Biedronka sms-em zaprosiła mnie na zakupy w niedzielę. To była ostatnia normalna handlowa niedziela. Potem będzie chaos i zabranie ludziom możliwości dokonywania zakupów tak jak do tej pory. Współczuję tym pracownikom sklepów, którzy teraz o północy będę się musieli stawiać w miejscu pracy. Z wielu stron słychać, że to kolejne ograniczenie wolności. Tak sobie myślę, że ludzie włączą szare komórki i będzie „jak za niemca” albo za zaborów – rozpocznie się kombinowanie jak wygrać z państwem, które nie do końca jest uznawane za swoje. Od pewnego czasu często słychać: to mój kraj, moja Ojczyzna, ale nie moje państwo. A skoro tak, to trzeba z administracją grać w chowanego, aby wyjść na swoje. Wcale mnie to nie cieszy. Wracają opowiadania o wojnie… I tu się zatrzymałam. Jeśli przeczytałby moje nie napisane, zatrzymane słowa ktoś mający poglądy niekoniecznie zbieżne z moimi, uznałby, że „podpadam” pod zamrożoną rzekomo ustawę… Stanęłabym – hipotetycznie – przed sądem, a tam też już nowi pracownicy po zmianach kadrowych i właściwi ludzie na właściwym miejscu… I po co mi to, takiej szarej kobiecie, co do jedynej słusznej partii nie należy? Taki tam… tok myślenia jak z kosmosu… Przecież w demokratycznym państwie takie rzeczy się nie zdarzają…
Niedziela była wyjątkowo ładna, po ostatnich mrozach aż wierzyć się nie chciało, że może być lepiej. A tu niespodzianka – łagodniejsza aura pozwoliła wyjść z domu i cieszyć się słońcem. Trochę śniegu jeszcze pozostało, skrzył się i migotał, krajobraz jak z dawnych lat. Przypomniało mi się, jak będąc małą
dziewczynką jeździłam na sankach wożona przez Dziadka, oczywiście w Tenczynku, bo najpiękniejsze chwile z dzieciństwa kojarzą się z domkiem Babci i Dziadka.
5,03.2018
też dzieciństwo,, a tak chciałoby się je przedłużyć…
Też pamiętam taki wieczór ,,skrzący śnieg, ja na sankach opatulona -cieplutko, cisza bo wieczór i dziadek ciągnie mnie na tych saneczkach i to jak szybciutko… Boże jak wtedy
było dobrze. Patrz Aniu nawet takie wspomnienie mamy podobne.
A tymi zakupami się nie przejmuj – jakoś się ułoży 🙂
ściskam i pozdrawiam bardzo :)))
Wspomnienia o Dziadkach są cudowne, bo z tego okresu, kiedy jeszcze nas nie obchodziło nic poza najprostszymi potrzebami, z niczego więcej nie zdawałyśmy sobie sprawy. Aby było ciepło, syto, wygodnie i bezpiecznie. Wychodzi, że to podstawa szczęścia:)))
Jeśli chodzi o niedziele, to szlag mnie trafia nie dlatego, że nie będę mogła do sklepów polecieć, ale dlatego, że nie lubię jak ktoś odgórnie organizuje mi życie, bez pytania, czy tego sobie życzę. Ściskam Cię mocno.
W kwestii niedziel – właśnie o to chodzi, że ktoś próbuje ustawiać cudze życie według własnego (chorego) widzimisię i to w każdej dziedzinie. Jakby takie wielkie macki rozprzestrzeniały się coraz dalej, coraz szerzej i odcinały dopływ powietrza…