Spokoju nadal nie widać, jakaś taka niemożliwie intensywna końcówka roku się zrobiła. Ten rozpoczynający się tydzień w rozjazdach, przyszły też, w tym coś, czego najbardziej nie lubię – wizyty u lekarzy specjalistów, brr..
Calineczka jest przeziębiona, w dalszym ciągu do żłobka nie chodzi, katar ją męczy, ale energii nie pozbawia. Apetytu niestety tak, a więc wcisnąć jej cokolwiek do pysia to sztuka niemała. Byłam od 8-ej rano do ok.16-ej, przez ten czas zjadła odrobinę owsianki (normalnie ulubionej), jeden kwadratowy serek kiri, wypiła trochę soczku oraz jeden kubeczek kakao. Drugi kubek zawartości został pozbawiony w sposób gwałtowny i nieprzewidziany przeze mnie, choć niezamierzony… 🙂 – kakao wylało się na stolik, krzesło i podłogę. Oczywiście samo 🙂 Dobrze, że szkrabusia miała na sobie nieprzemakalny śliniaczek z kieszonką, dzięki czemu ubranko zostało uratowane. Na każdą propozycję jedzenia odpowiedź była jedna: nie, nie, nie, nie chcę! Tak było dopóki nie poczuła zmęczenia, ale nawet zamykając oczka mówiła: nie chcę, nie chcę, nie chcę! Wreszcie stwierdziła: lulu. Przytuliła się i usnęła patrząc na kołyszące się drzewa. Nie włączałam przez cały czas ani jednej bajki do oglądania, nie było takiej potrzeby, bez tego miałyśmy sporo różnych zajęć. Owszem, wyczerpujących babcię 😉 ale co tam, babcia wróciła do domu i siedzi odpoczywając, a czas spędzony z kruszynką – bezcenny.
Dziadek poszedł z psami sam, babcia nie miała siły iść na wieczorny spacer, za to miała chwilę, by zapisać powyższe słowa, jutro znów czasu braknie. Pojadę do Mary „pooperacyjnie”, wrócę wieczorem. To znaczy jak będzie ciemno. Bardzo nie lubię, gdy dzień jest taki krótki, Kiedy robi się ciemno od razu chce mi się spać.
Wróciłam autobusem, nie chciałam dzwonić po Męża, bo jazda po ciemku to
żadna przyjemność, korki są dodatkową atrakcją, psy trzeba ubierać, a Szila jakoś nie bardzo ostatnio pała chęcią do jazdy, no i strach babcię D. zostawiać samą bez istotnej potrzeby. Dodatkowym atutem przemawiającym za wyborem autobusu jako środka dojazdu do dzieci jest fakt, że niedaleko mam linię autobusową, której zmieniono trasę i wiedzie ona na Kabaty. Z przyjemnością jechałam już trzy razy. Lubię czasem popatrzyć jak ludzie wyglądają 🙂 Ponieważ mam roczny bilet z racji ukończenia odpowiedniej liczby wiosen życia, mogę jeździć bez gorączkowego szukania biletów po kieszeniach, kiedy trafi się potrzeba wyjazdu. Już nie można kupić biletu u kierowcy, co dla pasażerów było wygodne, jednak dla kierowców nie i powodowało dodatkowe opóźnienia.
U nas roczny bilet ulgowy za 50 zł na wszystkie linie można dostać dopiero od 67 roku życia. Teraz (a bardzo rzadko jeżdżę) korzystam z zakupu biletów aplikacją w telefonie, co jest niesamowicie wygodne.
Także czasem zajmujemy się dorywczo wnuczką. Na szczęście jeszcze nie chorowała (puk, puk!!!) i jest dosyć łatwa w obsłudze. Ale i tak, po przyjściu do domu, jestem wykończona!
To-znowu-ja:-) U nas od 65-go, z czego szybko skorzystałam zaraz po urodzinach. W autobusie widzę nieraz ludzi płacących kartą w automacie. Trwa to długo i „kanar” mógłby wyłapać połowę pasażerów zanim autobus dojedzie do kolejnego przystanku.
Twoja wnusia, jeśli dobrze pamiętam, młodsza jest od mojej Calineczki, to i spokojniejsza i łatwiejsza w obsłudze 😉 Dwulatka jest w bezustannym ruchu i trzeba za nią nadążyć. Poprzednio nie spała przez cały dzień, więc babcia była kompletnie wypompowana, wczoraj na szczęście usnęła. Uwielbiam kiedy śpi i przytula się z całkowitym zaufaniem.
To pewne, że niektóre rzeczy same się robią, na bank!
Ten krótki dzień działa na nastrój, gdy wychodzę z pracy jest już ciemno, jedyna pociecha to oglądanie iluminacji świątecznych…
Zdrówka życzę wszystkim 🙂
Jotka:-) Taaa, moim chłopcom też wszystko samo się psuło 😉
Dekoracje świąteczne ratują przed ciemnością, tworzą miły, świąteczny nastrój i poprawiają humor, ale i tak czekam na wiosnę, które jest moją ulubioną porą roku.
Dziękuję i wzajemnie, zdrówka i radości 🙂
Właśnie skończyłam wczoraj zaplanowane na ten miesiąc wizyty u lekarzy i jak nic nagłego nie wyskoczy, to przynajmniej ten „temat” mam odfajkowany.
Co nie znaczy, ze teraz mogę już tylko zająć się przygotowaniem do świąt.
Wiem jaki może być wyczerpujący pobyt u chorej Calineczki, ale jak się tylko po tym trochę odpocznie, to nie oddałby człowiek tego czasu za żadne pieniądze, bo to są chwile bezcenne.
ps.też lubię po mieście jeździć środkami komunikacji miejskiej, samochodem jedziemy tylko wtedy, gdy trzeba przewieźć jakieś większe zakupy. Mam blisko siebie stację metra i właśnie metrem lubię jeździć najbardziej. A jeszcze jak można sobie wybrać czas, kiedy ludzie nie jadą do/ z pracy to jest i wygodnie i przyjemnie.
Życzę Ci, i wszystkim kobietom, by chociaż w grudniu czas rozciągną się, jakby był z gumy;))).
Wilmo:-) Jak Ci dobrze, że masz doktorów z głowy na ten moment.
Nie ma znaczenia, że jestem zmęczona, będąc z maleńką jestem absolutnie szczęśliwa. Mam świadomość szybkiego upływu czasu po doświadczeniu ze starszymi wnuczkami. Dopiero były małymi dziewczynkami, a teraz są większe ode mnie, jedna już pełnoletnia, druga za chwilę będzie… Ten czas jest niemiłosierny! Dlatego teraz cieszę się każdą chwilą 🙂
Metro masz blisko domu, jest to wygoda ogromna. Też tak miałam na Ursynowie. Dzięki temu przestałam marznąć zimą w drodze do/z pracy 🙂 Teraz się cieszę, że autobusowy przystanek jest blisko osiedla.
Bazarek masz pod bokiem, więc i zakupy łatwiejsze, nie trzeba jednorazowo robić dużych. A i wyskoczyć po coś, czego zabrakło, nie jest problemem.
Życzenia cudowne, Wilmo, gdyby się spełniły, byłoby prawdziwy cud 🙂 Buziaki 🙂
Ja jestem zmuszona do korzystania z autobusow. Prawo jazdy gdzies sie juz zdazylo zakurzyc….podobnie jak i inne dyplomy:(((
Szkoda, gdyz komunikacji miejskiej nie znosze, ale ludzi takze lubie obserwaowac. Kiedys spisze na blogu moje wnioski.
Bognna:-) Może warto odkurzyć prawo jazdy? Ja nie zrobiłam w swoim czasie i bardzo żałuję. Obiecałam sobie, że w następnym wcieleniu natychmiast zrobię prawko jak tylko to będzie możliwe 😉
Czy u Ciebie w komunikacji miejskiej też jest taki tłok w godzinach szczytu jak u nas? Obserwować ludzi można bezkarnie, bo większość wpatruje się w ekrany telefonów i świata bożego poza tym nie widzą. Wnioski spisane przez Ciebie będą na pewno ciekawe.
Prawo jazdy mozna odkurzyc. Chorych rak i nog nietety nie……. .
W godzinach szczytu jest tragedia. Mam ten luksus, ze moge planowac sobie dzien skutecznie je omijajac.
Szkoda, że energia która rozpycha maleństwa nie da się zmagazynować na czas późniejszy. Ja rezygnuję z wielu przyjemności z powodu braku energii.
Zniewolona:-) O to to, energia powinna być gdzieś zmagazynowana, żeby można było z niej korzystać w razie potrzeby 🙂 Brakuje mi jej coraz bardziej 🙁
Babcia to najlepsza opieka. Nic tego nie zmieni. Ja też juz nie płace za autobus i tramwaj wkraju. Tu tak. I to plus z metryki. Buziaki
Oooo, biedna Calineczka… Może za kilka dni odżyje całakiem, choć te choróbska takie wredne ostatnio. Dobrze, że odpoczywasz, bo niedługo znowu się szaleństwo zacznie, brrr, już mi stres zaczyna sen odbierać. A ja tylko chcę spokoju i nicnierobienia, bo robię te święta od 30 lat co najmniej i już nie chcę więcej. Przytulam bardzo, a Q macha ogonkiem do Szili.
Ewciu:-) Odpoczywałam wieczorem, bo nie miałam siły ruszyć żadną z czterech kończyn 😉 Dziś też dopiero co wróciłam do domu, tym razem od Mary, która dochodzi do siebie po operacji. Jutro mam nadzieję być w domu, pojutrze znów Calineczka. W przyszłym tygodniu już mam trzy dni zajęte, na razie, o ile znów coś nie wyskoczy. Święta już mi niestraszne, nawet chyba nie będę się nimi wcale przejmować… za mały powód stresu, są sprawy ważne i ważniejsze. A ja też chcę tylko spokoju.
Szilunia odmachuje, dołącza się Skituś i ściskają ciocię Ewę 😉 😉 😉 Ja też 🙂
Jak to grudzień, ja też jeszcze z mężem do neurologa.Zdrówka dla Calineczki, nie ma nic gorszego jak chore dziecko ( no i mężczyzni też).Nasze małe były tez zaziębione ale już dobrze.Dzisiaj mieliśmy przez pół dnia Olka i ponad godzinę malutkiego, niestety musiałam szybciej ściągnąc mamusię bo dziecię żadnej butelki nie przyjmie ale byli do 10 minut.Pogoda też nie jest dla naszego zdrowia.Takie czasy pogodowe.Powoli ogarniesz co masz zrobić.U mnie karpie się już mrożą, udało się kupić żywe.Przepraszam że mało komentuję ale komórka nie chce przyjąć danych .Teraz mam laptopa to jest ok.Pozdrawiam i Ciepłe z Puchatym przesyłam.
Uleńko:-) Masz rację, chory facet jest jak dziecko. Nawet gorszy, dziecko można sposobem przekonać, wytłumaczyć, z niektórymi panami różnie bywa. Biedne te chłopaczki Twoje, jednocześnie dwa chorzutki malutkie to trudna sytuacja. Chciałoby się pomóc, a nie zawsze się da. Calineczka też do mamy przywiązana bardzo. Średnia w jej wieku u nas spędzała weekendy, ona nie nadaje się do tego, taka mamusi córusia, chociaż do żłobka chętnie chodzi, lubi „do dzieci”, ubiera buciki, bierze plecaczek i chce iść 🙂
Tyle się dzieje u mnie, że święta schodzą na dalszy plan, już trochę włożyłam w zamrażalnik. W tym pędzie, który mi jest dane doświadczać w tym roku, muszę być bardziej zorganizowana niż np. rok temu. W sumie dobrze, tylko to męczące jest bardzo.
Karpi u mnie nie ma i nie będzie.
Dziękuję za Ciepłe i Puchate, potrzebne bardzo i odsyłam do Ciebie w celu zwiększenia ilości 🙂 Ściskam serdecznie i zdrowia życzę 🙂
Lucia:-) Masz rację, bo babcia kocha bezgranicznie 🙂
W Italii nie ma żadnych ulg w komunikacji? U nas jest chociaż ten jeden plus wynikający z wieku. Ciepłe i Puchate do Ciebie frunie, bo Ci bardzo potrzebne w dojściu do zdrowia. Ściskam 🙂
Maluchy lubią Babcie… nie ma to jak Babcia 🙂
Ervi:-) A babcie kochają maluchy 🙂
Dwa pierwsze lata Najnajmłodsza mieszkała z nami. Doskonale znam te uczucia, gdy nagle taka mała istotka pojawia się na świecie! Fakt, czasem jest ciężko, ale przecież i tak wiadomo, że kiedyś wyfrunie w swój świat i będzie rzadkim gościem dla babci!
Moja wioska niby jest sypialnią pobliskiego miasta, ale zimą autobusy jeżdżą tak rzadko, że musiałby człek kopę godzin spędzać w mieście, a Dzieci przecież pracują i ciężko „zwalać” sie komus na kark, by doczekać powrotu. Samochód więc nieodzowny, przynajmniej zimą, bo od wiosny można posiłkowac się rowerem!
Fusilko:-) Zbyt szybko czas mija i te kruszynki nasze za szybko rosną, zdecydowanie. Dwa lata miałaś maleńką u siebie i mogłaś uczestniczyć na co dzień w tym niesamowitym cudzie jakim jest rozwój dziecka od urodzenia do dwóch lat. Od takiego „naleśnika” leżącego w pieluchach do samodzielnej dwuletniej osóbki, która już ma świadomość „JA” i nie waha się jej używać 😉
Zawaliłam z prawem jazdy i nie mogę odżałować, ale już nic nie poradzę, moje zagapienie, moja wina, trudno. Tym bardziej doceniam wszystkie dziewczyny, które swoją szansę wykorzystały, dzięki czemu są samodzielne i samowystarczalne (pod względem komunikacji ze światem).
Widzę, że nie tylko u mnie czas śmiga jak szalony. Kiedyś byłam na sesji u mistrzyni reiki i poradziła mi robić takie czary mary kiedy potrzebujemy więcej czasu. Chwycić obiema rękami pustkę, wyobrażając sobie, że to „gumowy czas” i rozciągać go, jakby się gumę rozciągało, tak, żeby poczuć to napięcie w rękach jednocześnie wypowiadając „rozciągam czas”. Naprawdę sobie nie żartuję, tak radziła. Kiedy to robiłam, to miałam nawet wrażenie, że jest lepiej, ale oczywiście wkrótce o tym zapomniałam. Dopiero czytając Twój post ponownie zaświtało mi to w głowie. Chyba zaraz sobie rozciągnę swój czas 🙂 Pozdrawiam i trzymaj się ciepło w ten ciemny, grudniowy czas! Już niedługo dzień znów zacznie się wydłużać 😀
Bożenko:-) „Rozciąganie czasu” bardzo mi się podoba. Można dołączyć np. naładowanie energią rozciągniętego czasu. Tak mi przyszło do głowy. Spróbuję. Wiem, że nie żartujesz, Reiki jest blisko mego serca 🙂
Niedługo rzeczywiście dzień będzie coraz dłuższy, od urodzin mojej mamy 🙂 Miałaby 96 lat, zatrzymała się na cyfrze 66…
Kiedy jest jasno i świeci słońce – od razu chce mi się żyć. A dziś po południu widoczny był niesamowity księżyc, taki wielki, okrągły jak piłka, pomarańczowy – wisiał tuż nad domami, zaś z drugiej strony zachodziło słońce. Takie cuda oglądam dzięki psiakom, które zmuszają do wychodzenia na spacery bez względu na pogodę. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Tak, dzisiaj pełnia 🙂
Pięknie widać, akurat nie ma w tej chwili chmur zasłaniających księżyc 🙂
Przez tyle lat jeżdżąc samochodem nie wyłapałam momentu zakupu biletów w aplikacji czy nawet w automacie 😉 Powoli zapoznaję się z tematem, bo miasta są już tak zapchane autami, że brakuje miejsc do parkowania i w szczycie tylko autobus do centrum ma sens. Zresztą często bilet wychodzi taniej niż opłata parkingowa.
Zdrowia dla Calineczki i wielu miłych spotkań z Wnusią 🙂
Myszko:-) Miasta są okropnie zakorkowane. A jeśli zdarzy się jakaś awaria w mieście, jak choćby dziś na Czerniakowskiej w W-wie, stoi całe miasto, bo nie zawsze się da objechać inną drogą. Jeśli jest możliwość dojechania autobusem, to warto korzystać. Mniej nerwów, taniej i poczytać można po drodze 🙂
Dziękuję w imieniu malutkiej, dla Was też Ciepłe i Puchate, żeby Mały mógł chodzić bez przeszkód do przedszkola, a Ty w tym czasie odetchnąć i pozałatwiać różne ważne sprawy 🙂
Zapracowana jesteś bardzo. Ten przedświąteczny czas jest szczególnie stresujący, bo i roboty więcej niż zwykle i chciałoby się, żeby wszystko było perfekt! I zawsze na koniec okazuje się, że najważniejsza jest atmosfera i najzwyklejsza rodzinna rozmowa… 🙂
Matyldo:-) Może nie zapracowana tylko zajęta, po powrocie do domu nie mam siły na to, co powinnam/chciałabym zrobić. Ale – nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – sprężyłam się i już mam kolejną potrawę do włożenia w zamrażalnik. Mam też świadomość, że perfekcyjną panią domu nie byłam i nie będę, i nie mam takich ambicji. Masz rację, najważniejsza jest atmosfera, obecność bliskich oraz uradowane dziecięce buźki 🙂
Tak…Wizyty u specjalistów to trochę taki diabelski młyn! Gdy wszystko okaże się w porządku, to docenimy życie podwójnie. Calineczka będzie symulować chorobę, żeby babcia była bliżej…A ona ulegnie, bo to obopólna przyjemność!
Zdrówka życzę!
Mokka:-) Calineczka jeszcze za malutka na symulowanie 🙂 Ale najsłodsza na świecie jak każda maleńka wnusia każdej babci 🙂
Mam stracha przed specjalistami, niektórymi oczywiście, ale trzeba stawić czoła wyzwaniu i spotkać się z nimi.
Dziękuję, do Ciebie również życzenia i pozdrowienia płyną 🙂
Ja mam 6-oro prawnucząt. Najmłodsza prawnusia jest jeszcze bardzo maleńka.
Marysiu:-) Masz szczęście pomnożone razy sześć 🙂 Prawnuczęta zaś mają ogromne szczęście mając Ciebie, choć najmłodsza prawnusia jeszcze o tym nie wie. Ale się szybko zorientuje 🙂 🙂 🙂