„BO BEZ KAWY I DOBREJ KSIĄŻKI TO JEST DZIEŃ STRACONY ooh, lala!”

Kiedyś wspominałam, że miłością – najdłuższą – mojego życia jest Winnetou 🙂 Najdłuższą dlatego, że zakochałam się w pięknym wodzu Apaczów mając 4 latka i do tej pory mi nie przeszło 🙂  Stąd pewnie uwielbiam u płci przeciwnej długie włosy. Po prostu uwielbiam! Tylko na to zwracam uwagę rzucając okiem pierwszy raz na pojawiający się obiekt 😉  Przy drugim mogę zauważać inne szczegóły, ale najważniejsze jest pierwsze spojrzenie i długie włosy wychwytuje ono natychmiast (to spojrzenie, czyli pierwsze rzucenie okiem na
odległość 😉 ). Pola coś o tym wie, ona tak samo lubi długowłosych panów i pokazała kiedyś cały „zbiór” takich… ach… pięknych modeli… 🙂  „Inna inszość”, że w czasach mojej młodości nauczyciele tępili długie włosy i kazali chłopakom się strzyc, a nam, dziewczynom
(ówczesnym) takie łysole się nie podobały w ogóle. Łysy to był przestępca wychodzący z więzienia albo rekrut wracający z wojska (przymusowego wtedy) i kojarzył się paskudnie. Zresztą co tu dużo mówić, po prostu każdy łysol był brzydki i tyle. Moda się zmieniła,
młodym dziewczynom podobają się inne „wyglądy” i tak musi być, bo życie polega na nieustannych przemianach. Na mnie jednak działają długie włosy i już. Hi hi, teraz to sobie mogą działać, ale chociaż sobie babcia popatrzy na coś ładnego 😉 😉 😉
Ale, ale, dlaczego ja znów o Winnetou. Otóż moja miłość była tak wielka, że kiedy (jeszcze w Opolu) wypożyczyłam ze szkolnej biblioteki książkę Karola Maya to postanowiłam ją przepisać, żeby mieć na własność. Tak, właśnie przepisać! I nawet zaczęłam! Trafiłam na te
zapiski i tak mi się wszystko przypomniało – jak chciałam być prawa i szlachetna niczym Winnetou, nie dzielić ludzi wg koloru skóry, ani religii, ani narodowości, ani niczego innego lecz wg ich prawdziwej wartości, a więc tego co sobą prezentują. Czyli albo ktoś jest dobrym, przyzwoitym człowiekiem albo nie i kwita. Szczerze mówiąc – tego się trzymam do dziś. I albo mi z kimś po drodze , albo nie…

…ależ pismo miałam wtedy, trudno mi odczytać gryzmoły…

Ania Shirley nazywała to „coś” pokrewieństwem dusz. I tak się składa, że Ania Shirley i Winnetou to moje najukochańsze postacie z najwcześniejszego dzieciństwa, właściwie przyjaciele, których traktowałam jak realne osoby, dzięki którym moja wyobraźnia rozbujała się do tego stopnia, że mama pouczała mnie: zejdź z obłoków na ziemię, myśl realnie. Myślę, że gdyby mnie na tę ziemię tak bardzo nie ściągała, życie mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Ale cóż, taka karma i tak musiało się zdarzyć, abym doszła do miejsca, w którym jestem. I nie żałuję. Jedynie, czego żałuję z całego serca, to tylko tego, że nie zrobiłam prawa jazdy. I w następnym wcieleniu zrobię jak tylko to będzie możliwe 😉 Wiem, powtarzam się, ale bardzo mi tego prawka brakuje na każdym kroku.

W dalszym ciągu usiłuję kontynuować polityczny detoks. Oczywiście wiem co w trawie piszczy, nagłówki czytuję ale się tym nie podniecam, nie zagłębiam się w szczegóły i czekam co czas przyniesie. Przyjdzie pora i na konkretne podejmowanie decyzji… A póki co – wyciągnęłam książki odziedziczone po tacie i zgłębiam sprawy inne niż polityka. Bardzo mi to odpowiada, taki powrót do tematów, które kiedyś zajmowały mnie bardzo, lecz potem ustąpiły miejsca realowi. Ze szkodą dla mnie, tak uważam. Teraz więc wykorzystuję wolne chwile (wolne od tv) i wracam do inspirujących lektur.

Książka Sherwooda była pierwszą z serii, na którą swego czasu trafiłam i zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Z przyjemnością teraz przeczytam od nowa i przypomnę sobie  mądrość w niej zawartą. Nie ma przypadków, więc widocznie przyszedł odpowiedni czas na przypomnienie 🙂

…te cztery czekają w kolejności na przypomnienie, pomagając oderwać myśli od przyziemnych problemów…

Na koniec hasło, które mogłabym nazwać hasłem mojego życia 🙂 Otóż w Szczawnicy została utworzona Książkawiarnia, świetne miejsce, gdzie można wypić kawę,  grzane piwo lub wino w sezonie jesienno-zimowym, zjeść ciastko np. pyszną szarlotkę (sprawdzone!) i poczytać książkę. Książki są do wyboru do koloru na półkach w lokalu. Lala to nazwa starego bardzo pensjonatu, odnowionego, eleganckiego, a nowa  Lala z Książkawiarnią jest nowym budynkiem powstałym na miejscu starej rozpadającej się Małui.

…hasło popieram całym sercem 🙂 …

Coś zbliżonego do Książkawiarni wymyśliłam i ożywiłam w „Pasmach życia” jako Bibliotekarnię Pod Złotą Filiżanką :), której właścicielem i twórcą jest Winicjusz Bartecki… Ten, kto już czytał wie, że część akcji (ważna) toczy się w mojej pięknej Szczawnicy…

Trzymajcie się zdrowo!

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie, Szczawnica. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

45 odpowiedzi na „BO BEZ KAWY I DOBREJ KSIĄŻKI TO JEST DZIEŃ STRACONY ooh, lala!”

  1. BBM pisze:

    Dziś z tzw. Wędrującej książki podebrałam ” Dziewczę z sadu” L.M. Montgomery, jako że to autorka mojej wczesnej młodości. Rzuciłam okiem i wygląda mi to na straszliwy chłam , ale sprawdzę- jeszcze nie czytałam. Takie powroty w przeszłość mogą być lekko mylące…;) Ucalowanka!

    • anka pisze:

      Matyldo:-) Ale „Dziewczę z sadu” też kocham, bo miłość jest trwała 🙂 Poza tym podobną w treści rzecz chyba Zarzycka napisała, kiedyś czytałam, ale nie mam swojej, więc nie przypomnę sobie. Pasjami lubiłam czytać przedwojenne powieści dla panienek, które były u babci w szafie oraz te, jakie udało mi się kiedykolwiek dopaść. Bez względu na wiek (mój) 😉 Buziaki!

  2. Mysza w sieci pisze:

    Faktycznie pismo miałaś trudne do rozszyfrowania, ale grunt, że dla Ciebie było czytelne 🙂 Mnie ostatnio naszło, żeby Winetou jeszcze raz przeczytać, to było tak dawno, że już treści nie pamiętam.. A co do kawiarni z książkami, to i u nas w mieście jest takowa. Bardzo to dobre połączenie, smakołyki dla ciała i dla duszy 🙂 Miłego czytania!

    • anka pisze:

      Myszko:-) Co do pisma – to pamiętam, że się zawsze starałam mieć ładne zeszyty, nawet zdarzyło mi się przepisywać, żeby ładnie wyglądały (!!!wariatka!!!), widać jak się pismo zmienia z wiekiem, a na starość znowu robi się koślawe i nieczytelne.
      Za czytanie Karola Maya już się nie wezmę, ale samego Winnetou nie przestanę darzyć uczuciem 🙂 Nigdy! Przestałam też oglądać westerny, które uwielbiałam dawniej i w ogóle książki o Dzikim Zachodzie. Nie mogę teraz ze względu na stosunek do zwierząt, psychika mi się tak zmieniła, że po prostu nie i już.
      Buziaki!

      • Ewa pisze:

        Ania, mam tak samo i z tych samych powodów przestałam oglądać niegdyś ulubiony gatunek. I zeszyty też przepisywałam notorycznie, oprócz tych z matmy. Ile drzew przeze mnie zostało zniszczonych! Teraz mi głupio, ale wtedy to było najważniejsze na świecie. Dalej ze mnie debil, ale wtedy to przesadziłam.

        • anka pisze:

          Ewuś:-) Dziś dzieci/młodzież tak bazgrolą, że nie da się odczytać. I chłopcy i dziewczynki, przedtem dziewczynki CHCIAŁY ładnie pisać i mieć ładne zeszyty, teraz mają to gdzieś. Za to śmigają palcami po klawiaturze. A to pisma nie wyrabia, raczej odwrotnie, wiem po sobie. Znów bazgrolę, choć pisałam ładnie i wyraźnie z konieczności przez całe dorosłe życie, teraz sobie tłumaczę, że na starość wszyscy tak mają…

  3. Pola pisze:

    Anko, jak ja Cie uwielbiam! 🙂 Nie za to, że mnie wyciągnęłaś „do tablicy”, bo i tak bym tu „przyszła”, ale za to wszystko, co nas łączy 🙂 No, oczywiście długie włosy u facetów to numer jeden. Ale też zatapianie sie w marzeniach, odfruwanie duchowe i te książki…. I kwiaty, i natura…Achhh, to jest moje także. I to zamiłowanie do duchowego rozwoju… no, dośc, dość, bo za dużo tego 🙂 Tylko, ze ja mam prawko od 18-tki. No, ale…może byś jeszcze zrobiła? Mama mojej koleżanki zrobiła będąc chyba emerytka, już i piratuje jak nic…
    P.S. Tym przepisywaniem ksiązki mnie rozbroiłas całkowicie 🙂 🙂 Ściskam Cię gorąco i buziam!

  4. Pola pisze:

    🙂 przecinek w zdaniu trzecim od końca miał być po słowie: „już”. Sorry…

  5. Pola pisze:

    P.S. tej ksiązkokawierni to Ci zazdraszczam. Pomysł tak mi sie spodobał, że może założę taką na Śląsku? Zresztą byłam juz w takiej kiedyś w Toruniu. Wspaniała sprawa 🙂

    • anka pisze:

      Polinko:-) To Ty mnie całkowicie rozbroiłaś swoim komentarzem 🙂 Prawka już nie zrobię, bom stara, ślepa i gubiąca się za pierwszym zakrętem 😉 Nic już na to nie poradzę, choć wymyślam tej Ance ile wlezie za brak odwagi wtedy, kiedy jeszcze był czas. Cóż, jak głupia była to niech się męczy… 😉
      Pomysł z książkawiarnią jest świetny, ale mój z „Filiżanką” był pierwszy, co z tego, że tylko w powieści 😉 Możesz zakładać, to naprawdę fajna sprawa. A ponieważ jesteś energiczną dziewczyną przed którą nie ma barier, to może Ci się uda połączyć kilka spraw jednocześnie, np. zajęcia różnego typu, coś w rodzaju ośrodka rozwoju… Powodzenia!

  6. Lucia pisze:

    Och Aniu ale jesteś wierna. Ja zakochałam się jako podlotek w bohaterze ” Uskrzydlonej przygody” Witoldzie Skrzydlewskim. I postanowiłam że jeżeli będę mieć syna to nazwę go Witold. I tak zrobiłam. Ale największą moją miłością jest Rhett Butler. I nikt mu przez lata nie zagroził. No może troszeczkę Bohun.calusy

    • anka pisze:

      Luciu:-) „Przeminęło z wiatrem” nie pokochałam aż do tego stopnia, nie miałam chęci wracać, czytałam może tylko ze 2-3 razy. Kmicica kochałam, Bohuna nie. Poza tym z Tomkiem Wilmowskim podróżowałam po świecie chyba tysiąc razy 😉 Pamiętam, że kiedy trzeba było napisać wypracowanie o dalszych losach Radka i Borowicza – wysłałam ich do krainy Inków i czytałam w klasie na głos 😉
      Oj, o książkach można bez przerwy. Buziaki!

      • Pola pisze:

        A Ty wiesz Aniu Kochana, że poznałam osobiście Córkę autora „Tomków”, byłam gościem w jego gabinecie ( jeszcze w ich mieszkaniu, potem przekazano Bibliotece Śląskiej), nadałam ( tak, bo byłam dyrektorem wówczas) mojej szkole imię Alfreda Szklarskiego, zdążyłam poznać jeszcze żonę pisarza Panią Krystynę- wówczas jeszcze żyła, gdy odsłaniała portret na jublileusz szkoły. Z Córką jestem cały czas w kontakcie, co pewien czas rozmawiamy telefonicznie bądź spotykamy sie przy kawusi. Fantastyczna Babeczka 🙂

        • anka pisze:

          Polu, a wiesz, że ja pisałam pracę magisterską o „Tomkach”? Popatrz jaki ten świat mały! To w ogóle jest niesamowita historia!!! Byłam raz jeden na spotkaniu z panem Alfredem i mam autograf, to było jeszcze w Opolu, więc wieki temu.
          A Pani dyrektor szkoły to brzmi strasznie poważnie, Polinko 😉

          • anka pisze:

            I jeszcze – za to, że nadałaś imię pana Alfreda swojej szkole – to w ogóle nie tylko na pomnik ale nawet w kosmos bym Cię wyniosła 🙂

      • Ewa pisze:

        Tomka też kochałaś? Ja zawsze wolałam starszych facetów, więc stawiałam na Bosmana (jak on się nazywał?). Ale cała ekipa mi podpadła, kiedy zdałam sobie sprawę co robią zwierzętom – porywają je, wsadzają do małych klatek i wysyłają do jakiegoś zoo żeby tam cierpiały. Durny Wilmowski.

        • anka pisze:

          Ewuś:-) Tomka nie. Pasjami uwielbiałam bosmana (Tadek Nowicki), ale najbardziej podobał mi się Smuga 🙂 Teraz już odpada wszystko, gdzie zwierzętom robi się krzywdę. Inny poziom jakiś, czy co. Dawniej ludzie musieli polować, żeby się bronić i mieć co jeść, teraz nie muszą. Ale zoo za najgorsze zło nie uważam, jednak szansa na przeżycie i opieka jest (powinna być) np. dla biedaków zabranych, wymęczonych w cyrkach. Albo jak te biedne tygrysy co jechały na śmierć…

          • Ewa pisze:

            No to tak jak ja! (Tadek Nowicki, dzięki). Który to był Smuga? Co do zoo, to jasne, ma swoje funkcje, ale nie kiedy chodzi o zwierzaki wydarte ze swojego naturalnego swiata, dzikie i swobodne 🙁

          • anka pisze:

            Ewa, Smuga to ten czwarty 😉 Tomek, stary Wilmowski, bosman i Smuga. No i Dingo! Czterech i pies 🙂 Potem jeszcze Sally i Zbyszek Karski, zresztą, co ja tu będę mówić, sama sobie przypomnisz. Pamiętaj, że akcja toczy się b.dawno i wtedy nikt nie myślał o zwierzakach jak my dziś.

  7. Lucia pisze:

    A Ksiazkakawiarnia to cudowny pomysł. Do nasladowania. **

    • anka pisze:

      Lucia, a coś takiego u Ciebie? Obok kawy dobra książka? O właśnie, jak jest u Ciebie z czytaniem książek, popularne czy raczej pismo obrazkowe, w sensie tv?
      O matko, oczywiście nie chodzi mi o Ciebie osobiście tylko o tamtejsze środowisko. Przecież wiem, żeś pożeracz książek 🙂

  8. jotka pisze:

    Pod hasłem tytułowym podpisuje się drukowanymi literami z wykrzyknikiem, a takie miejsca powinny być w każdej miejscowości.
    Kiedyś w Poznaniu trafiłam na księgarnię, gdzie zakupiłam sobie kawkę i obejrzałam kilka albumów przyrodniczych, bajka!
    Zauważ, że nawet w blogosferze poznajemy różnych ludzi, ale nie wszyscy zostają na dłużej…lub my do nich przestajemy zaglądać.

    • anka pisze:

      Jotuś:-) Masz rację, że poznajemy tu różnych ludzi i z niektórymi zostajemy na dłużej, nawet czasem uda się niektórych poznać osobiście, inni znikają… gdzieś… idą swoją drogą, która prowadzi zupełnie w inną stronę niż nasza.
      Super są takie miejsca jak to w Szczawnicy tym bardziej, że z psami można tam wchodzić i jeszcze pani pyta, czy pieskom wody nie trzeba 🙂

      • jotka pisze:

        Nas zauroczyła knajpka w Cieszynie U przyjaciół, gdzie i poczytasz i kupisz książkę lub zakładkę:-)

        • anka pisze:

          Bardzo cieszą takie zrealizowane pomysły 🙂 Gdybym była młodsza to może sama bym się za coś takiego złapała, ale teraz pozostaje tylko korzystanie z istniejących lokali i wymyślanie na potrzeby powieści. Co jest niezwykle przyjemne 🙂 Buziaki!

  9. Urszula97 pisze:

    Dla ilu osób Winnetuo był wzorcem , mój brat starszy przeczytał wszystkie książki Maya, chłopcy i dziewczyny go uwielbiały.Nasza kochana „Ania z Zielonego Wzgórza „, mam nadal kilka książek na widocznym miejscu, czsami sięgam,podobały i podobają mi się tamte czasy, Ani piękne aczkolwiek niełatwe dzieciństwo, młodość zakochanie.Wspomnienia a jakie piękne.Pozdrawiam Anke z rodu Józefa.

    • anka pisze:

      Uleńko:-) Masz rację, że my z tych co znają Józefa 🙂 Strasznie to fajne, że w wirtualnym świecie można odnaleźć prawdziwe osoby, z krwi i kości, i jeszcze z ducha 😉 takie „od serca”. Świat się wydaje lepszy, bo tych „pokrewnych dusz” trochę wokół jest 🙂 Uściski serdeczne !!!

  10. dora pisze:

    Też nie mam prawa jazdy i nie wyobrazam sobie siebie za kierownicą, ja nawet rowerem nie jeżdżę. Calkowita oferma ze mnie, a nie mam zamiaru się uczyć, żeby się połamać czy posiniaczyć, trudno, musi być jak jest.
    Kiedyś bardzo dużo czytałam, teraz niemal wcale, bo zawsze coś przeszkadza, a do czytania muszę sie wyciszyć i skupić.Jak cos mnie nie wciąga, to odkładam. Nie mam ulubionych autorów czy bohaterów.

    • anka pisze:

      Dora:-) Już teraz też sobie nie wyobrażam, ale żałuję, że nie zrobiłam w odpowiednim czasie. Rowerkiem (starym Pelikanem na małych kółkach) zrobiłam nie wiem ile kilometrów, pewnie tysiące, bo wszędzie nim jeździłam, na działkę,
      woziłam zakupy i wnosiłam je z rowerkiem razem na IV piętro! Czego ja nim nie przewiozłam, nawet fotele wiklinowe i stolik, z siostrą deski na półki 😉 To były czasy! Teraz nie wsiadam odkąd biodro mi odmówiło współpracy na moich warunkach, ale marzę, że jeszcze wsiądę i pojadę przed siebie czując wiatr we włosach 🙂
      Nowych bohaterów nie mam ulubionych, chyba tylko w dzieciństwie i wczesnej młodości tworzą się takie „związki” między postaciami a czytającym. Potem już nie. Kiedyś nie wyobrażałam sobie, że można odłożyć książkę nie skończywszy czytania, teraz mi się zdarza, że nie jestem w stanie strawić czegoś, więc się nie zmuszam.
      Uściski serdeczne!

  11. Stokrotka pisze:

    Czasami i noc bez dobrej ksiązki i kawy jest stracona….. to znaczy jak się człowiek w środku nocy obudzi i już usnąć do rana nie może :-)))
    …. i tłucze się po chałupie w poszukiwaniu jakieś książki którą czytał 40 lat temu…:-))

  12. fuscila pisze:

    Zaczytywałam się Aniami, Tomkami i Mayem. Do dzisiaj wolę książkę niż tv. I mam tak, jak Stokrotka. W bezsenne noce, nie ma nic lepszego jak książka, no i duży kubas herbaty z miodem. Aktualnie wpadłam po uszy w Foleta!
    Pozdrawianki!

    • anka pisze:

      Fusilko:-) Zamiast herbaty wolę mleko z miodem w takiej sytuacji 🙂 Ale masz rację, że na bezsenne noce, strachy, koszmary nocne – najlepsza jest książka. Na Kena Folletta ludzie się kiedyś zapisywali w kolejce, był taki czas…
      Buziaki!

  13. bognna pisze:

    U mnie w miescie istnieje taka kawiarnia od lat. Na dodatek mozna tam takze ksiazki kupic. Ale ja kocham moja sofe i taki ogromny koc w ktorm sie zawijamy (z Hectorem rzecz jasna) i czytamy sobie.
    Dlugie wlosy u mezczyzn takze bardzo lubie. Lysina srednio do mnie przemawia. Konieczna jest takze zadbana, dobrze ostrzyzona broda.

  14. mokuren pisze:

    Pod hasłem podpisuję się obiema rękami! Uświadomiłam sobie też, że już dawno nic nie czytałam – muszę koniecznie się poprawić 😉
    A propos książkawiarni. Taka ciekawostka. Dowiedziałam się niedawno, że mamy w Tokio księgarnię, do której wstęp jest płatny (ok. 60 zł, na tutejsze warunki cena niewygórowana), ale można przebywać jak długo się chce, dokładka (dolewka?) kawy i zielonej herbaty za darmo, dostępne są różne rodzaje siedzisk, a najważniejsze, że oferują 30 tysięcy tytułów, w tym książki wyjątkowe, na ogół niedostępne w zwykłych księgarniach i każdy tytuł tylko w jednym egzemplarzu. Dostęp do półek oczywiście wolny.

    • anka pisze:

      Mokuren:-) To świetny lokal musi być. Ciekawa jestem czy cieszy się dużym powodzeniem. Bardzo mi się takie pomysły podobają. Fajne jest też, że niezależnie od siebie ludzie wpadają na to samo w różnych częściach świata. Widać, że potrzeby są podobne i wcale tak bardzo się nie różnimy 🙂 Darmowa dolewka też mi się podoba 🙂

  15. L.C pisze:

    Witaj Kochana Aniu( z Zielonego Wzgórza),jestem po rannej kawie i pocztyaniu Twojego bloga, czyli mam zaliczony dobry dnia początek. Pozdrawiam i pisz dalej. Ostatnio byłam w książko-kawiarnio-restauracji w Paryżu, ale nic nie poczytałam, no bo nie znam francuskiego,ale mam gdzieś zdjęcie tego miejsca.

    • anka pisze:

      Legendarna:-) Poszukaj zdjęcia 🙂 Pokażemy je tutaj, żeby dziewczyny obejrzały francuskich „czytaczy- kawoszy” 😉
      Ja dopiero teraz siadłam na chwilę do Lapcia, padało od wczoraj, psy zmokły ale teraz przejaśniało, jak to na Zielonym Wzgórzu bywa 😉 Wykorzystałam czas na pranie (ręczne) i gotowanie. Teraz obiad i wyjście z psiepsiołami zanim się znowu rozpada. Buziaki!

  16. Krystyna 7 8 pisze:

    Aniu, Ja nie czytałam Winnetou i sama się dziwię dlaczego. Chyba muszę to nadrobić..

    • anka pisze:

      Krysiu:-) Chyba już nic z tego ;( Jeśli się w odpowiednim czasie nie przeczyta to już potem nie ma uroku. Np. nie trawię Muminków, bo za późno wzięłam do ręki i wiele innych też nie lubię, ale się nie przyznam, bo wstyd… 😉

  17. Ewa pisze:

    Ania, Ania, jak zwykle poruszasz najfajniejsze struny w duszy. Ale niestety – zawsze wolałam Old Shatterhanda, zresztą u Winnetou szans nie miałam. Moimi bohaterami zostały dzieci z Bullerbyn, a kilka lat później niejaki Atticus Finch, którego wielbię do dziś, zwłaszcza że w ekranizacji „Zabić drozda” zagrał go najprzystojniejszy facet na świecie – Gregory Peck. A książkę też przepisywałam z tych samych powodów – żeby ją mieć. Był to „Paragraf 22”, zawsze mój nr 1. Co do facetów się nie wypowiadam z różnych powodów, ale ważne żeby był bogaty, hihihi.
    Całuski Aniu i usciski.

    • anka pisze:

      Ewcia:-) Nie, no, ja Winnetou od 4-go roku życia. Nic i nikt mu nie zagrozi 😉 W Bullerbyn też mi się podobało, szczególnie długie tunele w sianie czy słomie, właściwie tylko to zapamiętałam. Gregory Peck faktycznie był „do oglądania i wzdychania”. Ja jeszcze miałam okres Delona, ach, nie mogłam się na niego napatrzeć, a spodobał mi się w kostiumowym „Czarnym Tulipanie” (miał włosy związane w ogonek). Jean Marais jeszcze z tych czasów, Richard Chamberlain, Roger Moore, Rock Hudson …
      Nie ma to jak młodość, ale jak duch młody to i z reszta sobie poradzi 😉 Buziaki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *