Inga z Kasią spotkały się idąc do sklepu. Inga z wózkiem za zakupy, Kasia tylko z torbą.
– Zapomniałam, że jajek mam za mało. Jeszcze jabłka muszę kupić. Klarcia się zapowiedziała więc obowiązkowo musi być szarlotka – oznajmiła Kasia.
– U mnie sernik na razie trzyma palmę pierwszeństwa. Odkąd Feliks ubija pianę wychodzi doskonały.
– Przecież wiem, próbowałam i muszę przyznać, że jest naprawdę rewelacyjny. A jak tam teściowa? Widziałam ją w ogródku.
– Trudno chwilami się z nią porozumieć, choć i tak jest o niebo lepiej niż przed rozpoczęciem leczenia. Dzięki tobie, Kasiu.
– E tam, prędzej czy później jakiś lekarz by cię pokierował.
– Ona do żadnego nie poszłaby sama. Nie wiem co by było do tej pory. Teraz zdarzają się dni, w których wszystko dzieje się prawie normalnie, ale przychodzi znów taki dzień jak wczoraj i słów brak. O siłach nie wspomnę. Przez pół dnia usiłowała przemycić do siebie wiadro z ogródka, takie do trawy, ziemi, chwastów, no wiesz, takie stojące w drewutni, stare już i z dziurą w dnie. Wychodziliśmy za nią ileś razy aby ją powstrzymać tłumacząc do czego owo wiadro służy. A ona we łzach, roztrzęsiona jakby ktoś umarł. Wreszcie okazało się, że zniknął z jej łazienki zielony kubełek na śmieci.
– Na pewno sama gdzieś schowała albo wyrzuciła – dopowiedziała Kasia.
– Przeszukałam każde możliwe miejsce, które mi przyszło do głowy, łącznie z dużym pojemnikiem na śmieci przed domem. Już kilka razy wyciągałam stamtąd różne przedmioty wyrzucane przez nią, miedzy innymi świecznik i przykrycie od zaginionego właśnie zielonego kubełka. Całe popołudnie minęło nam „w stanie czuwania”, bo przemykała się po cichutku na dwór niczym duch, którego nie widać i nie słychać. Dałam jej do łazienki zastępczo duży pojemnik po kapuście, takie wiadereczko tłumacząc, że kupi się nowy, że nie ma się czym przejmować i tak dalej.
– Ale ona jak w transie niczego nie rozumiała, nie słuchała, nie potrafiła się skoncentrować na tym co mówisz – dodała Kasia .
– Tak właśnie było, dokładnie tak jak mówisz. Wychodziła co chwilę do ogródka, zaglądała pod iglaki, patrzyła, chodziła, chodziła i patrzyła. Myślałam, że normalnie jajko zniosę, już się wszystko we mnie trzęsło. A ona cap za drugie ogródkowe wiaderko i do pokoju. Tłumaczę, że to nie jej, że inny kolor, że też ma dziurę na spodzie. Nie chciała dać za wygraną. Wreszcie Felek poszedł do kuchni wyrzucić woreczek ze zużytymi chusteczkami higienicznymi i zbaraniał. Zobaczył, że w kuchennej szafce stoi jej zielony kubełek z workiem ze śmieciami przełożonymi z normalnego naszego żółtego kuchennego kubła, a on sam, ten żółty, został wciśnięty w szafkę, głęboko z tyłu. Cud, że nie zerwała przy tym rurek od wody.
– Całe szczęście, dopiero narobiłaby kłopotu – przyznała Kasia.
– Do tego obok leżała miotełka do zamiatania podwórka. Wyobrażasz sobie? Oczywiście to nie ona, ona nic o tym nie wie, nie wie kto, na pewno ja i teraz ją wrabiam. No dobra, w porządku, jest ok. Ledwo to się wreszcie wyjaśniło usłyszałam płacz, że zginęły okulary. Leżały tuż przy niej, ale ona wpadła w histerię.
– Zmiany pogody, skoki ciśnienia powodują czasem takie perturbacje. Przypomina mi się problem z cukrzycą podczas pełni, o czym niedawno czytałam. Czy nam się podoba czy nie, jesteśmy częścią natury i tego powiązania nic nie zmieni, choćbyśmy mieli o sobie nie wiadomo jakie mniemanie – pokiwała głową Kasia
– Dużo już wiem i rozumiem, nie mogę się tylko pogodzić, że my musieliśmy własne życie zawiesić na kołku. Wszystko jest podporządkowane jej. Nie przejmowałabym się tym tak bardzo gdyby nie inny problem, wiesz jaki, z kredytem. Wciąż siedzę jak na rozżarzonych węglach, nasz komornik nic do tej pory nie załatwił w kwestii odzyskania pieniędzy od Budowlańczyka, a czas płynie. I co będzie dalej? Na co dzień staram się o tym nie myśleć, wykonywać co do mnie należy. Zajęć mi nie brakuje, z przyjemnością wróciłabym do robótek, wzięłabym druty, poprzerabiałabym stare bluzki na nowe dla siebie i teściowej też lecz nic z tego. Od razu pojawia się myśl – po co? Mniej rzeczy – łatwiej będzie się wyprowadzać pod most…
– Inga! Przestań! Wiesz co to jest samospełniająca się przepowiednia? Już lepiej sobie wyobrażaj, że winni twojej krzywdy poniosą karę. Ale najlepiej, że już wszystko się ułożyło a komornik wreszcie odzyskał pieniądze. I wasze i nasze też.
– I Sabiny – dodała Inga wycierając ukradkiem łzy, żeby nikt nie zauważył w sklepie, że ma mokre oczy.
Zrobiły zakupy. Inga zajrzała do wózka.
– Czekaj, muszę sprawdzić czy wzięłam wszystko co mam na kartce, nie będę ganiać po raz drugi do sklepu. O, cukierków nie mam. Poczekaj chwilę.
– Po co ci cukierki? – spytała Kasia gdy przyjaciółka wróciła z torebką kolorowych kulek.
– Mnie po nic, nie jadam. To dla teściowej, wciąż szuka cukierków. Mówię, żeby ciasta wzięła albo wafelka, ale ona tylko cukierki. Trudno, niech ma póki może…
. – I temat wraca. Jak nas coś gryzie nie potrafimy się od tego odciąć nawet po to, żeby odsapnąć – zamyśliła się Kasia.
– Bo to jest bardzo trudne. Chwilami nie wiem skąd brać siły, a nie potrafię, jak mówisz, odciąć się i przestać myśleć. Czasem nie wiem już co robić, jak się zachować. W ciągu kilku minut potrafi jej się zmienić humor, nastrój i stosunek głównie do mnie.
– Słuchając cię mam wrażenie, że się cofam w przeszłość.
– Teraz już wiem, że nikt nie zrozumie, jeśli nie przeżył podobnych sytuacji – Inga westchnęła ciężko.
– Nigdy w życiu – przytaknęła Kasia.
– Dziś na przykład zeszła na dół gdy Feliks pojechał po wyniki badań. Wracając miał się w innym miejscu zapisać na wizytę. Zaniósł matce rano lekarstwa, była jeszcze w łóżku. Usłyszał, że sobie poleży bo nie spała całą noc.
– To już chyba codziennie na dzień dobry słyszy?
– Tak. Ja już na to nie zwracam uwagi, ale Felek się denerwuje. Powiedział jej, że po co o ósmej wieczorem idzie spać skoro po dwóch godzinach zapala światło i nie śpi. Co ja mu się natłumaczę, żeby dał spokój. Bez skutku…
– Nie dziw się, to jego matka, nie twoja.
– Wiem, rozumiem, ale jest mi go żal. Gryzie się bezustannie…
– To samo miałam z Mikołajem – wtrąciła Kasia.
– Tak, tylko Feliks jest po zawale i bardzo się o niego martwię. Stres jest dla niego śmiertelnym zagrożeniem. A jak się stresu pozbyć? Przecież sama wiesz, teściowa to raz, kredyt dwa, a podłość najgorsza w postaci kradzieży emerytury i to w majestacie pieprzonego prawa ustalonego przez pieprzonych rządzicieli to trzy. Niech ich szlag trafi co do jednej sztuki! Przepraszam cię, ale nie jestem w stanie się pohamować. I to ostatnie jest najgorsze, Felek nie może przeboleć takiego potraktowania po całym przepracowanym uczciwie życiu. Tym bardziej gdy spojrzy w telewizor na te gadające mordy… Niech ich zaraza wydusi!
– Ciii, uspokój się, żadna zaraza ich nie ruszy, swój swojego rozpozna i nie skrzywdzi. Może się jeszcze coś odmieni – westchnęła Kasia.
Inga też westchnęła, jej mina dowodziła, że nie wierzy już w żadne dobre zmiany.
– Słuchaj dalej – kontynuowała. – Feliks wrócił, położył na stole recepty, rozmawialiśmy o wynikach, o wizycie, o lekarzach i w ogóle o służbie zdrowia specjalnie długo, żeby było dużo na temat, żeby dać jej możliwość skoncentrowania się i zrozumienia czegokolwiek. I nic. Żadnej reakcji.
– Może nie słyszy?
– Słyszy. Felek wcześniej normalnym głosem spytał co jadła na śniadanie i odpowiedziała, czyli słyszała. A to o czym mówię było podczas obiadu. Nie odzywając się szybko zjadła i uciekła na górę. Normalnie zbiera swój talerz i sztućce ze stołu choć my mówimy, żeby zostawiła. Tym razem nic, wstała i uciekła. Rozumiesz coś z tego?
– Być może nie rozumie o czym mówicie. Może nie daje rady skupić uwagi na tyle długo, żeby pojąć sens kilku zdań ? Nie chcąc się przyznać woli uciec, żebyście tego nie spostrzegli.
– Może tak być. I dlatego, na przykład, reaguje agresją gdy Feliks ją przyłapie na kłamstwie, a kłamie jak z nut bezustannie. Wtedy się wścieka i potrafi z rękami do niego skoczyć. Wyglądałoby to śmiesznie, jak mucha atakująca słonia, gdyby nie było takie smutne. – westchnęła znowu Inga.
– Kiedy ma następną wizytę w poradni?
– Musiałabym spojrzeć w kalendarz, żeby ci dokładnie powiedzieć, ale jakoś niedługo, coś około dwóch tygodni będzie.
– Niech Feliks wypisze sobie na kartce wszystko co chce powiedzieć i pytania też niech zanotuje jakie ma do lekarki
– Już mu to mówiłam – skinęła Inga głową. – Najpierw się żachnął, jednak potem przyznał mi rację. Przecież w nerwach się połowy nie pamięta z tego co się chciało powiedzieć.
cdn.
Taaaa, próbowałam zapytać o to i owo lekarkę, tudzież cokolwiek jej zakomunikować, chyba jakiś robot mi się trafił!
Jotuś:-) Faktycznie chwilami się trudno z niektórymi porozumieć, widzą „od-do” i nie słuchają pacjenta, który chyba najlepiej zna własny organizm.
Zdrowia kochana, ono najważniejsze ♥️
Te choroby są straszne, dzielna dziewczyna, super ze ma przyjaciółki , pozdrawiam cieplutko, ❤️
Uleńko:-) Przyjaźń pomaga w trudnych sytuacjach, trzeba o nią dbać. Nie na darmo porzekadło mówi, że najlepszych przyjaciół poznaje się w biedzie. Buziaki♥️
Oooo doskonale rozumiem Inge. Ja nie umiem gadać z tymi doktorami. Trzeba mieć żelazne nerwy i mocne zdrowie chyba. Raz miałam takiego okropnego endokrynologa co tylko mi podkręcał nerwice, a ja akurat w ciąży byłam. Mylili mu się pacjenci, sam nie wiedział co komu zapisywał, a wciskal mi, że niby ja leków nie biorę. To były koszmarne wizyty Aniu. Bardzo refleksyjny rozdział. Żal mi Feliksa. Zawał to straszna rzecz.
Najserdeczniejsze pozdrowionka z Krakowa ♥️
Kasiu:-) Nie na darmo istnieje powiedzenie, że aby się leczyć to trzeba mieć końskie zdrowie. I drugie – jak sie pacjent uprze, żeby wyzdrowieć i żyć to medycyna jest bezsilna:)
Ciekawa jestem co tam Marysia ma w głowie po tym pocałunku Huberta
Kasiu:-) W głowie jak w głowie, ale w brzuchu na pewno motyle 🙂 🙂 🙂