Wczoraj wyjątkowo się napracowałam, tak bardzo, że Lapcio odpoczywał przez cały dzień, nawet na niego nie spojrzałam. Odkąd rozpoczęłam blogową przygodę, wszystko inne poszło w kąt. Tak mnie wciągnęło, że domowe obowiązki traktowałam po macoszemu, odbębniałam je po łebkach. Tak być dłużej nie może, postanowiłam więc poświęcić wczorajszy dzień na odrobienie zaległości. Zaraz po spacerze z Szilką i przygotowaniu śniadania dla rodziny udałam się po pelargonie i aksamitki, uprzednio przygotowawszy dla nich miejsce. Dużo by mówić co w tym celu wykonać musiałam, ale wykonałam, zmęczywszy się przy tym okrutnie. Aha, muszę o czymś wspomnieć, bo to ważne 🙂 Moja przyjaciółka M. kazała mi poszukać na You Tube: „chińskie ćwiczenia na kręgosłup”. Poszukałam, obejrzałam, stwierdziłam, że kiedyś wypróbuję, oczywiście, kiedyś… Natomiast jedno przyciągnęło moją uwagę w związku z podjętą decyzję o powrocie do sylwetki sprzed lat 🙂 Ha, ha ha… A niby dlaczego nie? … Otóż polega na tym, żeby wciągnąć brzuch i nakleić nań od biodra do biodra szeroki plaster na rolce. A to w celu ćwiczenia bycia na wdechu przez cały czas, bo to pomaga na kręgosłup i na organy wewnętrzne… zresztą kto chce, niech sobie poszuka na YT. W każdym razie ja to zrobiłam z samego rana, więc przy wszelkich ogródkowych czynnościach typu kucanie, schylanie, klękanie itd. musiałam pamiętać, żeby mieć cały czas wciągnięty brzuch. Spróbujcie! Ale dzielnie trwałam w postanowieniu. Potem przejrzałam zawartość lodówki, poszłam do Biedronki, przyniosłam zakupy, ugotowałam zupę brokułową. Drugie miałam z poprzedniego dnia, więc zajęłam się farszem do pierogów. Wnusia K. zapowiedziała się na weekend, więc zrobię ruskie pierogi, bo mała (jaka mała!) lubi. Ponieważ babcia D. z kolei nie lubi – przygotowałam drugi farsz z pieczarkami. Prócz cebuli dodałam ugotowaną kaszę jaglaną, w ten sposób już kilka razy ją przemyciłam i nikt się nie poznał, korzyść zdrowotna jak się patrzy 🙂 Jeszcze sałatkę jarzynową zrobiłam, ugotowawszy w zupie składniki, zaś jajka osobno:) W międzyczasie zachciało mi się przearanżować pokój – cały czas na wdechu. I tak szalałam do nocki ciemnej. Wyszłam z Szilką, bo Mąż był z nią po południu z racji moich wyczerpujących zajęć i ledwo dowlokłam się do łazienki. Dziś już plastra nie nakleiłam bo mnie cała skóra swędzi, ale brzuch wciągam z ochotą jak tylko sobie o tym przypomnę.
A babcia D. przez dwa dni zaskoczyła pozytywnym zachowaniem. Zero agresji i awantur, nie pamięta co było przed chwilą, chowa swoje drobiazgi i szuka – ale spokojnie. Żeby choć kilka dni potrwało. Taka choroba, jak dr Jekyll i Mr Hyde. Nigdy nie wiadomo który przyjdzie.
9.06.2017