Wygraliśmy ten ostatni mecz, dobre i to. Nie przeżywałam, bo zaczytałam się i zapomniałam o całym świecie. Mąż był poza domem, kiedy wrócił – spytał o wynik, wtedy dopiero włączyłam telewizor i okazało się, że prowadzimy. Było kilka minut przed końcem. Patrząc na pomalowane twarze kibiców pomyślałam, że wróciła moda, albo nie, niewłaściwe określenie, wróciliśmy do wyrażania uczuć, nastrojów poprzez obraz i kolor – kiedyś Indianie malowali barwy wojenne na twarzach, a teraz malujemy barwy narodowe przed meczem, czyli idziemy na wojnę z przeciwnikiem, który ma twarzy barwy naszego rywala. W ten sposób wyrażamy swoją przynależność plemienną. Taka wojna może być, akceptuję, aby nie szła dalej przeradzając się w rękoczyny.
Poza tym posadziłam kwiatki, miałam jeszcze trochę zeszłorocznej odżywki do pelargonii więc je podlałam. Są wyjątkowo urocze z masą zieleni i delikatnymi kwiatuszkami.
Mijający tydzień był męczący, ponieważ upłynął pod znakiem wizyt u lekarzy. Tak wypadło, że się skumulowały dzień po dniu, a wybrzydzać nie można, bo wiadomo jak jest z terminami do specjalistów. Jeszcze dziś dentystka na mnie czeka, jedyna na świecie, której się nie boję;)
Przydałaby mi się czarodziejska żywa woda, po której zniknęłoby całe zmęczenie i zniechęcenie, wróciła energia i siła, bo jakaś taka padnięta jestem. Trzeci rok nie jedziemy do Szczawnicy, nie wiem czy się uda, z babcią D. trudna sprawa na co dzień, a co dopiero mówić o wyjeździe. Musiałabym ją chyba
związać i wrzucić do bagażnika na drogę;( Równałoby się to z morderstwem, bo przecież drogi by nie przetrzymała, a ja natury mordercy nie mam, mimo iż mordercze instynkty czasami miewam, szczególnie słuchając „mądrości” padających z tv. Dlatego staram się ich nie słuchać. Idę sobie zrobić kawę na pocieszenie i życzę spokojnego weekendu.
29.06.2018
Dobrze, że strzelili wczoraj choć tę jedną bramkę, lepsze to niż nic 😉
i tak mało. I też jestem wyjątkowo zmęczona, więc obie możemy
iść na kawę 😉
Anula odpocznij…dobrego weekendu 🙂
Ja bym musiał napisać jak to było ale to by nie było takie proste i słodkie do końca
Lubię takie chwile, kiedy budzi się wspólnota w narodzie, są to przeżycia silnie zapadające w pamięć. Szkoda, że ich jest mało, że teraz głównie skupiamy się na podziałach.
Kasieńko, trzymaj się, kochana, ściskam mocno:)))
Proste to w ogóle nic nie jest, a na osłodzenie zrób sobie kawę, zjedz czekoladę i będzie Ci lepiej. Na pewne sprawy nie mamy wpływu, trzeba machnąć na nie ręką i nie dawać im rosnąć w siłę poprzez myślenie o nich nieustanne. Wystarczy zareagować kiedy będzie okazja. Trzymaj się, pozdrawiam:)))