18 stycznia 2024

Nie dane mi było spokojnie usiąść i się do Was odezwać.  Z babcią D. rozrywka na okrągło. Na śniadanie nie można jej ściągnąć, na obiad ledwo i też z wielkim trudem („jakoś się dziś nie wyspałam” – codzienne śpiewka). W porze kolacji nadrabia braki śniadaniowe więc ogólnie bilans zachowany. Z lekami tradycyjnie – albo połknie albo nie. Rozmawiać się nie da, kontaktu werbalnego brak, posiedzi chwilę, podrapie Szilunię, o nic i nikogo nie zapyta, włączy czajnik i odchodzi, ostatnio wyrwała u siebie  ze ściany karnisz razem ze śrubami. Zasłona leżała w kącie, ale firanki nie mogliśmy znaleźć przez dwa dni, wreszcie MS odkrył ją wciśniętą w kąt szafy. Kiedy jasność zalała pokój wzięłam się za szybkie sprzątanie pomieszczenia korzystając z tego, że babcia D. skryła się pod kołdrą i niczego nie widziała. MS próbował karnisz tymczasowo zamontować (przecież nie może łyse okno zostać przez które wszystko widać, bo babcia D. nie ma już żadnych zahamowań), a ja się w tym czasie zabrałam za zbieranie z półek i z podłogi pokruszonych suchych liści, papierków po cukierkach, ciastek rozdeptanych, muszelek i kamyków z ogródka itp. skarbów. Ktoś powie, co ze mnie za gospodyni skoro dopuszczam do takiego stanu w pokoju staruszki. Otóż uprzejmie spieszę z wyjaśnieniem, że niedawno wysprzątaliśmy pokój z MS na błysk. I co z tego? Osoba z chorobą Alzheimera nie ma kontaktu z rzeczywistością, ewentualnie chwilami i w ograniczonym zakresie. Nie wie co robi, kiedy, w jakim celu. Na pytanie „po co to zrobiłaś” odpowiedź brzmi „nie wiem”. Albo jest reagowanie agresją. Nie wchodzę do jej pokoju, jedynie cichacze kiedy nie widzi, żeby zabrać ubranie do prania. Z tym też kłopot, bo brudne upchnięte są w niewiadomych miejscach … Ano tak jest i już.

Do kompletu – zepsuła się pralka. Odmówiła współpracy i nie dała się przekonać w żaden sposób do  jej ponowienia (tej współpracy). Przyszedł pan elektryk, coś tam poczarował i powiedział, że jest OK. Pan sobie poszedł a pralka dalej swoje. Dzwoni MS do pana, pan najpierw miał przyjechać ale zdanie zmienił i stwierdził, że potrzebny hudraulik. Następnego dnia przyszło nawet dwóch panów hudraulików. Poprzetykali rury, coś tam porobili, miało być OK. A pralka dalej swoje. MS dzwonił z reklamacją i podobno ktoś ma dziś przyjść. Ciekawe co będzie, bo góra prania rośnie. Część wyprałam w rękach, ale nie ma jak suszyć bo cieknie. Wymyśliłam, żeby suszarkę wkładać do wanny dopóki pranie nie obcieknie i tak robię.

Dziś włączyłąm Lapka i okazało się, że zniknęła strona z Waszymi adresami, znaczy z blogami i będę musiała odtworzyć, dobrze, że mam zapisane na papierze. Co papier to papier, wieki przetrwa.

Szilunia  tęskni, szuka, kładzie się przy oknie i patrzy przez szybę, podrywa się na każde szczekanie dochodzące z zewnątrz, krzyczy jeśli któreś z nas wraca do domu samo, na spacerze przystaje i czeka albo pędzi na złamanie karku kiedy coś zobaczy…

Monika (https://trzymajacsiechmur.blogspot.com/ )   przysłała mi piękny wiersz.

“Dokąd idą psy, gdy odchodzą?
No bo jeśli nie idą do nieba,
to przepraszam Cię, Panie Boże,
mnie tam także iść nie potrzeba.

Ja poproszę na inny przystanek
tam gdzie merda stado ogonów.
Zrezygnuję z anielskich chórów
tudzież innych nagród nieboskłonu.

W moim niebie będą miękkie sierści,
nosy, łapy, ogony i kły
W moim niebie będę znowu głaskać
moje wszystkie pożegnane psy (…)”
B.Borzymowska

… malutki Rolfuś, miał 6 tygodni kiedy został członkiem rodziny, Mały miał wtedy 3 latka, Duży 6 💗…

… Rolf i Aba mojej siostry 💗…

… Rolf z Abą 💗…

… Do Aby i Rolfa dołączyła Anka …

… maleńki Browuś 💗…

… Browcio u Anki na rękach 💗…

… Browuś dumnie prostuje się do zdjęcia 💗…

… Skitulek i Szilunia 💗…

Widać jak czas szybko płynie, pieski odchodzą za Tęczowy Most, w ludzkich sercach zostają na zawsze 💗💗💗 Mam nadzieję, że czas będzie dla Szilki łaskawy i pozwoli znowu cieszyć jej się życiem póki trwa. Nas, ludzi, dotyczy to tak samo, cieszmy się każdą chwilą i naszą wzajemną obecnością. Nie żyjmy tylko tylko tym co się sączy z różnych komunikatorów, rozważajmy w głębi własnej duszy i sumienia co jest ważne bardziej, co mniej albo wcale… Bądźcie szczęśliwi 💗💗💗

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

16 odpowiedzi na 18 stycznia 2024

  1. Urszula97 pisze:

    Sliczny wpis o pieskach.Z babcią już lepiej nie będzie, moja ciocia też mieszała czyste ubrania z brudnymi z tym że ciocię musieliśmy oddać do domu spokojnej starości bo i tato wymagał całodobowej opieki , razem być nie mogli bo bitwa gotowa i tak to życie robi niespodzianki, trzymaj się, siły I wytrwałości życzę, ściskam.❤️

    • anka pisze:

      Uleńko:-) Wiem, że lepiej nie będzie, taka choroba. Na szczęście jesteśmy z MS oboje na emeryturze, jakoś sobie radzimy. Pracując nie ma możliwości zajmować się osobą z taką dolegliwością, nie da się, trzeba mieć ją na oku praktycznie przez całą dobę. Cóż zrobić, tak jest i trzeba przyjąć na klatę… Buziaki kochana i dziękuję 🙂

  2. Andrzej pisze:

    Dziękuję za podzielenie się swoimi przeżyciami i refleksjami. Jestem świadomy trudności, jakie mogą wyniknąć z opieki nad osobą cierpiącą na chorobę Alzheimera. To wymaga dużo cierpliwości, zrozumienia i siły psychicznej. Jednocześnie, utrata ukochanych zwierząt i ich miejsce w sercu pozostawia ogromną pustkę.

    Twój sposób radzenia sobie z codziennymi wyzwaniami i dbanie o dobrostan babci D. oraz Sziluni jest godny podziwu. Odpowiednie podejście do sytuacji oraz akceptacja specyfiki choroby Alzheimera są kluczowe. Mam nadzieję, że pralka zostanie naprawiona, a Wasze codzienne życie stanie się trochę łatwiejsze.

    Wiersz Moniki jest piękny i poruszający. Przypomina o tym, jak ważne są nasze zwierzęta w naszym życiu i jak trudno jest pożegnać się z nimi.

    Życzę dużo siły, cierpliwości i spokoju w codziennych trudnościach. Cieszcie się każdym pięknym momentem, jaki możecie wspólnie przeżyć.

    • anka pisze:

      Andrzeju:-) Dziękuję za odwiedziny w moim kąciku 🙂
      Życie niesie przeróżne niespodzianki i nie da się przewidzieć ani przygotować na to co się wyłoni zza zakrętu. W chorobach otępiennych najgorsze jest to, że chory człowiek traci sam siebie, swoje wspomnienia, swoje przeżycia, doświadczenia, nawet swój charakter, osobowość, jawi się otoczeniu jak ktoś zupełnie inny, często tak różny od tego sprzed choroby, że wręcz nie do zaakceptowania. To jest tak jakby osoba już umarła i została podmieniona na kogoś innego…
      Zwierzaczki w domu pomagają przetrzymać różne trudne chwile, są cudowne, kochające bezinteresownie, mają uczucia dokładnie takie same jak my, dwunożne istoty, tylko nie potrafią ludzie tego zrozumieć. W większości nie potrafią. I traktują je jak rzeczy albo coś do pożarcia…
      Dziękuję za piękny komentarz i pozdrawiam 🙂

  3. Mo. pisze:

    Niezmiennie się wzruszam czytając ten piękny chociaż smutny psi wiersz… Myślę, że porusza on serca nie tylko psiarzy.
    Też mam zapisaną w notesie listę ulubionych blogów, zapisać na papierze jest fajniej o czym sama dobrze wiesz. A Babcia przypomina trochę mnie bo też zbieram suszki, trawki, liście i kamyki a nawet jeszcze nie mam Alzheimera.
    Ściskam mocno.

    • anka pisze:

      Moniś:-) Wiersz wzrusza za każdym razem, rozesłałam go koleżankom, które ostatnio pożegnały swoich psich przyjaciół.
      Zbierasz skarby ale wiesz, że je zbierasz w przeciwieństwie do chorej osoby. No i całość ogarniasz jak je przyniesiesz do domu 🙂 Dary Natury są przepiękne, sama się zachwycam kamykami – a najpiękniejsze są oczywiście w Dunajcu 🙂 Już tęsknię jak tylko pomyślałam 🙂 Ciekawe kiedy nam się uda pojechać w ukochane miejsce.
      Przytulam 🙂

  4. jotka pisze:

    Ja się nie dziwię, ze po kątach śmieci poupychane, dokładnie to samo było z moją babcią, w dodatku ciągle głodna była, kiedyś tak się najadła, że pogotowie wzywałam, bo nie dopilnowałam…
    W naszej pralce trzeba było filtr oczyścić i jakieś tam ustrojstwo elektroniczne wymienić, mąż zrobił sam, po obejrzeniu filmu na youtube:-)
    Trzymaj się dzielna kobieto!

    • anka pisze:

      Jotuś:-) Tak to jest w tej chorobie, albo nie je” bo jej się nie chce”, albo nie pamięta, że jadła i je znowu. A jak je to trzeba pilnować, żeby Szilki nie otruła, z miłości oczywiście…
      Z pralką chyba nic się nie da zrobić, w poniedziałek się okaże czy uda się panu zdobyć jakąś tam część, bo już nie produkują, jak ma ponad 10 lat to już za stara na naprawę.
      Nie wiem czym dzielna jest, raczej wątpię, ale staram się trzymać 😉 Buziaki!

  5. BBM pisze:

    Zawsze bardzo nie poruszają Twoje wpisy o babci D. Z jednej strony rozumiesz i wybaczasz, bo to choroba, z drugiej – to piekło a nie życie!Bardzo, bardzo współczuję!

  6. Mysza w sieci pisze:

    Ten wiersz to kwintesencja miłości do piesków.. Wspaniały! Miłość Waszą do zwierzaczków widać na każdym kroku.. Psiaki i koty mają u Was ogrom dobroci i takie właśnie życie, a potem pamięć o nich. Myślę, że są Wam bardzo wdzięczne.. Trzymajcie się dzielnie przy Babci, uściski!

    • anka pisze:

      Myszko:-) Zwierzaczki są w sercach na zawsze. Akurat dziś nad ranem śnił mi się Rolf, byłam z nim w pracy! Kochany przyjaciel, on mi wręcz życie ratował w trudnych chwilach „okołorozwodowych”. Szilunia w tej chwili śpi, Franuś ostatnio u nas nocuje, ucieka przed swoim Wiktorkiem dwuletnim, który okazuje mu swą miłość w bardzo „mocny” sposób 🙂
      Uściski dla Waszej SUPER TRÓJKI 🙂

  7. Ewa Urlik pisze:

    Aniu, jak się wali to zawsze na całej linii. A pralka to jeden z najważniejszych wynalazków ludzkości, szkoda, że taki niedoskonały. A bardzo stara ta twoja pralka?
    Co do Babci D. to naukowo rzecz biorąc, to ona bardzo długo żyje z tą chorobą. Statystycznie to 5-8 lat… A Sziluni i was niezmiennie szkoda. Przytulam bardzo

    • anka pisze:

      Ewuś:-) Pralka przeszła do historii, trzeba było kupić nową. Wygląda ta nowa jak statek kosmiczny, świeci, gra, miga – takie teraz bajery robią, ale cóż było robić, kiedy sprzęt potrzebny.
      O babci D. nic nie powiem…
      Szilunia kochana wciąż wygląda przez okno… My mamy często mokre oczy, moja kuzynka też tęskni za swoim Pretorkiem…
      Przytulam mocno

  8. Jacek pisze:

    Też kocham psy i po ponad 5o lat nie ma chyba tygodnia, abym nie wspominał mojego piesia! Niestety, ale nie mam psa i moje interakcje są jedynie międzyludzkie…

    Bardzo podobał mi się ten wiersz.

    Chciałbym też zamieścić coś o pieskach; mam nadzieję, że się spodoba!

    Mężczyzna i jego pies szli polną drogą. Mężczyzna rozkoszował się krajobrazem, gdy nagle zorientował się, że nie żyje. Przypomniał sobie, że przecież umarł i że pies, idący obok niego, również był martwy od lat. Zastanawiał się, dokąd prowadzi ich droga.

    Po chwili oboje dotarli do wysokiego, białego kamiennego muru ciągnącego się wzdłuż jednej strony drogi, zbudowanego z przepięknego marmuru. Na szczycie wzgórza znajdował się wysoki łuk świecący w słońcu.

    Ze szczytu ujrzał wspaniałą bramę, która wyglądała niczym masa perłowa, a aleja prowadząca do bramy błyszczała jak czyste złoto. On i pies podeszli do bramy, a kiedy się zbliżył, dostrzegł mężczyznę siedzącego przy biurku.

    — Przepraszam, gdzie jesteśmy? — zawołał, kiedy był blisko mężczyzny.

    — To jest Niebo, proszę pana – odpowiedział.

    — Czy mógłbym napić się trochę wody? — zapytał podróżny.

    — Oczywiście. Proszę wejść, zaraz przyniosę wodę z lodem.

    Gdy brama się otworzyła, podróżny wskazał na swojego psa.

    — Czy mój przyjaciel też może wejść? — zapytał.

    — Przykro mi, ale zwierzętom nie wolno tutaj wchodzić.

    Mężczyzna przez chwilę się zastanowił, po czym zawrócił i kontynuował wędrówkę pod drodze, którą szedł z psem.

    Po długim spacerze dotarł do polnej drogi prowadzącej przez bramę skromnej farmy, która wyglądała, jakby nigdy nie była zamknięta. Nie posiadała też żadnego ogrodzenia. Gdy podszedł do bramy, zobaczył w środku mężczyznę opierającego się o drzewo i czytającego książkę.

    — Przepraszam pana! – zawołał. – Czy może ma pan wodę do picia?

    — Tak, tam jest pompa, proszę wejść — odrzekł mężczyzna.

    – A co z moim czworonożnym przyjacielem? — podróżny wskazał na psa.

    — Nie ma problemu, niech wejdzie. Przy pompie powinna stać miska.

    Podróżny i pies przeszli przez bramę i rzeczywiście znajdowała się tam staromodna ręczna pompa z miską obok niej. Podróżny napełnił miskę wodą i sam wypił duży łyk, po czym dał trochę psu.

    Ugasiwszy pragnienie, on i pies wrócili do mężczyzny stojącego przy drzewie.

    – Jak się zwie to miejsce? – zapytał podróżny.

    — To jest Niebo – odpowiedział.

    — Ciekawe, ale coś tu chyba nie gra – powiedział podróżny. — Mężczyzna po drugiej stronie drogi powiedział, że tamto miejsce to też jest Niebo.

    – Och, masz na myśli to miejsce ze złotą ulicą i perłową bramą? To nie Niebo. To Piekło.

    — Naprawdę? A czy pan nie ma nic przeciwko temu, że on kłamie i podszywa się pod pańskie Niebo?

    — Absolutnie nie! Jestem wręcz mu wdzięczny, bo robi świetną robotę: automatycznie eliminuje ludzi, którzy gotowi byli pozostawić swoich najlepszych przyjaciół!

    • anka pisze:

      Jacku:-) Przypowieść przepiękna. Kiedy mój pierwszy pies Rolf był mały uświadomiłam sobie, że za skarby świata, za żadne pieniądze nie oddałabym go nikomu. On mi uświadomił coś niezmiernie ważnego, dlatego wiem, że szłabym ze swoim psem tam, gdzie możemy wejść oboje…
      Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *