Stokrotkowe zwariowanie 😃

Książka Stokrotki „Zwariowałam” uświadomiła mi, że ja też należę do grona niezupełnie „codziennych” (czytaj: normalnych  😄) i z pewną formą zwariowania się po prostu urodziłam. Jest to chyba – nie zawsze wygodna – nadwrażliwość, za bardzo emocjonalne podejście do świata i ludzi, wyolbrzymiony (prawie) każdy aspekt życia  – to wszystko w zbyt dużej ilości prowokuje (po dojściu do odpowiednich wniosków i wieku oczywiście) do nieustającej pracy nad ich opanowaniem, aby móc w miarę „codziennie” żyć każdego dnia wypełniając swoje obowiązki. Tymczasem los się bawi, zsyła coraz to nowe sytuacje wymagające coraz większej odporności i samokontroli. Właśnie zaglądałam po raz kolejny w Stokrotkowe wspomnienia gdy przerwał mi sygnał  telefonu informujący, że „coś przyszło”. Duży przysłał mi zdjęcie babcinego domku zrobione rok temu „w przelocie” przez Tenczynek. Poryczałam się z tęsknoty za tym co minęło… Domek jest już własnością obcych ludzi, którzy nic o nim nie wiedzą, nie mają pojęcia  o jego duszy i przeżyciach (bo to domek z duszą), kto go budował, skąd pochodziła ziemia na której stanął, ile w nim i w ogródku moich uczuć i marzeń mieszka nieustannie i wciąż, nie wiedzą, że często we śnie domek odwiedzam… Patrząc realnie powinnam się cieszyć, że trafił do ludzi, którzy się nim zaopiekowali, zadbali o niego i tchnęli weń nowe życie, że nie stoi pusty i samotny pogrążony w tęsknocie i żałobie…

Stokrotkowa książeczka  zawiera tak ogromny ładunek emocji, że trudno ją czytać obojętnie i spokojnie. Przynajmniej ja nie mogłam. Wspomnienia o babci Broni i babci Maryni natychmiast przeniosły moje myśli do babci Stefy i babci Frani pociągając za sobą mnóstwo emocji przelatujących przez głowę i mnóstwo wspomnień… Co zrobiłam, jak postąpiłam, powinnam to, powinnam tamto, jak było cudownie i pięknie z nimi być, ile od nich miłości dostałam i czy wiedziały, że je tak bardzo kocham… Teraz wiedzą na pewno – to stwierdzam po latach doświadczeń, przemyśleń, analizie przeróżnych powracających w mym życiu sytuacji. Także w snach, choć wciąż powtarzam, że jeśli ktoś ma mi coś przekazać niech to zrobi wyraźnie i dosłownie, bo inaczej nie zrozumiem przekazu…

Jaguniu, już wiem dlaczego jesteś Stokrotką 💗   W sierpniu 1979 mój Duży miał dwa latka i trzy miesiące gdy byłaś w Argentynie… Wycieczka do Moskwy i ówczesnego Leningradu mi się przypomniała (po trzeciej klasie liceum)… Teraz inaczej się na to patrzy i czyta gdy sytuacja się zmieniła za naszą wschodnią granicą… Rozumiem wzruszenie nad wodami Świtezi, w Zaosiu…Przypomniał mi się wyjazd do Wilna gdy zawoziliśmy polskie książki do polskiego liceum. Muszę odszukać zapiski, bo wtedy jeszcze robiłam… Rozmowy ze Szczerbatym i Pytalskim przypominają moich urwipołciów najdroższych z dawnych lat…

Fragmenty książkowych wspomnień Stokrotka prezentuje czasem na swoim blogu – stąd ja pamiętam dziewczynkę z warkoczami, a teraz mam ją na własność 🙂 to znaczy zdjęcie w książeczce i inne zdjęcia też, co miłe jest ogromnie, bo lubię stare fotografie.

Najstarszą fotografią, która mam, jest zrobione w Krakowie w 1920 roku zdjęcie mojej babci Stefanii –  Przełom kwietnia i maja | Anna Pisze    – tu jest, na tej stronie A jakie Wy macie najstarsze fotografie?

Słoneczko świeci, niech nam jak najdłużej towarzyszy tak pięknie jak w tej chwili, żeby było ciepło i jasno (chrustu nie nazbierałam jeszcze). Dobrego zdrowia i miłych jesiennych dni 🍁🌞🍂

💙💛

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, Tenczynek | 24 komentarze

Listopad 2022 już nas dogonił 🍂

1 dzień listopada to urodziny babci D. Tak się złożyło jakby na dowód, że we wszechświecie absolutnie wszystko jest ze sobą połączone, zatacza koło, jest jednością, jednocześnie końcem i początkiem. Babcia D. skończyła 90 lat 🌹

… jubilatka z kwiatami …

… jubilatka z psiepsiołami …

Były dwa torciki, obiad urodzinowy, dzieciaki – przy Calineczce spokoju nie ma, to przecież wiadomo (i bardzo dobrze, człowiek wie, że jeszcze żyje) 😃😃😃

… pyszny torcik od dzieci …

… także pyszny od nas…

… moje rogaliki z ciasta francuskiego z marmoladą …

Oczywiście bez cukierków i dyni w Dyniowe Święto obyć się nie mogło. Ile było ekip – nawet nie wiem, przestaliśmy liczyć, ale najwięcej odkąd pamiętam.  Ileż pomysłów dzieciaki miały (szkoda, że nie pomyślałam o fotkach), musiały się wykazać inwencją, wyobraźnią ruszyć – nie wszystkie miały maski ze sklepu, gotowce takie, lecz stroje przy których tworzeniu musieli pomagać rodzice, co jest wspaniałe i tworzy wspólne wspomnienia na przyszłość.

… dynia mała, piękna i kolorowa, prawdziwie dekoracyjna …

… do kompletu zeszłoroczne straszydło 😉 …

Pogoda przepiękna, żal nie iść na spacer, Calineczka dała się skusić na pójście do lasku, na placu zabaw też byłyśmy, babcia na jednej huśtawce usiadła, ona na drugiej i pogaduchy babskie 🙂

… z Frankiem na kolanach …

Wieczorem spacer wzdłuż cmentarza, oświetlonego tysiącami migoczących płomieni, pełnego odwiedzających groby ludzi – mimo ciemności na zewnątrz najjaśniejszego miejsca w okolicy.

Tak się zaczął listopad. Ma być bardzo trudnym miesiącem, pełnym nieoczekiwanych, gwałtownych wydarzeń. Mimo przepowiedni życzę spokoju, dystansu do rzeczywistości i zdrowia 💗💗💗

💙💛

Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 28 komentarzy

Koniec października się zbliża wielkimi krokami 🍁

Zanim przejdę do szczawnickich wspomnień i fotek (cała zima przed nami i słotna jesień) chcę podzielić się z Wami pysznościami, które zrobiłam pod wpływem kanału Damiana na YT. Mnóstwo fajnych przepisów tam jest, akurat do wykorzystania (to nie jest żadna reklama, po prostu dzielę się z Wami moimi odkryciami, może się komuś coś przyda), a ponieważ uzbierało mi się trochę dużych słoików po ogórkach postanowiłam je wykorzystać w konkretny sposób, czyli właśnie korzystając z przepisu – https://www.youtube.com/watch?v=Vw5QQNL7oAs&t=6s

Białej kapusty wyszły cztery słoiki. Jeden się nie zamknął (moja wina, nie zauważyłam, że wieczko jest wygięte), konsumujemy więc jego zawartość do obiadu. Co za pycha to sobie nie wyobraża nikt, kto nie spróbował. MS (on dość wybredny chłopak jest) nie może się nachwalić 😀 Jako ciekawostkę powiem, że do zalewy użyłam cukru pudru. Dlaczego? Pamiętacie moment, gdy zabrakło cukru w sklepach? Przynajmniej w mojej „przydomowej” Biedronce nie było przez dłuższy czas. Pojawił się puder to wzięłam, przecież też można go użyć do kawy czy herbaty, a babcia D. słodzi niemożliwe ilości. Pokazał się też cukier trzcinowy w miejsce zwykłego kryształu, też kupiłam (z braku laku dobry kit – jak głosi porzekadło) i już go zużyliśmy po powrocie.

… sałatka zimowa z białej kapusty …

Drugim „arcydziełem” jest modra kapusta. Kupiłam małą główkę (na spróbowanie) i dwa słoiki z niej wyszły. Jak znajdę wolną chwilę to zrobię więcej. Niesamowita wygoda – otworzyć słoik i nie martwić się o obiad, szczególnie w awaryjnych sytuacjach, które stwarzają się same nie pytając mnie o zdanie 😉  Przepis jest tu – https://www.youtube.com/watch?v=Pg3WAWVaV_M&t=225s

… tu modra kapusta na zimę …

Staram się nadrobić zaległości w czytaniu Waszych blogów, ogródek z grubsza odgruzowany, wczoraj zabierali worki z zieleniną więc się należało spieszyć z ich przygotowaniem. Na kuchenne okno kupiłam cudne wrzosy i od razu zaczęły przylatywać sikoreczki. Stojąc bez ruchu mogłam je obserwować przez dłuższą chwilę.

… śliczne wrzosy, babcia D. nie ma do nich dostępu dlatego jeszcze są w całości 😉 …

… zdjęcie zrobione przez szybę …

… nie cudne? …

… no jak nie jak tak 😄 …

… tu się dwie ślicznotki dały uwiecznić …

Do butów, w których wiosną kwitły bratki, posadziłam rozchodniki. Właściwie trudno mówić „posadziłam”, po prostu wetknęłam ucięte łodyżki i już 🙂 To są pancerne kwiatki i rosną bez żadnej pomocy oraz podczas naszej nieobecności, są więc idealne dla kogoś, kto specjalnie o kwiatki nie dba, z różnych zresztą powodów, niekoniecznie dlatego, że nie chce…

… jeszcze się kwietniki bucikowe trzymają 😉 …

Jeśli o butach mowa to mam takie jedne, w których „się wychodziła” Wera, teraz paraduje Calineczka 🙂 Ja w nich nie chodziłam wcale, to są „wnuczkowe” buty 😃😃😃

Opiekunka Franka mówiła, że tęsknił za nami 🙂 Może i trochę prawdy w tym jest, tylko nie za nami a za spokojnym miejscem do spania 🙂 Odkąd wróciliśmy przychodzi na drinka (mlecznego), przekąskę i drzemkę. Ostatnie całe dwie noce przespał u nas. Teraz też śpi, już wrócił z obchodu osiedla 🙂

… prawdziwy król 🙂 …

Na obiad będą placki z jabłkami, ciasto przygotowałam rano, jabłka też obrałam i pokroiłam zanim domownicy wstali, teraz idę smażyć.

Dziękuję za odwiedziny i komentarze, pozdrawiam pięknie złoto jesiennie i oby tak zostało jak najdłużej (tak pięknie)  🙂  🍂🍁🌹

💙💛

Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 18 komentarzy

Szczawnickie wakacje 2022

Pora rozpocząć sezon jesienny. Na nic się nie zda udawanie, że wciąż trwa lato mimo pięknej pogody. W tej chwili jesień jest najpiękniejsza na świecie, prawdziwa polska złota jesień, prawdziwe babie lato. A my właśnie wróciliśmy z naszego raju 😀 Było pięknie, cudownie i wspaniale mimo skrzeczącej rzeczywistości. Humory psuła (ta skrzecząca rzeczywistość) tylko chwilami, bo gdy kierujemy wzrok na nasze przepiękne Pieniny to humor wraca bez względu na wszystko inne. Tego „innego” było sporo, wiadomo.  O właśnie, czy wiecie, że można złożyć na poczcie pełnomocnictwo dla upoważnionej osoby, która będzie mogła odbierać przesyłki awizowane?  Dowiedziałam się o tym dopiero teraz, bo od razu po naszym wyjeździe z domu takowe się pojawiły. Trzeba było wypełnić stosowne druki w urzędzie pocztowym, z uwzględnieniem danych osoby upoważnianej oraz oddziału  poczty, do której przychodzą przesyłki. W dobie internetu już na drugi dzień pełnomocnictwo działało i przynajmniej w tej materii byliśmy spokojni.

Z babcią D. zdarzały się częste trudne sytuacje, psiepsiołkom również przytrafiły się „dołki zdrowotne”, w końcu patrząc na „ludzkie lata” są w podobnym wieku więc nie ma w tym nic dziwnego. Na dalsze wyprawy nie mogliśmy sobie pozwolić, bo psiaki nie dają rady, zaś babci D. zostawiać na dłużej nie można ponieważ nie wiadomo co się może w tym czasie zdarzyć. Na wszelki wypadek zakręcaliśmy dopływ wody wychodząc z psami odkąd po powrocie zastaliśmy płynącą sobie bez zahamowań żadnych, wesoło szemrzącą wodę z kranu…

Od razu po powrocie ze Szczawnicy gościliśmy Calineczkę  przez dwie nocki i trzy dni z czego oczywiście się cieszyłam, bo już stęskniona za szkrabusią byłam okrutnie, ale wiadomo, że z oka jej spuścić nie można, jako że ma dziesięć pomysłów w jednej chwili. W tym samym czasie trzeba też nie spuszczać oka z babci D. Obydwie razem czasem stanowią zespół nie do opanowania 😉 Do tego doszedł zarośnięty ogródek, który też opanowania wymagał, żeby Calineczka mogła mieć z niego pożytek. Na szczęście pogoda jest piękna i mała mogła czas spędzać na zewnątrz, gdzie zajęć było dużo – plac zabaw, spacery po lasku z psiepsiołami  (babciu, ale ja bendem tsimać Skitusia), jazda na hulajnodze  (babcia podążająca za hulajnogą…😁 ), do tego „niejedzenie”, bo przecież niejadkiem Calineczka w dalszym ciągu jest. Babcia się uwija – a może zjesz kaszkę, może makaron (tylko babciu bez siosiu), może upieczemy ciasteczka, może naleśniki, może kanapkę… itp., itd. Tym sposobem babcia nie miała kiedy otworzyć Lapka i odezwać się do Was. Zdjęć trochę do pokazania jest, lecz to później, już na spokojnie, jak się skończy sezon ogródkowy i skończę ogarniać chałupę. Dziś tylko dla uśmiechu stali mieszkańcy Szczawnicy 🙂

… dwa jelonki wyszły do nas w osiedlu Połoniny…

… u góry dzidziuś niżej jego mama w osiedlu Połoniny, przyszły poczęstować się jabłkami …

… mama z dzieckiem weszła od strony Parku Górnego na posesję …

… wyżej w przybliżeniu, tutaj w naturze, a my idziemy ulicą …

… Calineczka wskazuje muchomorka, czyli krasnoludkowego grzybka 🙂 …

… rolady z ciasta francuskiego, jedna musiała być z czekoladą, druga była z powidłami …

Na razie tyle, dziękuję za odwiedziny i życzę dobrego tygodnia, w zdrowiu i spokoju 💗

💙💛

Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie, Szczawnica | 28 komentarzy

Wdzydze Kiszewskie dawno temu 🍓

Kiedy byliśmy we Wdzydzach – nie pamiętam, zapisków żadnych nie mam to i daty dokładnej nie znam. Z pewnością jeszcze w wieku poprzednim to się zdarzyło, pod koniec lat dziewięćdziesiątych, przed pierwszą Szczawnicą. Mieliśmy domek w ośrodku położonym w lesie, domek był z werandą, na której z przyjemnością piliśmy poranną kawę. Można było wypożyczyć rowery i z tego korzystaliśmy. Pamiętam piękne jezioro, ryby jakieś jedliśmy (ale ja nie lubię takich co mają ości, więc żadna atrakcja dla mnie), odwiedziliśmy skansen i takie mini zoo. Szczerze mówiąc – tylko dzięki zdjęciom cokolwiek sobie przypomniałam. Nie wiem jak żyli ludzie dopóki nie wynaleziono fotografii. Na malowane portrety raczej mało kogo było stać i chyba bardzo szybko zapominano jak wyglądały osoby, które odeszły. Jak wyglądały miejsca zmienione przez różne budowle, zalania czy inne zdarzenia. Na przykład gdyby nie utrwalono na zdjęciach wsi przed powstaniem zapory na Dunajcem (Jezioro Czorsztyńskie) nikt by nie wiedział jak wyglądały i jakie życie toczyło się tam wcześniej. Trafiłam na YT na filmik – https://www.youtube.com/watch?v=Uan8c8QFt68  i stąd takie skojarzenia. Tu akurat wieś Stare Maniowy została zatopiona. Wróćmy do Wdzydzów (Wdzydz?) zawsze mam problem z regionalnymi nazwami, do tej pory nie wiem jak się odmienia Maniowy – w Maniowym, w Maniowych, w Maniowach? Ktoś może wie?  W każdym razie kawiarnia, albo restauracja (też nie pamiętam) nazywała się „Wdzydzana” 🙂

Pamiętam za to dobrze skansen, najstarszy skansen w Polsce, szczególnie domki-chatki, które  zawsze budzą we mnie nostalgiczne uczucia, przypominają mi domek prababci Marianny i przywołują różne wspomnienia… Skansen znajduje się w miejscowości  Wdzydze Kiszewskie, teraz doczytałam, że całość nosi nazwę – Kaszubski Park Etnograficzny im. Teodory i Izydora Gulgowskich – i został założony w 1906 roku. Małżonkowie zostali pochowani na wzgórzu niedaleko swego domu na terenie Parku i to zapamiętałam, ich mogiły również mam w oczach. Ponieważ chciałam Wam przybliżyć a sobie przypomnieć przy okazji, zajrzałam na strony i proponuję zerknąć tu – – https://polskazachwyca.pl/ciekawostki/wdzydze-kiszewskie-najstarszy-skansen-w-polsce/

Podczas pobytu na Kaszubach odwiedziliśmy także kamienne kręgi w Odrach, nie mogłam przepuścić takiej okazji będąc w pobliżu. Specjalnych wrażeń nie pamiętam, widocznie jeszcze nie byłam gotowa, zbyt mało rozwinięta 😉 O kamiennych kręgach możecie przeczytać tu – https://www.busemprzezswiat.pl/2016/05/rezerwat-kamienne-kregi-w-odrach/

… baba nad jeziorem, na dole po lewej domek, w którym mieszkaliśmy …

… pod górnym zdjęciem ze zwierzakami (po lewej) baba w Odrach próbuje coś poczuć między kamieniami 🙂

W ten sposób wyczerpałam temat urlopowych wspomnień przedszczawnicowych. Takich ważniejszych, bo z zamierzchłej przeszłości może mi jeszcze coś w ręce wpadnie.

Dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa, pozdrawiam i życzę miłego weekendu, ma być ciepły, piękny i słoneczny – czyli prawdziwa polska złota jesień🍁🍂🍃

💙💛

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 26 komentarzy

Już październik 🦚

Wrzesień minął, kiedy? Już nie ma się co rozwodzić nad szybkością uciekającego czasu, lepiej się zatrzymać póki można i kiedy można, i dopóki w ogóle można… w tym pędzie codziennym, pod wpływem bombardujących nas ze wszystkich stron katastroficznych wieści dotyczących każdej dziedziny życia. Na dodatek spojrzałam nieopatrznie w lektury Werci i z przerażeniem sobie przypomniałam „Inny świat” i „Zdążyć przed Panem Bogiem”, i też wspomnienia Zosi Tarkocińskiej o zsyłce, które zawarła w książce „Ociosani”… a to wszystko jawi się jako przerażająca możliwość powtórki z historii. Zresztą dla mieszkańców Ukrainy już stała się rzeczywistością. O naszym własnym podwórku szkoda mówić… żal serce ściska, że „Polak przed szkodą i po szkodzie głupi” przez całe wieki …

Jesień nic sobie z ludzkich rozterek nie robi, w przerwach między deszczami pokazuje swą urodę i na tym się zatrzymam, to mogę zrobić.

Astry spotykane po drodze podczas spacerów z psiepsiołkami kochanymi.

Szilka wyraźnie lepiej się czuje, nie chodzi z podwiniętym ogonkiem, nawet nim macha 😀 i podskakuje od czasu do czasu, po schodach wchodzi raźniej 😀 Skitek jak to Skitek 😀 idzie powoli człapu człapu człap, najchętniej je i śpi 😀

… Szilunia w liściach 🙂 …

… Skituś i liście 🙂 …

Lucia  https://pozagranicamipolskialenietylko.home.blog/   u siebie wspomina Filipinki (zespół), a mnie wpadł w oczy artykuł z chyba 2014 roku (wtedy kupowałam mnóstwo kolorowych pisma dla babci D) o Alibabkach. Nie będę streszczać tylko zrobiłam fotkę i ciekawa jestem kto pamięta o tych (ówczesnych) dziewczętach?

🌞🌞🌞🌞🌞

Dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa 🌺🍀🌺 dobrego tygodnia życzę i posyłam moc Ciepłego i Puchatego każdemu, kto tu zajrzy 🌞💗🌞

💙💛

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 28 komentarzy

21 lat temu w Krynicy Górskiej 🌞

27.12.2001 czwartek / O 6.05 pociągiem z Dworca Centralnego  jechaliśmy do ok. 13.30 i taksówką na miejsce przeznaczenia. Mieszkamy w pensjonacie „Leśna Polana”. Głowa pękała mi przez całą drogę aż do teraz (ok. 17.30 jest). Wreszcie wypiłam kawę i chyba mi lepiej. Kupiliśmy kawę, herbatę, słodycze i nareszcie siedzimy w pokoju w oczekiwaniu na kolację. Mamy już plan miasta i okolic, możemy więc od rana ruszać w drogę. Śnieg jest piękny, lekki mrozik, duży ruch ludzi i samochodów, kolorowe, świąteczne dekoracje…

28.12.2001 piątek / Pierwszy dzień spędziliśmy na poznawaniu miasta. Szliśmy ulicą Pułaskiego, Zdrojową, Kraszewskiego. Poszliśmy też w górę ul. Polną, minęliśmy żydowski cmentarz lecz nie doszliśmy do kościoła Baptystów. Minęliśmy go nie wiadomo kiedy i gdzie.  Śniegu taka masa, że z wydeptanej ścieżki nie dało się zejść na krok, bo śnieg górą do butów się wsypywał. Zrobiliśmy kilka zdjęć. MS kupił widokówki w pijalni, która jest duża i ładnie wewnątrz zagospodarowana: mnóstwo zieleni, sklepiki z pamiątkami, z pszczelimi produktami, z fotelami do masażu kręgosłupa, z różnymi innymi  urządzeniami elektrycznymi do masażu, nawet irydolog stawiający diagnozy. Obiad zjedliśmy w  „Krakusie”. Tradycyjnie – filet kurczakowy, frytki i pyszne grzane wino.

Pensjonat „Leśna Polana” na ul. Świdzińskiego jest ładnie położony, wysoko. W pierwszej chwili zdawało się daleko od miasta, ale już dziś inaczej odebrałam odległość. Nie jest tak źle. Idąc pod górę mam wrażenie, ze jestem w Szczawnicy i się wspinam…

29.12.2001 sobota / Piechotą weszliśmy na Górę Parkową a zjechaliśmy kolejką. Ku mojemu zaskoczeniu kolejka jest nie linowa ale szynowa. Duże wagoniki mieszczą ponad 30 osób. To znaczy kiedy kupowaliśmy bilety był napis, że jest 30 miejsc, w miarę napełniania się wagonika napis się zmieniał. Zjedliśmy na górze ”U babci Maliny”. MS kiełbaskę z rusztu (chodziła za nim od przyjazdu), a ja placki z sosem pieczarkowym. Dumna jestem z siebie, bo się nie skusiłam na szaszłyk i wygrałam sama ze sobą i z własnym łakomstwem. Po powrocie do pensjonatu wypiłam pyszną herbatkę, odpoczęliśmy nieco, po czym wyruszyliśmy do Parku Słotwińskiego oglądając wszystko po drodze. Park zasypany śniegiem, pijalnia stara, drewniana, piękna. Ciemno się zrobiło, nie mogłam zrobić zdjęcia.

30.12.2001 niedziela / Zrobiliśmy spacer ul. Pułaskiego obok Kopca Pułaskiego, który nie był udostępniony zwiedzającym z powodu przeprowadzanych prac renowacyjnych. Potem w bok, na Górę Parkową bardzo łatwym podejściem w niepowtarzalnych warunkach – śnieg, olśniewająca jego biel w słońcu, czapy śnieżne na wszystkich drzewach, świerki ustrojone niczym choinki, wszędzie biel, biel i nieskazitelna czystość. Widoki jak z bajki. Z góry zjechaliśmy kolejką, obiad chcieliśmy zjeść w karczmie lecz był mały wybór i znów wylądowaliśmy w „Krakusie”. MS zjadł szaszłyk, ja filet. Moja mięsożerna część jest zaspokojona, a druga – pełna niesmaku.

31.12.2001 poniedziałek / Ulicą Zdrojową doszliśmy do ul. Cmentarnej i bardzo ładnej cerkwi. Potem z powrotem  weszliśmy na ulicę Zdrojową i do Halnej, i kawałek w górę ile się dało. Dalej śnieg się zapadał pod nogami, gdybym stanęła całym ciężarem to byłby powyżej kolan. Staliśmy sobie i patrzyliśmy na Krynicę, na górę Holica, na wszystkie inne, które było widać. Piękne widoki, wszędzie śnieg, pociąg (jak „gąsienice” w Tenczynku) – wjeżdżał na stację. Dachy pokryte śniegiem, wszystkie białe innych barw nie widać. Obiad zjedliśmy znów w „Krakusie”, ja filet, MS pomidorową i szaszłyk. Śnieg się „rozsypał” i sypał przez całą noc aż do południa następnego dnia (bo piszę już 1.01.2002)

Sylwestra spędziliśmy w pokoju, oglądając z okna sztuczne ognie i światła reflektorów na Górze Parkowej, zaś w tv Marylkę Rodowicz w programie o hiszpańskiej muzyce. Nawet potańczyliśmy trochę, choć MS nie lubi 😊

Potem poszliśmy ul. Pułaskiego do ul. Leśnej i w górę, ulicę kończył wyciąg narciarski, wdrapaliśmy się jeszcze wyżej aż do Osady Leśnej. Przez cały czas sypał śnieg. Widoki bajkowe, nierealne. W budynku ośrodka po lewej stronie – poprawiny Sylwestrowej zabawy i orkiestra grająca przeboje Golców. Obiad znów w „Krakusie”. Chyba się trochę podziębiłam, męczy mnie kaszel i katar.

2,3,4.01.2002 środa, czwartek, piątek / Spacery po mieście, Muzeum Nikifora, mróz -16 st., znowu sypało wciąż i bezustannie. Wieczorem i w nocy nie było prądu. Ogólnie – ładnie tu jest, ale wciąż porównuję Krynicę ze Szczawnicą i naprawdę nie mam ochoty przyjechać tu po raz drugi. To nie moja bajka, nie moje miasto. Gdybym przyjechała tu wcześniej i do tego latem albo wiosną – z pewnością bardziej by mi się podobało. Teraz przechlapane, tęsknię za Szczawnicą i złoszczę się w duchu, że nie tam jestem.

5.01.2002 sobota powrót 🙂

… biały pensjonat (drugie zdjęcie od lewej) to „Leśna Polana” …

… na dole w środku to dom Nikifora i muzeum jednocześnie …

Takie zdjęcia znalazłam z Krynicy. Pojechaliśmy tam, bo koleżanka z pracy zachwycała się Krynicą, więc postanowiliśmy ją zwiedzić. Najbardziej zapamiętałam domek Nikifora, pijalnię, kolejkę wagonikową. Tam też (czyli w Krynicy) spotkaliśmy Andrzeja Grabowskiego, który jechał samochodem – na występ zapewne – i MS mu coś tłumaczył jak kierowca kierowcy. Oni (kierowcy) inaczej widzą świat niż takie cudaki jak ja, co to piechotą wszędzie dojdą, ale wytłumaczyć komuś za kółkiem ni czorta nie potrafią którędy dotrzeć do celu.

Jak widać specjalnie się nie wysilałam robiąc zapiski, nie miałam chęci. Pamiętam, że wysłałam powieść na jakiś konkurs i byłam zła, bo ta co zwyciężyła wcale mi się nie podobała. Zrezygnowałam z takich zabaw na zawsze.

🍀🍀🍀🍀🍀🍀🍀🍀🍀🍀🍀🍀🍀🍀🍀🍀

Na zdjęciach śnieg, za oknami powinna być piękna, kolorowa jesień. A jaka będzie to się dopiero okaże. Straszą znowu zimnem i deszczem co mi się wcale nie podoba. Może się pomylą 🌞🌞🌞

Dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa 😘 Życzę zdrowia i dobrego tygodnia🌺💗

💙💛

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 18 komentarzy

Hi hi, znowu baba 😃

Dawno temu za górami,

za rzekami, za lasami

stała sobie mała chatka,

w chatce tej mieszkała babka.

Babka strasznie była stara.

Już nie starczyło zegara

by pokazać wiek jej cały,

(fakt, ten zegar był zmurszały 😉)

Raz się wkradły krasnoludki,

takie małe, śmieszne ludki,

stary zegar przekręciły,

babie figiel wnet zrobiły.

Na cyferblat baba patrzy.

– Co za diabeł? Co to znaczy?

Przecież mnie już stanął licznik,

a w zegarze jestem śliczna!

Wzięła baba okulary.

  • Oj, jam stara, zegar stary,

kto mi taki figiel zrobił,

staruchę w młódkę przerobił?

Ubawiły się krasnale.

– Ty się babo nie smuć wcale,

ważne, żeś jest w duszy młoda

na zmartwienie czasu szkoda.

Baba chwilę pomyślała

i głośno się roześmiała.

– Macie rację, wy maluchy,

nie wpuszczę do duszy pluchy,

więcej gniewu ani złości

już w mym sercu nie zagości.

Gdy tak rzekła słonko mile

zaświeciło dłuższą chwilę.

Patrzy baba do lusterka

I nie wierzy, dalej zerka.

Słonko babę ozłociło

i coś w babie się zmieniło:

znikły zmarszczki, krzywe zęby

już nie straszą prosto z gęby,

a gęba się rozjaśniła,

jakaś lepsza się zrobiła.

Krasnale się ubawiły,

że tak babę odmieniły

w bardzo przecież sposób prosty:

wyjmując jej z duszy osty,

ciernie różne, gniewy, złości,

a gdy w sercu to nie gości

baba inna się zrobiła

i nawet z wyglądu miła 😀

Uff – westchnęła z ulgą baba –

Wiem co robić mi wypada.

Będę politykę chrzanić,

nie dam więcej się omamić,

pójdę swoją prostą drogą,

by nie zranić już nikogo.

Jak wyglądam? Wszystkim wara!

I co z tego, żem jest stara?

Teraz będę sobie  panią,

może Anką, może Anią,

każdy krok mój niesie pokój,

wokół mnie jest cisza, spokój.

Przy oknie baba stanęła,

starą płytę wyciągnęła,

 stary gramofon włączyła,

cały wieczór przetańczyła.

🌺🌹💗🌺🌹💗🌺🌹💗

Baba życzy dobrego tygodnia i dziękuje za odwiedziny 🙂😘

💙💛

Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, wierszydełka | 30 komentarzy

Wrześniowe różności 🌞

Tydzień znowu przemknął i nie wiem kiedy to zrobił. Miałam kilka pomysłów na tematy wpisów, ale gdy już wiedziona szczerą ochotą chciałam je zapisać to uciekały. O polityce cicho sza, jak jest każdy widzi i wystarczy. O wszystkich innych aspektach tejże – również.  O królowej Elżbiecie II rozpisują się media całego świata, więc gdzie ja, mały żuczek… Toć ona panować zaczęła jak mnie na świecie nie było! Skończyła się pewna epoka, a co dalej – czas pokaże. Ten sam czas, który tak nieubłaganie pędzi do przodu nikogo nie oszczędzając. Nie da się go oszukać robiąc niezliczone ilości operacji plastycznych i innych zabiegów mających powstrzymać jego działanie. Cieszmy więc się tym co jest póki jest i – nie zwracając uwagi na zewnętrzność – cieszmy się, że w duszy wciąż miłość i rock’n’roll 💗💗🎸🎸 😀😀

Czas nikogo nie oszczędza i niczego, również przedmiotów.  Zauważyłam już dawno, że jeśli stłucze się albo pęknie szklanka to w krótkim czasie kończą żywot pozostałe z tej samej serii i tak samo dzieje się  z kieliszkami. Słoiki nie podlegają temu prawu zapewne dlatego, że nie są używane do samego swego końca lecz znikają z domu w różnych okolicznościach. Poza tym pochodzą z różnych miejsc i w różnym okresie zostały wyprodukowane.

Nasze kochane psiepsioły także ząb czasu naruszył 😢  Nie powiem, że nadgryzł, bo się przed tym bronimy. Dostają karmę dla seniorów, opakowanie olejku CBD właśnie skończyły, teraz kupiliśmy preparat z glukozaminą i chondroityną.  Skituś jest wyraźnie w  lepszej formie, Szilunia jeszcze nie, ale mam nadzieję, że będzie 🐕🐕💗 Nie bardzo mają chęć chodzić po ulicy, choć czasem widoki wieczorne są niesamowite one uwagi na to nie zwracają, mają inne priorytety 😀

… idąc na wieczorny spacer do torów można zobaczyć taki zachód słońca …

Natomiast buszować w trawach, wśród ziół chyba lubią, bo sprzeciwu nie zgłaszają 😊

… bardzo mi się podoba taki gąszcz, miło będzie spojrzeć gdy zima nastanie …

Z nowości – upiekłam w starym prodiżu (oby żył wiecznie 😀) pasztet z cukinią w roli głównej i był smaczny 😊 Przepis znalazłam na blogu Pasztet pieczony z cukinii i marchewki – Swojskie jedzonko    I z czystym sumieniem mogę polecić. MS jadł i orzekł, że dobry a nie tylko, że da się zjeść 😀

… pasztet po przekrojeniu …

Miałam w lodówce tofu z bazylią i pieczarki. Utarłam je, jeszcze radamer dołożyłam, trochę otrąb owsianych i zmielonego siemienia (akurat mam) oraz jajka. Chwilę masa sobie w spokoju posiedziała w misce (o cebuli zapomniałam) i łatwo się uformowały kotleciki czyli kotoplacki 🙂 Obtoczyłam je w bułce tartej i usmażyłam. I znowu sukces, bo MS powiedział, że dobre 😊 Dla niego i babci D. robię kurczaka, ale MS próbuje moje eksperymenty i coraz częściej wyraża aprobatę 😊

…kotoplacki z pieczarek i tofu 🙂 – czyli wszelkie kotlety i placki z tofu tak nazwane przez Małgosię z http://toprzeczytalam.blogspot.com/ …

Jest okres śliwkowy i zajadamy się węgierkami. Zapragnęłam upiec ciasto ze śliwkami i poddałam się temu pragnieniu. Poszukałam przepisu na ciasto śliwkowe w keksówce i upiekłam w prodiżu (oby żył wiecznie 😀)  Przepis na ciasto ucierane ze śliwkami | AniaGotuje.pl

… jeszcze w całości…

… po pokrojeniu, smaczne bardzo było i szybko zniknęło …

Rzadko mam teraz czas na spoczęcie w wygodnym fotelu i pogrążenie się w lekturze czy we  własnych myślach. Kiedy mi się wydaje, że nadchodzi „moja” upragniona chwila – rzeczywistość robi psikusa i albo babcia D. daje o sobie znać, albo coś innego się dzieje co zaprząta całkowicie. Wreszcie gdy biorę do ręki książkę z zamiarem czytania (w spokoju) i gdy pierwsze przeczytanie zdania odpowiadają mojemu pragnieniu i oczekiwaniu – mam uczucie takiej wewnętrznej radości, wolności, wręcz uniesienia, jakbym witała prawdziwego przyjaciela po długim okresie nieobecności. Przecież – jak mawiała pewna starsza czytelniczka (urodzona tego samego dnia i roku co mój tata) – książka to najlepszy milczący przyjaciel człowieka. Nigdy jej słów nie zapomnę, bo to święta prawda 🙂

… niech nam kwiaty umilają wrzesień …

Dziękuję za odwiedziny i komentarze, życzę zdrowia, cierpliwości i nadziei w kwestii przyszłości. Serdeczności posyłam i duuużo dobrych myśli 💗💗💗

💙💛

 

Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 25 komentarzy

Małe co nieco 🥣🥘

Czas na małe co nieco po tych wspomnieniowych wyprawach 😊 Muszę przyznać, że wypróbowałam kilka nowych potraw i chętnie się podzielę doświadczeniem. Na pierwszy ogień idzie cukinia w panierce. Królowa Marysieńka robiła kilkakrotnie i była zachwycona. Skusiłam się i ja, najpierw oglądając na YT mnóstwo różnych wersji. Ostatecznie – jak zawsze – zrobiłam po swojemu używając produktów, jakie akurat miałam pod ręką. Cukinie w ilości trzech sztuk czekały w lodówce i należało je wykorzystać, aby się nie zmarnowały. Pocięłam je więc w paski jakie mi się udało, ale wcale nie wyszły takie cienkie jak na filmikach. Trudno – powiedziałam sobie i zaczęłam przeglądać zawartość lodówki uprzednio posypawszy solą pocięte paski. Znalazłam kawałek przesuszonego wędzonego radamera (zaplątał się z tyłu i nie było go widać na pierwszy rzut oka), kawałek świeżego radamera nie wędzonego i jeszcze miałam całe opakowanie rozdrobnionego cheddara. Utarłam zatem niestarte kawałki, pomieszałam z cheddarem, jajkami, ziołami prowansalskimi, solą, pieprzem i czosnkiem granulowanym. W drugim naczyniu pomieszałam mąkę z bułką tartą. Paski cukinii dokładnie „wytytłałam” w serowych jajkach, potem obtoczyłam je (też dokładnie się starałam, ale różnie wyszło) w mieszance bułki z mąką i usmażyłam na oleju. Nie uwierzycie jakie to wyszło pyszne żarełko! Na ciepło i na zimno. Już kupiłam świeże cukinie i zrobię powtórkę.

… przygotowany warsztat pracy 🙂 …

… usmażona przepyszna cukinia …

Następne doświadczenie to był pasztet/pieczeń z kaszy, właściwie takiej gotowej mieszanki kasz (oczywiście nie gotuję w woreczkach tylko wysypuję i gotuje bez plastiku). Dołożyłam pieczarki, cebulkę, jedno jajko na twardo (zostało ze śniadania) i jajka surowe plus oczywiście sól, pieprz, paprykę, czosnek. Wymieszałam, wyrobiłam i kiedy wydawało mi się, że konsystencja będzie dobra przełożyłam masę do aluminiowej foremki ze sklepu i upiekłam w starym prodiżu. Nie rewelacja (ja w ogóle nie lubię żadnych kasz), ale dało się zjeść do chleba i na ciepło na obiad.

…pasztet/pieczeń z prodiża …

… użyłam takiego mixu (żadna reklama)…

Sałatka pt. „co mi wpadnie pod rękę” – tym razem miałam ugotowane ziemniaki, jajka na twardo, ogórki surowe i konserwowe, cebulkę, do tego pieprz, sól i majonez. Bardzo smacznie było 😊

… sałatka …

Tofu rozmroziłam, posypałam obficie przyprawą do gyrosa, polałam oliwą  i włożyłam do lodówki. Po dwóch dniach sobie przypomniałam i usmażyłam na oleju na chrupko, dołożyłam podsmażoną uprzednio cebulkę, trochę masła dodałam i taki gulasz smaczny wyszedł 🙂

… tofu z cebulką…

„Kotoplacki”  zrobiłam z wędzonego tofu (utarłam), usmażonych pieczarek, do czego dołożyłam trochę sera żółtego utartego, nieco otrąb owsianych i siemienia lnianego, oraz jajko, choć bez jajka też by się kupy trzymały 😊

Drugie – bardziej kotlety niż placki – usmażyłam z utartego tofu i gotowego dodatku do burgerów, cebulkę jeszcze dałam i zupełnie przyzwoite wyszły.

… zgrabne kotleciki wyszły, dobrze się formowały …

… tego użyłam (też nie reklama) …

Ostatnia próba to podpłomyki z serem. Chodziło za mną takie coś odkąd u Hajduczka – https://www.hajduczeknaturalnie.pl/podplomyki-orkiszowe/   przeczytałam o podpłomykach. W życiu nie jadłam a tym bardziej nie robiłam. Oglądałam więc filmiki, przymierzałam się i wreszcie zebrałam się na odwagę i… zrobiłam dwa razy, bo mi serowego nadzienia zostało drugie tyle. Rewelacja! Dokładny przepis wzięłam z YT

(53) Chleb serowy zapiekany na patelni. Podpłomyk w 10 minut! Bez piekarnika, Bez drożdży, Bez jajka – YouTube

Myślę, że będę często robiła, bo to bardzo proste – choć wydawało mi się inaczej – i można różne nadzienia wymyślać, nie musi być serowe. Naprawdę nabrałam ochoty na próbowanie różnych wersji 😊

… już wyrobione, zrobione, zrolowane, rozwałkowane …

… gotowe 🙂 …

Sałatka, cukinia i podpłomyk smakowały nawet babci D. Mówię „nawet”, bo coraz trudniejsze bywają dni z babcią D.. Kontakt chwilami się urywa, problemy zaczynają się z myciem i ubieraniem, nie pomagają w życiu nawracające znowu ataki złego nastroju, prawie agresji. „Prawie”, bo w takich chwilach ma problemy z utrzymaniem równowagi i kończy się na słowach… różnych. Rzeczy do prania wyciągam podstępem, gdy nie widzi. Zdarza się, że sama wypierze bieliznę w rękach (mydłem pod kranem) po czym mokrą chowa pod poduszkę… no i takie różne hocki-klocki są na porządku dziennym. O bezustannym szukaniu aparatu słuchowego, okularów, pierścionków to już nawet nie ma co mówić. Jeszcze niedawno spisywała historię rodziny, to ją zajmowało na jakiś czas, bo co trochę zaczynała od początku. Teraz już nie, nie chce jej się…

Wrzesień się zaczął i rok szkolny też. Wrzesień to dla mnie jesień, lato to wakacje, one się kończą to i lato się kończy bez względu na kalendarz. Od razu mam w oczach Tenczynek, cudne, rozległe przestrzenie, pola częściowo zaorane, babcię kopiącą ziemniaki, zapach palonych ziemniaczanych badyli, zapach ziemniaków  przywiezionych z pola do domu połączony z zapachem ziemi… Takie wspomnienia świata, którego już nie ma… pozostał w mojej duszy tak głęboko, że często mi się śni. Ostatnio znowu we śnie wyganiałam obcych ludzi z babcinego ogródka…

Na poprawę humoru kwiaty napotkane na psim spacerze.

Nic to… życie toczy się dalej, dzieci do szkoły poszły, a co będzie  – tego nikt nie wie, dopiero się okaże. Spokoju i pokoju, i zdrowia – wszystkim nam życzę. Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Dobrego tygodnia i udanego weekendu 💗💗💗

💙💛

 

Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie, Tenczynek | 24 komentarze