Wstali oboje z Feliksem wczesnym rankiem, słońce ich obudziło zaglądając przez szparki między listewkami żaluzji. Inga pomyślała, że jeśli szybkie pranie wstawi, to jeszcze na „tanim prądzie” się upierze.
– Feluś, nie wiesz gdzie się podziało pudełko z calgoonem? Pranie chcę włączyć, szukam, szukam i nie mogę znaleźć, przecież zawsze tutaj stało.
– Może przestawiłaś?
– Po co? Zresztą przepatrzyłam wszystkie miejsca, w które mogłabym w zamyśleniu postawić… chyba, że…
– Że co?
– Że matka wzięła i pierze w calgoonie!
– Przecież jej mówiłem, żeby nie prała w rękach. Od tego jest pralka. Niech wkłada do kosza brudne rzeczy. Jeszcze znowu wannę zatka…
– Jest! Jest zguba u niej w łazience.
Inga przesypała biały proszek do plastikowego pudełka po lodach, włożyła do środka kawałek tektury z firmowego pudełka z nazwą i zamknęła pudełko.
– Mamo! To nie jest proszek do prania – Feliks zajrzał do pokoju matki słysząc, że już nie śpi. – W tym się nie pierze. On zmiękcza wodę, żeby się w pralce kamień nie osadzał.
– Dobrze – powiedziała pani Wala.
Po dwóch dniach Inga znów szukała calgoonu, pudełko znowu zniknęło. Odnalazło się oczywiście u teściowej, bez kartki z nazwą i bez plastikowego przykrycia.
– Ręce opadają – mruknęła.
Zrobiła na śniadanie sałatkę. Miała ugotowane trzy jajka na twardo, pokroiła je, dodała groszek, tuńczyka z puszki, wkroiła ogórek konserwowy, doprawiła solą i pieprzem, wymieszała z czubatą łyżką majonezu. Wyszło bardzo smaczne jedzenie. Rozłożyła na stole talerzyki, sztućce, postawiła biedronkowe masło w kubeczku (wczoraj kupiła dwa w niższej cenie).
– Idź Feluś, idź na górę poproś mamę – zwróciła się do męża.
Poszedł najpierw do sypialni gdzie w szufladce trzymał matki lekarstwa. Przygotował poranną porcję. Zastukał do drzwi i wszedł do pokoju. Inga usłyszała z dołu, że „nie spała całą noc i jeszcze sobie trochę pośpi”. Machnęła ręką, teściowa każdego dnia powtarzała te same słowa, nie robiły na synowej już żadnego wrażenia.
Zjedli śniadanie we dwójkę. Usłyszeli, że matka weszła do łazienki.
– Pierze – stwierdziła po chwili Inga. – Znowu pierze w rękach, a przecież dopiero pytałam czy ma coś do prania.
– Zapcha wreszcie wannę na amen – odpowiedział Feliks już poirytowany. – Tyle razy jej mówiłem, żeby nie prała w rękach tylko dawała do pralki.
Z góry dochodziły dziwne odgłosy, jakieś stukania, walenie, pluskanie. Feliks zerwał się od stołu, poszedł na górę. Inga usłyszała podniesiony głos męża.
– Mamo! Zatkałaś wannę! Ile razy mówiłem ci, żebyś nie prała w wannie, od tego jest pralka, nie możesz tego pojąć?
– Ja nie piorę w wannie – odpowiedź jest natychmiastowa.
– A gdzie? W sedesie?! Znowu kłamiesz? Dlaczego nigdy nic nie powiesz normalnie tylko musisz kłamać? To ci idzie świetnie, najlepiej.
– Nie krzycz na mnie! Wyjdź stąd!
– Nie krzyczę, tylko mówię tak, żebyś usłyszała. Podobno nie słyszysz bez aparatu! Mam wyjść? Proszę bardzo, męcz się sama. Zatkałaś i będziesz się teraz myć w misce. Ja ci nie pomogę!
Wrócił do stołu w stanie silnego wzburzenia.
– Kochanie, uspokój się, proszę cię. To jest chory człowiek, do niej nic już nie trafi. Trzeba pilnować i poprawiać, nic więcej nie da się zrobić…
– Chora? Poza głową to ona jest zdrowsza od nas!
Inga tylko westchnęła w odpowiedzi. Kochała męża, przez lata małżeństwa uczucie się zmieniło z pierwszego młodzieńczego porywu serca rozpalonego jak ogromne ognisko w stabilny, równy płomień odporny na najsilniejsze powiewy. Przyszedł czas, że bardzo musiała ochraniać nie płomień ogniska domowego, lecz płomień życia Feliksa przed podmuchami historii dziejącej się tu i teraz, zmiatającymi ludzi na Drugą Stronę Tęczy przed czasem.
– Chodź na spacer – tak długo prosiła, tłumaczyła aż wreszcie udało się jej męża przekonać i wyciągnąć na spacer.
Psy były uradowane i okazywały tę radość w sobie właściwy sposób. Zadzior szedł spokojnie, dostojnie niemal, oglądając się za siebie co jakiś czas kontrolował swoje stado. Zorka z uśmiechniętą mordką oznajmiała głośno każdemu kto szedł ulicą, że jest zadowolona, kręciła ogonkiem młynka niczym Wołodyjowski szablą i poszczekiwała co kilka kroków. Przeszli aż do ulicy Chyliczkowskiej poznając nową trasę koło rzeki Jeziorki. Po lewej stronie ukazał się jakiś budynek, ściany prześwitywały przez wiosenną zieleń liści.
– Jakie to ładne – przystanęła Inga. – Wygląda jak dworek. Duża weranda, zejście schodkami do ogrodu, balustrada z kolumienkami, jakie to urocze!
– Tu musiał być jakiś lokal, knajpa albo dom weselny – Feliks przyglądał się odkrytemu obiektowi chłodnym okiem. – Dość zniszczony. Zobacz, dachówki bardzo stare, w złym stanie. W ogrodzie ławeczki są, lampy jeszcze ocalały. Ogród rozciąga się aż do samej wody.
– Jakie to urocze – powtórzyła Inga w zachwycie. – Okienka ma śliczne, popatrz. Mogłabym tu zamieszkać na zawsze.
– A skąd wzięłabyś pieniądze na remont?
– Ty zawsze musisz przywołać ponurą rzeczywistość – z żalem stwierdziła Inga.
– Żeby ci oszczędzić rozczarowań – próbował wytłumaczyć.
– A może ja nie zawsze chcę być oszczędzana? No, może nie tak od razu – westchnęła. – Przecież jestem realistką, tak sobie tylko pomarzyłam przez chwilę…
Poszli dalej rozglądając się po okolicy. Dobrze się szło i nie zauważyli kiedy dotarli do zielonej tabliczki z białym napisem „Konstancin-Jeziorna”.
– O, coś takiego – zdziwiła się Inga. – Zobacz gdzie nas przyniosło. Granica jakimś zygzakiem pewnie idzie. Autem jak jedziemy to się wydaje, że daleko, a piechotą jakoś szybko dotarliśmy. Odkryliśmy świetną trasę na spacery. Musimy tu jeszcze wrócić, ciekawi mnie przyszłość tego dworku. Jest prześliczny.
cdn.
Marzenia nie kosztują, warto pomarzyć. To trudne ale nerwy czasami mogą puścić, może lepiej tak niż dusić wszystko w sobie, pozdrawiam upalnie.
Uleńko:-) Mądrzy ludzie mówią, że lepiej wyrzucić z siebie to, co gryzie niż dusić w środku, bo stres potrafi zabić nie tylko spowodować choroby. Trudne to wszystko…
Przytulam ❣️
Schodzenie na ziemię w takich sytuacjach jest dołujące nieco, marzymy o czymś bardzo, a tu rachunek ekonomiczny pozbawia nas złudzeń…ale życie bez marzeń byłoby zbyt szare!
Jotuś:-) Bez marzeń nie da się żyć! Poza tym jak Mulford powiedział NIE STAWIAJ BARIER SWEJ WYOBRAŹNI, TYLKO Z ZAMKÓW NA LODZIE POWSTAJĄ POTEM NA ZIEMI PAŁACE
Uściski ♥️