Wczoraj rano było bardzo ładnie więc Męża z psami wyciągnęłam na daleki spacer. Bardzo lubię taką perłowoszarą aurę, lekko zamglony krajobraz, barwy jesienne (już!) mocno wybijające się na jego tle. Powietrze rześkie, ale nie zimne, dużo żółtych liści na drzewach (jeden gatunek, nie znam nazwy) jeszcze
kwitnące kwiaty, pięknie – ogólnie jednak jakby nie wrzesień ale październik już nadszedł. Niestety, tylko rano tak było. Jak się potem rozpadało, to skończyło dopiero dzisiaj. I po południu, i wieczorem pieski mogły biegiem tylko na siusiu i do domu, a i tak wycierać trzeba było kilkoma ręcznikami. Próbowałam użyć suszarki, ale tylko Skituś przez chwilę wytrzymał bardzo zdegustowany. Szilka od razu dała dyla i za nic nie dała się przekonać, że to tylko dla jej dobra i nic groźnego. Trzeba było wycierać dalej.
Tak mnie naszły wspomnienia robótkowo-włóczkowe, że odszukałam druty i szydełka w rozmiarach różorakich ciesząc się niezmiernie, że ich się nie pozbyłam. Pomyślałam, że chętnie zrobiłabym szmaciany dywanik do przedpokoju pod drzwi, bo mokro już i zaraz błoto oraz mokry piasek będzie się na butach wnosiło do środka. Mam takie plastikowe „podstawki” na słotną porę do podstawiania, żeby buty obciekały, ale dywanik byłby ładniejszy, kolorowy. Kiedyś kilka zrobiłam, babcia mnie nauczyła, pierwszy służył za legowisko dla mojego pierwszego osobistego psa i był jedną, jedyną rzeczą jaką Rolf w domu zniszczył. Widocznie nie był w jego guście 🙂 Poza tym Rolfuś niczego nie popsuł, nie zniszczył, nie ukradł, był idealnym psem. Raz tylko, na działce to było, rozbijałam kotlety na desce położonej na taborecie czyli na wysokości jego pyska. Po prostu połknął jednego. Na moje zdziwione: co ty zrobiłeś? Odpowiedział jeszcze bardziej zdziwionym spojrzeniem: nie wiem, leżało na mojej wysokości, myślałem, że moje… A wracając do dywanika. Szydełko jest, trzeba tylko znaleźć szmatki do pocięcia. I tu klops. Szmatek nie ma. Przed przeprowadzką porozdawałam zapasy włóczki sądząc, że nie będę więcej zajmować się robótkami. Szmatki zostały zużyte do sprzątania, ciuchy dobre jeszcze poszły w świat, jak zawsze, a reszta w rodzaju starych narzut, ręczników, bawełnianych koszulek pojechała do schroniska gdzie z pewnością wszystko się przydało choćby do sprzątania, czy podkładania zwierzakom w potrzebie. Likwidowaliśmy kiedyś
mieszkanie po śmierci starszej osoby, wszystko co tylko dało się podłożyć psom do legowiska zostały użyte, ponieważ koleżance akurat się oszczeniła przygarnięta suczka. A wzięła się stąd, że gdy rodzina zatrzymała się w lesie „na wybieg”, wskoczyła do samochodu i… została.
Znów wracam do robótki. Jeśli uzbieram odpowiednią ilość gałganków, zrobię dywanik. Co z tego, że w Biedronce jest masa najróżniejszych i nawet ładnych? Mój będzie niepowtarzalnym dziełem sztuki:):):) Na razie wyjęłam koszyczek, w którym zawsze robótki trzymałam podczas pracy, najgrubsze szydełko, pocięłam w paski dwie szmatki, które znalazłam do tego się nadające i tyle. Dywanik się gdzieś w wyobraźni przemieszcza niczym latający dywan 🙂
18.09.2017
Też poproszę fotkę wyrobu! 🙂