„Babie lato i kropla deszczu” – 2

Inga wróciła od Sabiny wcale nie pocieszona. Starała się robić dobrą minę do złej gry, bo cóż jej pozostało? W rzeczywistości czuła się wewnętrznie zdruzgotana, nie widziała przed sobą żadnego wyjścia, nie potrafiła logicznie myśleć jakby rozsądek udał się w daleką podróż i nie miał zamiaru wracać. Bała się, że za chwilę zacznie się zachowywać jak teściowa, czyli osoba z zaburzeniami pamięci i świadomości. Tylko… teraz…w jej, Ingi, przypadku oznaczałoby to ucieczkę od rzeczywistości, od prób rozwiązania nawarstwiających się problemów. Przecież nie z jej winy powstały, ani z winy Feliksa, ani żadnego innego porządnego człowieka. Z goryczą zrzucała winę na tę znaczną część rodaków, która nie chodzi na wybory i ma wszystko w … głębokim poważaniu, byle tylko im było dobrze, aby mogli się wyżyć na innych za swoje własne braki, niepowodzenia i frustracje…    Jakie to potwornie niesprawiedliwe, myślała. Po całym życiu uczciwej pracy doczekała wreszcie upragnionej emerytury i chciała spokojnie żyć spełniając marzenia o poznawaniu kraju przez podróżowanie do pięknych miast, miasteczek, wiosek oraz o zwiedzaniu zabytków na terenie całej Polski. Wreszcie o małym domku z małym ogródkiem, w którym matka męża zamieszkałaby z nimi na starość, zadbana i zaopiekowana spędziłaby jesień życia z ukochanym synem.

Chcąc zrealizować plan na jesienne lata swoje i starszej pani sprzedali oba mieszkania, wzięli kredyt i zamieszkali w niedużym segmencie pod Warszawą. Zanim zamieszkali musieli stoczyć walkę z Budowlańczykiem, właścicielem firmy budującej osiedle domków. Wielu sąsiadów miało z nim ciężkie przejścia tak jak i oni. Dali się wkręcić w wyłożenie własnych pieniędzy w prace wykończeniowe należące wedle umowy do firmy. Oczywiście nie mogli ich potem odzyskać. Nie chciał też Budowlańczyk nikomu płacić kar umownych za opóźnienia w oddaniu budynków do użytku, kombinował, kłamał, fałszował dokumenty, przerabiał daty i jeszcze inne rzeczy robił, które się uczciwemu człowiekowi w głowie nie mieszczą. Co gorsze – miał współpracowników biorących razem z nim udział w oszukańczym procederze. O, jak choćby kierownik budowy, który długo przez telefon rozmawiał z Feliksem tłumacząc, że ma rację, że Feliks ma rację, ale on musi słuchać szefa, bo przecież jest od niego zależny. Potem się nagle okazało, że kierownik budowy nie jest już kierownikiem budowy i Feliks bezprawnie budowę prowadził bez kierownika, za co został wezwany do Państwowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego na skutek donosu Budowlańczyka. Feliks poszedł, wyjaśnił ustnie i na piśmie w czym rzecz i tu się jego cierpliwość skończyła. Kiedyś rozmawiali o tym z Mikołajem Wrońskim, mężem Kasi, który przyznał, że kropka w kropkę dokładnie tak samo został potraktowany, z rzekomą zmianą kierownika budowy i wezwaniem do PINB-u. Na dodatek musiał zapłacić mandat za brak żółtej tablicy informacyjnej na budynku. A przecież nikt nie miał, bo była jedna oficjalna dla całego osiedla.

Inga od sąsiadek dowiedziała się, że nie oni jedni chcą tak postąpić, czyli pozwać krętacza  do sądu. Dostała od Sabiny namiar na kancelarię adwokacką prowadzącą już sprawy przeciw Budowlańczykowi. Sabina zaś otrzymała go od Kasi. Sprawa toczyła się kilka lat jak w przypadku innych sąsiadów, zakończyła się sukcesem czyli ich wygraną i obowiązkiem zapłaty przez pozwanego kary na ich rzecz. I tu dobra passa się skończyła.

Minęły cztery lata, a komornik do tej pory nie był w stanie wyegzekwować należnych pieniędzy. Oszust tak się pozabezpieczał, że komornik nie potrafił odzyskać zasądzonych sum. A może mu się po prostu nie chciało? Może był w zmowie? Kto to wie? Inga nie wierzyła już nikomu, kto miałby coś wspólnego z „oficjalną stroną państwa” ponieważ była ona skierowana przeciwko zwykłemu człowiekowi, takiemu co to uczciwie pracuje, płaci podatki i żyje zgodnie z prawem i sumieniem.  Uważała, że obecnie ani prawo ani sprawiedliwość nie są po stronie ludzi, lecz po stronie władzy i jej zwolenników, koniec i kropka.

Takie ciężkie myśli opanowały jej umysł ponieważ w międzyczasie przez kraj przetoczyła się powyborcza rewolucja i Inga z Feliksem zostali – można powiedzieć –  zapędzeni do narożnika bez możliwości ucieczki. Niesprawiedliwa ustawa, uchwalona chyłkiem w sali do której nie wpuszczono posłów opozycji, zabrała im możliwość godnego życia. Włożono do jednego worka wszystkich, którzy żyli i pracowali nie tylko w latach PRL-u, ale i potem, już  po zmianach. Pozytywnie zweryfikowani  z narażeniem własnego życia chronili życie i mienie współobywateli za co w podziękowaniu dostali kopa w tylną część ciała od nowych rządzicieli, a jeśli na przykład zginęli, to kopa dostawały żyjące rodziny…

Wielka szkoda, że jeśli mieliśmy czarną dziurę, to wszyscy obecni politycy, którzy też wtedy żyli, pracowali i uczyli się, nie zrezygnują na przykład z tytułów naukowych uzyskanych w PRL-u – myślała Inga. Ona sama po studiach przez trzydzieści sześć lat pracowała w wydziale kultury, który przy każdej kolejnej reorganizacji w firmie przyszywany był do innego tworu głównego i zmieniał  nazwę. Feliks był wykładowcą w niesłusznej szkole wyższej. W życiu nic niestosownego nie zrobili, byli ludźmi, którzy oddaliby potrzebującemu ostatnią koszulę. Dobrali się w korcu maku jako małżeństwo, oboje wyznawali takie same wartości, nie znosili kłamstwa i obłudy, postępowali zawsze zgodnie z sumieniem, uczciwie i nie mieli sobie nic do zarzucenia. Teraz z bólem serca, z wielką goryczą chwilami myślała, że nie było warto być przyzwoitym, bo inni, różniący się moralnie od niej i jej męża, mogli  bimbać sobie  na ustawy i zachodzące zmiany. Stan finansów im na to pozwalał. Zawsze potrafili spaść jak kot na cztery łapy i wciąż  walczyli z opozycją bez względu na panujący ustrój, czerpiąc z tego profity i robiąc kariery… Rozpamiętywała przeróżne sytuacje z przeszłości i z bieżącej chwili, i coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że  uczciwością w tym państwie można się najwyżej udławić. Niesie  tragedie, łzy, biedę. Uczciwość zmusza przyzwoitych ludzi do samobójstw. Uczciwych ludzi, bo drań ma wszystko, wszędzie się wkręci, ukradnie, zamota, zachachmęci, zdradzi, zmieni poglądy i ciemnemu ludowi będzie wmawiał, że nie on mówił to co mówił, nie on robił to co robił…

O matko kochana, przecież to do czystego obłędu prowadzi… Nie, nie można o tym myśleć, trzeba zacząć jakoś panować nad myślami. Kaśka coś mówiła o afirmacjach, które należy powtarzać, kiedy człowieka atakują negatywne myśli. Nie można dopuścić, aby one zawładnęły, bo wtedy jest coraz gorzej, jakby się materializowało wszystko co najgorsze…

Wyjrzała przez okno. Pogoda popsuła się z godziny na godzinę. Jeszcze rano była cudna złota jesień, a tu nie wiadomo kiedy się rozpadało, wiatr wył i zawodził, wciskał się do mieszkań przez każdą najmniejszą szczelinę, nawet przez dziurkę od klucza próbował. Niestety, z powodzeniem, drzwi okazały się nieszczelne, zamek zamontowany w nich też nie przylegał idealnie i widać było prześwity. Nic dziwnego, że rozbolała ją głowa. Nie mógłby ten piekielny wiatr wiać bez wycia?

Dość, powiedziała do siebie. Przestań kobieto tak myśleć. Przestań bez przerwy wymieniać wszelkie braki, ubytki, niedoskonałości. Po co czytałaś tyle mądrych rzeczy? Żeby żadnych wniosków nie wyciągać? Głupi Polak przed szkodą i po szkodzie…. Potwierdzasz tylko zdanie na temat nas wszystkich, znaczy rodaków. Bo my zawsze musimy biadolić, narzekać, stękać, jęczeć, ale żeby zmienić cokolwiek – o nie, to za duży wysiłek, lepiej znowu ponarzekać. Matko, ja zwariuję zaraz, nie mam tabletek i jak będę walczyć z tymi cholernymi czarnymi myślami? Ja ich nie chcę, tych myśli. Ja tylko chcę mieć dach nad głową i nie bać się, że mnie ktoś z domu wyrzuci tylko dlatego, że urodziłam się wtedy, kiedy się urodziłam. Za to, że uczciwie pracowałam i pomagałam zwykłym ludziom. Za to, że nie kradłam, nie kłamałam, nie oszukiwałam, bo nie mam tego w genach. Chcę móc wykarmić rodzinę, mieć za co wykupić leki. I na dentystę, żeby starczyło, bo dzieci mnie wezmą za Babę Jagę. Ciuchów nie potrzebuję na razie, mam na zapas. Jak się już do pracy nie chodzi, zmieniają się potrzeby. Nie muszę mieć niczego nowego, no, poza książkami, ale tych dostarczają mi dzieci w ilościach wystarczających. Rety, która godzina! Za obiad muszę się wziąć a nie biadolić, bo to nic nie zmieni!

Zrobiła sobie jeszcze kawę próbując nie myśleć o niczym innym niż smak kawy. Z Biedronki oczywiście, lecz żadna inna jej nie smakowała. Może jakiś uzależniacz dosypują? Nawet z ekspresu przestała jej smakować. Wypiła, odstawiła kubek i zajęła się przygotowaniem obiadu. Dużo czasu jej to nie zajęło, miała garnek fasolki po bretońsku i świeży chleb. Przez jakiś czas sama piekła chleb, dumna była niesłychanie, bo wszystkim smakował. Niestety, rachunek za prąd przyszedł sporo wyższy, więc zaprzestała wypieków. Wcześniej starała się, żeby w domu stale było ciasto, robiła zapiekanki, piekła bułeczki śniadaniowe – wszystko po to, żeby w wymarzonym domku było jak powinno być, czyli miło, przytulnie, ciepło, żeby unosił się zapach ciasta i świeżego chleba. I tak było. Do czasu….

Podała obiad starając się nie zwracać uwagi na minę teściowej. Wyraźnie znów ją coś ugryzło. Feliks nawet nie spojrzał, wlepił wzrok w telewizor, aby nie dać się matce wyprowadzić z równowagi. Inga starała się zagadnąć na temat komentarza redaktora prowadzącego program. Odzewu nie było więc dała sobie spokój.

Zaraz po obiedzie wyszła z psami korzystając z przerwy między jedną falą opadów a drugą. Założyła stare kalosze, które miała obciąć i zrobić z nich kwietniczki do ogródka, widziała coś takiego na fotografii w książce o ogrodach. Na szczęście nie zdążyła i kalosze skutecznie pełniły rolę, do której zostały stworzone. Bez nich nie dałaby  rady wyjść poza furtkę, bo łąka zamieniła się w mokradło środkiem którego płynęła woda. Psiakom to specjalnie nie przeszkadzało, długo jednak się nie nacieszyły spacerem bowiem napłynęły kolejne czarne chmury i trzeba było uciekać do domu.

Po powrocie wytarła psie łapki i… znów czarne myśli opanowały jej głowę. Jakby mogło być inaczej, gdy na widok ściętej smutkiem twarzy męża ściskało jej się serce z bólu.

A lekarze każą ograniczać stres! Bredzą, jakby z księżyca spadli. Nowa lekarka Ingi, do której się przepisała, żeby mieć przychodnię blisko domu, nie chciała dać recepty na lekarstwa, kazała przynieść kartkę od psychiatry. Inga była wściekła, na razie leku nie brała wcale, żadnego. Od jakiego psychiatry? Dotychczasowa pani doktor pierwszego kontaktu bez problemu przepisywała wiedząc, że czasem człowiek musi się wspomóc, żeby przeżyć. Ta była młoda, najwyraźniej nie znała jeszcze życia, nie wyobrażała sobie, co pacjentka może przeżywać. Ograniczyć stres. Dobre sobie. Sama kobieto sobie ogranicz, gdy ci złodzieje zabrali emeryturę, wzięłaś  kredyt we frankach, którego teraz nie masz jak spłacać, bo przeklęte sukinkoty bezczelnie ukradły pieniądze wypracowane przez całe życie, do tego w domu musisz się zmagać z demencją, na którą zapadła teściowa i jeszcze wytrzymuj ciągłą irytację i depresję męża, który przypłacił  zawałem wiadomość o pierwszym odebraniu emerytury. Tak, po pierwszym, bo przecież potem przyszła lepsza zmiana i ukradła resztę. Za pierwszym razem sąd uznał racje Feliksa i część kazał zwrócić. Teraz to niemożliwe, bo sądy nie są niezależne. Są partyjne jak w przeszłości. Bywają jeszcze sędziowie nie wyrażający zgody na „partyjny przykaz”, lecz karanie i szykany mają takie działania ukrócić. Tak czy siak w  perspektywie rysuje się wyprowadzka z domu pod most, bo bank zabierze dom jak przestaną spłacać raty. A ta młoda do psychiatry wysyła! A co, psychiatra wyleczy teściową, zwróci emeryturę albo spłaci kredyt?

Feliks wynegocjował z bankiem zawieszenie spłacania odsetek przez rok. Mieli nadzieję, że komornik przez ten czas odzyska należne im pieniądze. Rok zbliżał się ku końcowi, a pieniędzy jak nie było tak nie było. Z nadmiaru problemów i bezustannie przeżywanego stresu zaczęło im obojgu szwankować zdrowie, zaś na leki chwilami już brakowało pieniędzy.

Co robić? Co robić? Co robić? Inga wciąż miała w głowie to jedno pytanie lecz odpowiedź nie nadchodziła. Feliks w przeszłości inwestował oszczędności mając nadzieję na zarobienie sumy brakującej do rat kredytu, które stały się niewiarygodnie wysokie. Niestety, oszczędności się już skończyły wykorzystywane na dokładanie do comiesięcznej raty. Inga żyła z długopisem w ręce, zapisywała wszystkie wydatki, zliczała rachunki, żeby mieć kontrolę nad pieniędzmi wydawanymi na życie. Ograniczała co i jak mogła. I co z tego, kiedy żywność zaczęła drożeć i kompletnie nic nie dało się zaoszczędzić. Zmniejszyła ilość posiłków, jedli obiady jednodaniowe, co kiedyś wydawało się niemożliwe głównie ze względu na teściową.  Podawała albo zupę z chlebem, albo drugie danie. Przed dziećmi udawała beztroskę,  a potem przeżywała sytuację w zwielokrotniony sposób. Feliks nie pozwolił zdradzić przed córką ich sytuacji finansowej. Nie potrafiła kłamać, więc czuła się z tym jeszcze gorzej.

Sabina w tym samym czasie usiadła w fotelu z książką, jej wzrok padł na fotografię małej Jagienki. Zdawać by się mogło, że dopiero przed chwilą taka była… a już tyle lat przeminęło… Teraz powinny biegać tutaj nowe małe Jagienki, czyli jej, Sabiny, wnuczki albo raczej wnuczęta. Przecież to wszystko jedno czy dziewczynki, czy chłopcy, aby tylko pojawiły się maluchy w rodzinie. Sabina tęskniła ogromnie za maleńkimi łapkami obejmującymi szyję, za przytuloną główką usypiającego dziecka. Kiedy spostrzegała, że przed dom Ingi zajeżdżał samochód Bogny, szukała często  pretekstu, by po coś wpaść do sąsiadki i choć na chwilę wziąć na ręce malutką Ewelinkę.

cdn.

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Babie lato i kropla deszczu, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 odpowiedzi na „Babie lato i kropla deszczu” – 2

  1. Urszula97 pisze:

    Samo życie opisujesz, dramat.Takie życie nam stworzyli, pozdrawiam cieplutko.

    • anka pisze:

      Uleńko:-) Samo życie, to prawda. Dobrze jednak, że życie wciąż płynie i zmienia się rzeczywistość wokół nas. Trzeba wierzyć, że na lepsze, nie dopuszczać złych myśli i projektować dobro… Buziaczki 🙂

  2. jotka pisze:

    Ile człowiek musi w czasem w życiu znieść i przetrwać, to się w głowie nie mieści…

  3. Krystyna 78 pisze:

    Fajnie , że piszesz. A próbowałaś z tego linku wejść ma moją stronę. http://krystynaczarnecka.pl/

    • anka pisze:

      Krysiu:-) Dziękuję, że zaglądasz mimo, że ja do Ciebie wejść wciąż nie mogę, niestety. Już sobie listę zadań dla Dużego spisałam, ma przywieźć Calineczkę na dłużej to go posadzę i nie wypuszczę dopóki wszelkich problemów komputerowych nie rozwiąże. Dzięki Krysiu 🙂

  4. Kurcze żal mi Ingi i Feliksa. Tyle problemów. Łzy same lecą, bo wiem co to znaczy jak się kłopoty skumulują. Byłam kiedyś w podobnej sytuacji. Człowiek chce rwać włosy z głowy, chce się tylko schować i zasnąć. Tacy oszuści jak ten cały Budowlanczyk to powinni to samo przeżyć żeby się nauczyli że nie krzywdzi się ludzi w ten sposób. Oj jak mi smutno

    • anka pisze:

      Kasiu:-) Nie smuć się kochana. Na szczęście życie polega na nieustannych przemianach (choć jako Byk zmian nie lubię), dzięki pracy nad sobą i ze sobą, dzięki pozytywnym myślom i działaniu udaje się często odwrócić sytuacje rozmaite na lepsze 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *