„O Matyldzie co nie chciała Nikodema” 6

Pierwszy semestr minął szybko. Czas był wypełniony nauką, spotkaniami towarzyskimi, marzeniami o przyszłości. Przyjaciółki uczyły się wspólnie, zdały z dobrymi wynikami wszystkie egzaminy, pozaliczały kolokwia. Potem Mira nie czuła się najlepiej, więc Matylda chodziła na wszystkie wykłady robiąc notatki przez kalkę. Przyszła mama w tym czasie siedząc w pokoju wertowała opasłe tomiska wbijając potem przyjaciółce do głowy opanowaną przez siebie wiedzę. Podział pracy okazał się świetnym pomysłem i radziły sobie doskonale. Musiały wytężyć wszystkie siły, aby jak najszybciej zakończyć letnią sesję zdając egzaminy w terminie zerowym.

Nic nie zakłóciło ustalonego porządku dni z wyjątkiem jednego wydarzenia, na które Matylda nie zwróciła większej uwagi ze względu na to, co nastąpiło później.

Przed dorocznym zjazdem sław okulistycznych zamieszczono w prasie zdjęcia kilku z nich. Fotografie nie były zbyt wyraźne, druk rozmazany, z trudem dało się odczytać nazwiska.

– Włącz światło – poprosiła Matylda machając gazetą. – Ciemno już i nie mogę odczytać kto to jest.. Kogoś mi ten facet przypomina.

Mira spojrzała. Sięgając ręką do kontaktu potrąciła kubek z resztką kawy, która rozlała się uniemożliwiając identyfikację twarzy i nazwisk.

– Ojej, przepraszam, nie chciałam, ale taka jestem już ciężka i niezgrabna – tłumaczyła. – Ostatnio wszystko leci mi z rąk.

– Nie, nie, to moja wina – zerwała się Matylda. – Przecież powinnam się sama ruszyć, a nie ciebie fatygować, zapomniałam, że jesteście dwie.

– Mylisz się – uśmiechnęła się Mira. – Trzy.

– Co takiego?

– Robiłam USG. Wykrakałaś mi bliźniaki i umieram z radości!

– Mirka, to cudownie!

– Nie uduś mnie. Zobacz czy ci kawą nie poplamiłam spódnicy.

– Nie, nic nie widać. Wiesz co? Tak mi jakoś przeleciało przez myśl, że facet z gazety przypomina mojego Księcia z Parku.

– Znów o nim myślisz? – wciąż rozpromieniona Mira czule spojrzała na przyjaciółkę.

– Wiem, że to idiotyczne, kompletna dziecinada, ale cóż na to poradzę? Nikt mi się nie podoba, mężczyźni ogólnie mnie denerwują. Sama widzisz, że zostaje mi tylko praca naukowa i służenie innym. Jak myślisz, dlaczego?

– To proste, tak się zaczyna wiele chorób psychicznych – poważnie odpowiedziała Mirka. – Daj się zbadać.

– No wiesz! Przestań się ze mnie nabijać. Wcale mi się nie chce śmiać, nic mi się nie chce i jest mi smutno.

– Nie nabijam się. Chcę ci jedynie zwrócić uwagę, że zwyczajnie się zakochałaś i nie chcesz się do tego przyznać.

– No litości! Jak mogłabym się zakochać w kimś, kogo widziałam raz w życiu przez kilka chwil i do tego o zmroku? Pewnie bym go nie poznała, gdyby przede mną stanął. Wbrew twoim sugestiom jestem zdrowa na umyśle i twierdzę, że aby kogoś kochać, trzeba dobrze znać jego charakter, reakcje na różne sytuacje, gust, upodobania, zaakceptować wady…

– A ja uważam, że miłość spada na człowieka w niewiadomym momencie, jest nieprzewidywalna, nieobliczalna, niemierzalna, przynosi tyle cierpienia co radości, ale życie bez niej nie ma absolutnie żadnego sensu… Ojej, dzwoń do Marka! Niech się zwolni z pracy, szybkooo!

– O matko, Mira! Co ci? Już? Poczekaj, zgłupiałam zupełnie, nie wiem co robić…. Oddychaj, o, już wiem, masz oddychać…

– Spokojnie, w porządku. Idź do telefonu. No idź już, niech wsiada w taksówkę…

24.08.2018

 

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii O Matyldzie co nie chciała Nikodema, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *