„Pasma życia” 33

– Życie sprawiło, że twórcza część mojego umysłu została uśpiona, oby nie na zawsze – powiedziała Kasia. – Do działania musiała się włączyć praktyczna. Musiała. Została zmuszona, żebym przeżyła, wykarmiła dzieci i jakoś utrzymała je na powierzchni, aby pod tę powierzchnię nie zeszły jak wielu ich rówieśników. Po niektórych pozostały już tylko nagrobki na cmentarzu, fotografie i bolesne wspomnienia najbliższych.

– Wiesz Kasiu – powiedziała Elżbieta w zadumie, – kiedyś wszystko zdawało mi się takie proste. Nawet kiedy byłam zgnębiona Mirkiem i całą tamtą sytuacją myślałam, że po rozwodzie ułoży się wszystko samo. A tymczasem tak długo czuję się jeszcze bardziej rozbita i samotna jak bezdomny pies.

– Tak, ja też miałam podobnie – odpowiedziała Kasia. –Z drugiej jednak strony czułam ulgę, że nikt nie będzie mi więcej dyktował co mam robić, nikt nie będzie mnie bezustannie krytykował, w domu będę wreszcie sobą bez żadnego udawania. Zrobię albo i nie zrobię co tylko będę chciała bez liczenia się z kimś i bez liczenia na kogoś. Myślę o partnerze oczywiście a nie o chłopcach, bo oni zawsze byli najważniejsi na świecie. I są oczywiście nadal. Dołączyli tylko do nich Mikołaj i Kruszynka.

– Masz już jakąś stabilizację. A ja co? Jest mi źle – westchnęła Ela.

– Elka, nie zapominaj ile lat temu ja zdecydowałam się na tę samotność. Minęło dwadzieścia lat! Przyznasz, że to kawał czasu. Z Mikołajem spotykałam się dwanaście lat zanim zdecydowałam się na ślub. Widzisz, że trochę to trwało. A ty byś chciała tak raz dwa.

– Bo mi źle…

– A Winicjusz? Już wierniejszego wielbiciela na świecie chyba nie ma. Masochista jakiś czy co? – spojrzała Kasia na przyjaciółkę spod oka.

Nastąpiła chwila milczenia przerywana kilkoma głębokimi westchnieniami Eli.

– Ukrył przede mną prawdę. Udawał, że mnie nie zna, a przecież wiedział o mnie wszystko.

– Jakie wszystko? Elka, znowu przesadzasz. W szpitalu dźwigał cię zemdloną, nawiasem mówiąc powinnaś mu być wdzięczna, więc mógł zapamiętać najwyżej twój ciężar – rozłożyła Kasia ręce patrząc na Elkę. –  Wyglądałaś zresztą jak nieboszczyk, zupełnie inaczej niż potem w Szczawnicy, kiedy wyglądem już przypominałaś kobietę nie tylko żywą ale całkiem do rzeczy. No co się gapisz? Prawdę mówię.

– Ale się nie przyznał…

– Oj, głupia jesteś jak but z lewej nogi. Czego się czepiasz? A bo to jednemu psu Burek? Jak wreszcie cię skojarzył z Adelką, Zenkiem i całą resztą to cię nie chciał stawiać w niezręcznej sytuacji, bo się już na tobie poznał…

– Co chcesz przez to powiedzieć? – zmarszczyła czoło i groźnie popatrzyła na Kasię.

– Właśnie! – tryumfalnie obwieściła Kasia. – A to, że czepiasz się drobiazgów, a twoja nadwrażliwość nie pozwala ci na normalne funkcjonowanie. Bał się twojej reakcji. Nie przerywaj! Bał się, że znów wleziesz do tej swojej skorupy i nie da się z tobą rozmawiać jak z myślącym człowiekiem. Okazało się, że miał intuicję…

– Właściwie, powinnam się na ciebie obrazić – zaczęła Elżbieta.

– Spróbuj tylko – skrzywiła się Kasia.

-… ale po namyśle muszę ci przyznać rację.

– Nie może być – ucieszyła się Kasia. – Nie wierzę! Czyżbyś nareszcie zmądrzała?

– Tyle czasu myślę, wałkuję to moje życie tam i na powrót, zastanawiam się nad wszystkim i zastanawiam bez końca, i doszłam do wniosku, że teraz muszę zrobić wszystko, co się da, żeby chłopcy byli sobie bliscy…

– Dobrze – zgodziła się Kasia. – Nawet zupełnie nieźle ci to wychodzi.

– … i w jakiś sposób zapewnić im przyszłość.

– Tu bym nie przesadzała na twoim miejscu. Umożliwiłaś im ukończenie szkół, przy czym udało ci się to lepiej niż mnie, bo Kamil wciąż nie wie, czego chce od świata a Łukasz ciągle się uczy. Teraz są dorośli, mają swoje życie, swoje zainteresowania i rozwijają swoje zdolności wykorzystując zdobytą wiedzę. To bardzo dużo.

– No tak, ale wciąż nie mają pieniędzy…

– Poczekaj, spokojnie, w końcu i to się ułoży. My też nigdy nie miałyśmy i przeżyłyśmy.

– Nie chcę, żeby dzieci się tak męczyły jak ja.

– Chyba jasne. Ale pozwól im samym rozwinąć skrzydła do lotu we własnym kierunku. Myślę, że teraz rola matki ogranicza się do gotowości opatrywania ewentualnych kontuzji  jak wtedy, gdy uczyli się chodzić. Lecieć muszą już sami. Czując oczywiście naszą aprobatę, wtedy będzie im lżej.

– Masz rację ale co z tego?

– A to, że masz się zająć, kobieto, własnym życiem. Nie zostało nam go znowu tak dużo, więc zadbaj o to co przed nami. A życie jest takie cudowne!

– Owszem, chwilami – ostrożnie zgodziła się Ela.

– Jest. Zawsze. To tylko my chwilami zaledwie potrafimy tę cudowność odczuć.

3.04.2018

 

 

 

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasma życia, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *