Ponieważ Ewa- Śmieszka miała urodziny, o czym wcześniej nie wiedziałam, z najlepszymi życzeniami dla niej kwiatki dzisiaj są 🙂
Ewciu!!!
Zabierałam się do notki od poniedziałku, parę słów skreśliłam lecz nie udało się do końca. Co chwilę coś wypadało, a jak już miał być spokój to usypiałam i „po ptokach”. Poza codziennymi obowiązkami, czynnościami – a i przyjemnościami, nie powiem przecież, że ich nie ma 🙂 – pochłaniała mnie nowa powieść, w której z tyłu, z daleka machają znane postacie ursynowskiej „mafii”, lecz rzecz dotyczy całkiem nowego pokolenia. Częściowo jest to kontynuacja „Pasm życia”. Na razie jednak mnie „przytkało”, wena twórcza dobra rzecz, lecz na razie poszła precz 🙂 Wróciłam więc do „tu i teraz”.
Zaczął się październik. Cóż, zgodnie z kalendarzem, nic na to poradzić nie można. Bywa przepiękny gdy jest słoneczny, kolorowy, idzie pod rękę ze złotą jesienią i babim latem. Rozpadało się, rozwiało, wicher taki nadciągnął, że łamał gałęzie i głowy urywał, parasola nie pozwalał utrzymać w ręce. Taki był ostatni dzień września, najwyraźniej nie miał ochoty odchodzić by rok cały czekać na powrót nad naszą piękną krainę:) A rano przyszła niespodzianka: stało się pięknie, słonecznie, bezdeszczowo – czyli październik się ucieszył, że już do nas zawitał 😉
Przez te gwałtowne zmiany obudziłam się przed świtem z bólem głowy, jakieś koszmarne myśli zaczęły po tej bolącej głowie krążyć, znów nie wiem co zrobić z lekarką pierwszego kontaktu, nie mam zupełnie ochoty na wizytę u tej, do której się przeniosłam rok temu (bo bliżej i mniejsze kolejki). Byłam tylko raz i wypadałoby się wybrać choćby po recepty i sprawdzić poziom sklerozy, czyli cholesterolu. Mam opór wewnętrzny i nie wiem czy warto go pokonywać czy po prostu iść gdzie indziej. Czy się przemóc i dać pani dr szansę?
W poniedziałek nacieszyłam się Calineczką 🙂 Byliśmy u niej z Mężem, jej mama poszła na zebranie do żłobka bowiem Krasnusia nasza kochana rozpocznie nowy etap w swoim dwuletnim życiu. Mam nadzieję, że sobie poradzi, samodzielna jest bardzo, energiczna, kontaktowa ale – bardzo związana z mamą. Pomalutku będzie się przyzwyczajała więc może bezboleśnie cała operacja przystosowania zostanie przeprowadzona. Oczywiście dziadkowie są w pogotowiu i awaryjnie służą pomocą. Tatuś Calineczki poszedł do żłobka mając półtora roczku i do wakacji ciężko było, płakał rano i w kółko pytał „pijdzie mama Ania?” potem już bezproblemowo się odnalazł. Wczoraj pilnie słuchaliśmy nowin w sprawie kredytów frankowych. Poza tym chodzimy – gdy nie ma deszczu na dłuższe spacery po południu, żeby nie stracić całkiem formy „złapanej” w Szczawnicy, nawet przebiec kawałek mi się udaje 🙂 Biegania nigdy nie lubiłam, lecz czasem trzeba, szczególnie rano do furtki na łąkę, gdy Skitusiowi bardzo się spieszy 😉
Z ciekawostek „z innej beczki” jeszcze dodam, że w mojej Biedronce – pewnie w każdej innej też – są przeceny, wyprzedaże i nabyłam dżinsy za 15 zł. para i leżą bdb. Poleciałam więc następnego dnia i wygrzebałam jeszcze 2 pary w moim rozmiarze. Ucieszyłam się, ponieważ chodzę tylko w dżinsach. Przed odejściem na emeryturę zamówiłam w Bon Prixie kilka par takich najtańszych na „po domu” i właśnie się wydarły, dlatego się rzuciłam na biedronkowe 🙂 I jeszcze kupiłam tackę pod psią miskę, bo Skituś okropnie chlapie wodą kiedy pije.
Dobrego weekendu i odpoczynku Wam życzę, a kolejny odcinek perypetii Aldony jutro rano będzie. Macham serdecznie i z rozmachem 🙂 🙂 🙂
Oj, u mnie październik też źle wpływa na głowę, te zmiany pogody pokonają wielu meteopatów. Gdy jeszcze w pracy sajgon, to nie poprawia sytuacji.
Lubie tzw. okazyjne zakupy, bo kupić drogo to nie sztuka, ale po co? Nie poluję na trendy i nowości, a człowiek całe życie nauczony oszczędności nie potrafi wydawać lekko.
Dobrego weekendu kochana:-)
Jotko:-) Młodzież z powojennego wyżu (czyli my) ma zakodowaną oszczędność, umiejętność zrobienia czegoś z niczego bo było trzeba sobie radzić. I tak już zostało. Masz całkowitą rację, po co kupować drogo coś, co można nabyć po niższej cenie i tym się cieszyć 🙂
Życzę Ci spokoju w pracy… jak go nie ma, człowiek się czuje wykończony… jeszcze dobrze to pamiętam i śni mi się po nocy…
Miłego weekendu Joteczko 🙂
Odmachuję równie zamaszyście i serdecznie z Krakowa 🙂
Magduś:-) Pozdrów Kraków!!! W tym roku go ominęliśmy z premedytacją, ale tęsknię więc Ci zazdraszczam (jak mawia Fusilka). Ani w Tenczynku nie byłam, ani w Krzeszowicach, ani na Woli Filipowskiej…. ale w Szczawnicy byłam 🙂 🙂 🙂
Nie można mieć wszystkiego…
Na Starowiślnej dziadek Staszek znalazł babcię Stefę, choć uciekała przed nim po wyjściu z pociągu 🙂 Tak miało być, potem kilkadziesiąt lat byli małżeństwem 🙂
Ściskam Cię najserdeczniej 🙂
To już wiem, co należy nabyć do ogrodu Zosi – rozchodniki i winobluszcz! Dzięki Aniu 🙂
Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy powieści. Miłego weekendu i pogody dobrej do spacerów Wam życzę :))
Myszko:-) Będzie rano, nie chciałam jednego dnia wszystkiego wstawiać, bo by mi się pokręciło. Raniutko wstanę, wyjdę z psami i od razu do Lapcia zasiądę. Jedyny problem może być z logowaniem do własnego bloga, czasem długo trzeba czekać. Ale nie tylko do mojego, do Waszych też, tłumaczę to sobie wiekowym sprzętem. Często komentarz nie chce pójść, szczególnie w blogspocie kiedy trzeba udowadaniać, że się nie jest robotem. Niech sobie będzie Lapcio stary jaki tylko chce aby działał 🙂
Rozchodniki polecam, za życzenia dziękuję, mocno uściskuję 🙂
Zazdraszczam i zawiszczam też! Bo planowałam Kraków, ale z nóżętami nie wiadomo jak będzie, to trzeba przełożyć! Dzisiaj zarejestrowałam się też do rodzinnej po skierowanie na badania podstawowe. Po zawirowaniach ostatnich dwóch lat, zupełnie mi to z głowy wyleciało!
Fusilko:-) Zdrowie najważniejsze, nóżęta wykuruj to i do grodu Kraka pofruniesz:)
Mąż mnie zapisał do pani dr. Dam jej jeszcze jedną szansę 😉 Muszę już pójść, nie mogę odwlekać, ale tak nie lubię 🙁 Będziemy sobie więc w podobnym czasie tę sklerozę mierzyć 😉 Kochana, nic dziwnego, że o sobie zapomniałaś, co innego miałaś na głowie, w głowie i w sercu… ale o siebie zadbać musisz i już. Buziaki 🙂
Macham z zimnego i pochmurnego Kłodzka. Powrotu weny życzę!
Dora:-) W kłodzku ładnie ale jak zimno i wieje to żadna przyjemność, poza widokami oczywiście i podziwianiem ich ewentualnie z czarką grzanego wina/miodu w dobrym towarzystwie 🙂
Dzięki za życzenia, może posłucha i wróci a może się zbiesiła na jakiś czas, kto ją wie 😉
Anusiu kochana, poryczałam się ze wzruszenia, kwiatki jak marzenie i po raz pierwszy takie życzenia dostałam na nie swojej stronie i jak mam cię nie kochać? Dziękuję, dziękuję bardzo. Jeśli to twoja łapka na zdjęciu, to uprzejmie donoszę, że mam obrączkę/pierścionek srebrny, który wygląda identycznie 🙂
Ewcia:-) „Nie rycz, mała, nie rycz…” (King Bruce Lee Karate Mistrz i Piotr Fronczewski 🙂 🙂 🙂 )
To pierścień Atlantów, jak dostałam to go nie zdejmuję, tak na wszelki wypadek bo licho nie śpi 😉 A fotka jest na wyspie obok kwietnego pawia (będą zdjęcia innych figur i całego pawia też), obok końcowej stacji spływu tratwami po Dunajcu. Skituś jako hrabia woli siadać na ławkach niż na ziemi 🙂
U mnie dzisiaj chłodno ale kilka razy wyjrzało słoneczko 😉
Miłego weekendu 🙂
Ervi:-) Teraz ranek, nie pada, wprawdzie zaledwie 7 stopni, ale dało się wytrzymać, nie wieje na szczęście. Jest coraz bardziej kolorowo.
Odwzajemniam życzenia 🙂
Ja też już wskoczyłam w spodnie. Z racji temperatury, która jak dla mnie ciut za zimna na gołe nogi. Spodnie często wygrzebuje na ciuchach, bo szukanie okazji to moja specjalność. Teraz zarzucona z racji przeprowadzki. Z weną tak jest. Raz jest a raz nie. Ja nie mogę skończyć książki… prawie prawie gotowa ale nie do końca. I nie chce mi się. Czekam właśnie na powrót weny 😀
Spacery zawsze wskazane. I utrzymanie kondycji ze Szczawnicy.
Życie żłobkowo przedszkolne to temat rzeka. I cudowne wspomnienia. Buziaki
Lucia:-) Zimno tak, że wyciągnęłam ocieplaną kurtkę na wieczorny spacer. I całe szczęście. Włączyliśmy też ogrzewanie w domu, z tego zimna katar mnie bierze a Męża całkiem już wzięło jakieś paskudztwo. Jedliśmy czosnek na kolację w związku z katarem 🙂
Teraz najważniejsza jest Twoja przeprowadzka, reszta może poczekać. Jak się sytuacja wyklaruje to i wena wróci 🙂 Macham z trzymanymi kciukami 🙂