Piękna zima trwała krótko (pisałam wczoraj wieczorem, więc stan na czwartek jest zarejestrowany), znów jest chlapa, psiepsioły wacają ze spaceru (który właściwie ogranicza się do wyjścia do psiej toalety) przemoczone i trzeba je wycierać za każdym razem. Skitek ma płaszczyk i długie nogi, jest więc mniej poszkodowany. Szilka natomiast
wraca kompletnie przesiąknięta, jej gęstą sierść trudno wysuszyć, a brzuszek ma mokry jakby wyszła z jeziora. A przez chwilę tak było pięknie!
Kulinarny przegląd tygodnia mogę z czystym sumieniem określić jako zaliczony -urozmaicony. Szczególnie ten wege, musiałam szare komórki wytężać, żeby rezultat był pozytywny, a moje wytwory „zjadliwe” nie tylko dla mnie. Wyobraźcie sobie, że choć dla domowników był kurczak, to próbowali potraw bezmięsnych i smakowały im! Poczułam się dumna jak paw, a i moje kubki smakowe są zadowolone, bo przecież Byk lubi dobre jedzenie 🙂 Prawie rok temu stawiałam pierwsze kroki w diecie całkiem bezmięsnej i teraz już nie mam najmniejszego problemu ze zrobieniem żarełka dla siebie.
O kotletoplackach już mówiłam, tym razem też je robiłam kilka razy w większej ilości, głównie tofu i pieczarki biorąc za podstawę, reszta to była wielka improwizacja z rodzaju: przegląd lodówki i kuchennych zapasów 🙂
Robiłam też krokiety. Za nadzienie posłużył por uduszony na maśle klarowanym z kilkoma wcześniej usmażonymi pieczarkami drobno pokrojonymi.
Smarowidełko do chleba przyrządziłam z białej fasoli, usmażonej cebulki z jabłkami i suszonymi śliwkami. Po szybkim zniknięciu pierwszej porcji zrobiłam drugą, większą. Już się kończy 🙂
Na deser była szarlotka na jednojajkowcu Luci.
Zdjęcia teraz byle jakie bo robione w ciemno, nie mogę dopasować, obciąć niepotrzebnych szczegółów włażących w kadr ponieważ w Samsungu tylko pół ekranu działa, reszta jest czarna jak smoła i czasem trafiam w ciemno na to, co chcę uwiecznić, ale nic więcej nie da się zrobić. Zdechł, a szkoda, taki świetny i praktyczny był z niego komputerek podręczny. Jedynie w plenerze mogę pstrykać dużą przestrzeń, on widzi chociaż ja nie widzę co on widzi i co z tego wyjdzie ;(
Franulek przychodzi rano, często czeka przy drzwiach gdy wracam z pierwszego wyjścia z psiepsiołami, przekąsza coś albo i nie, i udaje się w miejsce wybrane przez siebie na sen, ma kilka do wyboru. Śpi słodko i głęboko, wyraźnie czuje się pewnie i bezpiecznie 🙂
Najbardziej niezbędnym obuwiem są w tym sezonie kalosze, przynajmniej dla mnie, wszystkie inne buty nasiąkają wodą. Wciąż się cieszę, że ich nie pocięłam jak miałam w planie, zobaczyć je można w: https://annapisze.art/?p=2962 Tylko podczas tych kilku pięknych, mroźnych dni założyłam wyjątkowo ciepłe buty kupione w Szczawnicy w sklepie na pl.Dietla. Sklepu już nie ma, ale ja mam go gdzieś na zdjęciu, jak znajdę to pokażę.
Dobrego weekendu i trzymajcie się zdrowo!
A u nas zima w najlepsze. Rano było -13
Aguś:-) Brr, na samą myśl mnie trzęsie 😉 A u nas rano dziś nie wiem ile, ale powietrze w płucach mi zamarzało, takie miałam wrażenie. Wieczorem MS widział -10 st.
Ja to też przedwczoraj zmokłam, albo to wczoraj było…nie wiem już. haha Przyszłam do pracy cała mokra. hihi No może nie cała, ale jednak nieźle zmoczona. 😀 Dziwna ta pogoda, a ja jeszcze poproszę o śnieg. Usilnie o niego proszę. Dania, które zaprezentowałaś, a ja też mięsa nie jem, totalnie mnie zaciekawiły. Tak szczerze, wszystkiego bym spróbowała. hihih Pozdrawiam Cię i kotka i życzę Wam przemiłego weekendu. :*****
Agnieszko:-) Dziękujemy i odpozdrawiamy 🙂 Pomiziam Franka jak przyjdzie, jeszcze dziś nie dotarł, ale jest wcześnie, może śpi u siebie, na włóczenie się po osiedlu za zimno. Potrawy wszystkie do naśladowania, próbowania i tworzenia własnych wersji. Korzystaj 🙂
Plac Dietla w Szczawnicy jest piękny – otaczają go piękne domy.
Jak widzę takiego śpiącego koteczka to pękam z zazdrości, że ja tak smacznie nie mogę spać:-)))
Chyba się wezmę wreszczie do roboty i coś upichcę!!! 🙂
Stokrotko:-) Pewnie, że pl. Dietla jest piękny 🙂 Część domów jest wyremontowana, ale część jeszcze straszy pustką i ruiną, na szczęście nie rzucają się tak bardzo w oczy, są bardziej w głębi. „Pierwsza linia” zabudowań rzuca urok na turystów 😉
Może jakieś ziołowe wspomaganie na sen?
Upichciłaś coś?
Zrobiłam ciasto biszkoptowe!!!
I nawet mi się udało :-))
Brawo Ty!!! Cały weekend „siedziałam w przepisach”, robiłam porządki w starych zapiskach i wycinkach, znalazłam kilka mamy starych przepisów i smak dzieciństwa mi się przypomniał 🙂 Biszkopt moja babcia piekła niesamowity, jedyny na świecie i nikt już takiego nie umie upiec. Wieszała wagę na drzwiach kuchennych, ważyła jajka, cukier, odkładała i znowu ważyła, a potem dziadek trzepaczką ubijał jajka z cukrem i tylko babcia wiedziała kiedy już mają dość… To było święto babcinego biszkopta i rytuał musiał być zachowany… 🙂
Fajne wspomnienie 🙂
U nas w domu jakoś biszkopty nie były w modzie. Za to szarlotka obowiązkowo przy byle okazji.
To był wyjątkowy biszkopt na wyjątkowe okazje, albo musieliśmy długo babcię prosić, żeby uległa 🙂 A jakie piekła ciasta, rogaliki z makiem specjalnie dla wnuków w czasie wakacji, z owocami z ogródka… mniam… wszystko było pyszne 🙂
U mnie nadal zimno i śnieżnie.
Potrawy robisz pierwsza klasa, az głodna sie zrobiłam, choć ostatnio pieczarki wykreśliłam z jadłospisu, moje jelita robią sie kapryśne:-(
Na pocieszenie mam rybę w szpinaku i ryż:-)
Buziaki za szarlotkę!!!
Jotuś:-) Szarlotka na jednojajkowcu jest pyszna. „Na leniwca” robiłam też na gotowym cieście francuskim, też dobra i jaka szybka 😉
Od jakiegoś czasu popijam Verdin i powiem Ci, że mi służy. Może spróbuj?
Szpinak lubimy, muszę kupić, ale najpierw zapisać, jak nie ma na kartce to nie kupię 😉
U nas chlapy jeszcze nie ma, ale i śniegu niewiele. Rano trzeba bardzo uważać, bo ślisko. Ale jakoś tak czubek nosa czuje przedwiośnie. Miłego weekendu, Aniu i- jak zawsze- zdrówka! CiP! :))
Matyldo:-) U nas wszędzie lodowisko, tzn. w lasku, na łące i przejść trudno. Idę jak pokraka, trzymam sie smyczy i MS oraz drzew i płotów jeśli są w zasięgu. Okropność! Najpierw śnieg się rozpuścił i były jeziorka, a teraz cała woda zamarzła. Mróz okrutny z rana, przedwiośnia nie czuję. Zdrówka i duuużo CiP 🙂
Kotletoplackami i smarowidełkiem jestem żywo zainteresowana – uchylisz rąbka?
🙂
To przeczytałam:-) Dlatego kotletoplacki, że gdyby mi się chciało brudzić ręce i formować kotlety, obtoczyć w bułce i smażyć jak babcia kazała – to byłyby kotlety. Ale mi się nie chce 😉 Wolę łyżką na patelnię i już! Dlatego placki czyli w sumie dwa w jednym i nowy twór wyszedł czyli kotletoplacki 🙂
Nauczyłam się już je robić z czegokolwiek, ostatnio właśnie tofu zaczęłam wykorzystywać. Trę na grubych oczkach, do tego co mam – np. trochę sera żółtego, pieczarkę, ziemniaka surowego albo z obiadu jak został i co tam się jeszcze znajdzie w lodówce plus – jajko/a, bułka tarta, może być namoczona bułka/chleb, otręby, resztka kaszy z obiadu, płatki owsiane, przyprawy nawet gotowe np. do indyka, do gyrosa, do złocistego kurczaka i co tylko wymyślisz. Czyli Wielka Improwizacja 😉
Smarowidełko to uduszona cebulka plus utarte jabłko na patelnię do cebulki, zblendowana albo utłuczona na miazgę fasolka (ugotowana w domu albo z puszki), suszone śliwki pokrojone plus sól, pieprz, majeranek. Tym razem zrobiłam na maśle klarowanym z odrobiną oleju z pestek winogron (okulistka powiedziała, że dobry na oczy). Wyszła nad podziw dobra rzecz do chleba, nawet babcia D. je i chwali. Wymyśliła to moja przyjaciółka Królowa Marysieńka, żeby nie było, że sobie przypisuję zasługi 🙂
Smacznego!
Super, dzięki za wyczerpującą odpowiedź 🙂
Coś wypróbuję.
Jak zwykle w niedzielę muszę zaplanować obiady na cały tydzień (i listę zakupów), tofu już mam, bo wzięłam wcześniej z myślą o makaronie, ale wobec tego makaron będzie z pieczarkami, bo dawno nie było 🙂
Nienawidzę zakupów, zwłaszcza teraz, w pandemii, więc staram się je robić raz w tygodniu – muszę więc mieć wszystko dokładnie zaplanowane. Takie to… mało fantazyjne… ale z drugiej strony zapewnia poczucie bezpieczeństwa, a nie myślenie w panice „rany, co na obiad”.
Zakupy też raz w tygodniu staram się robić. Ale dokładnie nie planuję, na kartce piszę co mam kupić, co się kończy – tak mam od dawna. Bez kartki nie potrafię pójść do sklepu 😉 Nauczyłam się kiedy sąsiadka miała swój sklepik, zawsze trzymała na wierzchu kartkę, na którą wpisywała kończący się towar. I też tak robię. Pewne produkty w domu muszę mieć, bo bez nich „to ja nie zyję” – jak mówiła moja wnuczka Wera kiedy była mała 🙂 Przeglądając przepisy (tysiące wycinków i zapisków) – robię porządek z papierami – zostawiam te do wypróbowania. I potrawę robię z tego, co akurat mam w domu. Rezultat bywa różny … 😉 A jak robisz tofu z makaronem?
Tofu robię z makaronem soba. Najpierw trzeba tofu pokroić w kostkę i zamarynować, marynatę głównie według tego przepisu:
https://www.doradcasmaku.pl/przepis-makaron-soba-z-tofu-i-warzywami-368295
Na marynatę biorę te składniki od: sos sojowy jasny do końca 🙂
A potem wywalam całość na patelnię i smażę, a na drugiej na przykład cukinia w plasterkach. Gdy prawie gotowe, gotuję makaron i wszystko mieszam. Fertig 🙂
Dzięki serdeczne 🙂 Ostatnio Królowa Marysieńka podpowiedziała mi to: tofu w kostkę, do woreczka mąkę ziemniaczaną, do tego tofu, wymieszać, żeby mąka pokryła kostki, usmażyć, wyłożyć na talerzyk i posolić. Zrobiłam tak i zeżarłam całe! A chciałam tylko wypróbować co wyjdzie 😉
No, to jest dobre, tylko woreczek mi się nie podoba (ze względów eko). Wyjdzie pewnie na to samo, gdy się użyje jakiegoś małego pojemnika śniadaniowego albo nawet słoika 🙂
Masz rację, wyjdzie na to samo. Przyjaciółka mi uprzejmie doniosła, że w ramach prób dorzuciła różne przyprawy i tez było super 🙂
Fotki urocze, piękny macie lasek .Kulinarnie na bogato , bardzo apetycznie.Kocia urocza, nasza Mela u syna śpi na szafie w salonie u teściów, ostatnio przyszli „szkodniki”porządnie podrapani, Olek stwierdził że to Mela podrapala i to była prawda , bardzo jej dokuczali to się broniła.Pozdrawiam.
Uleńko:-) Pewnie, że się Mela broniła, co miała robić jak ją takich dwóch „wielkoludów” dopadło 😉 Siedem światów masz z tymi maluchami i to jest szczęście przeogromne jednocześnie 🙂 Calineczka sobie jajko na twardo zażyczyła i jedzenie w niemowlęcycm foteliku, bo u nas jeszcze jest, a u nich już nie ma.
Franuś właśnie przyszedł i powędrował na fotel. Zobacz, jak sobie nas wybrał i uważa, że ma dwa domy 🙂
Uściski!
Ja też kombinuję dla siebie zdrowsze wersje potraw, staram się bez mięsa choć nie zawsze wychodzi. Jesteś mi Aniu inspiracją 🙂 Może nawet jakieś ciasto w wekend upiekę. Kota możemy obserwać u drugiej babci i to faktycznie rozkoszne stworzenia. Póki pazurka nie wyciągną 😉 Miłego weekendu dla Was, buźka!
Myszko:-) Jejku, jeszcze nie byłam niczyją inspiracją, dzięki!!!
Nie bądź taka skromna, pieczesz różne smakowitości i wychodzą Ci wspaniale 🙂 Ocenić to mogą twoi chłopcy i są zachwyceni. Ciekawa jestem co tym razem stworzysz.
Kotki bez potrzeby pazurków nie wyciągają, bo to ogólnie leniwe stworzonka są, chyba, że już muszą się bronić przed nadmiernym okazywaniem uczuć i zainteresowania przez dzieciaki, albo i dorosłych (u nas czasem babcia D.)
Dobrej niedzieli!
Ale miło 🙂 Też wolę wege i też często robimy obiadki w dwóch wariantach – dla mięsożerców i roślinożerczyni. U nas dużo słońca i mróz. Spokojnego weekendu 🙂
Luizo:-) Miło Cię widzieć 🙂
Moi mięsożercy są przyzwyczajani pomału do innych smaków i np. MS zaakceptował kotletoplacki z wędzonym tofu pod warunkiem, że porządnie przyprawione.
U nas mróz dziś z rana duży, słońca brak 🙁 Spokojnej niedzieli 🙂
Zimno, śnieg brak. Miłego weekendu.
Krysiu:-) Oj zimno, zimno, miałam wrażenie, że mi powietrze w płucach zamarza kiedy wyszłam po szóstej z psiepsiołami, brr, nie lubię!
Dobrej niedzieli 🙂
Podobno zima nadchodzi, a przynajmniej oziębienie,już je czuć. Dzisiaj zrobiliśmy wyjątkowo długi spacer, jak na naszego starszaka, bo 4 km w Puszczy Dulowskiej. Zakładam mu skarpetki na tylne łapy, dzięki czemu nie rani sobie paluchów, które niestety powłuczy za sobą. Większość część dnia spędza na leżąco w przeciwieństwie do młodego. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Tereniu:-) Zima to już mogłaby sobie iść w przeciwnym kierunku. Albo w góry, żeby choć trochę mogli życia użyć miłośnicy sportów zimowych, skoro wolno, póki co…
4 km to dużo dla niego, dzielny piesiulek 🙂 Dobry sposób ze skarpetkami znalazłaś, biedactwo może mieć więcej wrażeń dzięki temu, bo ile można leżeć nawet jak się jest staruszkiem. Wiesz, że moje już też się do seniorów zaliczają? Wcale mi się to nie podoba! Najśmieszniejsze jest to, że i my już seniorzy, a to już jest całkowite przegięcie 😉
Buziaki!
Pyszności u Ciebie Anusko! Tez krokiety chodzą mi po głowie, ale czasu ostatnio mam mało. Zrobię farsz taki, jak zaproponowałaś. bo lubię też. Zima znów wraca i to ze zdwojoną siłą bo mrozy razem z nią okrutne 🙂
Zatem ciepła w serduchu jak najwięcej życze i myziam Twoje zwierzaki 🙂
Ciebie ściskam zdalnie i buziam :****
Polinko:-) No i właśnie zima wróciła, sypie jak nie wiem co, a wieje jeszcze gorzej! Nie lubię! Ciężko było mi iść pod wiatr z psami, szybciutko wracałam trzymając się smyczy jedną ręką, a drugą usiłując kaptur utrzymać na głowie.
W domku cieplutko, kawę wypiłam, zwierzaki nakarmiłam, stosik przepisów zbędnych wyrzuciłam, kilka zostawiłam. Jak wypróbuję to powiem co wyszło 🙂 Na razie chlebki wychodzą rewelacyjnie i mogę polecać z czystym sumieniem.
Tobie też ciepła życzę, oj potrzebne ono teraz, brrr… Buziaki 🙂
A u nas pada od rana i końca nie widać! Nie wiem jak to będzie jutro, gdzie odśnieżony puch odrzucać, bo już wokół bramy dwie wielkie jego hałdy mam, i między schodami a podjazdem! Tylko ścieżynki porobione, aby się pomiędzy punktami poruszać!
Pozdrawianki wesołe! A co! Piękna zima mimo wszystkich ograniczeń!
Fusilko:-) Rano było okropnie, potem wiatr zelżał i zrobiło się ładniej, czysto i biało. Śniegu nasypało mnóstwo, brnęłam po południu powyżej kostek z psiepsiołami, a one szczęśliwe były, biegały z uśmiechniętymi mordkami i bawiły się jak dzieci 🙂 MS kilka razy odśnieżał przed drzwiami i zaraz z powrotem było tyle samo.
Buziaki! Nie daj się zasypać! Macham 🙂