„Babie lato i kropla deszczu” – 39

– Jestem, już jestem Marysiu – powiedział, gdy spotkali się na placu Dietla. – I jestem ciekaw co takiego chciałaś mi powiedzieć. Ja też mam dla ciebie ciekawostkę. Mów pierwsza.

– Zauważyłeś, że jest piękna pogoda? – zapytała z przymrużonymi oczami, bo akurat słońce odbiło się od szyb zawracającego samochodu i oślepiło ją.

– Owszem, zauważyłem. Tego właśnie nie mogłaś mi powiedzieć przez telefon?

– Więc skoro jest piękna pogoda sprzyjająca wędrówkom – zawiesiła głos nie zwracając uwagi na jego słowa – to możesz pójść ze mną na Trzy Korony jeśli masz czas, siłę i chęci.

– Przecież mówiłaś, że musisz wracać i może następnym razem.

– Możesz nie iść albo możesz przyjąć do wiadomości, że to jest następny raz – dołeczki widoczne coraz bardziej pod wpływem uśmiechu nadawały twarzy jak zawsze figlarny wyraz. – No dobrze, powiem ci. Mam jeszcze kilka dni urlopu, mogę zostać.

– Niewiarygodne – twarz Huberta rozjaśniła się w mgnieniu oka i bez jego wiedzy.

– A jednak. To co, przyłączasz się do wycieczki?

– Naturalnie! Jak dobrze, że ja też jeszcze mam urlop!

– A co ty miałeś do powiedzenia? Zapomniałeś?

– Skąd – obruszył się. – To w związku z fotografią, którą przesłała twoja przyjaciółka, a którą byłaś uprzejma mi wczoraj pokazać.

– Więc co z nią?

– Zdziwisz się, kiedy ci coś pokażę – wyjął swój telefon, odszukał zrobione u dziadka zdjęcie. – Popatrz.

– O, ja cię kręcę! Coś podobnego! Poczekaj – wyjęła swoją komórkę i ustawiła zdjęcie od Bogny.

Przez dłuższą chwilę pełni niedowierzania wpatrywali się w ekraniki.

– Coś podobnego – przerwała ciszę Marysia. – Różnica polega tylko na tym, że na jednym zdjęciu dziecko jest trzymane przez matkę a na drugim przez  tego obcego faceta. Rozumiesz coś z tego? Mówiłeś dziadkowi co widziałeś?

– Nie, coś ty, nic mu nie powiedziałem, choć mało brakowało, żebym się wygadał. Wspomniałem tylko, że w pracy widziałem coś podobnego, sprawdzę po urlopie i powiem mu.

– Dobrze powiedziałeś – spojrzała z uznaniem. – Powinniśmy jak najszybciej wyjaśnić tę zagadkę. Ale…morda w kubeł, pamiętaj!

– Przecież wiem. Dziadek tak bardzo się tym przejmuje, że gotów sobie zaszkodzić.

– Wiesz co? Wierzę, że wszystko się dzieje w najbardziej odpowiednim czasie i po coś, nie bez przyczyny. I zobacz co się zdarzyło. Mogłam wziąć wolne dni, ty też je masz i teraz możemy się skupić na rozwiązywaniu zagadki. Pod pretekstem wywiadu porozmawiam z twoim dziadkiem, może coś sobie przypomni, coś, co nam pozwoli skojarzyć fakty.

– Przy okazji możemy przejść kilka tras korzystając z łaskawości kapryśnej zwykle aury.

– Oki, to wyruszymy wczesnym rankiem. Teraz musimy pomyśleć co z tym fantem zrobić. Czekaj, zadzwonię do Bogny.

– Ale nie mów jej jeszcze…

– Czy ty masz mnie za idiotkę? – spojrzała z niesmakiem na „mało rozgarniętego” przystojniaka.

Zadzwoniła.

– No hej droga przyjaciółko, jak tam dziewczynki? Stęskniłam się za nimi, słodziaki takie… Tak, ładnie jest… Pewnie, że jestem szczęśliwa. Jagna nie wołała o pomoc?…  To super, słuchaj, dzwonię bo nie daje mi spokoju zdjęcie, które  przysłałaś. Mam wrażenie, że podobne już gdzieś widziałam… Tak, masz rację, wszystkie podobne, przed wojną w ten sposób pozowano u fotografa. Nie wiesz z którego to może być roku? … Naprawdę? Marzec 1924…Jest pieczątka zakładu? Aha, Kraków, nie istnieje, sprawdziłaś już. Gdzie twoja mama je znalazła?… Nie mów, coś podobnego!  A ten pamiętnik, o którym wspomniałaś kiedyś, masz go?… U mamy? Myślisz, że pozwoli mi przeczytać?… Jakoś tak się wciągnęłam w całą historię. Żyłka poszukiwacza tajemnic się odezwała… Tak, masz rację. Czyli to na pewno jest tata pani Ingi i jego mama  czyli twoja prababcia Hermina…Oj, przecież wiesz, że uwielbiam takie historie… Dobrze, koniecznie. Zaraz po powrocie pożyczę, już się nie mogę doczekać… Co? Wcześniej? O nie, moja droga, ani chwili wcześniej stąd nie wyjadę, mam pewne plany… To na razie, jak sobie jeszcze coś przypomnę to zadzwonię, żeby spytać. Buziaki dla dziewczynek, pa.

– I co? O jakim pamiętniku mówiłaś? – Hubert nie krył ciekawości.

– Babci mojej przyjaciółki, pisanym przed samą wojną i trochę w czasie. To takie zapiski młodziutkiej dziewczyny. Bogna mi opowiadała zaraz po przeczytaniu, ale nie przywiązywałam wagi do szczegółów. Teraz przeczytam wiedząc czego szukam.

– Ale czego szukasz, nie rozumiem tak do końca o co chodzi.

– Słuchaj, ta młoda dziewczyna na obu zdjęciach ma na imię Hermina, jest  mamą dziadka mojej przyjaciółki, czyli jej prababcią! Niestety, nie wiadomo kim jest mężczyzna obok.

– Co ty mówisz? Czekaj, chyba nie zrozumiałem. Pokaż jeszcze raz to zdjęcie.

Oboje pochylili się ponownie nad fotografiami w swoich telefonach. Przypatrywali się uważnie, żeby nie popełnić błędu, nie dać się omamić rozbujałej wyobraźni.

– Słuchaj Marysiu, głowę dam sobie uciąć, że ten nieznany facet to mój pradziadek, rodzony ojciec dziadka Horacego!  Tylko dlaczego on mi od razu tego nie powiedział?

– Ten leśnik zamordowany w lipcu 1944 roku koło Birczy?

– Ten sam.

– To co on tutaj robi?

– A co tu robi prababcia twojej przyjaciółki? I jej dziadek jako niemowlak?

Marysia z wrażenia wstała i usiadła, znowu wstała i znowu usiadła.

– Nie, to niemożliwe. Zawołaj kelnerkę, zamów mi koniak, bo mi się rozum przegrzał i nie mogę logicznie myśleć – oświadczyła.

Hubert nie kazał sobie dwa razy powtarzać. Sam czuł się jak… nie wiedział jak…na pewno dziwnie. Coś podobnego! A on myślał, że dziadek Horacy wymyśla niestworzone historie, że może rozum mu się miesza… Zrobiło mu się okropnie nieprzyjemnie i głupio.

– Co to za mina? – spojrzała Marysia zdziwiona milczeniem.

– Wiesz, głupio mi teraz, myślałem, że dziadek zmyśla, że może już mu się rozum miesza albo pamięć szwankuje i dlatego opowiada różne rzeczy… A to ja okazuję się bezmózgowcem…

– Nie zaprzeczę przez grzeczność, tata mnie dobrze wychował, ciotki też  się starały – uśmiechnęła się.  –  Nie dziwię się, że jesteś zszokowany. W końcu dotyczy to twojej rodziny. Uściślijmy fakty. Na fotce jest twój pradziadek i prababcia Bogny oraz dziecko, chłopczyk o imieniu Hipolit czyli dziadek Bogny zwany Lidkiem.

– Nigdy nie słyszałem o żadnym Lidku – zastanowił się. – Nie, na pewno, Hipolit był ale żaden Lidek.

– Jest jeszcze jeden szczegół, o którym nie wiesz.

– Tak?

– Oczy.

– Jakie oczy?

– Nie jakie tylko czyje.

– Nie męcz mnie Mario okrutna!

– Nie męczę tylko pomagam wyjaśnić tajemnicę czyli rozjaśniam ciemną stronę twojego życia…

– Dręczysz mnie!

– A w życiu! Oczy nawet ładne…

– To już zakrawa na sadyzm…

– Mówię, że masz ładne oczy, a ty to nazywasz sadyzmem? Rzeczywiście z tym „nierozgarnięciem” musi być coś na rzeczy

– Coś ty powiedziała?

– Kiedy? Mówię cały czas… No dobrze – ulitowała się wreszcie. – Zwróciłam uwagę na twoje oczy, bo mi się wydawały znajome. Takie same ma Bogna i jej starsza córka, jej mama i jej dziadek takie miał. Mówiła mi o tym kiedyś, po przeczytaniu tych prababcinych zapisków. Dopiero wtedy zwróciła uwagę na tę rodzinną cechę, wcześniej było to po prostu normalne i już, wcale o tym nie myślała jako o czymś wyjątkowym. Podczas czytania znalazła coś, co ją wyjątkowo zainteresowało i dlatego zwróciła na to szczególną uwagę. Właśnie na te wasze oczy, rodzinne, genetyczne czy jakie tam chcesz.

– Czyli co chciałaś przez to powiedzieć, bo się całkiem pogubiłem?

– Czemu mnie to nie dziwi – mruknęła

– Ładnie to tak? – westchnął żałośnie

– Ładnie czy nie ładnie mam pewien pomysł. Poczekaj.

Wzięła komórkę do ręki i zadzwoniła do Bogny.

– Słuchaj, nie mogę przestać myśleć… Tak, właśnie w związku z tym. Gdyby udało ci się przesłać tekst wspomnień…  Mówiłaś, że tego nie jest dużo. Bardzo by mi pomogło… powiem ci wszystko po przyjeździe…. Tak, chciałabym mieć pewność, sprawdzić informacje… Bardzo, bardzo ciekawe… Jeszcze się spotkam z panem Horacym… Uroczy, bezapelacyjnie… tak, dżentelmen w każdym calu…   Super, jakby ci się udało, przyspieszyłoby wyjaśnienie… Świetnie, czekam. Dzięki, cześć.

– Słuchaj Hubercie, być może uda nam się wyjaśnić zagadkę. A na razie koniec tematu dopóki Bogna nie prześle mi pamiętnika. Oczywiście jej mama musi się najpierw zgodzić.

– Potrafisz stopniować napięcie – westchnął zrezygnowany. – Oczywiście nic mi nie powiesz? Mimo, że dotyczy to mojej rodziny?

– Nic nie wiedziałeś do tej pory więc wytrzymasz jeszcze trochę.

Odezwał się telefon Marysi. Bogna.

– Tak?… Poważnie?… Hurra! Jutro? Nie mogę się doczekać. Nie tylko ja – zerknęła na Huberta, który znieruchomiał i próbował coś zrozumieć z odpowiedzi Marysi, usłyszeć Bogny przecież nie mógł. – Czekam, super! Nie wiesz jak się cieszę. Pa.

– Słuchaj, nie powiem kto ma szczęście… nie jestem aż taka wredna… Pani Inga zgodziła się, żeby Bogna udostępniła mi pamiętnik swojej mamy, czyli ówczesnej Hali Baberkówny.. Jutro pojedzie do mamy i prześle mi na maila. A na razie  mała przebieżka. Berek! – dotknęła Hubertowego  ramienia po czym ruszyła truchtem ścieżką rowerową wzdłuż Grajcarka.

Hubert myślał, myślał i jedyne, co mu przychodziło do głowy to stwierdzenie, że Marysia jest wulkanem energii, albo ma gdzieś zamontowany akumulatorek, w jakimś niewidocznym miejscu… Ostatnia myśl poszybowała niekontrolowanie w zupełnie niezamierzonym kierunku i aż gorąco mu się zrobiło… Ruszył więc w pogoń za uciekającą, która po pewnym czasie przystanęła czekając, aż ją dogoni.

– Co, kondycja już nie ta? Andropauza cię dogania? – zaśmiała się.

– Jaka pauza, jaka pauza? – obruszył się.

– Andropauza – sprostowała. – Nie słyszałeś? Dopada facetów w pewnym wieku jak o siebie nie dbają, nie trenują, nie ruszają się, zapuszczają sobie długie brody, żeby zakryć zmarszczki i wiszące podbródki oraz hodują wielkie, tłuste brzuchy dyndające nad spodniami – chichotała.

– No nie! Dopadnę to zaraz ja ciebie i zobaczymy co wtedy zrobisz! – ruszył za nią, bo już zdążyła się oddalić biegnąc równym tempem zanim on zrozumiał i przetrawił usłyszane słowa.

Męska ambicja została  podrażniona. Pomyślał, że jeszcze nigdy żadna kobieta tak go nie zlekceważyła. Obraziła prawie! Musi ją dogonić, żeby jej pokazać…. Ale co? Że wyszedł z  niego nadąsany smarkacz? Oj, Hubert, jaki ty głupi jesteś. Dziadek ma rację powtarzając, że czas dorosnąć, zmądrzeć póki czas. Skoro Marysia o andropauzie zaczęła… żart, wiadomo, ale całkiem młodym facetom takich żartów się nie robi i nie mówi… Dobrze, że nie zrezygnował z siłowni i zaczął ostatnio biegać… Nie wiedział jednak, że Marysia biega od dawna, bierze udział w charytatywnych biegach na różnych dystansach i przygotowuje się do maratonu. Dlatego zostawiła go w tyle i oddalała się spokojnie, jakby zupełnie bez wysiłku.

Zatrzymała się przy pawilonie czekając na Huberta. Była pewna, że ma przed sobą dłuższe czekanie. Chciała wejść do środka popatrzeć na wystawę lecz niespodziewanie ujrzała go tuż obok siebie.

– Oo, – zabrzmiało w jej głosie uznanie. – Coś podobnego! Zaskoczyłeś mnie, myślałam, że dotrzesz co najmniej za kwadrans…

Usłyszane uznanie mile połechtało Hubertowe ego. Śmiejąc się i żartując poszli dalej do słowackiej Lesnicy gdzie w Chacie Pieniny Marysia bez wyrzutów sumienia spałaszowała strudel popijając go kawą ze śmietanką.

cdn.

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Babie lato i kropla deszczu, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na „Babie lato i kropla deszczu” – 39

  1. jotka pisze:

    Tajemnica czeka na rozwiązanie, ale trzymasz nas w niepewności…
    Strudel i kawa po wędrówce, to ambrozja!

  2. Urszula97 pisze:

    Iskrzy niesamowicie, jestem ciekawa jak skończą się te koligacje, pozdrawiam serdecznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *