„Po co wróciłaś…” 15

Po wyjściu przyjaciółek Aldona wzięła Bibi na ręce, przytuliła i stała patrząc w okno. Nie chciało jej się spać więc postanowiła to wykorzystać. Rozpoczęła od mycia i układania w szafkach całego kuchennego dobytku. Nie czuła zmęczenia ale radość i satysfakcję na widok rosnącej sterty opróżnionych kartonów. Wszystkie porządnie poskładała i wyniosła na razie na balkon. Przedpokój opustoszał i zaczął wyglądać „po ludzku”.

Było koło północy. Zmęczona kończyła zmywać kremowe porcelitowe kubki. Zgasiła już światła w całym domu, jedynie w kuchni świeciła się mała lampka z wiklinowym abażurkiem. Stojąc przy zlewozmywaku kątem oka zauważyła w przedpokoju coś dużego, białego, poruszającego się pionowo.

Chyba jestem zbyt zmęczona i zaczynam mieć przywidzenia, mruknęła do siebie. Poczuła się jednak nieco dziwnie uświadomiwszy sobie, że właśnie jest czas powszechnie uważany za godzinę duchów. Jednocześnie z uświadomieniem przyszło spostrzeżenie, że to „coś” staje się jeszcze większe i porusza się z większą intensywnością w górę i w dół, w górę i w dół… Przeżegnała się i z okrzykiem „giń, przepadnij maro” weszła do przedpokoju włączając światło.

Potok światła zalał pomieszczenie a wystraszona Bibi wrzasnęła po kociemu i puściła się pędem po całym mieszkaniu z ogromną prędkością. Aldona parsknęła śmiechem na widok swojego „ducha”.  Bibi uwielbiająca wchodzić do koszyków i wszelkich toreb znajdujących się w jej zasięgu, odkryła olbrzymią białą reklamówkę. Wśliznęła się do środka mrucząc z zadowolenia. Kiedy chciała opuścić kryjówkę, przełożyła łebek przez ucho torby, przez które reszta kociego ciałka nie chciała się przecisnąć. Próbując uwolnić się z pułapki skakała coraz wyżej a napełniająca się powietrzem reklamówka powoli opadała na podłogę. Potem Bibi, już rozzłoszczona, biegała i „gulgotała” po swojemu a wtedy torba unosiła się za nią jak wielki balon. Widok był tak komiczny, że Aldona przez dłuższy czas śmiała się w głos żałując tylko, że Stokrotki tego nie widzą. Wreszcie uwolniła kotkę z pułapki. Stwierdziwszy, że obie są zmęczone przeżyciami całego niezwykle urozmaiconego dnia, poszła spać przytulając do siebie mruczące futerko. Przed zaśnięciem jeszcze pomyślała, że Sergiusza zadziwią rezultaty wykonanej pracy, westchnęła radośnie widząc oczami wyobraźni jego uśmiech i usnęła.

Rano obudziła się z myślą, że natychmiast musi wstać z łóżka i powiesić w kuchni firaneczki oraz zasłonki, które miała od niepamiętnych czasów lecz nigdy ich nie użyła nie mając dotąd okazji.

– Co za szczęście, że dziś sobota. Zdążę kuchnię posprzątać na błysk przed „wizytacją” – tłumaczyła kotce, która specjalnie nie przejmując się przemową pani kazała się wypuścić do ogródka.

Nie chcąc tracić czasu na przygotowywanie śniadania, w dużym kubku rozmieszała z wodą mlecznoryżową kaszką – kupioną zresztą dla Bibi – i wypiła duszkiem. Wyjęła zasłonki z lambrekinem, wyprasowała i powiesiła. Firaneczkę, wyciętą półokrągło i obszytą falbanką przeprała, bo zdawało jej się, że jest  nieświeża. Strzepnęła i mokrą przypięła żabkami. Pełna nowych sił sprzątnęła wszystko czego nie zdążyła wieczorem i wyszorowała podłogę. Z zadowoleniem przyjrzała się całości i stwierdziła, że wcale już niczego nie będzie jadła, bo chce, żeby Sergiusz zobaczył jak jest ładnie. A na sprzątanie to ona już nie ma ochoty, o nie, wystarczy. Ewentualnie ukroi sobie chleba kromkę nad zlewem albo nad papierem, żeby nie nakruszyć.

Powiedziała o tym Teresie, która przyjechała rowerkiem zrobić zakupy na bazarku i oczywiście nie mogła odmówić sobie przyjemności wyciągnięcia przyjaciółki z łóżka skoro świt – o dziewiątej.

– Popsułaś mi całą przyjemność – skarżyła się pozornie nadąsana, gdy zobaczyła Aldonę nie tylko kompletnie ubraną lecz pełną energii, wykonującą kilka czynności jednocześnie z takim zacięciem, jakby życie od tego miało zależeć.

Za oknem nagle pociemniało, niebo ukryło się za gęstymi chmurami przygnanymi nie wiadomo skąd przez gwałtowny wiatr, który się nagle zerwał.

– Trudno, czy ci się to podoba czy nie, muszę u ciebie Doniczko przeczekać ulewę. Że też musiało się rozpadać. Wstałam bardzo wcześnie z samego rana, żeby zrobić pranie i powiesić na tarasie. Myślałam, że szybko wyschnie i zdążę na czwartą przesyłkę przygotować.

– Jaką przesyłkę?

– Ciuchy dla taty i chłopców. Przywiozłam do prania, bo przecież w rękach żadna ludzka siła tego nie dopierze. Jurand dzisiaj pracuje, więc dopiero po południu mieliśmy jechać do Cięciwy, żeby zawieźć wyprane ubrania i mnóstwo innych rzeczy. A może wybierzesz się z nami?

– Dziękuję za propozycję, byłoby miło, ale nie. Skończę układać w szafie, chcę jeszcze uszyć abażur na lampę w kuchni, z tego samego materiału co zasłonki. Zobacz, został mały kawałeczek, akurat w sam raz. Podoba ci się?

– Muszę przyznać, że nie mam pojęcia jak zdążyłaś tego wszystkiego dokonać przez jedną noc – dziwiła się Teresa.- Czy zauważyłaś, że masz mnóstwo pomarańczowych drobiazgów?

– Zupełnie przez przypadek. Kiedy zaczęłam wyjmować i układać, wtedy okazało się, że pomarańczowe jest sitko, dwie doniczki, przyrząd do krojenia sałatki, plastikowe kubeczki, solniczka, nawet kubeł na śmieci – wyjaśniła Aldona.

– A na zasłonce są pomarańczowe kwiaty, których kolor stał się zauważalny dopiero w zestawieniu z przedmiotami wymienionymi przez ciebie.

– W sumie zupełnie dobrze wygląda,  nie uważasz?

– Szczerze mówiąc nie przypuszczałabym nigdy w życiu, że pomarańczowa kuchnia może być taka ładna, ciepła i przytulna. Bardzo mi się podoba, naprawdę.

Burza zbliżała się coraz szybciej, błyskawice rozświetlały pociemniałe niebo, grzmoty zdawały się naruszać fundamenty budynku powodując jego drgania. Ściana deszczu całkowicie zasłoniła widoczność. Wystraszona głośnymi wyładowaniami Bibi  wskoczyła Aldonie na kolana i wtuliła nosek w rękę. Aldonie przypomniała się nocna przeprawa z „duchem” i natychmiast rozśmieszyła przyjaciółkę opowiadaniem.

– A wiesz co mi zrobiła Mićka?  Wskoczyła do wanny!

– Jak to? Zwyczajnie wskoczyła? Sama? – Aldona nie mogła sobie wyobrazić kota w wannie.

– Ile razy szłam się kąpać, Miciulka mi towarzyszyła. Intrygowała ją piana na wodzie. Próbowała łapką sprawdzać co to takiego. Czasem pryskałam w jej stronę, wtedy prychała i delikatnie, żeby się nie ześliznąć, przechodziła na drugą krawędź wanny, tam  usiłując zaspokoić ciekawość.

– Widziałam kota łowiącego ryby – wtrąciła Aldona.

– Tak to mniej więcej wyglądało. Wyobraź sobie, że pewnego razu usiadła na wannie bez ruchu, co mnie zdziwiło. Intensywnie wpatrywała się w gąbkę unoszącą się na wodzie pośród piany. Nagle skoczyła wprost na gąbkę, która oczywiście zanurzyła się pod jej ciężarem i Miećka wylądowała w wodzie. Do dziś nie potrafię zrozumieć tego, co się stało potem. Niczym na kreskówce wyskoczyła w górę jak z katapulty, głowę dam sobie uciąć, że kilka razy machnęła łapkami w powietrzu i wyskoczyła z łazienki. Biegała w kółko po całym domu „gulgocząc”  jak twoja Bibi wczoraj z reklamówką. Zupełnie jakby oszalała.

Aldona roześmiała się głośno wyobrażając sobie tak zabawną scenę.

– A żebyś wiedziała ile miałam uciechy patrząc na maleńką Micię i olbrzymiego Maksa… Ty układaj te ciuchy a ja ci będę opowiadała.

– Opowiadaj. I tak nigdzie nie pójdziesz dopóki nie przestanie padać.

– Nigdy  nie zapomnę pierwszej nocy, którą spędziła pod naszym dachem w Cięciwie. Pamiętasz jaka była maciupeńka?

– Pamiętam, mieściła się w dłoni twojego taty.

– Położyłam ją koło siebie na poduszce. Ułożyła się tuż koło mego ucha i za nic nie chciała przestać mruczeć. Nie przypuszczałam, że takie maleństwo ma wielki traktor w gardziołku. Nie mogłam usnąć.

– A jak ją przyjął Maks?

– Maksio początkowo był zaniepokojony i nieco zdezorientowany. Może nie przejąłby się tak bardzo gdybym przyniosła do domu pieska. Przyzwyczaił się, że co jakiś czas nocuje u nas któryś z jego pobratymców. Ale kot? Na dodatek w łóżku? A jemu do łóżka wchodzić nie wolno?! Był w rozterce i całą noc kręcił się po pokoiku. Gdy wreszcie usypiałam, zbliżał się, by obwąchać koteczkę. Wtedy Micia na niego fukała, on warczał a ja się budziłam. I tak przez całą noc. Wyobrażasz sobie?

– Bez trudu.

– Wreszcie Miciutka zaczęła złazić z łóżka. Najpierw bałam się, że jest jej źle, na szczęście szybko mnie olśniło. Wieczorem, tak na wszelki wypadek, przyniosłam starą tackę z piaskiem. Popatrz jakie to mądre stworzonko, od razu tam poszła. A kiedy cicho popiskując znalazła się na podłodze, Maksio zgłupiał. Najpierw chciał do góry podnieść wszystkie cztery łapy, a jak mu się nie udało i zwalił się na podłogę niczym wielki kloc, wlazł na moje łóżko. Dobrze, że okno było przymknięte, bo może by wyskoczył. Wszystko razem wyglądało tak obłędnie, że dusiłam ze śmiechu pod kocem, nie chcąc obudzić i postawić na nogi całego domu.

– Biedny Maksio – śmiała się Aldona. – Musiał przeżywać okropne katusze. A ty jędza jesteś. Nie mogłaś mu od razu wytłumaczyć, że wciąż jego kochasz najbardziej na świecie ze wszystkich psów?

– Wiesz co? – Teresa podniosła się i uściskała przyjaciółkę.

– A tobie co się stało?

– Doniczko, strasznie się cieszę, że tak wyglądasz,  tak mówisz i taka jesteś.

– Rany boskie, zgłupiałaś? Jaka jestem?

– Właśnie taka: dobra, kochana i zwariowana jak cała nasza „mafia”.

– Kto z kim przestaje takim się staje – przysłowiem odpowiedziała Aldona.

Bibi przebudziła się, ziewnęła, przeciągnęła tak widowiskowo jak robią to zazwyczaj koty,  po czym wskoczyła na wersalkę i zaczęła „udeptywać” narzutę mrucząc głośno z przymkniętymi ślepkami.

– Hej, córcia, fruwaj stąd, ale szybko! Masz na oknie swoją szmatę, masz drapak to je sobie drap i odczep się od narzuty!

„Córcia” nie przejęta wcale słowami „mamusi” i drapała dalej, wiec Aldona zmuszona była podnieść się z siedzenia, wziąć  pupilkę na ręce i zanieść na okno. Wytarmosiła przy tym futerko, podrapała koło uszek a szczęśliwa koteczka wtuliła łebek w jej dłoń.

– Dopóki nie miałam własnego kota, nie przypuszczałam, że to takie słodkie i mądre – powiedziała sadzając  Bibi na parapecie. – Zawsze lubiłam zwierzaki, ale dopiero teraz dotarło do mnie, że to takie same istoty jak my, tylko mniejsze i całkiem bezbronne w ludzkim świecie.

– Kiedy patrzę w mądre oczy Maksa jestem przekonana, że w następnym wcieleniu będzie człowiekiem. Dobrym i mądrym człowiekiem przez duże ”C” – powiedziała Teresa przyglądając się kotce. – Już kiedyś doszłam do wniosku, że reinkarnacja jest jedynym „wyjściem z życia”, a najważniejsze: idzie w parze z moją wiarą. O, przestało padać! Lecę, pofilozofujemy sobie następnym razem, cześć.

28.07.2017

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Po co wróciłaś Agato?, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *