Od pierwszego pobytu w „Filiżance” Jagna czuła się oczarowana miejscem, atmosferą, klimatem, a także ludźmi, których tam spotykała. Potrafili sprawić, że nie czuło się między obecnymi żadnego dystansu, wręcz przeciwnie, sympatię i życzliwość, zupełnie jakby się weszło w sam środek komedii romantycznej. Zaprzyjaźniła się z Marysią podczas wielokrotnych odwiedzin, nasłuchała się ciekawych historii życiowych członków ursynowskiej „mafii”, którzy choć w wieku dojrzałym, nawet bardzo, wciąż mieli błysk w oku, a w sercu zachłanność na jeszcze więcej życia. Jakoś tak samo wyszło, że kilka razy stanęła za barkiem obok Marysi, czasem obok jej ciotek bliźniaczek i poczuła się jak właściwy człowiek na właściwym miejscu. Sprawiało jej to ogromną przyjemność, dawało radość oraz… zwiększało możliwość rozmawiania o Alanie ze znającymi go osobami, dzięki czemu wiedziała coraz więcej na jego temat…
– Wiesz, to naprawdę jest smutna historia – powiedziała kiedyś Marysia. – Alan nie miał okazji poznać własnego ojca. Ja chociaż mam wspomnienie mojej mamy, kilka wspomnień… – zamyśliła się, a jej oczy z rozczuleniem patrzyły przez chwilę w dal. – On nie ma i tego, musiał sobie sam stworzyć jego obraz na własny użytek, żeby go mieć. Na szczęście trafił mu się fajny dziadek i przyszywana babcia, więc jakby pewne braki się zrównoważyły.
– Możesz powiedzieć co takiego się stało, czy to tajemnica? – spytała Jagna starając się zachować obojętność, jednak głos ją zdradzał lekkim drżeniem a rumieniec na twarzy nie umknął bystremu spojrzeniu Marysi.
– Nie, żadna tajemnica, wszyscy o tym wiedzą. Jego tata zginął w wypadku razem ze swoją mamą, czyli rzeczywistą babcią Alana. To pech prawdziwy, bo mama Alana była wtedy w ciąży i czekała na narzeczonego w Irlandii, mieli tam wziąć ślub i zamieszkać.
– To bardzo przykre – zamyśliła się Jagna kontynuując jednakże wykonywanie czynności.
– Dobrze się czujesz za barem – powiedziała Marysia obserwując zręczne, precyzyjne ruchy przyjaciółki. – Jakbyś nic innego przez całe życie nie robiła.
– Szczerze mówiąc poczułam się jak ryba w wodzie – odpowiedziała z szerokim uśmiechem. – Kiedy byłam bardzo młoda marzyło mi się takie stanie za barem jak na Dzikim Zachodzie, wtedy uwielbiałam westerny i muzykę country. Muzykę country dalej lubię, ale kocham irlandzką. Westernów zaś nie lubię, bo tam zwierzęta są traktowane jak przedmioty użytkowe. Nie lubię i już.
– Jagna – zaczęła Marysia i zawahała się, spojrzała spod oka na towarzyszkę, po chwili na twarzy pojawił się charakterystyczny dla niej wesoły uśmiech i figlarny błysk w oczach. – Słuchaj, a mogłabyś przez kilka dni zastąpić mnie tutaj?
– Znaczy gdzie? Tu, za barkiem?
– Właśnie. Mam w przyszłym tygodniu umówione spotkanie w Krakowie, robię reportaż, a… a potem podskoczyłabym na dwa, trzy dni do Szczawnicy. Już mnie tak ciągnie jak nie wiem co. Po twoich opowiadaniach o feriach aż mnie skręca z tęsknoty. Żadna pogoda mi nie przeszkadza, przelecę się do schroniska pod Bereśnikiem, zrobię kilka fotek i zaraz wrócę.
– Mówisz jakbyś miała pojechać na Ursynów i z powrotem – spojrzała Jagna zdziwiona propozycją. – Zaskoczyłaś mnie, nie wiem czy podołam…
– Przecież nie będziesz sama, któraś z ciotek zawsze tutaj jest. Ferie się skończyły, dużego ruchu nie będzie, druga salka jest wyłączona, czeka na mały remont przed latem. No, zgódź się, Jagienka, proooszę…
– Maryśka, w co ty mnie wrabiasz? – Jagna uśmiechnęła się pod nosem.
– W nic cię nie wrabiam tylko pomagam spełnić marzenie z młodości. Nawet mogę ci pożyczyć spódnicę z falbanami i kowbojki, żebyś całkiem weszła w klimat. No jak, zgodzisz się? Baaardzo proooszę…
– Cóż… brzmi kusząco… takie wyzwanie, na które mogę sobie pozwolić…- zaczęła. – Potem już nigdy może się taka szansa nie powtórzyć. Jak znowu zacznę normalną pracę to się nie da…. Ale ja nie chcę normalnej pracy!
– Nie rozumiem – niepewnie spojrzała Marysia, a czarne loki zafalowały z powodu gwałtownego ruchu głowy
– W normalnej pracy to ja już byłam lata całe. Teraz nie chcę normalnej tylko taką, która będzie mi sprawiać radość, dawać przyjemność i szczęście. Oprócz pieniędzy oczywiście, z czegoś przecież trzeba żyć – odpowiedziała tłumacząc Marysi własny punkt widzenia.
– Czy to znaczy, że się zgadzasz? – uśmiechnęła się Marysia prezentując w całej krasie swoje urocze dołeczki.
– Zgadzam się, niech się dzieje co chce. Kiedy jak nie teraz? Ale słuchaj, w razie awarii pomoże mi Bogna, dobrze? Załatw to jakoś z nią, żeby dzieci zostawiła mamie pod opieką a sama przyjechała tutaj, dobrze? Nie możesz mnie zostawić bez wsparcia.
– OK. Załatwione, biorę to na siebie i biorę to na klatę, nie myśl sobie, że nie dam rady – odpowiedziała uszczęśliwiona Marysia.
– O mamo kochana, zostałam barmanką – zaśmiała się głośno Jagna. – Jednak marzenia się spełniają!
– Nie podniecaj się aż tak bardzo – ostudziła przyjaciółkę Marysia. – Nie wszystkie, tylko niektóre.
Niektóre, może i tak, ale cóż, dobre i to. Jagna była podniecona, w pozytywnym znaczeniu słowa, przygodą barową – jak określiła w myślach ów epizod. Przynajmniej myślała o owym zdarzeniu jak o epizodzie w okresie wolnym, przeznaczonym na odpoczynek, różnorakie doświadczenia i wybór dalszej drogi życiowej. Najlepszej z możliwych oczywiście, przecież wszystko co złe zostawiła za sobą.
Wieczorem, po powrocie do domu napisała do Alana.
@ Cześć, wyobraź sobie, że zostałam barmanką! Nie, nie na zawsze, nie myśl sobie. Na trochę tylko, bo Marysia wyjeżdża do Krakowa i Szczawnicy na kilka dni, a ja spróbuję ją godnie zastąpić. Nie wiem czy to „godnie” wyjdzie, ale cóż, jeśli nie – sama sobie będzie winna. To był jej pomysł. Uprzedzałam ją lojalnie, że nie mam praktyki za barkiem 😉
Przyznam się, że jako młodziutka dziewczyna marzyłam o pracy w saloonie na Dzikim Zachodzie, śmieszne, prawda?
Odpowiedź przyszła niebawem.
@ Wyobraź sobie, że ja w dzieciństwie chciałem być kowbojem. Odnajdę Cię w tym saloonie 😉
@ Jesteś pewien? Hi hi, już może skończę tę pracę i wylecę z hukiem z powodu braku kompetencji i wrodzonych zdolności 😉
@ Jestem pewien, że zdolności Tobie nie brakuje w żadnej dziedzinie.
@ Człowiekiem renesansu nie jestem, zarozumiała aż do tego stopnia, by wierzyć bez zastrzeżeń Twoim słowom – również. Ale miło, że we mnie wierzysz 🙂
@ Za kilka dni odwiedzę Warszawę, przyjdę do tego saloonu i porwę Cię na wycieczkę. Co Ty na to?
@ No nie wiem, konkretnie powiedz kiedy, to zobaczę czy dam się porwać 🙂
@ A jak Cię ładnie poproszę? Na przykład tak: Jagienko najśliczniejsza, czy zgodzisz się pójść ze mną na koncert?
@ Zależy na jaki 😉
@ Oj, czy to nie wszystko jedno? Liczy się przecież towarzystwo…
@ Nie bądź zarozumiały…
@ Nigdy nie byłem, nie mam tego w genach 🙂
@ Hi hi 🙂 Mama mnie woła, ktoś chyba przyszedł. Na razie, pa.
@ Na razie, Jagienka 🙂
Na myśl, że niedługo zobaczy Alana, Jagna poczuła się lekka, wesoła i miała wrażenie, że fruwa nad ziemią. Do Jagny w lustrze puściła oko.
– Czy ty rozumiesz, że jak najszybciej musisz się zdecydować na kupno mieszkania? – zapytała swoje odbicie.. – Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji i czy wiesz po co ci mieszkanie? Za stara jesteś, żeby się plątać po obcych kątach, może… kto wie…kto wie co komu przeznaczone zanim tego nie przeżyje?
cdn.
Marzenia się spełniają, miłość zaczyna kwitnąć, pozdrawiam ❤️
Uleńko:-) Miłość niech kwitnie jak najczęściej i najwięcej to na świecie będzie lepiej❤Przytulam ❤
Wczoraj nie mogłam się dostać na twój blog, teraz się wyświetla, ale poczytam później, bo jestem u wnuka…
O, jakie fajne doświadczenie, przywolalo i moje wspomnienia,czego to się człek nie miał za młodu
Jotuś:-) Trudno czasem dodać komentarz, a z wejściem na blogi też często mam problem, taki jest ten wirtualny świat. Ale dobrze, że jest, bo inaczej byśmy się nie spotkały 🙂
Z doświadczeń mi się przypomniało, że po maturze, po zdanych egzaminach na studia trzeba było zaliczyć praktyki robotnicze przed rozpoczęciem roku akademickiego. Zostałam wychowawczynią na koloniach i mi to zaliczyli, a za pierwszą pensję kupiłam sobie torebkę i kurtkę 🙂
Ja pracowałam w drukarni jako pomoc, a praca na akord, zapłacili mniej, niż obiecywali.