W piątek była burza z samego rana. Inga zdążyła wrócić z psiakami do domu zanim się rozpętała nawałnica z wichurą ogromną i strugami deszczu tak potężnymi, że uliczką płynęła rzeka. Wieczorem obejrzała ostatni w sezonie, finałowy odcinek Tańca z Gwiazdami, uwielbiała patrzeć na pięknie ubrane, tańczące pary. Podziwiała ogromną metamorfozę jaką przechodzą osoby biorące udział w programie, jak odnajdują w sobie nieznane dotąd pokłady wytrwałości, współzawodnictwa, wreszcie miłości do tańca.
W sobotę zrobiło się ciepło, wyszło słońce i przypiekało, duszno znów było jak przed burzą lecz ona, ta burza, poszła bokiem groźnie mrucząc gdzieś z daleka. Nie dało się wejść na łąkę ani przejść do lasku, tak było mokro. Miejscami woda po prostu stała tworząc mini jeziorka. Inga westchnęła przypominając sobie, że sąsiadom, tym z boku, przeszkadzają tuje. Podobno zasłaniały za dużo słońca, podobno robiła się studnia w ogródku, podobno coś tam i coś jeszcze… Siedząc przy otwartych drzwiach tarasowych słyszała ciągłe utyskiwania sąsiada oraz rozmowy z jego sąsiadem z drugiej strony, podczas których skarżył się, że kilka razy mówił o tych tujach i nic. Wreszcie Inga miała dość. Doszło do tego, że przestała normalnie wychodzić do ogródka, przemykała się za zasłoną z iglaków sprawdzając najpierw czy sąsiada nie widać. Z tarasu w ogóle przestała korzystać. Jedynie teściowa nie miała żadnych problemów, jeśli oczywiście była w nastroju, żeby posiedzieć na powietrzu. Akurat w tym sezonie sporo czasu spędzała na zewnątrz, nie tak jak w zeszłym roku.
Inga mówiła mężowi o uwagach i prośbach sąsiadów. Ostatnio nawet żona sąsiada na nią napadła w tej kwestii i Inga naprawdę miała powyżej uszu tej całej sytuacji. Długo czekała na reakcję męża. Wreszcie postanowił zadziałać i obciąć czubki iglaków. Ostatecznie zmobilizowała go groźba żony, że zwróci się do zięcia o pomoc.
Feliks nie lubił niczego z tak zwanych męskich robót. Ciężko było mu zabrać się za cokolwiek. Dopóki mieszkali w bloku nie było to tak bardzo uciążliwe. W razie awarii dzwoniło się po fachowca do spółdzielni, przychodził i naprawiał. Najczęściej za gotówkę, nie w ramach usług świadczonych lokatorom przez spółdzielnię, ale rezultat był.
Tutaj gospodarz musiał się sam osobiście wszystkim zajmować. I to był ciągły punkt zapalny. Inga wielokrotnie o mało nie eksplodowała. Ileż razy można faceta prosić o jedną rzecz? O skoszenie trawy na przykład. Sama zrobiłaby to szybko i w dowolnej chwili, lecz nie pozwalał jej, bo „co ludzie powiedzą”. I tak było ze wszystkim. Znosiła takie różne humory i „niehumory” tylko dlatego, że kochała Feliksa ponad miarę. Od czasu zawału ta miłość stałą się niemal matczyna. Zdawała sobie sprawę, że z troski o męża przestała go właściwie traktować jak partnera. Troszczyła się, bała się o niego, próbowała odsunąć od niego wszelkie możliwe przyczyny stresu, rzeczywiste i wyimaginowane. I pewnego dnia osłupiała, kiedy wyrzucił z siebie, że czuje się zaniedbany jako mąż…
Wyszła z domu niby po proszek do pieczenia, żeby się nie rozpłakać. Po drodze zgarnęła ją Sabina widząc niewyraźną minę przyjaciółki. Kasia już wcześniej wpadła do Sabinki na kawę. Inga dała się porwać, była zbyt przybita, żeby protestować, potrzebowała wysłuchania przez życzliwą duszyczkę i odrobiny zrozumienia. – – Coś taka zmarnowana, wyglądasz jakby cię przez wyżymaczkę ktoś przepuścił. Siadaj – powiedziała Kasia do Ingi podsuwając jej krzesło
– Mówiąc szczerze nie mam siły na nic – odpowiedziała stojąc w dalszym ciągu.
– Nawet żeby usiąść? Siadaj – powtórzyła Kasia.
Inga usiadła z ciężkim westchnieniem.
– Mów – rozkazała Kasia.
– Co tu mówić, ręce opadają.
– No dobrze, ale tym razem w związku z czym?
– Nie z czym tylko z kim.
– Domyślam się, że z teściową – zgadywała gospodyni.
– O niej to już nawet nie myślę, przywykłam – znowu westchnęła Inga.
– No to już nic nie rozumiem. Psy cię chyba do takiego stanu nie doprowadziły.
– Psy nie. A nie wiecie z kim jeszcze mieszkam pod jednym dachem? – spojrzała żałośnie.
– Jak to z kim? Z Feliksem – rozległ się zgodny dwugłos.
– No właśnie.
– Nie powiesz mi, że to ze względu na męża masz taką minę, że to on cię wykończył, bo nie uwierzę. Drugiej takiej pary jak wy można ze świecą szukać – powiedziała Kasia.
– Ze świecą czy nie, mam dość.
– Powiesz wreszcie czego?
– Powiem, muszę to z siebie wyrzucić, bo oszaleję. Wyobraźcie sobie, że mój mąż czuje się niedowartościowany!
– W jakim sensie?
– W każdym już chyba, choć próbuję mu tłumaczyć, że nie ma w tym ani źdźbła jego winy, winne są skurwysyny, które ukradły emerytury.
– Wiadomo przecież. I to wszystko? – Sabinka patrzyła ze współczuciem.
– Gdzie tam! Teraz czuje się niedowartościowany jako facet i to moja wina, bo mu za mało dostarczam wrażeń! A ja się staram nie usypiać, czekam na niego, aż wreszcie padam. To jak mam się nim zajmować? Czasem się ocknę, kiedy on strasznie późno przychodzi po oglądaniu filmów i staram się jakoś te jego potrzeby zaspokoić. Potem śpię dalej. Zanim pójdę na górę pytam czy idzie do sypialni. Nie idzie, będzie oglądał. No to co ja mam zrobić? Przedtem włączałam sobie telewizor i jeszcze czekałam. Teraz już telewizor nie działa, naprawić nie ma za co, usypiam zanim do łóżka dojdę. Wstaję wcześniej, Felek śpi dłużej, potem ja padam, on siedzi. Mijamy się. Ja przedtem ryczałam w poduszkę, że sama muszę usypiać, teraz już nie ryczę, usypiam ze zmęczenia.
– Oj, biedna ty – powiedziała Kasia. – Mieliśmy z Mikołajem podobny problem dopóki teściowa żyła. Teraz wstajemy razem, do sypialni idziemy razem i staramy się wspólnie spędzać jak najwięcej czasu. W końcu życie jest takie krótkie, że szkoda każdej chwili.
– Zdaję sobie z tego sprawę i jeszcze bardziej cierpię. W końcu nikt nie staje się młodszy i zdrowszy. Stawy mnie bolą, mam zwyrodnienia, zawroty głowy, astmę, kłopot z pęcherzem i takie inne pierdoły. Ale to wszystko nic. Wciąż mam w głowie strach przed utratą domu, perspektywę eksmisji, wyrzucenia na bruk. Wszystko przez brak pieniędzy na spłatę kredytu i założenie sprawy bankowi. Feliks chyba myśli, że ja sobie nie zdaję sprawy z powagi sytuacji. I jak mam mieć chęci na jakieś sekscesy wieczorem, kiedy jestem wykończona? W ciągu dnia jak najbardziej, często myślę jak to było dobrze być tak blisko, naprawdę blisko z ukochanym … ale, co zrobisz jak jest teściowa? Co chwilę pyta: nie ma Felka? Bo telefon, bo telewizor, bo to, bo tamto… A z kolei bez niej życia nie ma, bo jej emerytura jest w tej chwili największa. Dom wariatów po prostu.
– Współczuć tylko ci mogę, nalewki ci mogę nalać – ze współczuciem zaproponowała Sabinka.
– Już mi się nawet nalewki odechciało. Felek poczytał w internecie jakie to następstwa są dla faceta gdy nie uprawia długo seksu, siedzi ze skwaśniałą miną i przeżywa. A ja się staram jak mogę dbać o jego męskie zdrowie, lecz to mu jakoś umyka. Więc pytam: kiedy on ten seks chce uprawiać? Po północy? A moje „chcenia” się nie liczą? Bo ja w dzień. I co z tym zrobić?
– Widzę tu dwa problemy…
– Ja też. Podstawowy to brak kasy na załatwienie najważniejszych spraw, a drugi to teściowa. Ale, widzisz, pierwszy wpływa na drugi. I tak to się wszystko pogmatwało, że żyć się nie chce.
– No, tak nie gadaj Inga! Chcesz nawrotu depresji? – Sabina podniosła głos.
– Nie chcę, wystarczy, że oni oboje są jak chmury burzowe, nawet gadać tak samo zaczynają. Na pytanie „co ci jest?” odpowiedź pada „nic”. Albo wciąż słyszę „nie chce mi się” . A mnie się ma chcieć, do jasnej cholery?! Wciąż ma mi się wszystko chcieć? Robię zakupy szczypiąc się z każdym groszem, żeby ich wyżywić i żeby smacznie było chociaż w miarę. Dumna jestem z tego, cieszę się, jak coś mi wyjdzie, uda się nowy przepis, oszczędzę… Ale jak słyszę „nie chce mi się” to mam ochotę walnąć wszystkim o podłogę i wyjść. Dobrze, że mogę wyjść z psami, to się mam czas uspokoić.
– Psy ratują w takich chwilach, wiem coś o tym – skinęła głową Kasia.
– Kaśka, a ja go tak kocham, tego starego barana, że nie masz pojęcia…
– Oj mam, mam – uśmiechnęła się Kasia.
– Tak bym chciała mu nieba przychylić, sprawić, żeby był szczęśliwy, zadowolony, uśmiechnięty i co mam zrobić? W totka przestałam grać, szkoda mi czterech złotych. Nie wiem jak zarobić, gdybym lepiej się czuła poszłabym do Biedronki pracować. Ale tam trzeba dźwigać, schylać się, a już nie dam rady. I ślepa jestem, na kasie numerków, cyferek nie zobaczę. Na bank nie potrafię napaść…
– A jakbyście pożyczyli od dzieci na założenie sprawy w sądzie?
– Myślałam, ale Felek nie chce o tym słyszeć, prawie w szał wpada na samą myśl. Nie chcę go bardziej denerwować, więc już nic nie mówię.
– Trudna sytuacja, nie ma co ukrywać. Najgorsze, że nie możecie się odnaleźć czasowo…
– Tak, zupełnie nie wiem co z tym fantem zrobić. Nie pomaga mi picie kawy wieczorem, ani mocnej herbaty, oczy na zapałkach nawet gdybym miała to i tak nic nie da. W stanie sztucznego utrzymywania ciała w pionie nie da się wykrzesać ochoty kompletnie na nic. I znowu moja wina… Widzisz, żyły można sobie wypruć, a ten dla kogo to robisz i tak jest niezadowolony – powtórzyła z żalem.
– Aż tak?
– Właśnie dokładnie tak jak ci powiedziałam, on ma inne potrzeby intymne…
– A zainteresował się twoimi?
– Tak, ale nie rozumie przecież, że jestem wykończona, zmordowana i marzę tylko o spaniu. Jeszcze dobrze się nie położę, a już śpię. Mogę na siedząco, na stojąco… Chwilami nie mam siły ruszyć ręką ani nogą.
– Inga, może naprawdę przesadzasz?
– Z czym?
– Może wzięłaś na siebie zbyt dużo obowiązków i powinnaś odpuścić choć trochę?
– Nie mogę przecież inaczej. Ktoś w domu musi być normalny, przynajmniej w miarę. Teściowa nic nie zrobi w domu, do czego się dotknie to zniszczy, popsuje, nabrudzi, zaleje, poplami. Nie mam siły, żeby bezustannie za nią chodzić i sprzątać, już wolę sama zrobić szybciej, zanim ona znowu coś narozrabia. Dlatego jestem wciąż czujna, nie potrafię się już wyłączyć, żeby zwyczajnie odbudować siły, odpocząć, jak to teraz mówią: zresetować.
– Czyli ja mam rację.
– I co z tego, że masz, jeśli nie ma na to rady? Nie ma wyjścia z sytuacji, rozumiesz?
– Rozumiem – ostrożnie zaczęła Sabina. – Ale wiesz, nie ma sytuacji bez wyjścia, tylko my go w danej chwili nie widzimy, porozmawiaj o tym ze mną.
– Przecież rozmawiam… – zawahała się Inga. – I dziękuję ci, gdybym cię nie spotkała to chyba pękłabym na tysiąc kawałków, albo usiadłabym w lasku i zapłakałabym się na śmierć.
– Hola, hola, nie tak prędko moja droga! Myślisz, że ktoś byłby w stanie poza tobą ogarnąć ten cały galimatias?
– Widzisz, przyznałaś mi rację. Nie biorę na siebie za dużo, biorę tyle ile trzeba, żeby właśnie to wszystko jakoś ogarnąć.
– Wygrałaś – ze smutkiem przyznała Sabina. – Ale to nie znaczy, że nie uda nam się czegoś wymyślić. Ale, ale, przecież tuje masz obcięte.
– Tak, nareszcie uciął te tuje, czubki, wierzchołki znaczy. Przerzuciliśmy do przedogródka i leżały tydzień.
– Wiem, widziałam przecież.
– Przerzucając połamał mi płotek, który zrobiłam przy śmietniku, bo chciałam go trochę osłonić, żeby sąsiedzi mieli ładniejszy widok z okna, nie prosto na mój śmietnik. Zniszczył skrzynkę, pozrywał winobluszcz, który obrasta drewutnię.
– Dużo tego było, fakt. Nawet się zastanawiałam jak wyjedzie autem z garażu.
– Gdybym się za to nie wzięła leżałoby do sądnego dnia. Takich ogromnych chojaków nie zabraliby we środę, kiedy przyjeżdżają po zielone odpady. Byłoby, że to za duże gabaryty i jeszcze kazaliby płacić.
– To możliwe – Sabina skinęła głową na znak potwierdzenia.
– Więc wzięłam sekator, obcięłam gałęzie zostawiając same grube pieńki. Największe z gałęzi związałam, wyszły cztery wiązki, resztę upchałam w worki. Wiesz ile wyszło? Osiem wielkich worów! Do tego sekator się zacina więc każdy ruch jest podwójny.
– No to się narobiłaś. Nie pomógł ci?
– Przecież siedział przy komputerze. Poza tym nie chcę, żeby się schylał, jeszcze wylewu dostanie
– Ty chyba przesadzasz, po raz kolejny ci to mówię.
– Tak, powtarzasz się, Sabinko i może trochę masz racji. Tak bardzo się o niego boję, że wolę sama zrobić. Poza tym, przyznam ci się, że wolę większość rzeczy zrobić sama, bo zanim wytłumaczę co i jak to już dawno skończę. I zdaje mi się, że nikt nie zrobi tak dobrze jak ja.
– To jest odchylenie od normy – stwierdziła sąsiadka . – Moim zdaniem to choroba i nazywa się perfekcjonizm.
– Ale w niezbyt rozwiniętym stadium – lekko uśmiechnęła się Inga.
– Powiedz mi, tak chwila po chwili, jak wyglądał twój wczorajszy dzień – zaproponowała Sabina.
– OK. Wstałam po piątej i wyszłam z psami. Wróciłam, wypiłam kawę, usmażyłam kotlety grzybowe. Masę zrobiłam poprzedniego dnia. Potem śniadanie…
– Ty przygotowałaś?
– Nie, Felek. Poprzedniego dnia zrobiłam pastę z białego sera ze szczypiorkiem i siedziała w lodówce. Ostatnio smakuje mi biały ser z pomidorem i ziołami prowansalskimi.
– Też lubię, Anatol woli z oregano. No… ale podczas przygotowania śniadania polegającego na wyjęciu z lodówki naprawdę można się zmęczyć – z lekką ironią zauważyła Sabina.
– Oj przestań. Nakrył do stołu, ja w tym czasie kończyłam smażyć kotlety.
– No dobra, co dalej? Co robiłaś?
– Wstawiłam jedno pranie, potem drugie z psimi ręcznikami. Trzeci raz pralka ruszyła z preparatem do czyszczenia pralek.
– Dalej – bez litości domagała się Sabina wyjaśnień.
– Ugotowałam obiad, podałam. Wyszłam z psami tylko na łąkę bo blisko, przecież upał niemiłosierny. Potem do wieczora walczyłam z gałęziami.
– I?
– I miałam nadzieję, że wieczorem Felek pójdzie z psami, bo taka umęczona już byłam… Ale on miał mecz… Telewizor w sypialni nie działa i nie można oglądać równocześnie w tym samym czasie innych programów. Chciałam serial, ale trudno, wola boska i skrzypce… Poszłam, uspokoiłam się, a po powrocie zrozumiałam, że najważniejsze jest jego zdrowie, nie głupi film, Zresztą i tak serialu nie było, mecz grała polska reprezentacja i wygrała! Coś nadzwyczajnego, naprawdę byłam zdziwiona.
– Wiesz co? Ja się nie dziwię, że zasypiasz na stojąco. Uważam, że musisz coś zmienić, bo inaczej się zwyczajnie wykorkujesz przed czasem..
– Musiałabym najpierw zmienić swoją psychikę.
– I to jest absolutnie najwłaściwsza odpowiedź – ucieszyła się Sabina. – Sama do niej doszłaś, rozumiesz? Od czegoś trzeba zacząć.
– Kochana jesteś, Sabinko, wiesz o tym? – Inga podniosła się i cmoknęła przyjaciółkę w policzek. – Dziękuję ci za wysłuchanie, za pomoc, za wszystko… Niech ci bozia w dzieciach wynagrodzi – uśmiechnęła się przez łzy, które pojawiły się w oczach.
– W żadnych dzieciach – uśmiechnęła się Sabina. – Nowe dzieci już mi nie grożą. Niechby jakieś wnuczątko, to byłabym najszczęśliwsza na świecie…
A w drzwiach domu powitał ją Feliks.
– Inguś, gdzie tak długo byłaś? Niepokoiłem się o ciebie. Komórki nie wzięłaś…
– Ładuje się.
– Kochanie…
– Teraz ja coś powiem. Nie przerywaj mi, dobrze? Przykro mi, że czujesz się zaniedbywany, choć myślałam, ze czujesz się zaspakajany w wystarczającym stopniu … – przerwała dla zaczerpnięcia tchu i znowu poczuła się winna, jak zwykle, już chciała przepraszać, lecz… nie, nie tym razem. – Ile razy pytam wieczorem czy idziesz na górę? I ile razy słyszę jak ze zniecierpliwieniem odpowiadasz, że chcesz coś obejrzeć? Odchodzę ze smutkiem, ze świadomością, że znów wieczór będę spędzać samotnie, bo nawet telewizora nie da się włączyć. Zresztą, jestem tak zmęczona, że i tak usnę. W ciągu dnia, kiedy jestem przytomna, na nic sobie nie możemy pozwolić, bo twoja mama…
– Kochanie, chciałem cię przeprosić. Naprawdę bardzo cię przepraszam. Zachowałem się jak ostatni cham. Nie potrafię myśleć logicznie o niczym niż tylko o finansach i o wynikach badań…
– Już dobrze, już dobrze – objęła go w pasie i przytuliła się i zamknęła oczy.
– Przepraszam i… – wtulił twarz we włosy Ingi – bardzo cię kocham.
– Ja ciebie też – powiedziała bardzo cicho, lecz usłyszał i przytulił ją jeszcze mocniej. – Wiesz, kiedy ciebie przy mnie nie ma, czy to wieczorem, czy w nocy kiedy się obudzę to wtedy wychodzą na świat demony. Z każdego kąta wyłażą bo myślą, że śpię. A ja nie śpię, widzę je wyraźnie…
– Kochanie, przepraszam…
c.d.n.
Ci mężczyźni, ważne że jest wszystko już dobrze, czasami przemyślą, pozdrawiam cieplutko i przytulam.
Uleńko:-) I ja Cię przytulam. Dziękuję♥️❣️
Oj, nagromadzi się czasem między ludźmi niedomówień, najważniejsze, to wszystko przegadać, bo niedomówienia i urojone pretensje robią wiele złego. To samo powtarzam synowi…
Dobrego tygodnia, Aniu!
Jotuś:-) W różnych sytuacjach brak zrozumienia i porozumienia prowadzić może do poważnych problemów. Młodzi nie zawsze o tym wiedzą, uczą się dopiero.
U nas mróz, może wytłucze trochę wirusów.
Spokojnego, dobrego tygodnia Asiu♥️❣️