrząc na synową z góry, z ostatniego stopnia.

– Jakoś w to nie wierzę – mruknęła Inga pod nosem.

Feliks próbował uruchomić urządzenie tak, jak do tej pory. Często zdarzało się mamie  zablokować telefon przez nieskoordynowane równoczesne wciskanie różnych przycisków. Tym razem nic nie pomogło. Podłączył ładowarkę – na próżno czekał na rezultat. Spróbował otworzyć obudowę, nie udawało się. Dziwna sprawa. Wreszcie po podważeniu cienkim nożem wieczko odskoczyło i… okazało się, że wewnątrz pusto! Nie ma baterii!

Tym razem nie wytrzymał i pognał na górę. Inga siedziała nieporuszona i słuchała. Już dawno przestała się wtrącać między matkę i syna, tonowała tylko Feliksa kiedy była taka możliwość.

– Znowu kłamie – mówił wzburzony wróciwszy na dół z telefonem w ręce.

– Cicho, kotuś, nie irytuj się, to chory człowiek…

– Ale do kłamania nie jest chora. Od razu ma przygotowane jakieś kłamstwo!

– Ona się tak broni …- tu powtórzyła rozmowę z sąsiadkami

– Przed kim się broni? Przede mną? Ja się nią opiekuję, dbam, żeby jadła, daję leki, zabieram na spacery….

– Raczej rzadko, przecież nie chce chodzić.

– To już nie moja wina!

– Pewnie, że nie twoja, nie twoja Feluś, nie twoja…

– Wiesz co leżało u niej na półce? No wiesz co? Bateria od telefonu!

– Widocznie komórka jej się wymsknęła z rąk, stuknęła o podłogę i bateria wypadła. Mama obudowę wcisnęła i przyniosła ci, że nie działa. Potem zobaczyła baterię, nie wie co to takiego więc podniosła i położyła na półce.

– To dlaczego kłamie, że jej nie spadła komórka?

– Bo może nie wie, że spadła? Bo już nie pamięta? Uspokój się skarbie, dam ci tabletkę na uspokojenie, dobrze? Niech ci trochę odpuszczą nerwy, rozluźnisz się…

Nie chciał, wzbraniał się, ale jednak wziął. Inga odetchnęła, zaraz mu odpuści, przecież nie może żyć w ciągłym napięciu

– Rozluźnię się dopiero jak komornik odzyska nasze pieniądze – powiedział.

cdn.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Babie lato i kropla deszczu, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *