Adelka zaczęła chodzić na rehabilitację, zabiegi bardzo jej ulżyły w bólu ramienia. Właśnie dotarła do przychodni gdy zadzwonił telefon. Stanęła przy okienku, położyła torbę na ladzie i szukała komórki. Nad okienkiem rzucał się w oczy duży napis RECEPCJA NIECZYNNA. Za Adelką stanęła jakaś kobieta.
– Niech pani tu nie stoi bo zamknięte – rzuciła Adelka do tyłu szukając dalej w torbie.
– Co mi pani będzie mówić, wiem gdzie mam stać! – ze złością odpowiedziała kobieta.
– No to niech pani stoi – wzruszyła ramionami Adelka wyjmując znaleziony wreszcie telefon.
– Co za nieużyte ludzie, stanie w kolejce im przeszkadza – usłyszała odchodząc od okienka.
Po zabiegach Adelka ustawiła się w kolejce, żeby oddać kluczyk od szafki, do której wkładała swoje rzeczy, oraz odebrać dowód osobisty oddawany w zastaw. Pracownicy w okienku nie było, kolejka stawała się coraz dłuższa.
– Poszła baba na pogaduchy – ktoś powiedział rozpoczynając wymianę zdań.
– Trzeba ją zawołać – podpowiedział kobiecy głos.
– Ale ona się obrazi, jest nieprzyjemna – odezwał się staruszek z laską.
– One wszystkie są nieprzyjemne – dopowiedziała kolejna osoba.
– O, lezie pomału – zauważyła pierwsza.
– Nie może się pani pospieszyć? – Adelka nie wytrzymała. – Ludzie czekają, do domu chcą iść, już późno.
– Ja też mam prawo wyjść – nadęta jejmość nadęła się jeszcze bardziej.
– Tu wszystkie nieprzyjemne – powtórzyła starsza pani z zaciśniętymi ustami.
– Ze zwierzętami powinny pracować, nie z ludźmi – dodał dziadek w brązowym sweterku.
– Z jakimi zwierzętami?! – podniosła głos Adelka. – Żeby zwierzętom krzywdę robiły? A w życiu!
– Ze zwierzętami powinni pracować dobrzy ludzie – pokiwała głową szczupła pani z siwym koczkiem. – Zwierzęta często lepsze od ludzi.
– Bo nie wredne – podpowiedział dziadek w czerwonej kamizelce zrobionej na drutach.
– Często pies pana kocha choć pan wredny jest – powiedziała pani w berecie na głowie.
– To może ktoś i tę panią pokocha? – uśmiechnęła się pani z koczkiem.
– Musiałaby pracować na okulistyce z niewidomymi – skwitował pan w brązowym sweterku odchodząc z odzyskanym dowodem w ręce.
– Jakie pani ma piękne zęby – powiedział dziadek w czerwonej kamizelce do zaskoczonej Adelki.
– Dziękuję – uśmiechnęła się. – To po mamie.
– I pasowały? – szczerze się zdziwił, a Adelka parsknęła śmiechem i jeszcze długo nie mogła opanować śmiechu idąc ulicą
Nazajutrz wracała z pracy w pogodnym nastroju. Miała w planie – oczywiście po spacerze z psami – włączenie pralki, wystawienie na świeżo sprzątnięty balkon skrzynek z przechowanymi przez zimę pelargoniami. Potem chciała sięgnąć po nową powieść pożyczoną od Kasi. Wieczór zapowiadał się miło i spokojnie. Adam wraz z Bierką wyjechał w okolice Radomia w rodzinnej sprawie i miał tam spędzić jakiś czas.
Na psiej górce spotkała Elżbietę z Gamą i Betą. Reks, Miś i Perełka przyłączyły się do zabawy i cała piątka radośnie biegała po trawniku. Przyjaciółki pogrążone w rozmowie nie zwróciły uwagi na kobietę, która przystanęła na ścieżce wydeptanej w poprzek górki. Z wyraźną niechęcią patrzyła na bawiące się psy. Wreszcie coś krzyknęła.
– Ona do nas mówi? – spytała Ela.
– Czy musicie tu przychodzić z tymi bydlakami? – krzyknęła znowu obca kobieta.
– Przepraszam, a o co konkretnie pani chodzi? – spokojnie spytała Elżbieta, Adelka zaś od razu poczuła, że ją bierze jasna cholera.
– Szczekają, srają, szczają, nie możecie iść gdzie indziej? – głos był tak nasycony nienawiścią, że powietrze wokół zdawało się drgać i świecić.
– Akurat tutaj jest miejsce dla psów, dla ludzi są chodniki czyste i wyasfaltowane. Poza tym sprzątamy po naszych psach – dobitnym, cichym i pozornie spokojnym głosem odpowiedziała Elżbieta.
– Po co się pani wdrapywała na psią górkę? – dodała Adelka. – Żeby się wyżywać na niewinnych istotach? A potem pójdziesz, kobieto, do kościoła i będziesz udawać miłosierdzie i dobroć? Widziałam cię nieraz! A nie wiesz, że Jezus zabronił się znęcać nad młodszymi braćmi i kazał się nimi opiekować? I że każdy odpowie za wszystkie świństwa jakie w życiu zrobił choćby ukrywał je nie wiadomo jak głęboko?
– Zabraniam wam tu przychodzić – zaskrzeczała baba.
– A ja zabraniam pani przechodzić pod moim blokiem – warknęła Elka.
Baba odeszła mrucząc pod nosem i ziejąc wściekłością.
– Co za dzień – jęknęła Adelka. – Pogoda na ludzi działa czy co? Opowiem ci o rehabilitacji…
Nazajutrz rano miały zajęcia z tańca. Elżbieta zajrzała do kosza z napisem „rzeczy znalezione”. Znajdowało się tam mnóstwo różnych przedmiotów zapomnianych przez kursantów. Były apaszki, szaliczki, kapcie, pęk kluczy oraz mnóstwo innych drobiazgów. Uwagę Elki przyciągnęły buty tak jakoś znajomo wyglądające. Wyjęła je.
– Czy któraś z was nie zostawiła tu butów? – spytała. – Całkiem fajne, gdyby nie były na obcasach to mogłabym się przyznać.
Adelka obojętnym wzrokiem obrzuciła pantofle, pozostałe uczestniczki zajęć też, więc Ela wrzuciła je z powrotem do pojemnika. Po powrocie do domu zajęła się obiadem.
Zadzwoniła Adelka.
– Słuchaj! To były moje buty! Od dwóch miesięcy ich szukałam i stwierdziłam, że pewnie wyrzuciłam przez pomyłkę.
– O rety – jęknęła Ela.
– Ale to jeszcze nic! Nie mam biletu, dowodu, portfela, niczego! Mam za to kluczyk z szatni! Przez te buty! Bo jak je pokazałaś, to mi zaczęły chodzić po głowie. Nie oddałam kluczyka i nie odebrałam dokumentów!
– O matko – znowu jęknęła Elka. – Jak to możliwe?
– Zwyczajnie. Zjechałyśmy windą, bo akurat była, więc nie przechodziłyśmy przez bramki w metrze i nie wiedziałam, że nie mam biletu. Teraz chciałam kawałek podjechać metrem i szukam, szukam a tu klops, nie ma.
Z telefonem przy uchu Elżbieta podeszła do swojej kurtki i włożyła rękę do kieszonki, w której zawsze trzymała kartę miejską.
– Rany koguta! Ja też zostawiłam bilet! Mam w kieszeni kluczyk od szafki!
Chcąc nie chcąc musiała wyłączyć gaz, zestawić obiad i obie z Adelką wróciły do szatni aby odebrać swoje dokumenty. Zadzwoniła do Kasi opowiadając ze śmiechem całą historię.
Kilka dni później Ela i Kasia weszły do ciucholandu na Cynamonowej. Obie szperały w koszach, oglądały ubrania powieszone na wieszakach chichocząc jak rozbawione dziewczynki. Nagle Ela znieruchomiała na widok wchodzącej do sklepu kobiety ubranej w futro.
– O, właśnie przyszła właścicielka górki – powiedziała tak głośno, że obejrzały się wszystkie klientki obecne w sklepie.
– Która to? – równie głośno spytała Kasia.
– Ta w wyliniałych wilkach – wyjaśniła Ela nie spuszczając wzroku z poczerwieniałej ze złości baby.
– Ciekawe. A może to z psów, które biegały po górce i zaginęły? – Kasia wlepiła wzrok w futro.
– No, wyliniały. A baba jest wściekła na wszystkie żywe – podsumowała Elka.
Baba opuściła sklep, w którym między stałymi bywalczyniami było wiele miłośniczek i opiekunek psów i innych zwierząt.
– Miałam ci powiedzieć, że Teresa zaproponowała mi wykonanie rysunków do swojej nowej bajki. Zastanawiam się, czy przyjąć propozycję, nie wiem czy jeszcze potrafię rysować – spojrzała Elka na przyjaciółkę.
– A kto by potrafił jak nie ty? Przecież nie ja ani Adelka. Tylko ty masz zdolności plastyczne. Ja mogę ci służyć najwyżej za modelkę do postaci baby Jagi – zaśmiała się Kasia.
10.04.2018
wpisach. Nadal zazdroszczę bohaterkom przyjaźni 🙂
Serdeczności i mocno ściskam !!! :)))
Kasieńko, mnóstwo kwiatów na wiosnę i radości:)))