Warto dokumentować teraźniejszość

Przygoda blogowa wnosi w moje życie coraz więcej ładu i uporządkowania:) Od chwili odzyskania niepodległości czyli przejścia na upragnioną emeryturę i zregenerowaniu sił nadwątlonych wyczerpującymi pracowymi przejściami  (Boże, chroń porządnych ludzi pozostałych jeszcze w firmie, bo jak Ty nie pomożesz, to już nie ma dla nich ratunku) – zachłystywałam się wolnością i do tej pory nie mogę rano uwierzyć, że nie wstaję do pracy lecz na spacer z Szilką. Nawiasem mówiąc pracowe horrory do tej pory do mnie wracają w postaci nocnych koszmarów. Poza oddychaniem pełną piersią zajmowałam się domem, co uwielbiam a nie miałam czasu ani siły w takim stopniu w jakim bym pragnęła, wyżywałam się w gotowaniu, co uwielbiam a nie miałam czasu…itd. Od kiedy Szilunia jest z nami – a minęły właśnie trzy lata – zaczęłam poznawać okolicę, bo przedtem tylko praca i dojazd do domu. Rekord wynosi 4 godz.(!!!) samochodem z Domaniewskiej (W-wa) do Julianowskiej (Piaseczno), raptem ok.13 km. Piechotą byłoby szybciej. No i jak można było wypełniać inne plany mając jeszcze pod opieką babcię D.?
A plany wciąż miałam ambitne. Na przyszłość. Chciałam je realizować lecz kiedyś. Kiedy? No kiedyś przecież!
Od czasu założenia bloga nie ma kiedyś. Jest teraz. Na początku działałam nieco chaotycznie, żeby połączyć wszystkie aspekty życia codziennego z tą nową przygodą. Po czterech miesiącach doświadczenia harmonogram zaczyna się układać sam. I do poprzednich czynności codziennych dochodzą nowe, będące uprzednio gdzieś daleko, bo nie było motywacji, żeby się za nie konkretnie zabrać. Na przykład za uporządkowanie starych fotografii, które od śmierci Taty leżały w pudełku nie tknięte. Jakże teraz żałuję, że nie zapisałam kto na nich jest, że nie zmusiłam się wcześniej do zrobienia porządku z tymi zdjęciami, nie skłoniłam Taty do tego. Teraz osoby na nich widoczne pozostaną bezimienne i nieznane na wieki, takie NN. Wielka szkoda. Kryją się tu jakieś tajemnice i emocje. Z jednego zdjęcia odcięto fragment pozostawiając stojącego mężczyznę, którego ktoś trzymał pod rękę, ewidentnie jakaś kobieta ale została z niej tylko ręka, reszta zniknęła. Kim była owa niewiasta? Cóż strasznego uczyniła, że musiała zostać wyeliminowana chociażby z fotografii? I wreszcie kto to zrobił? Kto czuł się przez nią aż do tego stopnia skrzywdzony? Na innych zdjęciach widać grupy młodych ludzi. Dziewczęta i chłopcy są wszyscy uśmiechnięci, szczęśliwi młodością, uwiecznieni w latach czterdziestych, niektórzy w czasie okupacji inni zaraz po. Malutkie te obrazki, takie się wtedy robiło, nawet przez lupę ciężko twarze zobaczyć. Na niektórych rozpoznaję rodziców z okresu narzeczeństwa i początku małżeństwa, obie babcie, dziadka, ciocie i wujków. A reszta?
Całkiem niedawno odkryłam, że mój drugi dziadek, który był leśnikiem, został zamordowany w lipcu 1944 przez bandę UPA w okolicach Birczy. W dzieciństwie przyjęłam do wiadomości, że zginął na Kresach w czasie wojny. W każdej rodzinie wokół były jakieś ofiary, pamięć świeża okrutnych czasów i nie wnikałam w szczegóły. Młodzi ludzie mają swoje życie, swoje sprawy, 20 lat to dla nich już prehistoria. Po ręką byli rodzice i z siostrą lubiłyśmy ich „naciągać” na opowiadania o przeżyciach z okresu wojny i partyzantki, oboje byli łącznikami w AK. Niestety, nie zapisane – uleciały. Już nie ma kogo spytać o osoby ze starych fotografii. Warto dokumentować teraźniejszość, żeby nie była tajemnicą niepotrzebną, kiedy stanie się przeszłością.

30.06.2017

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *