„Pasma życia” 36

Zjedli obiad. Mikołaj zmywał w kuchni. Kasia obierała pieczarki siedząc w fotelu, trzymając tackę z obierkami na kolanach. Na ekranie telewizora zmieniały się co chwilę skłócone gadające głowy. Szkoda słuchać. I Kasia nie słuchała, bo myśli uleciały w kierunku Wilanowa i dotarły na Ursynów do miejsca budowy upragnionego mieszkania. Bez zdziwienia zatem przyglądała się budynkom, które ukazały się na ekranie, uważając je za projekcje własnych myśli.

– Czemu mnie nie wołasz? – dotarł do niej głos męża, który wyskoczył z kuchni z mokrymi rękami i stanął przed telewizorem. – Co oni mówią? Przecież to nasze osiedle!

Oprzytomniała i skierowała uwagę na telewizyjny obraz i dźwięk oraz na wygląd, a raczej na zmianę w wyglądzie Mikołaja oraz na jego słowa.

– A to dranie! – wykrzyknął wzburzony. – Teraz rozumiem dlaczego ta kobieta kręciła i nie chciała się konkretnie umówić u notariusza.

– Co takiego? Słucham? – poruszona reakcją męża Kasia wsłuchała się w słowa dziennikarza rozmawiającego z grupką lokatorów budynku widniejącego w tle. – Czy ja dobrze zrozumiałam? To znaczy, że oni wszyscy dali deweloperowi pieniądze bez aktu notarialnego zabezpieczającego ich interesy?

– Dokładnie tak.

– No to mają w plecy. A ty się nie dałeś w to wciągnąć! Mężu mój najdroższy, jesteś genialny – wykrzyknęła z podziwem.

– Miło, że to zauważyłaś – uśmiechnął się do żony. – Ale, kochanie, odłóż nóż, nie zbliżaj się do mnie z tym narzędziem zbrodni…

Kasia odłożyła nóż, tacka z obierkami wylądowała na podłodze, ale żadne z nich nie zwróciło na to uwagi.

– Mikołaj! Gdybyś nie był taki genialny stracilibyśmy wszystkie pieniądze! A ja się na ciebie złościłam, że jeszcze nie podpisałeś umowy.

– Przecież tłumaczyłem ci wielokrotnie, że bez notariusza nie ma w ogóle o czym mówić. Wszyscy ci, którzy tam już mieszkają, zawarli umowy w formie pisemnej lecz nie mają aktów notarialnych.

– No tak – posmutniała Kasia. – Ale co my teraz zrobimy?

– Zaczniemy szukać od nowa. Szkoda, bo ładne to mieszkanko…

– I w idealnym miejscu – dodała ze łzami w oczach.

– Mieszkać można wszędzie – skwitował bez zrozumienia Mikołaj, który nie był emocjonalnie związany z Ursynowem.

– Nieprawda! Ile razy mogę ci tłumaczyć, że nie!

– Uspokój się, poszukamy czegoś po południowej stronie Warszawy. Z pewnością coś znajdziemy. Jutro środa, w gazecie jest dodatek mieszkaniowy, będziesz miała w czym wybierać.

– No dobrze, masz rację. W ten weekend będą targi mieszkaniowe w Pałacu. Pójdziemy, zobaczymy co jest w ofercie.

Żegnała w myślach urocze mieszkanko z oknami wychodzącymi na krzaki bzu od strony Wilanowa i konie za płotem obok knajpy… Spokojniej podeszła do kwestii miejsca przyszłego zamieszkania niż zaraz po ślubie z Mikołajem. W tym – w sumie krótkim – czasie wydarzyło się tak wiele w jej życiu osobistym i zawodowym, i były to sprawy ważniejsze od żalu za mieszkaniem. Powinna się cieszyć, że mąż okazał się mądry i przewidujący. Ze znów załzawionymi oczami spojrzała na swoje ślubne szczęście, tym razem to były łzy rozczulenia i miłości. Przytuliła się, a właściwie wtuliła tak, że całkiem utonęła w objęciach męża, zniknęła, nie było jej poza nim…Czuła ogromną miłość, którą mogłaby określić jako połączenie czułości, zaufania, poczucia bezpieczeństwa, pragnienie bycia zawsze obok, blisko, jak najbliżej…

– Kochanie, jest coś o czym akurat w tym momencie powinienem wspomnieć – pocałował czubek Kasinej głowy patrząc przed siebie w nagłym zamyśleniu.

– Co takiego? – wtulała się jeszcze mocniej oplatając ramionami Mikołaja. – Mam nadzieję, że nic strasznego. Wystarczy mi wrażeń na dziś. Jak mnie jeszcze bardziej zdenerwujesz to nigdy nie obiorę tych pieczarek i nie zrobię obiadu na jutro.

– Nie wiem jak na to spojrzysz – odsunął ją nieco od siebie i poważnie spojrzał w oczy. – Wszystko zależy od twojej decyzji.

– Ale co? Wyduś z siebie,  bo się zaczynam bać.

– Widzisz, moja mama powiedziała, że bardzo żałuje, że już wybraliśmy mieszkanie, bo może… gdybyśmy się zdecydowali na większe… to i dla niej znalazłoby się miejsce..

– Czyli… chciałaby… zamieszkać z nami – ostrożnie sformułowała myśl.

– Nie denerwuj się kochanie…

– Ależ ja się nie denerwuję. No co ty, Mikołaj – wciągnęła głęboko powietrze w płuca.

– Pomyślałem, że może gdzieś blisko, w tym samym bloku albo obok udałoby się kupić drugie, małe mieszkanko dla niej. Wiesz, mama nie jest już najmłodsza, często źle się czuje, ciśnienie ma wysokie, nieraz boi się być sama w domu… – wykorzystał „zapowietrzenie się” Kasi, a teraz ona zrobiła to samo kończąc za niego zdanie.

– I dzwoni po ciebie w środku nocy, żebyś przyjechał i z nią posiedział. Przecież nikt lepiej ode mnie nie wie jak często…A problem widzę zasadniczy.

– Jaki?

– Finansowy skarbie, finansowy. Wiesz co, zrób mi dobrego drinka, a sobie zrób co chcesz. Musimy pomyśleć i policzyć.

Mikołaj odetchnął głęboko, jakby po długim biegu z ciężarem pozbył się wreszcie owego ciężaru i poczuł przyjemną lekkość.

– A na co masz chęć? Jest jeszcze słowacka śliwowica.

– Oczywiście vermouth z tonikiem. Przecież wiesz, że przy tym najlepiej mi się myśli.

Z ulubioną wysoką szklanką w ręce usadowiła się wygodnie na szerokim łóżku przykrytym bordowym sztucznym futerkiem. Stojąca lampa z żółtym kloszem rzucała ciepłe światło. Kasia uspokajała się tu i czuła bezpiecznie. Oparła się o poduszkę i wyciągnęła rękę do męża.

– Chodź, usiądź obok mnie. Ważne sprawy należy omawiać w przyjemnym nastroju, nie uważasz?

Rzeczywiście zrobiło się miło i intymnie. Pieczarki leżały na ławie i traciły nadzieję, że szybko ktoś sobie o nich przypomni, chociaż „polecały się na obiad”… Mieszkańcy malutkiego przytulnego mieszkanka rozważali kwestię przyszłości, całego dalszego życia.

– W żaden sposób nie da się kupić dwóch nowych mieszkań po sprzedaży twojego i mamy. Nie ma takiej możliwości – stwierdziła Kasia.

– Kupno jednego większego mieszkania też wymagać będzie dużego kredytu. A w ogóle nie jestem zwolennikiem mieszkania razem z rodzicami. Wynikają z tego nieporozumienia, rodzą się konflikty i kłótnie w rodzinie. – dodał Mikołaj

– W mieszkaniu tak – zaczęła Kasia tak dobierając słowa, aby jak najlepiej oddać swoje myśli. – Nie wyobrażam sobie życia w jednym mieszkaniu z dorosłą osobą, tym bardziej teraz, po moich doświadczeniach z tatą. Poza tym od kilkudziesięciu lat jestem sama sobie panią i nie zniosę, żeby nagle ktoś zaczął mnie traktować z góry jak dziecko i dyktował mi co mam robić. Nawet przebywanie  z tobą bezustannie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę było dla mnie początkowo nie do wytrzymania.

– Co ty mówisz? – spojrzał zaskoczony Mikołaj. – Co… jak…

– Nie przerywaj, muszę skończyć. Przecież wiesz, że bardzo cię kocham – pogładziła palcem policzek męża. – Moje odczucia nie miały nic wspólnego z miłością. Chciałam być z tobą a jednocześnie nie mogłam być całkiem szczęśliwa bez mojego kochanego mieszkanka na Ursynowie i życia, które sobie ułożyłam. Dopiero teraz jakoś przywykłam, jeszcze nie do końca, ale traktuję bycie tutaj jako coś przejściowego, w oczekiwaniu na prawdziwy dom.

– Myślałem, że jesteś szczęśliwa…

– Przecież jestem! Tylko inaczej wygląda szczęście młodej dziewczyny wchodzącej w dorosłe życie z rodzinnego domu, bez obciążeń, samej, a zupełnie inaczej kobiety dojrzałej, która ma za sobą pół życia na własny rachunek, kobiety po przejściach, żyjącej nie tylko dla siebie, ale dla dzieci. My matki takie już po prostu jesteśmy.

– I za to też cię kocham – pocałował ją w czubek głowy.

– To się bardzo dobrze składa, bo i ja ciebie – odwzajemniła się tym samym. – Ale nie przerywaj, bo stracę wątek.

– Nie lubię przerywać jak zacznę – mrugnął i przytulił żonę, która jednak się wyswobodziła z mężowskiego uścisku ze śmiechem i zaczęła tłumaczyć.

– Widzisz dlaczego nie możemy mieszkać z mamą w jednym mieszkaniu? Miałabym świadomość, że jest za ścianą i w każdej chwili może wejść. Zero intymności i swobody.

– No właśnie, więc…

– …więc jeśli w mieszkaniu nie – weszła mu w słowo, – to w domku jak najbardziej.

– W jakim domku? O czym ty mówisz?

– Przyszło mi to do głowy bardzo dawno temu.  Wyobrażałam sobie nieduży domek, w którym każdy miałby swój kąt, swoją łazienkę i nikt nikomu nie wchodziłby w drogę. Chłopcy byli wtedy mali… Potem się zaczęły problemy z dojrzewaniem, ze szkołą, z tą całą „pierestrojką” w pracy i w kraju, i marzenia odpłynęły w siną dal. W tej chwili wróciły.

– Myślisz o budowie? Nie, to niemożliwe.

– Pewnie, że niemożliwe. Sprawdzaliśmy przecież ceny działek wokół Ursynowa i ceny nie są dla normalnych ludzi.

– Bo się uparłaś na Ursynów jakby nie można było mieszkać gdzie indziej.

– Owszem, uparłam się, bo kocham Ursynów i chcę być blisko i dzieci, i ukochanej dzielnicy. A poza tym dawno temu przyrzekłam sobie, że jeśli kiedykolwiek się przeprowadzę, to tylko bliżej lasu.

– Czy sądzisz, że w domu, powiedzmy, że dałoby się coś znaleźć, da się żyć bez antagonizmów? Nie wierzę, jestem przeciw…

– Poczekaj, mam schowany katalog projektów domów, który dostałam od Mariolki. Przyniosę i pooglądamy. Od czegoś trzeba zacząć.

Wyciągnęła katalog spod sterty czasopism. Oglądali projekty domów wolnostojących dużych i małych. Wszystkie piękne, jak to na obrazku, każdy chciałoby się mieć.

– Skonkretyzujmy czego nam potrzeba. Po obejrzeniu tylu projektów mamy chyba jakieś pojęcie – skwitował Mikołaj. – Ewentualnie oczywiście…

– Oczywiście a nie ewentualnie – sprostowała Kasia. – Konieczne są dwa poziomy. Przynajmniej dwa. Na przykład na dole salon z kuchnią i, powiedzmy, pokój mamy z łazienką, zaś na górze nasza sypialnia z łazienką i jeden pokój wolny, taki garderobo-biblioteko-gabinet. Albo w innym układzie, natomiast koniecznie muszą być dwie łazienki, bo na wspólną się nie zgodzę. Należy nam się sfera intymności. Poza tym jest to bardzo często punkt zapalny stosunków teściowa – synowa.

– Drugi punkt to kuchnia. Dwie gospodynie w jednej kuchni – powątpiewająco pokręcił głową. – To niemożliwe.

– Chyba sobie z tym poradzimy. Twoja mama ciągle mówi, że nie lubi gotować, robi to tylko ze względu na ciebie. Odciążę ją z przyjemnością, bo gotować lubię.

– No, nie wiem…

– Przede wszystkim będzie miejsce, „rozleziemy się”, nie musimy na siebie wpadać tak, jakby to było w mieszkaniu. Aha, ogródek. Musi być kawałek ogródka, wtedy będzie miała zajęcie. Wiesz, że lubi się zajmować kwiatkami. Zamiast siedzieć w czterech ścianach i gapić się w telewizor, pójdzie na powietrze. Od razu będzie zdrowsza. Zobaczysz. Poza tym przyjdzie czas, że trzeba będzie zacząć kontrolować, czy prawidłowo przyjmuje leki, co je, żeby ciągle nie narzekała na żołądek. W tym wieku należy jej już poświęcić więcej uwagi. Gdybym tatę miała wcześniej na oku to może zauważyłabym objawy choroby i jeszcze udałoby się coś poradzić – łza spłynęła po policzku Kasi.

Mikołaj otarł łzę i przytulił żonę.

– Kotku, zrobiłaś wszystko co się dało. Na Alzheimera jeszcze nie wynaleziono lekarstwa.

– Może, ale ja ciągle mam wyrzuty sumienia.

– Niepotrzebnie skarbie, na pewne rzeczy naprawdę nie mamy wpływu.

Przejrzeli tony gazet, dziesiątki albo i setki ofert z rynku pierwotnego i wtórnego. Zjeździli całe miasto – a raczej jego peryferia z każdej strony – w poszukiwaniu inwestycji, która spełniałaby ich oczekiwania i byłaby do uchwycenia pod względem finansowym. Najgoręcej zaczęło bić Kasine serce, kiedy idąc z Dżemikiem na spacer wypatrzyła na Moczydłowskiej budowane segmenty. Mikołaj udał się tam nazajutrz rano lecz niestety, bariera finansowa okazała się nie do pokonania. Jakiś czas potem Mikołaj znalazł w Wawrze segmenty, które odpowiadały wszystkim wymaganiom poza lokalizacją. Kasia niby godziła się na ten wariant ale w głębi duszy błagała los, aby nie musiała tam zamieszkać. No i tak się stało, budowa została przerwana. Później z bliska przyjrzeli się osiedlom w okolicach Nowej Iwicznej, podobały im się lecz zrezygnowali po dokładnym przeliczeniu kosztów związanych z wykończeniem budynku będącego w stanie surowym. Następny wyszukany segment był po prostu idealny i miał olbrzymią zaletę w postaci dużego poddasza do zagospodarowania. Kasia widziała tam całe czterdzieści metrów kwadratowych zapełnione półkami książek, swój kąt do pracy i domową siłownię. Pozostała kwestia kredytu. We wszystkich bankach  okazywało się, że nie mają wymaganej zdolności kredytowej, zaś mama Mikołaja nie wchodziła w rachubę ze względu na wiek. W międzyczasie wyszło na jaw, że nie staliby się właścicielami budynku po wpłaceniu pieniędzy, lecz mieliby jedynie udział w całości. Dopiero po wykupieniu wszystkich segmentów przez indywidualnych właścicieli należałoby dokonać notarialnie podziału na poszczególne części własności.

– Jakoś tak. W każdym razie strasznie to skomplikowane i prawie niemożliwe, żeby się wszyscy porozumieli bez problemów. Wiesz jak to u nas jest, zawsze musimy się kłócić, taki naród – tłumaczyła Kasia Elżbiecie.

– Aaa, to dlatego jesteś taka wściekła. Wyglądasz jakbyś miała pęknąć za chwilę na tysiąc kawałków.

– Też byś tak wyglądała, gdyby upragnione mieszkanko odpłynęło w siną dal.

– Rozumiem, że w dalszym ciągu nie masz chałupy – Elka pokiwała z politowaniem głową.    – I po co ci to było? Nigdzie nie jest tak dobrze jak na naszej wsi.

– Masz absolutną rację poza jednym: wsią już tego nazwać nie można. A tak było kiedyś fajnie…

– Zające biegały wśród chaszczy na metrze, którego jeszcze nie zaczęli kopać… – westchnęły obydwie pogrążając się we wspomnieniach.

Młodzi stażem małżonkowie nie ustawali w poszukiwaniach. Za którymś razem natrafili w Piasecznie na plac budowy, który wyglądał wyjątkowo nieciekawie. Domki były na różnych etapach „rośnięcia”, jedne stały prawie gotowe, inne, ledwo zaczęte, zarastały chwastami. Ogólnie było niechlujnie i brzydko.

– Pewnie każdy sam sobie stawia jak chce – powiedziała Kasia. – Ale przecież nie będziemy budować sami, bo się na tym nie znamy. Idziemy stąd.

Po jakimś czasie wrócili w to samo miejsce. Więcej domków zostało wykończonych i zamieszkałych. Całość wyglądała zdecydowanie sympatyczniej niż poprzednio. Przyjrzeli się bliżej, Mikołaj umówił się z deweloperem, warunki wydały się zachęcające. Podjęli decyzję. Skorzystali z pomocy młodego doradcy finansowego. Wyszukał on bank, który zgodził się na udzielenie kredytu hipotecznego na trzy osoby słusznie rozumując, że emerytura mamy to stały i pewny dochód. Podpisali akt notarialny własności działki, na której stał rozpoczęty segment. Pieniądze mieli wpłacić w ciągu tygodnia. I wtedy… bank wycofał się z kredytowania! Młody doradca w ostatniej chwili znalazł inny bank, który udzielił kredytu, chłopak nawet z własnego konta przesłał pieniądze, żeby zdążyli w terminie uregulować należność za działkę. Szkopuł w tym, że kredyt był we frankach szwajcarskich a oprocentowanie potwornie wysokie. W tym konkretnym momencie  nie mieli jednak innego wyjścia, zostali postawieni pod ścianą. Musieli skorzystać, żeby nie stracić wpłaconej już kwoty i nie płacić kolosalnej kary.

– Nie martw się kochanie – pocieszał Kasię mąż. – Po przelaniu ostatniej transzy na konto dewelopera poszukam innego banku, który przejmie cały kredyt z mniejszym oprocentowaniem. Będzie dobrze, poradzimy sobie.

– Musimy. Mam serdecznie dość takiego tymczasowego życia. Wiesz przecież, że Byk musi stać pewnie na ziemi wszystkimi czterema nogami. Inaczej nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. Wytrzymam jeśli będę wiedziała, że to już na pewno moje miejsce.

– Będzie. Teraz nie mamy wyjścia. Po takich przejściach…

– Uff, oby szybko się wzięli za budowę naszego domku. Na razie nie przywoź tu mamy, bo się przestraszy na widok betonu porośniętego zielskiem. A ja już zacznę sobie wyobrażać, jaki będzie po wykończeniu – rozmarzyła się. – Wiesz jaki będzie cudny? Widzę kominek, szczapy płoną na kominku, iskry skaczą i rozbłyskują, drewno roztacza wokół niepowtarzalny zapach…

– Iskry skaczą – wszedł jej w słowo Mikołaj, – jedna właśnie wskoczyła na dywan, po chwili cały dom zamienia się w pochodnię i stąd niepowtarzalny zapach…

– Zdurniałeś? – spojrzała z dezaprobatą i silnym kuksańcem w bok poczęstowała męża. – Jaki dywan? Żadnej szmaty na podłodze. Dosyć mam kurzu. Poza tym będzie ogrzewanie podłogowe więc jedynym sensownym wyjściem są płytki w salonie. Prawda? A więc żadnych pochodni, co najwyżej świece.

– Już wszystko zaplanowałaś? Tak od razu, nie pytając mnie o zdanie?

– Nie, jeszcze nie wszystko. Nie wiem na przykład jaki kolor paneli mi się będzie podobał…bo kafelki w naszej łazience muszą być niebieskie – zerknęła spod oka. – Mikołaj! Kochanie! Naprawdę możemy zacząć myśleć o urządzaniu domu? To nie sen? Jest cudownie…

Reszta słów przeszła w niezrozumiały pomruk pod wpływem poczynań męża.

13.04.2018

  • nie-okrzesana My o mało nie pozabijaliśmy się z powodu niebieskich kafelek w łazience.
  • Gość: [kasiapur] *.toya.net.pl Na szczęście ,,dom w sosnach,, sama wykańczałam wg własnych projektów.
    To był fantastyczny czas dla mnie, bardzo się wtedy zrealizowałam.
    Ale miałam genialnego wykonawcę a to jest pół powodzenia.
    Słyszałam że niektóre małżeństwa nie wykończą domu, za to się rozwiodą 😉
    Ale wierzę że Kasia i Mikołaj dadzą radę i znajdą swoje miejsce na ziemi.
    Odpoczynku i miłego weekendu Aniu :)))
  • kobietawbarwachjesieni Własny dom to najlepsze rozwiązanie. Ja też mieszkam we własnym domu.
  • annazadroza Nie-okrzesana:-) Jak to? Bo miały być czy nie miały? I kto wygrał? Fajne są takie wspomnienia:)
  • annazadroza Kasiu:-) Dobry wykonawca to skarb, naprawdę wiem coś o tym. To znaczy wiem o niedobrym:( Jeśli sama mogłaś sobie projektować i wykańczać swój domek, to miałaś na pewno przyjemność. Skoro malujesz – to wnioskuję, że masz wiele artystycznych zdolności, więc urządzanie domku według własnych pomysłów to wielka radość i spełnienie. Buziaki:)))
  • annazadroza Marysiu:-) Własny na pewno. Gorzej gdy należy do banku, a człowiek drży co miesiąc ze strachu, czy tym razem jeszcze starczy na ratę czy już nie.
    A masz bez i jaśmin w ogródku? Uściski wiosenne dla Ciebie:)))
Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasma życia, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *