W weekendowym postanowieniu wytrwałam i Lapcio spał sobie grzecznie w sobotę i niedzielę. Ja za to pocięłam w paski bluzkę koszulową, którą kiedyś przepaliłam żelazkiem, dwie bawełniane koszulki zużyte wielce, fartuch kuchenny mający czas świetności za sobą oraz sukienkę na ramiączkach sfatygowaną
porządnie, której już bym nie założyła między ludzi. To tyle w kwestii robótek. Więcej materiałów nie posiadam chwilowo, czekam aż się pojawią. Tych pociętych starczy zaledwie na kilka rządków. Może narzutkę na fotel a nie dywanik zrobię, bo to cienkie szmatki były.
Pogoda się poprawiła o tyle, że z psami dało się pójść trochę dalej. Ponieważ przez tydzień chodziliśmy w stronę torów, bo chodnik jest i nawet w deszczu można się przemieścić, brak opadów wykorzystaliśmy na zmianę kierunku marszruty. Szilunia zadowolona prowadziła, bo lubi tamtą trasą iść i drogę zna. Ja
się zdziwiłam zmianami, jakie w ciągu minionego deszczowego tygodnia nastąpiły. Otóż w związku z przebudową drogi i skrzyżowania zniknął domek. Taki malutki domeczek, ale ładnie obity seledynowego koloru panelami, z białymi uchylnymi oknami, z małą werandą. Został dołek w ziemi wysypany piaskiem.
Właściciel na pewno dostał ekwiwalent pieniężny albo lokal zastępczy, na ulicę go przecież nie wyrzucili, może jest zadowolony z nowego lokum. Niech tak będzie, Ale mnie się smutno zrobiło, bo nie znoszę zmian, choć wiem, że są konieczne i nowe życie ze sobą niosą. Długo bardzo trwa, zanim się do czegoś nowego przyzwyczaję. A dziś tempo życia jest takie zawrotne, że ledwo się zdążę do czegoś przyzwyczaić to znów się zmienia. Może to sygnał, żeby się przyzwyczajać do myśli, że niezmienność coraz bliżej?
Żeby weselej było to powiem, że moje groszki dalej kwitną, zaś chryzantemki w skrzynkach puszczają nowe pączki. Pozbierałam z aksamitek przekwitnięte mokre łebki i część wysuszyłam. Może wyrosną z nich młode w następnym sezonie. Wyjątkowo ładne, mocne i okazały mi się trafiły w tym roku. Żałuję tylko, że
przez deszcze część rozkwitniętych jeszcze kwiatów pokryła się pleśnią i zmieniła się dosłownie w błoto rozłażące się w palcach.
W tej chwili zajrzało mi słonko przez okno! Jakby cud natury!!! Życzę więc pogody, słonka, żeby osuszyło tę chorobliwą wilgoć i żebyśmy mogli się nim nacieszyć.
25.09.2017
Nareszcie jest ta żółto – złota kula na niebie i troszkę nawet grzeje.
Też nie lubię zmian, tak już jest, gdy człowiek do czegoś, lub jakiegoś widoku się przyzwyczai. Możesz teraz zaśpiewać sobie: mały zielony domek (chociaż w oryginale był biały) w nocy mi się śni…..
Też zużyłam wszystkie szmatki do sprzątania dlatego nie mam. Ale znajdę, zrobię „dzieło sztuki”, już się zaprogramowałam:)