Czerwcówka 2020

Nagle zrobił się upał. W piątek 32 st., w sobotę raniutko już 20 było. Wiem stąd, że na ogrodzeniu firmy przy ulicy wyświetla się aktualna temperatura. Nie muszę sprawdzać gdzie indziej jeśli akurat tamtędy przechodzę. Ostatnio zdarza się często, ponieważ łąka bardzo zarosła i z psiepsiołami nie wejdę już na nią. Po deszczach trawa urosła tak, że miejscami jest wyższa ode mnie.  Dobrze, że łąkowych roślinek zdążyłam trochę uwiecznić. Przez ten czas gdy nie można było wychodzić z domu, nie chodziliśmy z psiakami nigdzie więcej poza laskiem i łąką. Ominęło mnie więc oglądanie wiosny na działkach ciągnących się wzdłuż torów, gdzie przynajmniej raz dziennie w normalnych warunkach byłam. Szilunię można tam odpiąć ze smyczy, Skitka nie, ale jemu to zupełnie nie przeszkadza. Poza łąką jest kilka miejsc,  gdzie może się wybiegać, oczywiście jeżeli mu się chce. Najczęściej mu się nie chce. W piątek nie miał chęci w ogóle po południu wyjść ze mną, został więc w domu z Mężem, a ja zabrałam Szilkę mając nadzieję na dłuższy spacer. Ależ gdzie tam! Moja sunia zaprotestowała po zrobieniu tego po co wyszła, stanęła na chodniku, zaparła się i co mi zrobisz? Mogłabym ciągnąć tylko po co? Najwyraźniej było jej za gorąco, choć starałam się iść w cieniu. Udało mi się ją przekonać do pokonania jeszcze kawałka drogi, ale usiadła, a po chwili się położyła. Pomyślałam, że upał zmęczył ją tak bardzo, że nie ma siły. Zaraz po tym jak zamieszkała u nas zemdlała pod sklepem. Jeszcze chudziutka była, więc na ręce bez trudu można ją było wziąć. Pojechaliśmy do psiej pani doktor, porobiliśmy zalecone badania, w tym echo serca. Było wszystko ok. Być może upał, być może przebyte stresy spowodowały tak silną reakcję. Mając w pamięci tamto wydarzenie nie chciałam jej więcej męczyć. Spytałam czy wracamy. Na to hasło moja sunia natychmiast podniosła się na łapki i żwawo ruszyła w stronę domu z uśmiechniętym pyszczkiem 🙂


Rano w sobotę wyszłam z moją dwójką. Daleko psiepsioły nie chciały iść, choć przyjemnie i chłodno było, wszak 20 st. to nic przy 32. Jeszcze do tego przyjemny wiaterek wiał. W pewnym momencie zastrajkowały zbiorowo 😉 Cóż, wróciliśmy.

Stwierdziłam, ze będę miała więcej czasu dla siebie. W piątek”rozgrzebałam” szafę szukając na gwałt krótkich spodni. W ogóle jeszcze letnich ubrań dotąd nie wyciągnęłam więc nie miałam się w co ubrać przy tak wysokiej temperaturze. Jak ruszyłam – to zrobiłam potworny bałagan i podjęłam decyzję pozbycia się pewnej ilości ciuchów. Po co mi to, skoro już nie chodzę do pracy i styl ubierania zmienił mi się diametralnie. Poza tym część się jakoś dziwnie skurczyła… Dobrze się mówi, gorzej z wykonaniem. Co szmatka to wspomnienie, skojarzenie i nadzieja, że może jeszcze kiedyś założę? Ty głupia babo – mówię do siebie – gdzie i po co? Nie używasz, nie nosiłaś przez ostatnie dwa lata co najmniej i już nie założysz! Ale może jednak się przyda… – mówi mi ta druga, co we mnie siedzi i się ze mną kłóci. ..Matko jedyna, co szmatka to decyzja! Może przerobię, dorobię szydełkiem wstawki… Nie dorobisz! Nigdy już nie będziesz robić na drutach ani szydełkiem, bo jesteś ślepa i nie widzisz oczek!… Nieprawda, czasem widzę jak jest dobre światło… Nie masz czasu, powieści skończyć nie możesz, a dłubać ci się zachciało?… No dobrze, ale odłożysz tylko to, w czym nieładnie wyglądam… Wszystko w co nie wchodzisz, ty babo!… Nie! Na pewno jeszcze kiedyś wejdę, lepiej schować na strychu, może dziewczynki sobie coś wezmą, może będą szyły, przerabiały, wymyślały… Oj, ty durna. Gdzie dziś będą przerabiały? Jak się mała dziurka zrobi albo plamka to wyrzucają i nie patyczkują się, nie te czasy!
I jak tu zachować zdrowy rozum ( nie mylić z rozsądkiem)  😉 Część spakowałam i wyniosłam na strych, uległam tej wewnętrznej marudzie 😉 Ale mnóstwo jeszcze zostało do zrobienia. Mam wrażenie, że dojrzałam do uporządkowania różnych fragmentów życia codziennego, nie tylko ciuchów.

Dla odpoczynku i zaspokojenia wewnętrznej potrzeby posadziłam z pomocą babci D. kupione w czwartek pelargonie. Pojawiła się pani z kwiatkami, więc mogłam sobie na taką przyjemność pozwolić. Wykorzystałam zamiłowanie babci D. do roślinek. Myślę, że się tym ucieszyła. Sadzonki aksamitek, które posiałam w pojemniczkach, poprzesadzała do skrzynek wprawdzie nie tak jak miało być, ale nieważne. Dogląda tych roślinek, patykiem spulchnia im ziemię, co chwilę wstaje z krzesła i chodzi koło nich, ogląda, przesadza, rozsadza, podlewa. A one rosną, wbrew moim obawom, że nie przeżyją nieustannego ruszania i oglądania korzonków czy urosły. Jak dziecko zupełnie, ale coś w tym jest. Widocznie czyni to z miłością, bo rosną 🙂
Rozkwitła też różyczka, którą dostałam kilka lat temu od synowej w doniczce na imieniny. Wsadziłam ją do ziemi i rośnie pięknie do tej pory.


Kulinarnie – w sobotę zrobiłam befa Lucy, czyli mojej siostry potrawę doskonałą na wszelkie imprezy w tym ogródkowo-działkowe. Kroi się kiełbasę w kostkę mniej więcej centymetrową, tak samo cebulę. I kiełbasy i cebuli „pi razy oko” powinno być tyle samo. Do tego przecier pomidorowy się dodaje i dusi do rozpadnięcia cebuli plus sól, pieprz, czosnek granulowany (niekoniecznie jak ktoś nie lubi), paprykę i trzeba co trochę mieszać dolewając nieco wody, żeby się nie przypaliło. Mąż bardzo lubi, a ja lubiłam. Ponieważ od 26 lutego mięsa nie jadam, muszę popracować na wersją vege, aby równie smaczna była.

Dla siebie zrobiłam placuszki z cukinii (na zdjęciu) . Utarłam cukinię na dużych oczkach, dołożyłam namoczony chlebek tostowy, jajko, mąki ryżowej trochę, sól, pieprz, czosnek i usmażyłam. Bardzo smaczne wyszły. W niedzielę ugotowałam botwinkę. O rety, jaka pyszna! Mąż dokładkę brał, babcia D. zjadła i nie marudziła ani nie wylała do sedesu, co jej się zdarza. Bywa też, że ta sama zupa jednego dnia ląduje w kanalizacji, a drugiego jest chwalona, że jest dobra i „moja ulubiona” 😉 W niedzielę wieczorem zdążyłam jeszcze upiec (wykorzystując tańszy prąd w weekendy)  drożdżówkę Ewy Wachowicz, tę na dużą blachę, z olejem. Jest po prostu rewelacyjna! Wytrzymuje bardzo długo zachowując smak i świeżość.
W czwartek wybrałam się do Piaseczna po raz pierwszy od długiego czasu, już koniecznie chciałam  się przelecieć, żeby nie zwariować. I tak musiałam zaliczyć bankomat, więc jestem usprawiedliwiona. Po drodze zobaczyłam piękny jaśmin i baner na balkonie, na widok którego się uśmiechnęłam do siebie.

Rozkwitły różowe piwonie, są bajkowe po prostu. Magda, dla Ciebie zgodnie z obietnicą 🙂

Królową wiosny jest zdecydowanie piwonia 🙂

Musimy się nimi nacieszyć, my wielbicielki piwonii, dopóki kwitną i pachną. Następne będą dopiero za rok.

A w niedzielę dla odmiany chłodniej. Psiepsioły tym razem chętnie poszły i o szóstej rano zrobiliśmy ładny spacer, nawet miały ochotę na zabawę i pobiegały, poskakały, chowały się w trawie co wyglądało jak igraszki małych dzieciaków wypuszczonych z zamkniętego pomieszczenia. Dawno nie byłam w tamtym miejscu. Zauważyłam  z zachwytem, że nie skoszone trawniki zmieniły się w kwietne łąki, a nad roślinami uwijają się roje owadów. Cudnie! Bezapelacyjnie na pierwszy plan wysuwają się maki. Takiej ilości nie widziałam chyba nigdy w jednym miejscu. Nie, nieprawdę mówię, u Myszki na zdjęciu w zeszłym roku widziałam pole maków 🙂

Mak jest królem tegorocznej wiosny 🙂

Mogłam zobaczyć tego wiosennego króla, ponieważ mądra decyzja o pozostawieniu trawników w stanie naturalnym w imię ochrony roślin i owadów, ratowania pszczół, sprawiła, że maki przeżyły i pokazały całą swą delikatną urodę. Poprzednio były koszone razem z trawą, w zeszłym roku już nie i mogły się rozsiać po całej okolicy.

A poza tym… wciąż myślę o słowach prof. Mariana Turskiego i jedenastym przykazaniu. I nie mogę przestać…

Trzymajcie się zdrowo!

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

32 odpowiedzi na Czerwcówka 2020

  1. Magda pisze:

    Anusieńko :)**** – dziękuję !!
    A uważajcie na kleszcze na tych spacerkach! zatrzęsienie !!
    ściskam najserdeczniej !
    ps. maki też piękne 🙂

    • anka pisze:

      Magduś:-) To ostatni taki spacer był, chyba do jesieni. Nie da się wejść, tylko przy samym brzegu od drugiego osiedla. U nas nie da się nawet skosić, bo to mokradła. Skitek dostaje tabletki, Szilka ma obrożę p. kleszczom. Na razie działają.
      Prawda, że piękne? Jedne i drugie, jedne domowe, drugie dzikie, jedne różowe, drugie czerwone – w różnorodności cały urok… Przytulanki 🙂

  2. zamyślona pisze:

    Piękne te Twoje spacery, piękne okolice z zielenią i kwiatami i pięknie o nich piszesz. Ja na razie nie wychodzę jeszcze poza ogrodzenie naszej działki, chociaż kilkadziesiąt metrów od nas jest duży las. Najlepiej czuję się w domu lub blisko domu. Nasze pieski, biegają po sporym, ogrodzonym terenie, obszczekują każdego przechodzącego ulicą człowieka i nie narzekają sobie. Pozdrawiam cieplutko. Marysia.

    • anka pisze:

      Maryniu:-) Masz sporą działkę, więc przestrzeni nie brakuje pieskom, mają się gdzie wybiegać. Moja jest maleńka, ale Skitek też obszczekuje przechodzących za siatką, na ulicy taki odważny nie jest. I tak najpierw zerka czy Szilka za nim biegnie, i dopiero jak widzi wsparcie to udaje bohatera 🙂
      Ja też najlepiej się czuję w domu i najbliższej okolicy. Nie lubię chodzić do sklepu, co przecież było jedną z życiowych przyjemności, staram się tam być tylko raz w tygodniu, z konieczności. Usiłuję trzymać dystans na ulicy, chustkę/maskę mam zawsze przy sobie aby móc zawiązać w każdej chwili.
      Uważaj na siebie, dbaj jak do tej pory. Przytulam serdecznie 🙂

  3. Urszula97 pisze:

    No patrz, pieski też potrafią pokazać swoje,kto tu rządzi. Z tymi porządkami to udana jesteś,dziewczyny nie wezmą,ja jak już odłoże to już nie ma.Kochane piwonie, za szybko przekwitają,są takie cudowne. Zdjęcia Maków cudowne.Pozdrawiam.

    • anka pisze:

      Ula:-) Takie odłożenie na strych to najczęściej etap przejściowy przed ostatecznym rozstaniem, bo gdyby worek został „na oczach” to po sztuce wyjmowałabym po kryjomu sama przed sobą 😉 bo przecież szkoda, żal wyrzucić… Najlepiej, jakby komuś pasowało i sobie wziął. Na Ursynowie tak było. Wymieniałyśmy się jak się którejś z dziewczyn znudziło, czy nie pasowało z innych powodów i wszystkie były zadowolone. Czasem jest ogłoszenie o zbiórce odzieży i innych rzeczy dla jakiejś fundacji czy innej grupy i wtedy wystawiam z radością.
      Maki i piwonie cudne, naprawdę król i królowa wiosny. Serdeczności 🙂

  4. Krystyna 7.8 pisze:

    Spacery dobre na wszystko tzn na stres, na handrę, na bóle w kościach. Serdeczne pozdrowienia.

    • anka pisze:

      Krysiu:-) Jak w Kabarecie Starszych Panów, tylko tam było „piosenka jest dobra na wszystko…”, a tu spacery 🙂 Serdeczności!

  5. Mysza w sieci pisze:

    O tak.. „nie bądź obojętny” to przykazanie wartościowe w każdym czasie, w teraźniejszym jeszcze bardziej. Co do wewnętrznych sporów przy wyrzucaniu ubrań, nauczyłam się już tę blokującą stronę pacyfikować stwierdzeniem, że i tak noszę tylko te ulubione, albo świeżo kupione. I przemawia do mnie widok zabieranej przez stare ubrania energii i tego miejsca, które się kurczy. Wyrzucam, sprzedaję i już się nie oglądam za siebie. Czerwcówka widzę u Ciebie kwitnąca i smakowita 🙂 U nas rozpoczęła się podróżami i plażowaniem, większość zdjęć mam w błękitnych kolorach 😉 Takie napisy pocieszające, typu „będzie dobrze”, albo „damy radę”, widzieliśmy też i na trasie, na wielkich banerach reklamowych. Podnoszą na duchu 🙂 Miłego letniego tygodnia Aniu!

    • anka pisze:

      Myszko:-) Reprezentujesz upragnione przeze mnie podejście do sprawy ciuchów – ale, póki co, nieosiągalne 😉 Wciąż nie udaje mi się przeciąć z nimi więzi choć wiem, że trzeba. Cóż, nikt nie jest doskonały 😉
      Cieszę się wraz z Wami, że wreszcie macie przestrzeń a MK możliwość wybiegania się i „rozenergetyzowania” na świeżym powietrzu bez zamęczania rodziców w zamkniętym pomieszczeniu 🙂
      Samych dobrych chwil, buziaki !

  6. jotka pisze:

    Oj, z ciuchami mam podobnie, co uświadomiła mi pandemia, więc na emeryturze to w ogóle będę potrzebować mniej.
    Placków żadnych dawno nie robiłam, chodzą za mną racuchy z jabłkami:-)
    Uściski dla Was wszystkich, choć kwiatów zazdraszczam!

    • anka pisze:

      Jotuś:-) Zdecydowanie mniej i innych, ja emerytka Ci to mówię 😉
      Z jabłkami też dawno nie robiłam, przypomniałaś mi, że muszę kupić jabłka, zaraz wpiszę na listę zakupów, bo dziś dzień „sklepowy”.
      Kwiaty przecudne, teraz i u mnie zakwitł jaśmin, choć marniutki, ale pachnie zabójczo 🙂 Serdeczności!

  7. BBM pisze:

    Budujące te banery na koszmarne czasy. Zdumiewa mnie, że można tak bardzo tak szybko zdziczeć. I wiem, że nie wolno się z tym godzić ani szukać usprawiedliwień braku reakcji, bo takich usprawiedliwień nie ma!
    A makowa łąka piękna.
    Pamiętasz czeską dobranockę „Makowa panienka”? Tak mi się skojarzyło! 🙂

    • anka pisze:

      Matyldo:-) Nie wiem, czy to nagłe zdziczenie. Bardziej stawiałabym na zrzucenie maski, bo nie ma potrzeby się z nią męczyć, skoro przykład idzie z góry.
      Pamiętam Makową Panienkę 🙂
      Matka Natura jakby chciała nam złagodzić wszelkie zło swoim pięknem, stara się bardzo i cudnie jej to wychodzi 🙂

  8. bognna pisze:

    „Czerwcowka”? po raz pierwszy sw zyciu slysze takie slowo.
    Jak widac na nauke nigdy nie jest za pozno;)

    • anka pisze:

      Bognna:-) Skoro długi majowy weekend to majówka, więc dlaczego długi czerwcowy nie może być czerwcówką? Tak pomyślałam, Myszka zaakceptowała i zostało. Wprawdzie nazwa bardziej mi się z nalewką kojarzy, ale skojarzenia nie muszą być zawsze adekwatne do rzeczywistości, np. praworządność i sprawiedliwość mogą się kojarzyć z pewną partią – a przecież nic bardziej mylnego…
      Głaski dla Hectora i pozdrowienia od psiepsiołów 🙂

  9. Pola pisze:

    Z tą redukcją zasobów szafowych mam tak samo, jak Ty 🙂 Oglądam każdą rzecz i każdej mi szkoda. Ale dużo też wywożę do kontenera PCK, a potem szukam. Gdzie to mam, bo właśnie by mi pasowało-zastanawiam się potem nie raz 🙂 Echhh…
    Spacery z psiakami cudne. To one narzucają rytm i dystans 🙂 fajnie!

    • anka pisze:

      Polu:-) Cieszę się, że mnie rozumiesz w kwestii szmatek 🙂 Do kontenera nie oddaję odkąd już kilka razy widziałam porządne, czyste, poskładane ubrania oddane przez kogoś w dobrej wierze – rozwłóczone w okolicy pojemnika przez kogoś. Pijaków, meneli, wandali… nie wiem, ze zwykłej złośliwości czy z podłości – jak ten smarkacz, który z premedytacją zajechał drogę rowerzystom narażając ich życie. Westchnąć tylko… Ciuchy składam i czekam na zbiórkę w osiedlu, co jakiś czas jest ogłoszenie i wtedy wystawiam.
      Psiaki cudne i kochane, ale i leniwe ostatnio, odkąd zrobiło się ciepło nie chce im się dalej chodzić. Najchętniej śpią w chłodnym miejscu. Teraz do Ciebie machają łapkami 🙂

  10. Lucy pisze:

    U nas w sobote tez bylo tragicznie, 30 stopni, bez slonca, powietrze przyciskalo do ziemi. W niedziele lunal deszcz, zwiekszajac wilgotnosc powietrza, czyli- czy wyszlas akurat spod prysznica, czy nie , jeden pot i klejace sie cialo.
    A kleszczy faktycznie zatrzesienie. Mirka krótkowlosa i zólta, bo widze, jak na niej siedza, gdy wyskoczy po buszowaniu w trawie. Sciagam. Zreszta na niej kleszcze dlugo nie pozyja, Mirka dostaje Bravecto.
    P.S. Nie noszonych szmatek, szatek i ciuszków, po prostu pozbyj sie z domu 😉
    Pozdrawiam!

    • anka pisze:

      Lucy:-) Dziś (środa) duchota niemożliwa i lunął deszcz, zmienił się w ulewę „jak z cebra”, a potem w grad. Grzmiało na dodatek. Jak przestało wyszłam po południu z psami na szybko, bo znów się chmurzyło. Znowu lunęło. Teraz świeci słońce, ale jest duszno, wilgotność powietrza duża.
      Skitek dostaje tabletki Simparica od weta, Szilka ma obrożę Foresto, na razie działają.
      W kwestii szmatek masz rację, tak jak Myszka 🙂
      Serdeczności! Głaskanki dla Mirki!

  11. Stokrotka pisze:

    To ja tylko o tych przepięknych łąkach napiszę.
    Też się cieszę, że nikt ich nie kosi bo są przepiękne. Także w centrum Warszawy…

    A na podwarszawskiej działce właśnie takie piwonie mi zakwitły…
    Pięknych dni Anko :-)!!!

    • anka pisze:

      Stokrotko:-) Cieszą się oczy 🙂 Gdzie nie spojrzeć – Matka Natura mówi: patrzcie i podziwiajcie, i pamiętajcie, że ja sobie bez was poradzę, wy beze mnie nie!
      Spotkałam jeszcze ciemniejsze peonie, są na działce, którą mijam idąc z psiepsiołami. Innych kolorów nie widziałam, tylko te trzy: biały, różowy i ten ciemny. Wszystkie cudne.
      Serdeczności i radości Stokrotko 🙂 Duuużo!!!

  12. Bożena pisze:

    Moja Luna też często protestuje przeciwko spacerom, zdecydowanie nie lubi za daleko odchodzić od domu, a podczas upału jest tak leniwa, że nawet do wody nie chce się jej iść. I niestety urywa kwiaty piwonii 🙁

    • anka pisze:

      Bożenko:-) Trudno, piwonie zakwitną znowu za rok, a Luna za rok nie będzie już przeuroczą szczenisią, tylko młodą sunią 🙂 I również uroczą i piękną 🙂 Wygłaszcz ją ode mnie i wyprzytulaj to cudo małe 🙂

  13. amasja pisze:

    Fantastyczna notka, Aniu! Pełna zieleni, czerwonych maków, zapachu piwonii i drożdżowego ciasta:-) Po prostu pachnąca życiem i domem:-)
    I ja lubię cukiniowe placuszki, w ogóle lubię cukinię i mogę ją jeść nawet na surowo:-)
    Prawda, że bez mięsa da się żyć? I to jeszcze jak! A najlepsza jest świadomość, że nie zjada się swoich braci mniejszych. Tak człowiekowi jakoś lżej na duszy i sercu. I na żołądku też;-) To bardzo miłe uczucie.
    Porządki w szafie staram się robić systematycznie ale…różnie z tym bywa. Dla mnie pozbywanie się niepotrzebnych rzeczy to swego rodzaju katharsis. Z każdą odłożoną na bok rzeczą uwalniam się od złej myśli, jakiegoś problemu, czegoś co leży mi na wątrobie;-) I jeżeli już decyduję się coś wyrzucić to nie ma zmiłuj!
    Widzę, że Twoje psiepsioły miewają humorki! Ale przecież im wolno. I tak są najukochańsze na świecie:-)
    Serdeczności, kochana! Buziam i tulam:-)

    • anka pisze:

      Amasjo:-) Przede wszystkim dziewczynko kochana sto lat!!! W zdrowiu, szczęściu, radości i miłości!!!!! I spełnienia wszelkich pragnień, które się odwlec musiały w czasie 🙂 Najlepsze życzenie 🙂 🙂 🙂
      Oczywiście, że się da żyć bez mięsa. I oczywiście, że lżej się robi na duszy i sercu, a nawet na umyśle, bo rozumek budzi się z uśpienia 🙂
      Psiepsiołki są najukochańsze na świecie, wszystkie takie powinny być dla swoich ludzi. Serduszka mają tak pojemne jak nikt, a ślepkami potrafią wyrazić całą miłość świata 🙂 I koty też to potrafią, o czym nie wiedzą ci, co nigdy kota własnego w domu nie mieli. Albo raczej, to oni nie mieli szczęścia być własnością kota 😉
      Całuski i przytulańce najserdeczniejsze!!!

  14. fuscila pisze:

    Ślicznota Brackiego wylizała mi obie nóżki. Ponoć to zbawienne jest, ale ja pojęcia o tym nie mam żadnego! Moja jedyna śpiączka Sonia nigdy tego nie robiła! A wszystko to ze strachu przed ogromną, pierwszą w tym roku – burzą!

    • anka pisze:

      Fusilko:-) Masz na myśli suczkę Sonię? Czyżby telefon znowu spłatał Ci figla 😉
      U nas dziś też była burza z ulewą. Tym razem bez gradu. I wciąż słychać pomruk, gdzieś kręci się w okolicy, co trochę nadciągają ciemne chmury, a za chwilę słońce świeci. Takie pomieszanie z poplątaniem i przez to spałabym najchętniej przez cały dzień.
      Zdrowiej 🙂

  15. Ich habe Ihren Artikel mit Interesse gelesen. Ursa Franklin Estrella

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *