„Pasma życia” 18a

Kasia zastukała do drzwi Adelki. Przywitał ją oczywiście ogłuszający radosny psi jazgot, po którego opanowaniu przysiadła na krześle. Na chwilę tylko, bo przecież nie miała czasu, musiała nadrobić domowe zaległości powstałe podczas pobytu taty u niej, kiedy Tosia pojechała do domu pozałatwiać swoje sprawy.

– Miałam tatę u siebie.  Był wyjątkowo spokojny, nie kłócił się ze mną tym razem, może to ja miałam w sobie mniej agresji, bo, niestety, łapię się na tym, że mam złe myśli. Jestem złośliwa i paskudna, a przecież nie chcę taka być! Zrobiliśmy obiad, byliśmy na spacerze. Biedny nie pamięta, że oglądał nowe budynki Ursynowa podczas pobytu u mnie, za każdym razem dziwi się, że takie zmiany nastąpiły, a on ich nie widział do tej pory. Jak Tosia wróciła, nie wiedział gdzie ma jechać, po co, gdzie mieszka, skąd się wziął, zaś na Tosię mówi „mama” – żaliła się przyjaciółce.

– Całe szczęście, że ją akceptuje, nie ma znaczenia jako kogo. Gdyby się jej bał albo nie lubił, byłoby gorzej.

– Byłoby całkiem do kitu – westchnęła Kasia.

– Dobrze, że jest sprawny fizycznie, przynajmniej pod tym względem nie wymaga opieki.

– Na pewno tak, ale z drugiej strony właśnie dlatego chwilami jest nie do opanowania. Ma więcej siły niż Tosia i ja razem. Na przykład potrafi odsunąć ją od drzwi i iść nie wiadomo gdzie. Trzeba go gonić, dogonić, a potem przekonać, żeby wrócił do domu. Kiedyś poszedł z Tosią na spacer do parku. W pewnej chwili wstał, podziękował za miłą rozmowę, po czym ruszył i nie chciał jej do domu wpuścić. Kiedy indziej narobił rabanu, że się do niego obca kobieta przyczepiła. Tosia musi nosić ze sobą zaświadczenie od lekarza o jego chorobie, bo on wcale na chorego nie wygląda.

– Naprawdę ci współczuję. Wiem, że nie ma  rady, nikt nie wie tak naprawdę skąd się to choróbsko bierze i po co. Pewne jest tylko, że lepiej nie będzie, a zagrożenie z jego strony zacznie się stawać coraz większe – z troską spojrzała Adelka.

– Kaśka! Przestań się użalać nad sobą – ryknęła Elka pojawiając się niespodziewanie, bo otwieranie drzwi wejściowych zagłuszyło psie szczekanie. – Przecież mówiłam, że zaraz przyjdę – dodała już normalnym głosem po przywitaniu się z psami.

– Nie użalam się, tylko nie mam siły…

– Każda z nas nie ma siły, a jednak wszystko wytrzyma. A co ja miałam z mamą? A ona? – wskazała na Adelkę. – Już zapomniałaś? Teraz przyszła kolej na ciebie i tyle.

– Wiem przecież, ale nie mogę sobie poradzić sama ze sobą. Wszystko mi się poplątało. Życie mi ucieka, ja siedzę tu, Mikołaj tam, a powinniśmy być razem  już zawsze, bo czas się kurczy… Do tego nie mogę spokojnie patrzeć chwilami na wyraz twarzy ojca, siebie nienawidzę w związku z tymi uczuciami jeszcze bardziej.  Nie mogę znieść kiedy się kłóci i staje agresywny. Nie potrafię zapanować nad negatywnymi uczuciami… I mam żal, taki straszny, przejmujący żal do świata, do losu, do siebie…Przez tych kilka dni miałam koszmar, nieprzespane noce, niedobrze mi się robi na samo wspomnienie, tylko  ryczeć mi się chce i ryczę…

– Rycz, rycz – objęła Ela przyjaciółkę. –  Przy nas możesz bez stresu.

– Widziałam przecież twojego tatę dwa dni temu – powiedziała Adelka. – Wygląda znakomicie, żartuje, zachowuje się jakby nigdy nic…

– Prawda? – Kasia otarła łzę z policzka. – Upośledzenie narasta stopniowo, sama pamięć to jeszcze mało. Najpierw zauważyłam, że ma jakieś zaburzenia orientacji w czasie i przestrzeni. Ubierał się w cienką kurtkę kiedy było zimno, nie wiedział jaka jest pora dnia czy roku. Potem zaczęły się urojenia… Zresztą, opowiadałam wam na bieżąco, więc wiecie jak było.

– Wiem, że to trudne – z wahaniem zaczęła Adelka, – ale chyba powinnaś przyzwyczajać się do myśli o bardziej specjalistycznej opiece…

– Przecież byłam z nim w specjalistycznej poradni, przebadali go, dostał leki…

– To teraz, ale masz świadomość, że te leki nie leczą, prawda?  Powstrzymają chorobę na trochę albo i nie.

– Chyba zwariuję, już nie wiem co robić, co myśleć… Może i u mnie się ten ojcowy volksdeutsch już odzywa…Dopóki jeszcze kojarzył, żartował, że w czasie wojny walczył z hitlerowcami, a teraz ma własnego volksdeutscha w głowie.

– Nie zwariujesz, wytrzymasz, tylko pomyśl o słowach Adelki, bo mądrze mówiła – pokiwała głową  Elżbieta.

Kasia wróciła do domu, zabrała się za porządki w szufladzie, żeby oderwać myśli od koszmarów realnego życia. Na podłogę wypadły kartki zapisane jej pismem, mające na celu zapis myśli w ramach odstresowania. Podniosła i czytała.

 

    24.04. No i skończyłam 51 lat. Dopiero co babcia mówiła, że jak była młoda to uważała, iż 50 lat starczy, bo człowiek potem strasznie stary… I co? Babcia dziewięćdziesięciu dwóch lat dożyła, nie ma jej na tym świecie od lat 15,  ja już pół wieku przeskoczyłam. I zdaje mi się, że życie dopiero przede mną…

   Chyba z wiekiem robię się coraz gorsza. Jestem okropnie złośliwa, wszystko mnie wkurza i jestem na siebie za to wściekła. Żal mi taty, ale gdy dwudziesty raz odpowiadam w ciągu krótkiego czasu na to samo pytanie, mam mordercze instynkty. A przecież nie mogę tego pokazać po sobie. Pewnie jednak coś da się wyczuć, bo ojciec wtedy się denerwuje dlaczego nie odpowiadam normalnie, tylko się denerwuję, więc ja się denerwuję, że on się denerwuje, że ja się denerwuję … i tak dalej. Dom wariatów. Chce co chwilę jechać do domu, albo iść. Mówi, że się przejdzie… zobaczyć jak tam jest, bo nie wie… przecież dopiero ma zamieszkać… tam…Gdzie? …No, tam…gdzie był przedtem, zanim był tam, gdzie był teraz…Pyta, czy pójdę z nim do tego mieszkania, to on sobie weźmie skarpetki, do lekarza, żeby mieć czyste. A do jakiego lekarza? Po co ja tam idę? Czekaj… ale ja nie mam pieniędzy… czy tu jest gdzieś w pobliżu bank?  Dziś niedziela. Wszystkie banki zamknięte. ..To jaki mamy dzień? Niedziela? Psiakość, to zamknięte a ja mam tylko sto zł. Jak pójdę do lekarza? Ile  tam trzeba zapłacić?… Nie trzeba, to w ramach funduszu zdrowia…. Pójdziesz ze mną do mojego banku koło domu?…. Nie!!! … Dlaczego?  Wezmę tylko pieniądze na lekarza… Nie potrzeba. A na taksówkę masz … Skąd wiesz?…. Przecież sam mówiłeś. … Ale ja mam tylko 100 zł.,… To dużo pieniędzy!…  Ale ja bym chciał, żebyś ze mną poszła do domu…. Którego?!.. Naszego, tam gdzie wszyscy mieszkamy…. To ty tam mieszkasz. Ja tu. Od 24 lat!… A ja gdzie? Nie wiem, gdzie mieszkam teraz, skąd do ciebie przyjechałem, muszę zobaczyć co ja tam mam, muszę się rozejrzeć dopiero, zorientować…. Masz wszystko co trzeba… Skąd wiesz? Byłaś tam? … Przecież przyjechałeś stamtąd dwa dni temu, Kamil cię przywiózł…

 

   27.04. Nie spałam od piątku, dziś jest środa. Całe noce chodził, myszkował po wszystkich kątach, szperał w kieszeniach, opróżnił wszystkie kieszenie kurtek wiszących w przedpokoju, zaglądał do łazienki – i robił to co zawsze: odkręcał wodę i dopóki ja nie zorientowałam się i nie zakręciłam, płynęła i płynęła. Wyciągał portfel z dokumentami i chował, chodził z nim i co chwilę gdzie indziej chciał go ukryć. Ocknęłam się we właściwym momencie, bo już przyszedł z nim do pokoju i szukał, gdzie ukryć… Schowaj tam, gdzie był bo nie znajdziemy….. Nic…. Włóż z powrotem do kieszeni swojej kurtki, bo zginie…. Dlatego chcę go schować, żeby mi ktoś nie ukradł, bo tu jest blisko drzwi…..Nikt ci nie ukradnie…..Skąd ty możesz to wiedzieć, ktoś wejdzie i ukradnie. Jakiś obcy….Tato! Nikogo tu nie ma obcego! … Pewna jesteś? … Tak! Pewna jestem!… A gdzie oni są? …Kto?!… Ci wszyscy co tu byli… Tu nikogo nie było! Tylko ty, ja i Kamil!… Idź wreszcie spać….Ty śpij a ja – zaczął upychać portfel pod poduszką…. Dobrze, niech ci wypadnie jak będziesz spał i pies ci zeżre. Nie pójdziesz ani do banku, ani do lekarza…. O dziwo, dotarło do niego i zaniósł  do kurtki, włożył do kieszeni.

Inna atrakcja: budzę się, bo ze zmęczenia padłam a on ubrany… Co robisz? Czemu się ubrałeś? (jest 2-ga w nocy)… Bo już się wyspałem. Muszę się ogolić, ale nie wziąłem sobie przyrządów do golenia. Jak ja będę chodził taki zarośnięty?… Teraz się nie chodzi tylko śpi!… A czy ja ci przeszkadzam?…Tato, jest noc… Tak? No to wezmę samochód i pojadę do domu, nie będę ci przeszkadzał… Tato, nie pojedziesz do domu, bo Tosia  pojechała do siebie a ty nie możesz być sam… To pojedź tam ze mną.   Jest noc, idź wreszcie spać! …Jak ci przeszkadzam to idź do siebie… Ale ja jestem u siebie!… To gdzie ja jestem? … Jesteś u mnie… A dlaczego? To gdzie ja mieszkam? Już nic nie wiem… Od 40-tu lat mieszkasz w Warszawie…. Tu?… Tak, tu… A gdzie byłem wcześniej? … Nigdzie! Tu jesteś od 40 lat. … Ale mam mieszkanie w Opolu, albo w Krakowie…. Niczego nie masz! … Jak to nie mam? A co się z tym stało? Muszę zdjąć tabliczkę z drzwi, zapomniałem zdjąć tabliczkę. … Nie ma tam żadnej twojej tabliczki. Mieszkają od dawna inni ludzie… Ci co tu byli? … Gdzie!?… Tu… Tato, idź spać, jutro ci wszystko wyjaśnię…. Na chwilę zamilknie dla złapania oddechu, po czym znów zaczyna to samo. Nie przyjmuje niczego do wiadomości, zaczyna się robić agresywny. 

Koniecznie chciał przez balkon iść na górę zabrać swoje rzeczy…. Nie ma niczego naszego na górze, tam mieszkają sąsiedzi w swoim mieszkaniu… Nieprawda, tam jest mój pokój , ukrywałem się w nim przed Niemcami całą wojnę….

 

   11.05. Wiem, że nie wie gdzie jest i co mówi, nie ma orientacji w czasie i przestrzeni. Powinnam uspokoić się i wspominać same dobre chwile, bo rzeczywiście miałam szczęśliwe dzieciństwo i młodość. a teraz jakby tego nie było, zostaje tylko niechęć, żal, złość, frustracja. Nie mogę, nie potrafię pomóc sobie, nikomu. Choć zdawało mi się, że jestem mądra i znam prawa rządzące kosmosem, zachowuję się jak gówniarz. Obcym potrafię radzić,  sama  sobie pomóc nie umiem.  Czasem  mam ochotę mu coś przykrego powiedzieć – czyż nie jestem stuknięta? Oczywiście niczego nie zrobię, sama się stukam w głowę, nic mi się nie podoba, jestem przemęczona i stąd takie durnoty. A do tego dla Mikołaja nie mam siły i po co mu taka baba? Tak nie powinno być, ja też mam prawo do życia! Myślałam, że kiedy dzieci dorosły trochę pomyślę o sobie, a tu …zaraz zwariuję. Jak sobie z tym wszystkim poradzę? Biegam między Ursynowem, Siekierkami, Pragą, na dodatek cały dzień spędzam w pracy, która nie jest bynajmniej bezstresowa,   odpocząć nie mam kiedy. JUZ NIE MOGĘ!!! NIE MAM SIŁY!!! JESTEM WYKOŃCZONA!!! MAM DOŚĆ!!! NIECH TO SIĘ SKOŃCZY!!

 

   13.05.  Wczoraj byłam u taty. Był taki normalny i kochany. Mam wrażenie, że to ja jestem chora na głowę a nie on. Skąd we mnie tyle złości i goryczy? Jak mogę mieć do niego pretensję o chorobę? Nie pamiętał, że ma córkę. Potem sobie na chwilę przypomniał. Przepraszam go z całego serca, a jutro albo dwa dni później znów będę się wściekać. Wiem, to dla mnie nauka, muszę nauczyć się opanowania, spokojnego podejścia do życia, spraw we mnie i wokół mnie się dziejących. Ale to takie strasznie trudne. Kocham Cię tato.

6.02.2018

  • Gość: [kasiapur] *.toya.net.pl Nie wiem co napisać… bo tu już wszystko jest. Bardzo mnie wzruszyło
    to ,,opowiadanie,, – nie ma mądrych na to życie, ech…
    ,,przytulańce,, I dobrego Aniu 🙂
  • annazadroza Kasiu:-) Akurat się tak złożyło, że przeżycia bieżące z babcią D. nałożyły się na rozdział w powieści. Widocznie tematu do końca jeszcze nie przerobiłam w tym wcieleniu…
    Jeśli chodzi o dialogi mojej bohaterki z ojcem – są autentyczne. W ramach odreagowania zapisywałam na bieżąco na włączonym stale komputerze, bo łatwo się domyśleć, że akurat ten wątek jest odwzorowaniem realu…
    Pozdrawiam Cię Kasiu baaardzo serdecznie i Ciepłego z Puchatym posyłam moc:)))
  • Gość: [kasiapur] *.toya.net.pl Ja się prawie wszystkiego domyślam Aniu. Jesteś dzielna..
    serdeczności i dobrej nocy dla Ciebie.
  • annazadroza Kasiu:-) Nie jestem wcale dzielna, staram się być normalna. Może nie zawsze mi to wychodzi:)
    I Tobie dobrej nocy:)))
  • kobietawbarwachjesieni Przytulam Cię mocno. Pisz dalej, bo pięknie to robisz. Ściskam.
  • annazadroza Maryniu:-) Dziękuję Ci bardzo:) Zawsze umiesz podlać miodem moje serce:)
    „Pasma…” już napisane jakiś czas temu. Teraz czytam po rozdziałku przed publikacją i sama się dziwię… Wracają do mnie chwile i … tęsknota za Tatą. Był wspaniałym człowiekiem, wsparciem i oparciem. Był cudowny:)))
  • Gość: [kasiapur] *.toya.net.pl Z własnego doświadczenia wiem jak bliscy nie mogą pogodzić się z chorobą.
    Ile słów przykrych i ciężkich w moją stronę – jak kamienie…a przecież
    mnie nie zostawił jest ze mną. Ale nie może pogodzić się, czuję że nosi
    obraz mnie, która wszystko ogarniała była, dynamiczna wszystkiemu zaradziła,
    a teraz…
    Piszesz Aniu naprawdę wrażliwie i przejmująco ( dla mnie to najważniejsze)
    serdecznie ściskam i udanego tłustego czwartku ! :))))
  • annazadroza Kasiu:-)Myślę sobie, że bardzo trudno pogodzić się ze zmianą sytuacji i ról oraz, że osoba, która dostawała na tacy musi nagle sama tę tacę wziąć do ręki i przenieść. Niektórzy dopiero wtedy mają okazję poczuć jej ciężar… Różnie potem może być. Albo cisną tacą o ziemię i sobie pójdą, albo niosą choć strasznie narzekają. Może z czasem zrozumieją i odczują, i poniosą ze zrozumieniem, empatią i miłością? Któż może wiedzieć, co się czai za zakrętem?
    Zjedz koniecznie dużo słodkiego, dziś wolno cukier w każdej postaci, nawet wprost z cukierniczki:)))
Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasma życia, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *