„Pasma życia” 18

Kasia obserwowała modrzew rosnący za oknem. Niedawno był malutkim drzewkiem narażonym na zniszczenie głównie  przez sanki zjeżdżające z dziećmi z górki, a teraz stał wysoki, piękny, majestatycznie poruszając miękkimi igłami. Myślała o ojcu. Jego choroba została ostatecznie zdiagnozowana. Wyrok zapadł. Nie ma możliwości odwołania. Nie zdarzy się cud i nie wróci poprzedni stan umysłu. Pewnych części mózgu po prostu nie ma, zniknęły, zdematerializowały się albo je pożarł wirus. Od momentu wzięcia ojca do siebie Kasia analizowała jego dziwne zachowanie. Po przeczytaniu książki na temat  choroby Alzheimera nie miała wątpliwości. Oto  klasyczny, podręcznikowy przypadek. A mimo to jednoznaczna diagnoza lekarska wpędziła ją w stan trudny do określenia. Z jednej strony była to jakby ulga, że nareszcie wiadomo na pewno co to za licho, zaś z drugiej strony ból i żal do losu, że to prawda.  I dlaczego akurat jej ojca to musiało spotkać? I czemu ona zawsze dostaje od życia po głowie? Myślała, że wreszcie ułoży sobie to życie, zazna trochę szczęścia a tu masz! Znowu same problemy.

Rzeczywiście – sytuacje, w jakich Kasię postawiła choroba ojca, były całkowicie nieprzewidywalne. Nigdy nie wiedziała czego może się spodziewać za parę minut.  Starszy pan na pozór zachowywał się zupełnie normalnie, odpowiadał sensownie, uczestniczył w rozmowie wypowiadając się logicznie i na temat, po czym nagle rzucał taki tekst, że nie wiedziała czy się śmiać czy płakać. Traktował ją jak córkę a zaraz potem niespodziewanie zadawał pytanie:

– Ciociu, czy ty ze mnie żartujesz?

I tak ciągle. Albo ją brał za własną żonę, czyli Kasi mamę, albo za siostrę swojej mamy lub babci. Bez ustanku dopytywał się skąd się wziął w tym mieszkaniu. W jego głowie wszystkie mieszkania, w których kiedykolwiek mieszkał,  zlewały się w jedno. Nie wiedział gdzie w danym momencie jest. Udawało mu się na przykład określić porę roku, ale rok był 1968. Za chwilę nie znał ani pory dnia ani roku, myślał, że ma trzydzieści lat.  Czasami udawało mu się – dzięki wrodzonej inteligencji i jeszcze nie zniszczonym partiom mózgu – dobrze ukrywać luki w pamięci poprzez poczucie humoru albo zręczne tłumaczenie okrężną drogą. Dlatego tak długo choroba żyła w nim nierozpoznana i bez przeszkód osiągnęła zaawansowane stadium.  Przed pójściem na badanie do poradni Alzheimera był bardzo niespokojny.

– Po co tam idziemy? Co ja mam powiedzieć? Ale czy ja mam jakiś dokument? Ile potrzebuję pieniędzy? Ile się za to płaci? Nigdzie nie idę! Muszę iść najpierw do banku! Przecież nic mi nie jest. Po co mam tam iść? Kto mnie tam skierował? Gdzie to jest?

Kasia odpowiadała na wszystkie pytania i zaraz było to samo. Znów odpowiadała i znów, i znów, i tak w koło Macieju… Myślała, że zostawi tatę w poradni, wróci do domu i przyjedzie po niego o tej godzinie, o której każą.  Nie zjadła śniadania zajęta przekonywaniem go, że trzeba już iść, karmieniem i ubieraniem. Na miejscu okazało się, że musi być cały czas obecna. Razem było czterech pacjentów z opieką. Zmierzono im ciśnienie, pobrano krew i dostali śniadanie. Kasia poczęstowała się kromką chleba, żeby nie było słychać głośnego marsza granego przez jej kiszki. Potem czekali na wizytę u psychiatry, na EKG i tomografię komputerową głowy. Wyznaczono wizytę u psychologa za miesiąc, za dwa  – końcową wizytę u lekarki prowadzącej, już bez chorego. Wtedy zostaną dobrane leki i trzeba będzie postanowić co dalej. Wrócili do domu.  Kamil czekał z przygotowanym obiadem, Kasia  wyczerpana padła na krzesło.

– Zmęczona jesteś? – zapytał z troską ojciec. – Gdzie się tak zmęczyłaś? Miałaś ciężki dzień w pracy?

Kamil wszedł do pokoju z talerzami.

– Jak ja dawno pana mecenasa nie widziałem – usłyszał.

– Dziadek, zlituj się, to ja, twój wnuk. Nie jestem żadnym mecenasem, Marek jest.

– Ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś nim został. Kiedy kończysz szkołę?

– Już dawno skończyłem, teraz szukam pracy.

– A jaki masz zawód?

– Mówiłem ci, że jestem grafikiem komputerowym.

– A może pójdziesz do wojska? Mam przecież kolegów, to ci załatwią pracę.

– Dziadku, twoi koledzy już nie pracują, są na emeryturach.

– Na jakich emeryturach, co ty pleciesz, przecież to młode chłopaki. A ty zawsze chciałeś iść do wojska.

– Ja?! Ja mam awersję do wojska! Jestem pacyfistą!

– Przecież twoja matka wczoraj mówiła, że idziesz do wojska.

– Ja mówiłam coś takiego? – zdumiała się Kasia.

– Nie ty, tylko jego matka – wyraźnie był zniecierpliwiony.

– Ja jestem jego matką!

– Ciociu, ty masz dwie córki, nie rób ze mnie idioty! On jest synem cioci Gieni!

– No tak, zapomniałam – mruknęła Kasia.

– No widzisz? – ucieszył się. – Przecież ci mówię, że to mój syn Marek.

Kasia nie wiedziała co dalej robić. Z przemęczenia  nie była w stanie rozsądnie myśleć. Wtedy z niespodziewaną pomocą przyszła Adelka. Przypomniała sobie, że  jej kuzynka Tosia z Inowrocławia wyraziła chęć zaopiekowania się starszą osobą. Miała  doświadczenie i praktykę, bo zajmowała się swoją ciocią staruszką, a potem mamą do ostatnich chwil jej życia. Była wdową, miała dorosłe dzieci, mogła więc sobie pozwolić na przyjazd do Warszawy na jakiś czas.  Oczywiście zdawały sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Kasia wzięła tydzień urlopu i  pojechali razem do mieszkania ojca.

We dwójkę wysprzątały  wszystkie kąty, powyrzucały masę przedmiotów pochowanych w najprzeróżniejszych miejscach, wyrzuciły worki śmieci.  Pomału ułożyło się nowe życie taty, Tosię uznał za swoją matkę i tak ją nazywał. Kiedy Kasia przyjeżdżała zmienić Tosię, aby mogła wyjść i odetchnąć w spokoju, mówił córce, że właśnie przyjechała jego mama.

Niestety, chociaż ojciec mieszkał z opiekunką we własnym domu, Kasia czuła się w dalszym ciągu zdławiona, osaczona, otoczona przez niewidzialnego wroga. Jakby na szyi zaciskała się pętla i tamowała oddech odcinając dopływ tlenu. Wiedziała, że nie będzie lepiej. Pragnęła tylko, żeby nie było gorzej. Zamiast cieszyć się, że jest w miarę dobrze, martwiła się co będzie za chwilę, kiedy choroba szybciej ruszy do przodu. Bała się, że Tosia nie wytrzyma i odejdzie. Co wtedy? Co się stanie, kiedy Tosi braknie sił i cierpliwości? Ojciec wytwarzał wokół siebie atmosferę niepokoju, wprawiał w drżenie cząsteczki powietrza i wszystko wokół drgało niepokojem. Każdemu człowiekowi przebywającemu dłuższy czas w jego obecności udzielało się owo drganie i zaczynała się trząść wewnątrz każda komórka.

Choroba ojca, niestety, czyniła widoczne postępy. Właściwe już nigdy nie wiedział gdzie jest. Miejsca, czasy, osoby przeplatały się, nakładały na siebie, zlewały ze sobą i już nic nie miało sensu. Teraz Kasi trudno było za tatą nadążyć ponieważ w jednej chwili była ojca córką, swoją matką, siostrą babci, ciotką albo kobietą, która przyszła posprzątać mieszkanie. Obraz z telewizora stawał się rzeczywistością. Oglądając transmisje z sejmu ojciec uważał się za członka komisji i brał udział w obradach. Kiedy indziej krzyczał na Kasię dlaczego zaprosiła do domu tylu obcych ludzi nic mu nie mówiąc i teraz on musi w tej chwili iść do sklepu po zakupy, żeby móc ich poczęstować. Nie dawał sobie niczego wytłumaczyć, szarpał się z córką chcąc natychmiast wyjść. Ileż to razy ona albo Tosia biegły za nim po ulicy w kapciach, ledwo nadążając, bo siły i energii miał za dwóch.

Sytuacja stawała się nie do wytrzymania. Ani jednej nocy nie przespała gdy ojciec był u niej. Urlopu ubywało  w zastraszającym tempie, znikały kolejne wolne dni przeznaczone nie na odpoczynek lecz na opiekę nad tatą, na pójście z nim do lekarza – co stawało się prawdziwym koszmarem.  Kasia była wiecznie zmęczona, spięta, reagowała gwałtownie na dzwonek telefonu nie wiedząc czy to w pracy czegoś od niej chcą czy ojciec znowu narozrabiał i Tosia dzwoni, że wyjeżdża. Nikogo z rodziny nie słuchał, kłócił się, denerwował w każdej sytuacji, która mu nie odpowiadała. A mało która mu pasowała. Złościł się nawet wtedy, gdy mu tłumaczyła, że Kamil to nie Marek. Albo kiedy prosiła, żeby nie wyjmował wszystkich rzeczy z regału na podłogę bo nie ma jak przejść przez pokój.

– To idź do siebie, nie będę ci przeszkadzał – mówił podniesionym głosem.

– Ależ ja jestem u siebie i to są moje rzeczy – tłumaczyła starając się zachować spokój.

– Tak uważasz? To się mylisz. To przywiozłem z Korei – pokazywał na filiżanki kupione    przez Kasię w Hicie. – Tamto dostałem od kolegi – wskazywał na ślubną zastawę Kasi.

– To naprawdę moje, tato. Dorobek całego mojego życia.

– Jak to twojego? Przywłaszczasz sobie moje rzeczy?

– Przecież nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Ty masz swoje u siebie, to jest moje.

– Gdzie u siebie?

– W twoim mieszkaniu.

– To ja nie jestem w swoim mieszkaniu?

– Nie, jesteś u mnie.

-To znaczy gdzie?

– Na Ursynowie.

– Przecież ty miałaś mieszkanie na Rydla, na Bronowicach.

– Nie ja, to ciotka mieszkała w Krakowie. Ja jestem Kasia, twoja córka.

– Popatrz jak mi się pomyliło – pokręcił głową ze zdziwieniem.

I za chwilę.

– Ciociu, mogę to sobie zabrać? – trzymając w ręce długopis i kartkę. – Chciałem sobie zapisać gdzie ty teraz jesteś. Dasz mi telefon do siebie?

A gdy po chwili weszła do pokoju z talerzem zupy:

– Jak się cieszę, że cię widzę. Odwiedzisz mnie jeszcze kiedyś?

Spoglądał co chwilę na zegarek. Jeszcze niedawno wiedział która godzina, teraz już mu się myliło.

-To kiedy będzie taksówka?

– Za trzy godziny.

Po pięciu minutach.

– Mówiłaś, że już jest taksówka.

– Nie, mówiłam, że za trzy godziny będzie.

– Nieprawda, mówiłaś, że już jest.

– Nie, mówiłam, że za trzy godziny będzie.

Zaczął się przebierać nie patrząc czy ktoś jest w pokoju czy nie.

– Tato, nie przebieraj się jeszcze. Poplamisz ubranie podczas obiadu i w czym pojedziesz? Zostań w dresie.

– Jak to w czym? Przecież mam tu całą szafę ubrań.

– Tu nie.

– Jak nie? A gdzie?

– U siebie.

– Przecież jestem u siebie. To wszystko jest moje.

– Nie, moje. Jesteś u mnie. Do ciebie pojedziemy po obiedzie.

– Ale ja nie jestem głodny. Chcę pojechać teraz.

– Ale nie pojedziesz. Tosia wróci za trzy godziny i my też wtedy pojedziemy.

– To ja muszę pojechać wcześniej, przewietrzyć, zobaczyć jak tam jest.

– Tak samo jak cztery dni temu.

– Skąd wiesz, byłaś tam?

– Ty też byłeś.

– Ja? Gdzie?

– U siebie, w swoim mieszkaniu.

– A gdzie ja teraz mieszkam?

– Od czterdziestu lat w tym samym miejscu…

I tak ciągle…

2.02.2018

 

  • aga-joz Choroby fizyczne, ciała, bywają groźne, bolesne, sprowadzają cierpienie. Choroby umysłu i osobowości bywają jeszcze gorsze, bo i leczyć ich skutecznie się nie da. A dodatkowo choruje cała rodzina. Niestety to wydłużenie życia nie w każdym przypadku wyszło ludzkości na dobre
  • Gość: [kasiapur] *.toya.net.pl Niestety te problemy dotyczą chorób neurologicznych a tak naprawdę
    ta specjalizacja jest w powijakach. Mózg to wielka tajemnica a dochodzi
    jeszcze starość, która dla wszystkich jest wyczerpująca, brakuje sił chorym
    i tym którzy się nimi opiekują – przyznaję to najcięższy czas w życiu.
  • kobietawbarwachjesieni I co ja mogę tu dodać?
  • annazadroza Ago:-) Cierpienie w obu przypadkach jest inne, ale jest. Każde dotyka rodzinę. W przypadku strony tylko fizycznej jest współczucie, próba przyniesienia ulgi w bólu, przeżywanie niemożliwości pomocy w przypadkach najcięższych – lecz zachowuje się kontakt z osobą bliską. W drugim przypadku odczuwa się totalną bezsilność oraz, co najgorsze, brak kontaktu z bliskim, który stał się obcym. I to jest najgorsze do zniesienia.
    Jednak wierzę, że kiedyś znajdzie się sposób leczenia, dlatego dobrze, iż wydłużyło się życie, ponieważ inaczej nie bylibyśmy świadomi istnienia „demonów”, na które trzeba znaleźć lekarstwo. Cenę przychodzi za to płacić ogromną, ale nie ma niczego za darmo.
  • annazadroza Kasiu:-) Tak się układa, najpierw opiekujemy się dziećmi, potem rodzicami. Szkoda, że brakuje czasu na zaopiekowanie się sobą, spełnienie swoich pragnień i zamierzeń kiedyś odkładanych na czas emerytury z nadzieją, że wreszcie wtedy będzie można je realizować. Los rzuca pod nogi kłody czasem nie do pokonania. Podobno co nas nie zabije to nas wzmocni, tylko czas jakoś za bardzo się kurczy i zbyt szybko przemyka obok, nie chce przystanąć, taki skubaniec jeden.
  • annazadroza Jesienna:-) Nic nie dodawaj, tylko się uśmiechnij. Serdeczności:)))
  • Gość: [Szukampracy.pl] 80.50.142.* W kwestii poszukiwania pracy możemy pomóc 🙂 zapraszamy do nas na stronę.
  • annazadroza Gościu:-) Dziękuję za ofertę, pozdrawiam:)

 

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasma życia, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *