„Babie lato i kropla deszczu” – 64

Pobyt Patrycji u siostry trochę się przeciągnął. Miała zaległy urlop, postanowiła więc częściowo go wykorzystać odczuwając nagle – będąc z dala od pracy i codziennych zajęć – ogromne zmęczenie. Sabina nie miała nic przeciwko zajmowaniu się kotami. Wprawdzie Patula za nimi tęskniła, lecz tęsknotę ukoić pomagały koty siostry. Szefowa redakcji zgodziła się na urlop tylko dlatego, że Patrycja obiecała długi i ciekawy tekst o dziwnych losach z przeszłości. Wprawdzie nie miała jeszcze zielonego pojęcia co napisze, ale stwierdziła, że będąc w Krakowie na pewno wpadnie na jakiś ciekawy temat. Nie ma innej opcji. Poza tym czuła, że jej obecność pomaga siostrze i siostrzenicy odnaleźć się w nowej sytuacji, inaczej spojrzeć na rozwój wypadków, znaleźć pozytywne strony dołującej rzeczywistości i ujrzeć przysłowiowe światełko w tunelu.

– Dziewczyny, idę po zakupy – oznajmiła. – Idziecie ze mną?

– Ja idę, ciocia, ja idę – zawołała Oluśka. – Czekaj, tylko wyślę sms… Już.

– Z kim tak rozmawiasz? – zainteresowała się ciotka.

– Z Szymkiem. Nie pamiętam co kazała pani kupić na plastykę.

– To kolega z klasy?

– Tak, z klasy. Jego tata pracuje w muzeum, zajmuje się starymi papierami i był raz u nas w szkole na godzinie wychowawczej, opowiadał o pracy w muzeum i po co to jest takie bardzo potrzebne.

– O, może mi temat do artykułu podrzuci… I po co jest potrzebne? – Patrycja była ciekawa co Oluśka wyniosła z takiej pogadanki.

– Nie wiesz? Po to przecież, żeby pamiętać o przeszłości – Olga spojrzała na ciotkę, jakby spadla z nieba albo była ździebełko niedorozwinięta. – Jak się o swoich korzeniach nie pamięta to się traci tożsamość, można zatracić poczucie więzi rodzinnych, można nawet stracić poczucie własnej wartości nie znając swoich przodków.

– O! – tyle powiedziała zaskoczona odpowiedzią dziewczynki.

Nieduże centrum handlowe było blisko, szybko więc doszły piechotą na miejsce.

– Ciocia, ja sobie pobiegnę do książek, zobacz, na tamtym regale są też nowe płyty – pokazała dziewczynka ruchem głowy. – Mogę?

– Dobrze, biegnij sobie. Ja pójdę znaleźć to, co mam na kartce – Patrycja pokazała część sklepu z produktami spożywczymi. – Tam mnie szukaj, albo ja znajdę ciebie jak skończę. Masz telefon?

– Mam – zaśmiała się dziewczynka. – Szukałybyśmy się jak ty z mamą w metrze.

– Właśnie, dlatego uważam, że telefon trzeba mieć przy sobie na wszelki wypadek, żeby uniknąć podobnych sytuacji.

Patrycja kiedyś umówiła się z siostrą w metrze i czekały na siebie długo, coraz bardziej złe jedna na drugą… przy tym samym filarze, tylko po dwóch różnych stronach nie widząc się wzajemnie. Kiedy wreszcie się zdecydowały nie czekać dłużej, śmiertelnie się na siostrę obrazić i nie odzywać się przynajmniej przez miesiąc – ruszyły jednocześnie w kierunku  wyjścia i zderzyły się ze sobą. Sytuacja była przekomiczna i Patrycję zawsze rozbawiało  wspomnienie zdarzenia.

Olga pobiegła do interesujących ją towarów, Patrycja załadowała wózek jedzeniem dla ludzi i kotów. Odwróciła się jeszcze zainteresowana nieznanymi jej puszkami z kocim żarełkiem i … usłyszała huk spowodowany wózkiem z dużą prędkością uderzającym w jej wózek, który wpadając na regał z puszkami zrzucił kilka z nich. Potoczyły się z hałasem po podłodze, wywołując zainteresowanie wielu klientów. Patrycja zaczęła zbierać puszki  jedną ręką drugą przytrzymując się swojego wózka i klnąc pod nosem.

– Ja cię widziałem – krzyknął  mężczyzna dopadający do wózka, który  spowodował zderzenie. – Ja cię widziałem! To na pewno ty! Będziesz wisiała na ścianie!

Patrycja znieruchomiała na moment po czym podniosła się pomału i chciała spojrzeć z góry na sprawcę  całego zamieszania. Nie udało się, przewyższał ją o głowę. Mimo to nie straciła animuszu.

– Czy to jest groźba? – wycedziła przez zęby patrząc przymrużonymi oczami jak kot przed atakiem na zdobycz.

– Ależ skąd…

– Ciocia, co tu się stało? – Oluśka znalazła się obok. – O, dzień dobry panu – grzecznie powiedziała zobaczywszy „napastnika”. – Ciocia, to jest tata z mojej klasy, no, tata Szymka, wiesz… – zawstydziła się nagle.

– Aha, tata – groźnie spojrzała Patrycja. – Niezłych gagatków masz w klasie. Jeśli tata chciał mnie powiesić to co zrobi syn?

– Co ja chciałem? – wyraz kompletnego osłupienia pojawił się na niewątpliwie przystojnej twarzy „taty z klasy”.

Obok ojca pojawił chłopiec w wieku Olgi. Spojrzał na dziewczynkę i oboje zgodnie parsknęli śmiechem. Patrycja jeszcze przez chwile patrzyła groźnym wzrokiem na sprawcę „katastrofy wózkowej”. Był naprawdę przystojny… Lekko szpakowate włosy układały się miękko, nie były modnie wygolone po bokach co od razu zauważyła. Pomyślała, że świetnie wygląda właśnie dlatego, nie przypomina seryjnego produktu z tej samej taśmy produkcyjnej co większość znajomych…

Widząc zaśmiewające się dzieciaki i przyglądających im się ludzi przechodzących obok, rozluźniła się i dotarł do niej sens słów „taty z klasy”.

– Ty jesteś Patrycja, znajoma Marysi Barteckiej…

– Jestem – przyznała. – A skąd pan… skąd o tym wiesz? W służbach pracujesz czy co?

– Nie muszę, mam dzieci i przyjaciół – uśmiechnął się rozbrajająco.

Patrycja pomyślała, że ładnie się uśmiecha… Co Oluśka o nim mówiła? Aha, że jest rozwiedziony i sam zajmuje się chłopcami… Coś takiego! Rzadki przypadek, plus dla niego… Spojrzała życzliwszym okiem i zaczęła słuchać.

– Kiedy ostatnim razem byłem w Warszawie  przypadkiem zobaczyłem twoje portretowe zdjęcie, które Marysia miała powiesić w „Filiżance”…

– Naprawdę? Niemożliwe! Ten świat jednak jest mały, coś niesamowitego!

– Ciocia, czy to znaczy, że ty znasz tatę Szymka?

– Nie, nie znam – spojrzała spod oka na przystojnego tatę Szymka.

– To może nadrobimy tę drobną niedogodność. Jestem Karol Januszko, tata Szymka i Tymka, dwóch urwisów, z których jeden jest tutaj, a drugim chwilowo zajęła się moja mama.

– Patrycja Dębowska – odpowiedziała uściskiem na uścisk męskiej dłoni.

– Ciocia,  chodźmy na pizzę – pociągnęła ją za spodnie Oluśka. – Proooszę!

– Tato, chodźmy na pizzę – powtórzył  Szymek za koleżanką.

– Patrycjo, jeśli dzieci tak zgodnie proszą to może dasz się zaprosić na tę pizzę?

– Właściwie… – zawahała się. – Właściwie czemu nie?  Ale płacę za siebie i Olgę.   Zamówili dwa rodzaje pizzy, dzieciaki pochłonęły swoje porcje w zawrotnym tempie, pobiegły zobaczyć jakie smaki lodów kryją się  pod różnymi kolorami w gablocie cukierni po drugiej stronie korytarza. Czas płynął, dzieci miały swoje sprawy, dorośli rozmawiali jakby znali się od dawna. Być może wspólni znajomi byli płaszczyzną, która pozwoliła zatrzeć poczucie obcości, być może coś innego, coś nieuchwytnego, nieuświadomionego co niepostrzeżenie przyciąga do siebie ludzi i sprawia, że czują się jakby znali się od lat.

– Rany koguta, jak późno! – Patrycja spojrzała na ekranik komórki. – Zasiedziałam się. Oluśka! Olga! Chodź, musimy pędzić… Dzięki za towarzystwo, miło było…mimo początku – oboje parsknęli śmiechem na wspomnienie „wózkowej sceny”.

– Patrycjo, Romeo i Julia mieli scenę balkonową, nas połączyła wózkowa – powiedział Karol. – Chyba się jeszcze zobaczymy przed twoim wyjazdem? Zgodzisz się?

– Przeciwwskazań nie widzę – odrzekła zakładając plecaczek.

cdn.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Babie lato i kropla deszczu, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Babie lato i kropla deszczu” – 64

  1. jotka pisze:

    Mieliśmy podobne poszukiwania w dużej galerii w Poznaniu. Umówiliśmy się z synem i synową obok Costa Café, ale okazało się, że są tam dwie kafejki…na różnych piętrach 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *