Poniedziałek był dniem zwariowanym pod każdym względem. Najpierw Kasia musiała wycofać podanie o pożyczkę z KKOP w pracy. Sprawy mieszkaniowe uległy przyspieszeniu, więc koniecznie musiała się sprężyć. Tak więc wycofała podanie o pożyczkę, poszła do finansów z bankowym kwestionariuszem do wypełnienia. Wcześniej przez pół dnia nie mogła się dodzwonić i była przerażona, że kompetentna osoba poszła na urlop i nikt jej druków nie wypełni. Wreszcie się dodzwoniła, a wtedy okazało się, że najpierw musi z tym jechać do kadr w zupełnie innym końcu miasta. Pojechała, załatwiła mimo okresu urlopowego, wróciła, oddała i miała do odebrania nazajutrz. To była jedna sprawa.
Drugą sprawę miała do załatwienia w Spółdzielni Mieszkaniowej. W związku z ustawą o wykupie mieszkań lokatorskich należało w Spółdzielni pobrać dwa druki, wypełnić jeden, a z drugim pójść do Działu Czynszów i Windykacji, i tam dostać wpis o braku zadłużenia. Weszła do budynku, a tam kłębił się dziki tłum rozgorączkowanych, skłóconych ludzi, niektórzy wyglądali jakby się szykowali do bitki. Wymachiwali rękami, krzyczeli, normalnie mieli mord w oczach. Korzystając z ogólnej kłótni Kasia wcisnęła się grzecznie po cichutku do pokoju i nie zauważona przez zantagonizowany tłum dostała druki. Wypełniła, stanęła spokojnie po wpis i udało się! Była ostatnią osobą obsłużoną tego dnia równo o godzinie osiemnastej. Nie mogła uwierzyć własnemu szczęściu. Wyszła zmęczona okrutnie, ale zadowolona.
W domu czekał Dżemik, który w tym momencie wcale nie był z życia zadowolony, bo Kamil wyjechał. Teraz Kasia musiała się spieszyć, aby zdążyć zamówić tort w piekarni. Następnego dnia umówiła się z przyjaciółkami na świętowanie zaległych imienin. Miały sobie dużo do opowiadania, bo Elka również przeżywała gorący okres w życiu w związku z odejściem z pracy, do czego została zmuszona przez nową dyrektorkę szkoły przyniesioną w teczce po zmianie władzy, zwaną pieszczotliwie Larwą…
Zamówiła tort, prawie biegiem dotarła do domu, rzuciła torby, złapała smycz, obrażonego Dżemika i wybiegła na dwór. Później znów zostawiła wciąż obrażonego pupila siedzącego w kącie z nadąsaną miną i popędziła do sklepu zrobić zakupy. Wróciła, wypuściła Dżemika do ogródka, usiadła i nie miała siły się ruszyć.
– Kochanie – powiedziała kiedy zadzwonił Mikołaj, – załatwiłam wszystko. To jest wręcz niewiarygodne, ale się udało.
– To połóż się dzisiaj wcześniej, musisz wypocząć – z troską w głosie podpowiedział.
– Tak, tak, masz rację, jestem wykończona. Pa, kochanie!
Posiedziała jeszcze chwilę z nogami na krześle po czym wzięła głęboki oddech i ruszyła do kuchni. Postawiła czajnik z wodą na gaz, pozmywała wszystkie szklanki, kubki, talerze i sztućce przyniesione z pokoju syna. Zaparzyła sobie mocną kawę. Z kubkiem w ręce obeszła wszystkie kąty mieszkania. Tragedia! Normalnie wygląda jak w melinie! Drzwi podrapane przez koty, szafa urwana przez Dżemika gdy chciał się ukryć przed burzą, w pokoju Kamila stosy łachów nie wiadomo czy do schowania, prania czy do wyrzucenia. Okropność. Kasia poczuła się winna temu stanowi rzeczy, bo przecież zostawiła syneczka samego na pastwę losu… Jego i zwierzaki… Biedne dziecko nie daje sobie rady ze sprzątaniem, z obowiązkami…
– A idźże ty głupia babo po rozum do głowy – fuknęła tak głośno sama na siebie, że Dżemik, który wrócił z ogródka, posłał jej zdziwione spojrzenie, nawet Kicia raczyła otworzyć oczy sprawdzając z wyraźnym niezadowoleniem kto zakłóca jej koci spokój. – Nie patrzcie się tak. Dobrze mówię. Jestem stara i głupia. Przecież w wieku Kamila miałam już dwoje dzieci i masę problemów na głowie. A niedługo potem sama z tym wszystkim zostałam. Teraz użalam się nad dorosłym facetem, który dla własnej wygody woli być singlem, żeby nie brać na siebie odpowiedzialności za nikogo… No, może to wynika z faktu, że jest DDRR czyli dorosłym dzieckiem rozwiedzionych rodziców… Sam mówi, że nie ma potrzeby się żenić, bo i tak wszyscy się rozwodzą… To znowu byłaby moja wina…
Kicia zamknęła oczka i zapadła w drzemkę. Dżemik ziewnął dając pani do zrozumienia, żeby się uspokoiła i nie plotła bzdur, machnął ogonem i położył się wygodnie kładąc głowę na poduszce.
– Macie rację nie słuchając mnie – kiwnęła głową. – Przecież nie ja byłam powodem rozwodu. Łukasz na przykład chciał się żenić i założyć rodzinę… No tak, ale to Byk. Barany nie lubią się wiązać, chcą być wolne, więc pewnie dlatego… O tym coś wiem, przecież Mikołaj to też Baran… Ale tak bym chciała, tak bym chciała i o niego już być spokojna, że nie jest sam na świecie… No dobra, czas się wziąć za robotę, koniec leniuchowania.
Odłożyła pusty kubek po kawie. Załadowała i włączyła pralkę. Ze schowka w przedpokoju wyjęła odkurzacz, jednak w porę przypomniała sobie, że jest zbyt późna pora na hałasowanie tym bardziej, że Dżemik natychmiast zacząłby ujadać na tę piekielną maszynę usiłując „przeszczekać” jej ryk. Poprzestała więc na zmieceniu z podłogi piasku i kłębów czarnych Dżemikowych kudełków chowających się po kątach oraz białych, krótkich Kicinych fruwających wszędzie. Mokrą ścierką przetarła z kurzu wystające miejsca na regale, przebrała stos Kamilowych rzeczy mając świadomość, że naraża przy tym swoje życie, wszak zapowiedział, że zabije jeśli ktoś ruszy mu coś w jego jaskini.
Pralka się wyłączyła, Kasia rozwiesiła pranie w łazience, założyła psu szelki po czym wyszła z mieszkania. Przy drzwiach na klatkę natknęła się na Elżbietę naciskającą raz po raz guzik domofonu.
– Po co tak dzwonisz? Jak jestem tu to nie podniosę słuchawki w mieszkaniu. Chyba proste – przywitała przyjaciółkę. – Poza tym domofon nie działa.
– A czy ja się z tobą umawiałam, że zejdziesz na dół? Kto ci kazał schodzić? Powinnaś czekać w domu aż zadzwonię i zapytam czy nie pójdziesz ze mną na spacer – odpowiedziała Ela.
– Nie słyszysz co mówię? Domofon nie działa! Poza tym nie mogłam czekać, bo oczy mi się zamykają i stoję na ugiętych nogach. Zaraz padnę. A tak w ogóle to pójdę nie z tobą tylko z psem – wyjaśniła Kasia ziewając szeroko na potwierdzenie prawdy swoich słów. – Z tobą bym nie poszła za żadne skarby świata. Po takim dniu jak dzisiaj? Nawet mówić nie mam siły. Jak przyjdziecie jutro to wam opowiem.
– Nie udawaj – skrzywiła się Ela z niesmakiem. – I przestań oszukiwać. Jeżeli masz siłę gderać to nie jest z tobą aż tak źle jak mówisz.
– Chyba wiem co mówię, a jak nie mówię to nie wiem…
– Chyba jak nie wiesz to nie mówisz…
– Oj babo, daj mi odetchnąć – jęknęła Kasia.
Nazajutrz był wtorek. Idąc prosto z pracy Kasia odebrała z piekarni tort i ciastka zapakowane w pudełka. Uprzątnęła pokój na tyle, że dało się usiąść przy stole, do dziewiętnastej była gotowa. Piętnaście minut później zadzwoniła do Elżbiety.
– Elka, czy wy do mnie przychodzicie czyście mnie olały?
– Nie ma nas jeszcze?
– Wariatka! Nie ma.
– To zaraz będziemy.
Po chwili Kasia usłyszała pukanie do drzwi. Dzwonek nie działał od dawna i jeśli Dżemik nie słyszał, co mu się już czasem zdarzało, stojący pod drzwiami delikwent mógł pukać do upojenia. Tym razem jednak Dżemik usłyszał. Widząc przygotowania w pokoju i w kuchni domyślił się, że pańcia czeka na gości, zaś smakowity zapach ciastek utwierdził go w domysłach i zrodził nadzieję, że i jemu na pewno się coś dobrego dostanie. Pani zawsze się z nim dzieliła, nigdy nie chowała dla siebie. Przywitał się głośno i radośnie z przybyłymi „ciotkami” i położył się tak, by mieć oko na wszystko co się w pokoju działo.
– Dobrze, że nareszcie łaskawie się pojawiłyście, tort już miał zamiar się rozpłynąć z tęsknoty i figę byście dostały – powitała Kasia przyjaciółki sadzając je przy stole.
– O jejku, mój ulubiony – jęknęła Adelka. – Tylko czy ja go zmieszczę? Po co jadłam obiad?
– Bo mówiłam, że będzie na słodko, czego innego nie zdążę przygotować – odpowiedziała Kasia.
– Potraktuj jako deser to zmieścisz – poradziła Ela.
– Elka, a tobie czemu się tak gęba śmieje? – spytały równocześnie Kasia z Adelką.
– Bo byłam dziś w mieście i zupełnie przypadkiem weszłam do pewnej szkoły… bo miałam po drodze… i okazało się, że chętnie by moje podanie przyjęli do pracy…
– Zaraz, podanie czy ciebie ? – uściślała Adelka.
– Gdyby się udało to nie musiałabym się z nikim użerać, bo to szkoła prywatna i dla dorosłych. Coś niesamowitego!
– To dobra wiadomość – ucieszyły się przyjaciółki jednocześnie wypowiadając słowa.
– Nawet gdyby nie tu, to gdzieś na pewno mnie przyjmą – ciągnęła Ela. – Coś się we mnie przełamało, jakby bariera strachu pękła i już nie trzeba było się bać. Mam taka wewnętrzną pewność, że sobie poradzę.
– Pewnie, że tak. I dobrze, że masz pewność, bo ja mam sprawę – chrząknęła Adelka. – Czas szybko płynie i ja muszę w przyszłym tygodniu iść do szpitala. Teraz już będę ściśle pilnować terminów po tym, jak się wymordowałam poprzednim razem.
– Przecież to nie była twoja wina. To lekarz ci powiedział, że przewody żółciowe tak szybko się nie zatykają i nie musisz się spieszyć – wtrąciła Elka.
– I w rezultacie o mało nie pożegnałam tego świata – pokiwała Adelka głową. – Teraz już pilnuję terminów, bo co z psami by się stało?
– A co by na to powiedział Adam? – mrugnęła Kasia do Elżbiety.
– No właśnie, Adam będzie wychodził z nimi po południu, ale rano i wieczorem nie da rady. Pomożecie?
– Pomożemy – odparły zgodnym chórem uśmiechając się szeroko mając identyczne skojarzenia.
– Elka będzie wychodzić, ja ją mogę duchowo wspierać na odległość – dodała Kasia. – W razie czego jeszcze ktoś pomoże, nie martw się. Mój synek na pewno ciotkę wesprze. Następna sprawa to Spółdzielnia. Przyniosłam wam druki. Wypełnicie, złożymy we czwartek i zobaczymy co z tego wyjdzie.
– No dobrze, to jeszcze powiedz Elu, czy ty do końca życia nie odezwiesz się do Winicjusza? On się tak o Ciebie dopytuje…
– Z wami to doprawdy oszaleć można – wzruszyła Ela ramionami.
– Ktoś ci broni? Szalej do woli – palnęła Kasia. – Tylko tak mi coś chodzi po głowie…
– Pewnie wszy – odgryzła się Elka
– Te już wytrułyśmy kiedy dzieci były małe. Pamiętasz jak przyniosły to obrzydlistwo ze szkoły?
– Brr – wszystkie trzy wzdrygnęły się z obrzydzenia w jednym momencie na samo wspomnienie.
– A wracając do Winicjusza to naprawdę nie jego winą są twoje wymysły droga Elżbieto. Powinnaś z nim porozmawiać jak dorosły człowiek z dorosłym człowiekiem – stwierdziła Adelka. – A ty się zachowujesz jak rozkapryszona panienka z przedwojennego romansu.
Ela nic nie odpowiedziała, zamyśliła się tylko przez moment…