Bez włączania Lapcia

Wytrzymałam bez włączenia Lapcia:) To znaczy w sobotę rano włączyłam, przyznaję, ale tylko na chwilę. Sporo miałam do zrobienia ponieważ Duży z Iz. (bez Wnusi K., bo jest nad morzem) mieli wpaść w niedzielę jeszcze imieninowo. Mały z rodzinką wpadnie za tydzień, bowiem bawili na urlopie i właśnie wrócili. Odsapnąć muszą po podróży w upale, rozpakować się oraz duchowo nastawić na powrót do pracy. Nie będę się nad nimi znęcać zmuszając do wizyty w trybie natychmiastowym, sama młoda byłam i jeszcze pamiętam jak to jest 🙂 Mam więc przed sobą miłą perspektywę długiego świętowania i to mi się podoba. Trzeba zająć myśli wyszukaniem albo wypróbowaniem w rodzaju „wielka improwizacja” czegoś dobrego vege, żeby dzieciaki zaskoczyć. Ponieważ lubię i wymyślać, i przyrządzać, i zaskakiwać młodych potrawami, więc będzie to przyjemna chwila oddechu. W końcu się należy, ta przyjemna chwila, dla zregenerowania sił nadwątlonych ostatnimi czasy…
Regeneracji służy z pewnością 1) sen, 2) pożywienie odpowiednie, 3) kontakt z właściwymi ludźmi, 4) i jeszcze ruch.Ze snem różnie bywa:) Usypiam wieczorem na stojąco starając się nie usypiać i wmawiając Mężowi, że przecież oglądam tv, w związku z czym ani spania, ani oglądania, ani rozmowy nie ma w pełnym wymiarze. Pożywienie zdrowe być powinno, wiadomo wszem i wobec, lecz nie zawsze domownikom zdrowe smakuje, więc czasem chce się coś niezdrowego zjeść. Punkt trzeci najłatwiej zrealizować, bo odkąd jestem na emeryturze nie muszę się zadawać z tymi, z którymi nie chcę. Nachodzą mnie jeszcze co niektórzy w nocnych koszmarach, ale po obudzeniu mogę odesłać je, te osoby, tam gdzie ich miejsce, czyli do diabła. A ruch? Przecież ruch to zdrowie co jest świętą prawdą. Tego mi nie brakuje, bo z Szilunią robimy sobie długie przechadzki. Poza tym ruszam się w kuchni, w ogródku. Do Piaseczna poszłam z kijkami zamiast jechać autobusem. 

A przy okazji – jakie to ładne miasteczko się robi. Czuję się zupełnie jakbym była na wczasach. Wrażenie potęguje Ryneczek zapraszający do spoczęcia na ławce i popatrzenia na dzieciaki szalejące pod strumieniami wody wytryskiwanymi z fontanny, scena zamontowana czynna przez cały sezon i ożywiana imprezami, sklepiki, kolorowe kwiaty w różnych miejscach zasadzone dla upiększenia. Poza tym rewitalizacja miejskiego parku oraz skwerku w samym centrum się odbywa. Jest kilka zabytkowych budynków, które mają być wyremontowane jak np. remiza strażacka. Czytam sobie o lokalnych sprawach na stronie Piaseczno news, którą mam w zakładkach i jestem na bieżąco.
W sobotę poświęciłam więcej czasu ogródkowi. Objawiło się to zmuszeniem Męża do przycięcia wierzby japońskiej, która całkiem zdziczała i wyraźnie zaczęła chorować. Ja zaś posadziłam różowe chryzantemki w dłuuugą skrzynkę „dostaną” od Małego. Mieli z K. uprawiać na balkonie roślinki jadalne, ale im się odechciało. Nic dziwnego, od południowego zachodu i bez osłony nic nie urośnie, wszystko się ugotuje. Raz jeden tylko miałam tam ładne pelargonie, ale dwa parasole zamocowałam (zrywane bezustannie przez wiatr) dla osłony przed palącym słońcem, podlewane były kilka razy dziennie przez Tatę, który wtedy spędził kilka dni u mnie. Jak wrócił do siebie natychmiast zdechły i po powrocie z pracy już tylko nędzne resztki zastawałam. Więcej się nie męczyłam.
Skoro dziś lekko i wakacyjnie to przypomniały mi się balkonowe utarczki z gołębiami. Kiedyś po powrocie z urlopu zastałam na balkonie
(ostatnie piętro) gniazdo a w nim dwa jajka. Złapałam te jajka i już miałam wyrzucić za barierkę, ale przemknęła mi przez głowę myśl, że może długo one tu już leżą. Odłożyłam więc do gniazdka. Całe szczęście, bo nazajutrz wykluły się maleństwa! Pierwszy raz w życiu widziałam to na żywo. Odnośnie gołębi, bo kurczątka widywałam u babci. Otóż gołąbki wykluły się żółciutkie! Nigdy bym w to nie uwierzyła, gdybym nie zobaczyła na własne oczy. Wychowały się na moim balkonie, obserwowałam jak dorosłe się nimi opiekowały, jak dbały o nie, nie tylko karmiły ale widziałam więź między nimi. Wspaniali rodzice, szkoda, że ludzie nie zawsze tacy są. Musiałam mieć zamknięte drzwi balkonowe ponieważ moje koty, Misia i Maciuś, były nimi bardzo zainteresowane. Szczególnie Maciuś, bo Miśka stwierdziła, że nie da się ich upolować i odpuściła. Maciuś był zawsze przyjacielsko nastawiony do świata, przesiadywał po jednej stronie szyby, gołąbki zaś, niezwykle szybko rosnące, po drugiej. Wyglądało jakby były do siebie wzajemnie przytulone. Po ich dorośnięciu sprzątania ile miałam może sobie wyobrazić tylko ten, kto miał gołębie na balkonie. Więcej już nie pozwoliłam gniazda zrobić, pilnowałam, powiesiłam szeleszczące torebki, żeby odstraszyć. W końcu się udało. Myślę, że te „moje” długo nie pożyły skoro nie bały się kotów, bo wychowały się z kotem „przez szybę”. Z tego powodu nigdy więcej piskląt na balkonie, mniejsza o sprzątanie.

31.07.2017

  • kolewoczy Czasem taki odwyk od internetu jest wskazany dla psychicznego zdrowia… albo sprawdzenia czy już jesteśmy uzależnieni 😉
  • annazadroza kolewoczy:) Masz rację, dzięki „odłączeniu się” nadrobiłam domowe zaległości. TV też wyłączam w ciągu dnia, przedtem – w czarnym tygodniu – nie dałam rady. A przecież bez względu na wszelkie zewnętrzne zawirowania, które na dodatek nie zależą od nas, pora wrócić do normalności. Życie toczy się dalej:)
Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *