Po powrocie 🍁

Minął miesiąc od naszego powrotu z wakacji w Szczawnicy a ja wciąż mam problem z napisaniem kilku słów. Całe wakacje były dla mnie dziwne. Jakbym – kurczę blade – zapadła na jakoweś rozdwojenie jaźni, schizę albo inne diabelstwo. Cieszyłam się oczywiście, że jestem w ukochanym miasteczku, że udało się dojechać, zapakować babcię D. do auta, dowieźć żywą i w całości, lecz całemu pobytowi towarzyszył jakiś smutek, taka dziwna, męcząca, dołująca, okropna chandra.

W czasie majówki był tu Duży z rodzinką i wtedy wynieśli z mieszkania Skitusiowe posłanie i inne jego drobiazgi, żeby teraz Szila nie miała smutnych skojarzeń…. My  wspominaliśmy Skitusia co chwilę… jak to był z nami, jak przeszedł operację po której mieliśmy nadzieję na jego powrót do zdrowia…

Nie wychodziliśmy z MS na normalne spacery przez dwa i pół miesiąca. Zaledwie kilka razy się udało i to nie na długo. Z reguły ja szłam z Szilunią rano i po południu, MS wieczorem. Na początku pobytu spacerowaliśmy wspólnie wieczorem, babcia D. niby już spała, zaś po powrocie zastaliśmy ją na balkonie ubraną w spodnie MS, moje buty i w kompletnym odlocie… Nigdy nie było wiadomo co się wydarzy jeśli żadnego z nas nie będzie w domu. Kilka razy wyszliśmy wczesnym rankiem licząc na to, że będzie spała.  Różnie z tym bywało, czasem spała, czasem nie, lecz największe „odloty” łapią ją z reguły wieczorem, więc rankiem jeszcze jakoś było. Tak czy inaczej sensacji dostarczała nam bezustannie. Cud boski, że zaczęła zakładać pieluchomajtki. To jednak nie oszczędzało sprzątania całej łazienki, brodzika pod prysznicem… Kto wie o co chodzi – zrozumie. Natomiast jeśli ktoś nie miał do czynienia  z chorym nie panującym nad fizjologicznymi czynnościami, do tego niedosłyszącym i nie rozumiejącym co się do niego mówi, reagującym złością i agresją to nie pojmie nigdy w życiu tego, co przeżywać przychodzi…

Zachwycałam się kochanym miasteczkiem, cudnymi widokami, kolorami lecz wszystko było jakby zaciemnione, jakby szary woal przysłaniał mi świat, oddzielał od prawdziwego życia… Dobrze, że „Babie lato …” skończyłam dawno temu i mogłam puszczać w odcinkach na blogu…

MS zabierał czasem matkę do auta, jeśli była w lepszej formie, wiózł nad Grajcarek, żeby pochodziła po płaskim i popatrzyła na świat i ludzi. Oczywiście zaraz po powrocie tego nie pamiętała. Poza tym czas spędzała na balkonie. Apetyt dopisywał i dopisuje nadal, czasem zapomina, że już jadła i powtarza posiłek. Wtedy – gdy zostawałam sama w mieszkaniu – odżywałam przez chwilę, ogarniałam jej pokoik, wyrzucałam porwane gazety, zamiatałam, gotowałam obiad.  Zapamiętałam dwie pełnie księżyca, lub raczej jakby dwa przesłania, które ni stąd ni zowąd pojawiły się w mojej głowie. Pierwsze dokładnie pamiętam, bo szłam z Szilunią  do punktu widokowego u początku trasy na Bereśnik (my nazywamy „do wodociągów”). Idzie się  obok Dzwonkówki i dawnego Hutnika (nie staram się zapamiętać nowej nazwy) do góry jak droga prowadzi. Użalałam się nad sobą, w myślach oczywiście, jakie to mam zmarnowane, zatrute ostatnie lata życia, i wtedy przemknęła myśl PRZEŁĄCZ SIĘ NA SWOJE SPRAWY. Stanęłam jak wryta w jednej chwili wręcz porażona trafnością odpowiedzi na moje myśli. No właśnie, zajmij się Babo swoimi sprawami, działaj, rób co do ciebie należy i przestań biadolić! Po powrocie wzięłam kartkę, narysowałam linijki na 21 dni… powzięłam postanowienie przez ten czas 1} pisać Dziennik Wdzięczności, 2} ćwiczyć jeden zestaw z Alicją z YT na kanale Aktywny Senior, 3} podeprzeć refleksologią swoje zdrowie fizyczne i psychiczne.  Drugim przesłaniem podczas drugiej pełni były słowa WRÓĆ DO SIEBIE. Znów zaskoczyła mnie trafność tych słów. No właśnie Babo! Wróć do swoich marzeń, planów, zamierzeń, które całkiem poszły do lamusa, bo wszystkie twoje myśli krążą wokół babci D., co zrobi, co powie, jak spojrzy, kiedy odleci i w jaki sposób… Jesteś Babo tak zaplątana w teściową, że spod tych splątań ciebie samej już nie widać, zostaniesz za chwilę uduszona na amen. Jak ofiara wampira padniesz bez krwi, która została z ciebie wyssana do ostatniej kropli… Trochę mi to dało do myślenia…

Potem przyjechała Wera na tydzień i było super. MS miał wreszcie możliwość wyjść na trasę, poszli na Bereśnik i do Czerwonego Klasztoru. Dotrzymywałam młodej kroku w ciągu dnia, nawet do Biedronki poszłyśmy piechotą, bo młoda liczyła kroki i kalorie (figurkę ma super). Nie na zakupy tylko dla samego pójścia, a to kawał drogi od Osiedla, Biedronkę postawili na samej granicy Szczawnicy z Krościenkiem. Ledwo wróciłam, ale się udało 👍 Poza tym chodziłam do miasteczka (MS zostawał wtedy z matką) połazić po sklepikach, ciuchach (lubię), wyszperałam kilka fajnych rzeczy (i teraz muszę się pozbyć starych), pogadałam po babsku z dziewczynami znajomymi od piesków. Przecież psy pomagają nawiązywać najbardziej wartościowe kontakty 😊 Pozdrawiam Gosię i Kasię przy okazji, i przytulam Ronię i Dżimiego 😊 🐕🐕 Bardzo miłym zdarzeniem było spotkanie z Jotką i jej Małżonkiem, oraz – tu się można uśmiać – z koleżanką z pracy również z Małżonkiem, którzy przyjechali do sanatorium. W Warszawie to rzecz nie do zrealizowania 😃 zaś w Szczawnicy – proszę bardzo, spotkać się można 😊

Pomału przestawiam się, dopasowuję do sytuacji w jakiej trzeba funkcjonować. Nie jest lekko, chandra nie puszcza całkiem… Nic to. Kolory jesieni są piękne póki nie ma słoty, ogródek z grubsza obrobiony, wybieram i szukam gadżetów do Ducha Leona na kiermasz dla piesków, robię przegląd ciuchów do pozbycia się, papierów również – tego nigdy chyba nie uda mi się skończyć. W każdym razie towarzyszy mi myśl, żeby dzieci miały mniej do wyrzucania kiedyś w przyszłości…

Podzielę się pewnym moim doświadczeniem. Osoby z chorobą Alzheimera wytwarzają wokół siebie drgania o jakiejś częstotliwości, która ja odbieram. Tak było przy moim tacie (on nawet w tej chorobie był kochanym, dobrym człowiekiem), w ten sposób zdiagnozowałam mojego czytelnika i podpowiedziałam jego córce co to może być i pokierowałam do odpowiedniej przychodni, teraz tak jest z babcią D. Uświadomiłam to sobie gdy po raz kolejny po jej przyjściu rano na śniadanie poczułam trzęsionkę i drżączkę w całym ciele. Ciekawostka przyrodnicza ewidentnie, jak kot, który w szpitalu wiedział różne rzeczy o pacjentach, czytałam o takim przypadku… Kotem nie jestem, na szczęście Franek przychodzi, śpi u nas więc się nie boję, że myszy wejdą do domu szukając miejsca do spędzenia zimy 😺

10 października minęło nam z MS trzydzieści wspólnych lat 💗 Jak mogło tak szybko minąć to zupełnie nie wiem, to wręcz niemożliwe jest, kalendarz musiał cos pokręcić 😊 A jednak można żyć w bliskości przez dziesiątki lat jak się okazuje i tego nigdy dosyć 💗💗💗 🍀👍

… cudne wrzosy …

💗🍁💗🍁💗

… tyle worków zieleniny, która zarosła mały ogródeczek podczas wakacji, przygotowaliśmy do zabrania, nieźle, prawda?…

… zobaczyłam w Szczawnicy ptaszka złotego z dzwoneczkami i nie mogłam się oprzeć myśli, że  musi zamieszkać  na Skitusiowym drzewku …

…taką śliczną drewnianą sówkę wypatrzyłam w Szczawnicy, nie mogłam się jej oprzeć i wisi na ścianie przy drzwiach wejściowych …

… żeby tamtej smutno nie było – gdy w Kik -u zobaczyłam tę białą sówkę, natychmiast zabrałam ją ze sobą 🙂 …

… stoi sobie na oknie i rozmawia ze szczawnicką 🙂 …

Pięknej jesieni życzę wszystkim zaglądającym do mego kącika dziękując za pozostawione słowa 🍂🍁🌞

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

22 odpowiedzi na Po powrocie 🍁

  1. jotka pisze:

    Tak Aniu, zając się sobą nie jest łatwo, ale trzeba. Ja, póki wnuk zdrowy i nie wymaga mojej opieki tez staram się zająć sobą. Nawet wczoraj dostałam propozycje spotkania blogerek w Poznaniu. Jeśli nic nie wypadnie, pojadę, a co!
    Wszystkiego dobrego z okazji rocznicy:-) nasza była w czerwcu – 40 lat, sama nie wiem, kiedy to zleciało!
    Dobrych dni i spokojnych nocy, pięknych myśli i marzeń na miarę możliwości!

    • anka pisze:

      Jotuś:-) Dziękujemy za życzenia 🙂 Niech Wam i nam szczęści się jak najdłużej i to poprzez wszystkie wcielenia 🙂
      Pewnie, że jedź jeśli tylko masz możliwość. Wnusio niech będzie zdrowy i nie krzyżuje babci planów 🙂 Ja miałam Calineczkę u siebie przez weekend i teraz muszę odpocząć 🙂 ale jestem szczęśliwa, bo i obaj chłopcy byli, i Wera a więc moje wszystkie Skarby największe na świecie 🙂 Uściski!

  2. Pat pisze:

    Gratulacje i aby następne lata były DOBRE!!!!

  3. Urszula97 pisze:

    Gratulacje z okazji rocznicy i tak trzymać❤️.Twój organizm się buntuje to normalne ,zadbaj o siebie ,to trudne Wszystkiego dobrego,ściskam mocno.

  4. Mo. pisze:

    Aniu, na wstępie z całego serca gratuluję Wam pięknej rocznicy. No jasne, że jak się chce to można żyć szczęśliwie przez dekady, w bliskości i miłości do drugiej osoby. Za mną co prawda dopiero 1/3 Waszego stażu ale liczę na to, że kiedyś Cię dogonię . Bądźcie zdrowi, szczęśliwi i kochajcie się tak jak do tej pory albo i bardziej jak się da.
    Przykro mi z powodu Twojej chandry ale i ona, tak jak wszystko, przeminie. Babcia, jesień, odejście Sziluni, szczawnicowa nostalgia…masz prawo do różnych emocji i nie muszą to być te dobre. Wszystko się niedługo wyprostuje i będzie dobrze bo niby czemu ma być źle? Głowa do góry, wysoko aż pod chmury. Przytulam.

    • anka pisze:

      Mo:-) Kochana optymistko, dziękuję za wszystkie dobre słowa dodające otuchy 🙂
      Za piękne życzenia też i życzę Tobie i Twemu Szczęściu długich, cudownych, wspólnych lat 🙂
      Masz rację, że kiedyś przeminie to co złe, taka kolej rzeczy, jak w porzekadle, że „wszystko przemija nawet najdłuższa żmija „… 😉
      Pięknej, kolorowej jesieni, teraz taka jest i niech trwa jak najdłużej. Buziaczki 🙂

  5. BBM pisze:

    Sama nie wiem: smutna czy optymistyczna Twoja notka. Pogoda zrobiła się tak przygnębiająca, że wszelkimi siłami trzeba się bronić przed chandrą. Wszystkiego, co najlepsze, kochana, na ten jesienny czas!❣️

    • anka pisze:

      Matyldo:-) W tej chwili pogoda się poprawiła, jest pięknie i kolorowo, choć ranki chłodne, nawet szron już był. Teraz jest milutko i ciepło. Dziękuję bardzo kochana moja, i Tobie miłych chwil, oczywiście Bąbel ogrzeje gdy się zrobi chłodniej. Koty potrafią mruczeniem przeganiać złe myśli, takie są wspaniałe. Przytulam 🙂

  6. Lucia pisze:

    Kochana dobrych wspólnych lat nigdy dość . Wielu kolejnych.
    A ja Cię rozumiem bardzo dobrze. Musimy się wyplątywać spod ciężkich chwil. Dla nas samych, bo inaczej nie damy rady ani my, ani nasi najbliżsi.
    I tego sobie życzmy też. A jesień w początkowych tygodniach jest piękna.
    Gorzej potem. Nasila nastroje
    depresyjne. Za to załączam
    oczekiwanie zimowe, bo po niej jest
    wiosna.
    Całuję.

    • anka pisze:

      Luciu:-) I Tobie kochana siły i wytrwałości życzę. Zaraz skoczę sprawdzić co u Ciebie, bo jak mam małego łobuza w domu to nie mam kiedy zajrzeć nigdzie 🙂 Ale to szczęście moje kochane, reszta Skarbów też mnie odwiedziła, tak więc ze zdwojoną siłą wracam do życia. Jesień w tej chwili jest piękna :)Całuję i przytulam 🙂

  7. Okropne to, że choroba w rodzinie może tak zdeterminować życie innych i ich zdrowie psychiczne. Mówię sobie – odkąd już nie chodzę do pracy – że teraz może będzie lepiej, że będę miała więcej cierpliwości… ale to tak nie działa.
    Z jednej strony – co ten człowiek zawinił? To tylko starość… demencja związana z wiekiem…
    Z drugiej – co ja zawiniłam, żeby być w tej sytuacji teraz? żeby nie móc w pełni cieszyć się emeryturą i wreszcie wolnym czasem?
    I taka huśtawka.
    Ściskam mocno!

    • anka pisze:

      Małgosiu:-) Codziennie się na tej huśtawce bujam nieskończoną ilość razy…
      Przyszło nam przeżywać trudne chwile, ciężkie doświadczenia stały się naszym udziałem, niby co nas nie zabije to wzmocni… Ale ja się czuję jak ta żaba gotowana, co to kiedy wreszcie miała dość gorąca i chciała wyskoczyć – okazało się, ze zużyła całą energię na podwyższanie temperatury i nie mogła się uratować wyskakując…
      Może nam się jednak uda… Przytulam kochana 🙂

  8. Ewa pisze:

    Aniu kochana, najlepsze życzenia dla was obojga. Patrz jak się los czasem uśmiecha… Co do teściowej, to znasz moje zdanie, ale bardzo, bardzo podziwiam cię za ten spokój i pogodę ducha i twoje radzenie sobie z problemem.
    Wiem, że kiedyś odzyskasz swoje życie Przytulaski

    • anka pisze:

      Ewuś:-) Dziękuję Ci bardzo kochana. Cóż Ci powiem, że coraz mniej sobie radzę… Nic to nie da, trzeba i już. Nie wiem czy cokolwiek odzyskam, bo jak z żabą… /patrz powyżej odp. do Małgosi 🙁 /
      Całuski i Ty się trzymaj i dbaj o siebie 🙂 🙂 🙂

  9. Aniu super ze spotkalas sie z Jotka. Doskonale wiem co znaczy obcowac z osoba z Alzheimerem bo opiekowalam sie czasem ciocia. Na pewno jest Wam ciezko. Ogromnie wspolczuje. Trzeba miec oczy dookola glowy jak przy malym dziecku. Trzymajcie sie Aniu.

    • anka pisze:

      Kasiu:-) Gorzej niż z dzieckiem, bo dziecku jesteś w stanie coś wytłumaczyć, dziecko nie wszędzie dosięgnie itd. Tu niczego nie możesz przewidzieć, a i dziecięce pampersy są mniejsze… łatwiej je zmienić i umyć…
      Dziękuję Kasieńko i przytulam 🙂

  10. Mysza w sieci pisze:

    Piękne te wrzosy i sówki też! Dla Was życzenia szczęścia i zdrowia, na każdy dzień i każdy kolejny rok:) Jesteście wspaniałą parą! Podszepty duszy są bardzo słuszne, trzeba zadbać o siebie, by potem dbać o innych.. Na odwrót zbyt długo to nie podziała. Uściski dla Was i buziaki!

  11. Na pewno ciężko opiekować się teściową. Ja odpuściłam, zostawiłam to dzieciom teściowej. Zresztą u niej to były raczej początki demencji i nadal była życzliwym i pogodnym człowiekiem, gdy przychodziłam. Zaniki pamięci były u niej wynikiem wielu mikroudarów. I nie chorowała długo. Odeszła samotna, w szpitalu covidowym, a ja długo miałam wyrzuty sumienia, że tak niewiele jej pomagałam…
    My mieliśmy 9 października naszą rocznicę – 48 🙂 I też nie wiem, kiedy to minęło. Myk i przeżyliśmy wspólne życie. dla mnie, jak i dla ciebie – moi synkowie i wnuczęta(no i oczywiście Mój) to moje największe skarby. Pozdrawiam 🙂

    • anka pisze:

      Haniu:-) Nigdy nie wiemy co życie nam przyniesie… Babcia D. nie ma kompletnie żadnej rodziny poza MS, wszyscy są po Drugiej Stronie Tęczy, tak więc cały ciężar opieki nad tak chorą osobą spada na MS. Wiadomo przecież, że pomogę ile dam radę i nie odwrócę się, choć chwilami mam serdecznie dość. Stosunek opiekuna do chorego to jak na huśtawce – zależy jakie cechy charakteru akurat się ujawnią. W tym przypadku – niestety, nie najlepsze. Wiem, że choroba zmienia osobowość, zabiera człowiekowi całą jego przeszłość, przeżycia, uczucia, potem nawet godność (np w kwestii higieny osobistej), ale jest to bardzo trudne do zniesienia . Do tego towarzyszą nieustannie myśli, że to i moje ostatnie lata życia (nie ma się co oszukiwać, już bliżej niż dalej) i właściwie … nie są moje…
      Dziękuję Ci bardzo za komentarz. Gratuluję rocznicy i życzę kolejnych, szczęśliwych lat w gronie Skarbów 🙂 🙂 🙂 Serdecznie pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *