Jagna wciąż miała przed oczami miłe wnętrze „Filiżanki”, a w duszy nastrój wieczoru irlandzkiej muzyki. Jakby ten wieczór odmienił jej postrzeganie świata, jakby z ciemnej dziury wydobyła się trafiając wprost na zieloną wyspę. Może było coś jeszcze… Może ktoś… Czy to ważne? Liczyło się to, że zaczęła się uśmiechać, ba, śmiać na cały głos. Myśleć o przyszłości też zaczęła, coraz bardziej skłaniała się do odbycia rozmowy z właścicielem mieszkania na „książętach”. O tym nic jeszcze nie mówiła rodzicom, postanowiła poczekać aż będzie całkowicie pewna i podejmie ostateczną decyzję. Wszystko przemawiało za tą lokalizacją. Bliskość domku rodziców sprawi, że zawsze będzie mogła im pomagać w razie potrzeby, nie są przecież coraz młodsi. Owszem, są w świetnej formie, zamordowaliby każdego, kto ośmieliłby się ich nazwać seniorami, ale rzeczywistości nie da się zmienić a czasu zatrzymać. Atutem jest też przystanek autobusowy tuż obok, na Przesmyckiego. Czytała, że autobus, ten konkretny, ma zmienioną trasę i docelowo pojedzie na Kabaty. Stamtąd metrem dotrzeć można w pożądane miejsce i poruszać się po całej Warszawie, gdyby na przykład auto odmówiło posłuszeństwa. I do Bogny mogłaby czasem bez auta podjechać. Zakochała się bez pamięci w małej Ewelince i tęskniła, kiedy długo malutkiej nie widziała. Tak więc sobie Jagna myślała, zastanawiała się, rozważała wszystkie za i przeciw. Nie musiała się spieszyć, miała czas.
Póki co auto się nie buntowało, młode jeszcze było, wsiadła więc i pojechała na Ursynów. Doman, mąż Bogny, za kilka dni miał wyjechać do Szkocji, gdzie wysyłała go firma, w której pracował jako informatyk. Chciał jeszcze pobyć w domu z rodziną, jednocześnie trochę popracować przygotowując się do wyjazdu. Ewelinka nieco się przeziębiła, dlatego Bogna nie wzięła jej na spacer, na zimne, ostre powietrze. Wolała też zostać w domu niż jechać do matki, aby wręczyć Jagnie tajemniczą przesyłkę, o której nic więcej nie powiedziała przez telefon wzbudzając jedynie zaciekawienie przyjaciółki. Poza tym Honoratka miała okropnie ciężki tydzień, sprawdzian za sprawdzianem i musiała się uczyć. Jagna pomyślała, że zajmie się małą szkrabusią, żeby przyjaciółka mogła z kolei zająć się starszą córka i pomóc jej w lekcjach. Po drodze zatrzymała się przed cukiernią ze świadomością, że Bogna będzie gderać okrutnie na puste kalorie, niezdrowe produkty i takie tam różne, ale w końcu wszystkie łakocie znikną.
– Mam dla ciebie niespodziankę – powiedziała Bogna zaraz po przywitaniu Jagny przez wszystkich domowników.
– Przecież wiem. Tę tajemniczą przesyłkę, o której nic nie chciałaś powiedzieć. Z jakiej to okazji?
– A tak bez okazji. Z kraju świętego Patryka dopiero co przyjechała.
– Święty Patryk tylko mi się z piwem kojarzy – wtrącił Doman.
– A mnie z muzyką, którą uwielbiam – ucieszyła się Jagna na samą myśl o muzyce. – Piwo wolę nasze, ostatnio Tyskie albo Żywiec mi podchodzi.
– Ja najbardziej lubię Stronga – wyraził Doman swoją opinię.
– A ja nie lubię żadnego – stwierdziła pani domu.
– Ciociu, a próbowałaś beczkowego? – krzyknęła z pokoju Honoratka.
– Różne beczkowe próbowałam, ale… ty mówisz o piwie? – zdziwiła się Jagna.
– Oj ciociu, przecież ja już jestem duża i rodzice mi czasem dają spróbować.
– Jesteś duża, jesteś. Kiedy tak wyrosłaś? Jesteś śliczna, zgrabna, wysoka, mogłabyś zostać modelką.
– No co ty, ciocia, ja mam rozum i zamierzam go używać a nie paradować po wybiegach z głupią miną.
– Coś podobnego – zdziwiła się szczerze Jagna. – Ty naprawdę masz rozum i już go używasz!
Bogna i Doman słuchali pękając z dumy i pękając ze śmiechu. Nie pękli do końca, bowiem Jagna sprowadziła ich na ziemię.
– Coś słyszałam o jakiejś niespodziance – przypomniała.
– Oto ona, proszę, specjalnie dla ciebie. Płyta kapeli Alana, świeżutka, prosto z Irlandii.
– Od kogo? Skąd?
– Przecież mówię, że z Irlandii. I mówię, że kapela Alana. No to od kogo, jak myślisz? Użyj rozumu jak moja córka…
– Bogna, coś kręcisz. Chyba nie od samego Alana, niby dlaczego miałby przekazywać płytę specjalnie dla mnie, przecież mnie nie zna.
– Zna czy nie zna, jakie to ma znaczenie? A może zna, a może pamięta, a może ci nie powiem…
– Kurczę blade, mów! Już teraz musisz, bo…
– Bo co ciocia, bo co? – zawołała słysząca wszystko Honoratka.
– Bo nie wiem co zrobię twojej mamie.
– Pewnie krzywdę – zaśmiała się dziewczynka. – Tylko niedużą, żeby mi mogła w lekcjach pomagać.
– Och, ty łobuzie! Zamiast matki bronić to ty tak? Do lekcji, już – powiedziała Bogna próbując zachować powagę.
– Napracowałam się i teraz muszę odpocząć – oświadczyła Honoratka. – Pobawię się z siostrą, będziesz miała trochę czasu dla siebie.
– Jaką ty masz mądrą córkę – po raz kolejny zdziwiła się Jagna.
– To po tatusiu – zawołał z pokoju Doman zmieniający Ewelince pieluszkę.
– Słuchaj – zaczęła Bogna. – Znajomy kręcił filmik podczas koncertu w „Filiżance”, kapelę i gości przy stolikach też. Załapałaś się jak z cielęcą miną wpatrujesz się w Alana. Kompletnie odjechana byłaś. Alan cię rozpoznał…
– Jak rozpoznał? Co to ja, przestępca, za którym wysłano list gończy?
– Hi hi hi, rozpoznał. Zwyczajnie rozpoznał w tobie dziewczynę, którą widział przy barku…
Jagna momentalnie się wyłączyła. Stanął jej przed oczami zapisany w pamięci obraz: półmrok, piękny mężczyzna parzący na nią, błyszczące oczy i falujące włosy…
– Oj tam, oj tam, akurat. Nie wierzę, bredzisz i tyle – czuła, że się rumieni jak pensjonarka z przedwojennej powieści.
– Jagna, no coś podobnego… – zdziwiona Bogna spojrzała na przyjaciółkę.
– No co? Czego ty ode mnie chcesz droga przyjaciółko?
– A nic, zdawało mi się – wzięła na ręce Ewelinkę od męża. – Albo i nie – szepnęła malutkiej do uszka.
Rozmowę przerwał dźwięk telefonu. Inga dzwoniła do córki. Jagna przejęła Ewelinkę od matki. Jakże cudowne uczucie towarzyszyło przytuleniu się maleńkiej istotki, jej pokazywanie rączką, mówienie coś po swojemu, w jakimś marsjańskim języku…
– Czy na tym polega równowaga w przyrodzie, że kiedy umiera chora osoba, ktoś inny natychmiast zapada na to samo? – zapytał Doman, słysząc odpowiedzi żony na słowa teściowej domyślił się, że znowu był problem z babcią Walą.
– Dlaczego tak mówisz?
– Bo teściowa mojej teściowej ma stwierdzoną chorobę Alzheimera…
– Skąd…
– Skąd mam wiedzieć skąd, ma i już.
– Chciałam spytać skąd ci przyszło do głowy takie pytanie.
– Bo jak umarła babcia od sąsiadów, to nasza zaczęła chorować.
– Babcia Wala nie chce jeść warzyw ani owoców – dodała Honoratka. – Dlatego jest chora, jadłaby tylko smalec, fuj.
Po mile spędzonym popołudniu Jagna wróciła do domu, włączyła płytę i znów przeniosła się w myślach do salki „Filiżanki” oświetlonej przytłumionym światłem, wypełnionej dźwiękami irlandzkiej muzyki. Usiadła w fotelu nie włączając lampy, przez odsłonięte okno widziała światła zapalające się w osiedlu, uśmiechała się do własnych myśli i do dźwięków płynących z odtwarzacza. Nagle klasnęła w dłonie, zaśmiała się głośno jak dziecko, które wpadło na pomysł nowego psikusa. Wyciągnęła laptop z futerału, czekając na uruchomienie programu dokładnie obejrzała okładkę płyty. Znalazłszy to, czego szukała wklepała na swojej poczcie adres mailowy widniejący pod zdjęciem całej kapeli. Zaczęła pisać.
Cześć Alan, chciałam Ci podziękować za niezwykły prezent. Ponieważ nadchodzą święta, zbliżają się bez względu na to, czy się komuś podobają czy nie, uważam Twoją płytę za prezent gwiazdkowy. Nie mam pojęcia jak, dlaczego i skąd się wziął taki pomysł, ale właściwie to przecież wszystko jedno. Z pewnością św. Mikołaj maczał w tym palce i chwała mu za to. On podobno wie wszystko, nie tylko to, co przeczyta w listach pisanych przez – głównie – dzieci. W każdym z nas jest przecież trochę z dziecka jakim było się niegdyś, więc pewnie Mikołaj wnika w nasze marzenia i czuje się wśród nich jak u siebie w domu. Stąd dobrze wie jak kocham irlandzką muzykę i podpowiedział to Tobie. Jak Ty to odebrałeś – nie mam pojęcia, ważne, że się udało i dziękuję, dziękuję, dziękuję 🙂 🙂 🙂
Ja ze swej strony mogę Ci tylko złożyć życzenia jak najlepszych chwil, spełnienia pragnień, szczęścia, radości, powodzenia i w ogóle WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
Pozdrawiam – Jagna Turska
Wysłała nie zastanawiając się ani chwili. Potem naszły ją wątpliwości co do trafności użytych słów, szyku zdań, ewentualnej intencji jakiejś ukrytej, której mógłby się Alan dopatrzeć… ale… machnęła ręką. Poszło, koniec, kropka, nie zawróci się maila, musi dotrzeć do odbiorcy. Uff, niech się dzieje wola nieba…
Uchyliły się drzwi pokoju. W szparze pojawiła się najpierw szpiczasta mordka, następnie para stojących uszu, wreszcie cała Zadra wkroczyła do pokoju i władowała się na wersalkę rozciągając się na całą swą czarną długość. Mordkę wcisnęła w dłoń Jagny i machnęła ogonkiem wyrażając zadowolenie.
– Co, malutka, chcesz przysmaczek, prawda? – spytała Jagna widząc wyraźną odpowiedź nie tylko w oczach, ale w całej suni. – No pewnie, należy ci się. Strasznie kochana jesteś – wyjęła z pojemniczka psie ciasteczko w kształcie kostki i z przyjemnością przyglądała się suczce chrupiącej przysmak.
cdn.