Jest się z czego cieszyć

Dopiero teraz na chwilę zasiadłam do Lapcia, ale żeby nie Fusilka – wcale bym pewnie dziś nie dała rady. Ale przecież muszę zagłosować! jeszcze dziś i jutro, jakżeby inaczej :)) To przy okazji zerknę tu i ówdzie.
Wiatr dziś tak okropny, że głowę urywa. Nie huragan, nie dotarł do nas nieszczęsny Grzegorz (ciekawe kto mu nadał imię), ale wieje niemiłosiernie. Jednak nie pada i to jest plus. Wykorzystaliśmy z Mężem, że w przerwie między chmurami pojawiło się słoneczko i pojechaliśmy na cmentarz. Myślałam nawet przez chwilę, żeby psy zostawić w domu z babcią D. Tak zimno, że przecież chyba nie wypuści ich na ulicę, bo sama nie ma po co wychodzić. Zrezygnowałam jednak z pomysłu i zabraliśmy psiaki ze sobą. I całe szczęście. Starałam się jak najszybciej sprawę załatwić i wkrótce wracaliśmy. Podjeżdżając pod dom zobaczyłam drzwi wejściowe otwarte na całą szerokość, nad drzwiami świecącą się lampę (a słońce na zewnątrz) i klucz w zamku. Najpierw panika i gonitwa myśli. Wyszła babcia i zostawiła otwarte, albo zemdlała w przedpokoju, albo zapomniała czegoś, wróciła się do swojego pokoju i już została, bo zapomniała, że chciała wyjść, albo już sama nie wiem co. Wyskoczyłam z auta i biegiem do drzwi… A babcia D. się ubiera do wyjścia… Podejrzewam, że zapomniała, że już po lecie i wyszła tak jak stała. Poczuła chłód i zaczęła się ubierać nie zamykając drzwi i wypuszczając z domu ciepło:( Gdybym psy zostawiła… nie wiadomo co by się stać mogło. Szilka nie uciekłaby nigdzie, czekałaby w pobliżu, mądra suczka już nie chce być więcej bezdomna i domu się trzyma. Ale Skituś? Ten ciapek nie patrzy gdzie idzie i na pewno zostałby przejechany przez pierwszy jadący samochód. Mam nauczkę, żeby nie dać usnąć czujności, bo bywają chwile, w których zdaje mi się, że jest normalnie, ale tylko mi się zdaje. Trzeba mieć uszy wiecznie otwarte i oczy na słupkach kontrolujące sytuację wokół. Ale od dawna ataków agresji nie było, więc jest się z czego cieszyć.

Jeszcze cieszę się, że Wnusi K. tak dobrze u nas, że chce przyjechać na długi weekend. Będę musiała znowu się uczyć historii i geografii – bo do matematyki nikt mnie nie zmusi – oraz oglądać Soy Lunę, wybrane fragmenty Mam talent i różne takie… ale co tam! Ważne, że odpocznie trochę, bo naprawdę wymęczona jest bardzo po tych „dobrych” zmianach w edukacji.

30.10.2017

  • kobietawbarwachjesieni Z babciami to różnie bywa. Sama jestem babcią i uważnie się obserwuję. Staram się z głowy korzystać, żeby się nie rozleniwiła.
  • annazadroza Kobietowbarwachjesieni:-) Tu mamy do czynienia ze zdiagnozowanym przypadkiem chorobowym. Na szczęście leki pomagają w złagodzeniu objawów.
    A co do innych „przytrafek”, moich na przykład, to ich dużo 🙂 Szczególnie gdy jakaś myśl mnie pochłonie całkowicie i odpłynę w krainę wyobraźni:):):)
  • kolewoczy Nie wiadomo, obawiać się zawsze niespodziewanego, czy cieszyć, że nic się nie stało 😉
  • babciabezmohera Stary człowiek z demencją to ogromny problem dla rodziny.Bardzo współczuję.
  • annazadroza kolewoczy:-) W zależności od aktualnego stanu ducha, jak ze szklanką: albo do połowy pełna, albo pusta 🙂 Ja się cieszę, że leki działają i w stopniu możliwym dla danego przypadku – poprawiają jakość życia wszystkich domowników.
  • annazadroza BBM:-) Już raz temat przerabiałam, więc mi łatwiej. Mężowi trudniej, bo to jego mama. Najtrudniej jest pogodzić się z faktem, że bliska osoba robi się nagle zupełnie inna niż była zawsze. Obca, nieprzewidywalna, nieobliczalna, nieraz niemiła a czasem niebezpieczna. I nie można jej pomóc, bo albo się nie da, albo ona sama na to nie pozwala.
Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *