Adelka spędzała z Adamem sporo czasu. Czasem wspólnie gotowali nowa potrawę, szli do kina albo do teatru, często przyjeżdżał z Bierką i ze wszystkimi psami pokonywali piechotą wiele kilometrów, kiedy indziej znów jechali do znajomych na działkę pod Warszawę albo odwiedzali Krysię na działce przy Idzikowskiego. Sprawiały jej te wyprawy dużą przyjemność. Aż za dużą. Od czasu poznania Alana jeszcze większą. Zauważyła, że z niecierpliwością czeka na dzwonek telefonu, zaś przed spotkaniem z Adamem zwraca większą niż zazwyczaj uwagę na ubiór i staranność makijażu. Z jednej strony było to przyjemne uczucie, z drugiej jednak zaczynało ją denerwować, bo przecież ceniła sobie niezależność emocjonalną, z którą bardzo dobrze jej się żyło aż do tej pory, a która pozwalała obserwować z dystansu sercowe perypetie przyjaciółek oraz bliższych i dalszych znajomych. Miała wrażenie, że „coś” zaczyna ograniczać jej wolność osobistą i wdzierać się do jej świata powodując zamieszanie i zachwianie ustalonego ładu. Raz było jej z tym dobrze, innym razem była wściekła z powodu własnych odczuć. Miała kilku osiedlowych znajomych płci niewątpliwie przeciwnej, z którymi utrzymywała „psie” kontakty, ale nigdy nie była bardzo zaangażowana w owe stosunki, nie rozstrajało jej to, było powierzchowne, nie miało głębszego wpływu na nią samą.
– Wiesz, mam wrażenie, że Adelka stała się jakaś taka drażliwa albo nieobecna. Jakby ja coś gryzło od środka – pierwsza Elżbieta zauważyła, że coś się dzieje z przyjaciółką i podzieliła się z Kasią swymi obserwacjami.
– Może i racja, ostatnio nie mogłam przyjechać w poniedziałek, żeby ją wygnieść i była wyraźnie zdegustowana – odpowiedziała Kasia.
– No właśnie, bo Adam nie zadzwonił przez cały tydzień. Duma nie pozwoliła jej zadzwonić pierwszej i wyżywała się na mnie wieczorem na spacerach – wyjaśniła Ela.
– Przyganiał kocioł garnkowi – uśmiechnęła się Kasia. – Przypomnij sobie jak ty wyżywałaś się na nas za całe swoje życie i małżeńskie problemy.
– I pewnie jeszcze za moje życie płodowe, co? Ale dzięki – spojrzała Ela ciepło na przyjaciółkę. –Trzymałyście mnie przy życiu i tylko dlatego wszystko przetrzymałam. A zmieniając temat na przyjemniejszy, może pójdziesz jutro ze mną na giełdę?
– Jasne. Przecież wiesz, że gdybym nie poszła, to tak jakby nie było weekendu. Muszę zrobić zakupy na dwa domy oraz, oczywiście, pogrzebać w ciuchach.
– Świetnie, pomożesz mi, bo dostałam od Adelki wyraźne polecenie co mam jej znaleźć.
– Nie może być! Naprawdę? Widzisz, to dowód, że naprawdę przeżywa coś niezwykłego.
– Daj głos jak się obudzisz i pójdziemy razem Teraz muszę już lecieć, cześć.
Po wyjściu Eli Kasia uciszyła Dżemika i choć próbowała zająć myśli własnymi sprawami, królowała w nich Adelka.
Adelka zaś w tym samym czasie rzuciła się na telefon, który głośno zadzwonił wyrywając ją z zamyślenia.
– Adam? – krzyknęła do słuchawki i zbladła usłyszawszy nieznany głos.
– Nie, jestem jego sąsiadem. Adam miał zawał…
– O Boże – zdołała jęknąć.
Świat zawirował jej przed oczami, w ciągu kilku sekund odczuła wokół siebie nagłą potworną, bezdenną pustkę… już raz tak było… dawno temu, kiedy dowiedziała się o Andrzeju porwanym przez lawinę… Nagle zrozumiała jak ważnym elementem jej świata stał się Adam.
– Halo! Proszę pani! Jest pani tam? Jeszcze mi kobieta padnie trupem przy telefonie… Proszę pani!
– Tak, jestem, przepraszam – odezwała się słabym głosem.
– Już wszystko dobrze. Nic mu nie będzie, to był na szczęście lekki zawał. Spokojnie, wyjdzie z tego – człowiek po drugiej stronie słuchawki próbował dodać jej otuchy.
– Na pewno wyjdzie? – zapytała już żywszym głosem.
– Na pewno. Dał mi numer pani telefonu, żebym zadzwonił z przeprosinami, że się nie odzywał. Nie mógł.
– Bardzo, bardzo panu dziękuję za wiadomość. W którym jest szpitalu? Tak, a sala? Dziękuję jeszcze raz. Tak, tak, dobrze, jestem spokojna. O Boże! A Bierka? Pan się nią zajął? Jakże mam panu dziękować? Przyjadę po nią, dobrze, do widzenia.
Usiadła z westchnieniem. Psy naprzeciw, zaniepokojone, wpatrzone w panią. Nawet Miś nie szczekał tylko cichutko popiskiwał. Reks położył jej na kolanie swą wielką łapę. Pomału kolory zaczęły wracać na pobladłą twarz, głęboko westchnęła wciągając w płuca maksymalną ilość powietrza.
– Dobrze, że jutro nie idę do pracy. Rano odwiedzę Adama i sama wszystko sprawdzę – powiedziała zwierzakom.
W nocy prawie nie spała. Zresztą nie umiałaby rozgraniczyć co było jawą, co snem, co marzeniami sennymi a co logicznymi przemyśleniami całego życia. Rano stanęła na balkonie oświetlona promieniami wschodzącego słońca mając u stóp cały świat, przed sobą widok na odległe lasy, w sercu czuła głęboką pewność, że Bóg zesłał jej Adama aby z nim i z jego przyjaźnią spędziła resztę życia. Nie myślała o małżeństwie ani o wspólnym zamieszkaniu. To niosłoby za sobą zbyt duże komplikacje dla osób przyzwyczajonych do samodzielnego życia. Raczej o związku emocjonalnym, a dokładniej – o zgodzie na ten związek.
17.04.2018
- Gość: [kasiapur] *.toya.net.pl W pewnym wieku już bardzo ciężko podjąć decyzję o wspólnym
życiu nawet jeśli ten KTOŚ jest bardzo bliski. A jednak boimy się samotnych
dni…nocy… Nikt tak naprawdę nie chce być sam, ale i tak najważniejsze jest zdrowie.
słoneczności Aniu ! - annazadroza Kasiu:-) Zdrowie jest najważniejsze, masz rację. Mój Tata mawiał, że jak mamy zdrowie i pieniądze, to z całą resztą sobie poradzimy:)
Różnie bywa ze związkami wtedy, kiedy dwie osoby są po tzw. przejściach, każda jest ukształtowana, ma swoje przyzwyczajenia, nawyki i nie ma ochoty ich zmieniać całkowicie. Czasem to wymaga wielu wyrzeczeń a czasem jest wręcz niemożliwe. Myślę, że to indywidualna sprawa i jeszcze – na ile ktoś jest skłonny do ustępstw.
Miłego dnia, Kasieńko:)))